Candlemass
#7
Candlemass - King Of The Grey Islands (2007)

[Obrazek: R-1173299-1198174580.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Prologue 00:56
2. Emperor of the Void 04:29
3. Devil Seed 05:44
4. Of Stars and Smoke 07:09
5. Demonia 6 06:24
6. Destroyer 07:52
7. Man of Shadows 06:17
8. Clearsight 06:52
9. The Opal City 01:13
10.Embracing the Styx 08:19

Rok wydania: 2007
Gatunek: Heavy Epic/Doom Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Robert Lowe - śpiew
Mappe Björkman - gitara
Lars Johansson - gitara
Leif Edling - bas
Jan Lindh - perkusja
oraz:
Carl Westholm - instrumenty klawiszowe


Powrót Messiaha Marcolina do CANDLEMASS okazał się epizodem stosunkowo krótkim i zaowocował tylko jedna płytą "Candlemass". Odejście Messiaha w 2006 roku było dla wielu sporym zaskoczeniem, większe jednak wywołała informacja, kto zostanie jego następcą.Tak, nowym wokalistą został Robert Lowe z kultowego SOLITUDE AETURNUS, tyle że ten kult nieco przyblakł jeszcze w roku 1994 i nie został odbudowany płytą "Alone" z 2006.  Nikt jednak nie kwestionował wokalnego talentu i możliwości Lowe, gdy ten dołączył do CANDLEMASS  w 2006 roku.
Edling przygotował nowe utwory na kolejną płytę nagrywaną w Polar Studios w Sztokholmie i nie wszyscy zapewne wiedzą, że w pierwszych sesjach nagraniowych uczestniczył jeszcze Marcolin. Coś jednak poszło nie tak i za mikrofonem stanął Robert Lowe, poniekąd w trybie awaryjnym...

Album wydała wytwórnia Nuclear Blast w czerwcu 2007 roku, w kilku wersjach,a niebawem pojawiły się licencyjne reedycje.
Jeśli płyta "Candlemass" z 2005 stanowiła określoną reminiscencję Trylogii o Śmierci, to "King Of The Grey Islands" taką być nie mógł. Lowe jest innym typem wokalisty, bardziej tradycyjnie doomowym, jednocześnie ekspresyjnym w innych kategoriach niż Marcolin. Przepotężne, momentami przytłaczające mocą riffy CANDLEMASS i duszna, średniowieczna atmosfera to nie jest do końca to, w czym Robert Lowe czuje się najlepiej. Trzeba jednak pamiętać, że te kompozycje były przygotowywane pod Marcolina i musiało dojść do kompromisowych zmian.
Nie poszły one jednak zbyt daleko. Sound jest potężny, rozdzierający, przygniatający. Marcolin by to wszystko przekrzyczał w wysokich rejestrach, Lowe gdzieś tu ginie przywalony pancernymi wybrzmiewaniami gitar. Ponadto po prostu słychać, że to miał zaśpiewać Messiah. Znakomity muzycznie Emperor of the Void w najlepszej tradycji Trylogii jest po prostu pozbawiony siły przekazu, której Lowe nie jest w stanie zapewnić. Robert śpiewa najlepiej jak potrafi, ale nie potrafi być Messiahem Marcolinem. Stara się w wolniejszym kruszącym Devil Seed, czy w dramatycznym, ale stonowanym Of Stars and Smoke, ale przecież nie potrafi tu stworzyć tego niesamowitego klimatu zatęchłej celi klasztornej.
Zgrzytem na tym LP jest słaby Demonia 6, natarczywy, z zupełniej innej kategorii i może by się jakoś sprawdził na płytach z Björnem Flodkvistem, ale nie tutaj. Natomiast na pewno do najlepszych należy ciężki, kroczący i nieubłaganie wbijający coraz głębiej w ziemię Destroyer. Potężnie brzmi także zróżnicowany wewnętrznie (łagodne fragmenty wokalne i uporczywe ciężkie riffy pomieszane z solami gitarowymi) Man of Shadows, wydaje się jednak mimo wszystko nieco monotonny.
W Clearsight jest trochę nudy i prymitywizmu gitarowego, nie wiadomo jednak, co by tu wydobył Marcolin, bo Lowe nie wydobył niczego.
Ponury i mroczny Embracing the Styx to najlepszy występ Lowe na płycie, być może dlatego, że jest to utwór przypominający w jakimś stopniu w sposobie narracji kompozycje przeważające na "Ancient Dreams", gdzie więcej jest klasycznego, epickiego heavy metalu w superciężkiej oprawie. Paskudnie jednak wypadają te eksperymenty dźwiękowe w środkowej części utworu (chyba specjalnie przesterowany bas...).

Tu nie chodzi o to, że Robert coś zepsuł. Nie zepsuł niczego, po prostu to nie jest jego muzyka. Wyżej śpiewający Ozzy-podobny, zawodzący wokalista byłby tu bardziej na miejscu, nawet jeśli technicznie byłby gorszy od Lowe. Odejście Messiaha w takim momencie, w sytuacji, gdy zostały przygotowane tak wyborne kompozycje w najlepszej tradycji CANDLEMASS było realną katastrofą, do której zespół nie bardzo chciał się przyznać, ale która ujawniła się po ukazaniu płyty i po tym jak się słucha tego wszystkiego bez Marcolina. Wielki nieobecny.
Muzycy zagrali na tym LP z większym zaangażowaniem niż na "Candlemass". Także sola gitarzystów, są bardziej treściwe, zestaw riffów szerszy. Udane są również partie perkusji Lindha, którego tu jednak słabiej słychać niż na poprzedniej płycie.
Sören von Malmborg, który zajął się masteringiem tej i dwóch kolejnych płyt CANDLEMAS (remasterował także "Chapter VI") stworzył sound doprawdy dewastujący, i jest to do tej pory najcięższy album CANDLEMASS. Może nawet za ciężki i chwilami z tego powodu męczący.
Tu nie brakuje wiele do bardzo dobrej płyty. Tylko Messiaha Marcolina.

ocena: 7,8/10

new 11.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Candlemass - przez Memorius - 17.06.2018, 12:17:26
RE: Candlemass - przez Memorius - 17.06.2018, 12:18:26
RE: Candlemass - przez Memorius - 17.06.2018, 12:19:26
RE: Candlemass - przez Memorius - 11.08.2018, 18:15:23
RE: Candlemass - przez Memorius - 16.11.2018, 15:04:56
RE: Candlemass - przez Memorius - 06.12.2018, 15:19:13
RE: Candlemass - przez Memorius - 11.01.2019, 20:35:22
RE: Candlemass - przez Memorius - 11.01.2019, 21:33:02
RE: Candlemass - przez Memorius - 11.01.2019, 23:05:02
RE: Candlemass - przez Memorius - 22.02.2019, 14:32:08
RE: Candlemass - przez Memorius - 14.11.2022, 18:18:12

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 6 gości