27.02.2019, 16:36:23
Rhapsody of Fire - The Eighth Mountain (2019)
![[Obrazek: R-13228777-1550342703-3850.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/BzNhYdKQJtxrXc9XRuakt9IKgeA=/fit-in/600x600/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-13228777-1550342703-3850.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Abyss of Pain 00:48
2. Seven Heroic Deeds 04:47
3. Master of Peace 05:31
4. Rain of Fury 04:09
5. White Wizard 04:56
6. Warrior Heart 04:29
7. The Courage to Forgive 04:54
8. March Against the Tyrant 09:22
9. Clash of Times 04:41
10.The Legend Goes On 04:33
11.The Wind, the Rain and the Moon 05:22
12.Tales of a Hero's Fate 10:47
10.The Legend Goes On 04:33
11.The Wind, the Rain and the Moon 05:22
12.Tales of a Hero's Fate 10:47
Rok wydania: 2019
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Giacomo Voli - śpiew
Roberto De Micheli - gitara
Alessandro Sala - gitara basowa
Manuel Lotter - perkusja
Alex Staropoli - instrumenty klawiszowe, pianino
22 lutego 2019 wytwórnia AFM Records wydała kolejny album RHAPSODY OF FIRE, pierwszy bez Fabio Lione w roli wokalisty.
Tyle w największym skrócie w ramach historycznej metryczki.
Tymczasem dla fanów tego zespołu to z pewnością album oczekiwany z największym niepokojem od czasu odejścia Turilli, album po raz drugi burzący fundamenty normalności i oczywistości. Fabio Lione zapewne jeszcze w tym roku usłyszymy w nowym wcieleniu RHAPSODY z Turilii jako gitarzystą, tym czasem ...OF FIRE realnie debiutuje nowym materiałem z nowym wokalistą Giacomo Voli, który dostrzeżony został w programie Voice Of Italy i zadomowił się w zespole już w roku 2016.
Nagrania, jakie znalazły się na płycie z nowymi wersjami znanych kompozycji grupy, z nim w roli wokalisty, wzbudziły mieszane uczucia i różne oceny, ostatecznie nie mogą być one jednak w pełni miarodajne.
Grający poprzednio w mało znanym, faktycznie metalcore FAREWELL TO ARMS perkusista Manuel Lotter zastąpił Alexa Holzwartha (też w 2016) i faktycznie ta ekipa RHAPSODY OF FIRE to Staropoli plus nowi muzycy, którzy pojawili się w grupie w kilku ostatnich latach. Legenda i Instytucja wypełniona nową treścią.
Pewnych rzeczy należało oczekiwać. Przede wszystkim kontynuacji stylu z płyty poprzedniej, z przeniesieniem nacisku na symphonic epic power metal i odejścia od neoklasyki i progresywności jako istotnych elementów kompozycji.
Płyta "Into The Legend" była w tej konwencji niemal perfekcyjna, ale tam był Fabio Lione ze swoim wyczuciem patetycznego epickiego stylu...
Giacomo Voli patrząc obiektywnie jest wokalistą bardzo dobrym, a nawet na swój sposób swoistym. Ma głos i nośny i heroiczny i w górkach radzi sobie bardzo dobrze. Jednak ten chłopak się po prostu męczy w bardzo trudnym wykonawczo repertuarze, brak mu swobody Fabio Lione i chwilami można nawet odnieść wrażenie, że śpiewa on poza tonacją.
Fabio zawsze się wpasował we wszystko idealnie, nawet w słabsze melodie natomiast Giacomo, no cóż... Wystarczy posłuchać Master of Peace i wszystko jasne. On tu jest wokalistą, ale czy na pewno jest narratorem?
Realnie na całej płycie zasadniczy ciężar wzięli na siebie Staropoli i Roberto De Micheli, który gra kapitalnie, kreatywnie i fantastycznie technicznie. Trzeba jednak zauważyć, że gra on zdecydowanie bardziej power metalowo niż grał kiedyś Turilli i w ogólnym gitarowym stylu ta płyta zbliża się ku MAGIC KINGDOM, tyle że De Micheli nie jest Guitar Hero klasy Dushana Petrossi. Staropoli wybrnął z pewnych spraw bardzo sprytnie. Owszem, jest tu sporo bardzo dobrych i znakomitych symfonicznych orkiestracji (White Wizard!), chórów i klasycznych patentów RHAPSODY w sferze aranżacji, ale nie wykracza to poza ramy tego co grupa pokazała na płycie poprzedniej i chyba Staropoli zrezygnował z konkurowania z Turilli w tym zakresie. Nie był go w stanie go pokonać i to słuszna decyzja.
Jeśli pogodzić się z tym, że teraz RHAPSODY OF FIRE gra symfoniczny, heroiczny power metal i znajduje się na jednej muzycznie płaszczyźnie z MAGIC KINGDOM czy BANE OF WINTERSTORM, to ta płyta jest wybitnym osiągnięciem w ramach gatunku. Naprawdę, to zestaw wybornych, dynamicznych, pełnych rozpoznawalnych melodii i patetycznych refrenów.
Czy grają ostrzej (Seven Heroic Deeds) czy łagodniej (White Wizard, The Legend Goes On) to zawsze jest to gatunkowo wyborne. Jest to piękne, jest to poruszające, jest to pełne treści. Co za patos w refrenie zamkowej opowieści trubadura Warrior Heart! No, a gdyby wybrać najlepsze wokalne wykonanie na tym LP to chyba wygrywa romantyczny The Wind, the Rain and the Moon. No Giacomo... co za technika i moc przekazu!
Och, tego patosu jest tak dużo na tym albumie. Perfekcyjnego patosu w The Courage to Forgive, czy budowanego na oszczędnej chłodnej neoklasyce i akustycznej gitarze z orkiestrowym planem drugim March Against the Tyrant.
Jeśli już mówimy o chłodnej neoklasyce to kapitanie został zrobiony w stylu malmsteenowskim Clash of Times. Dobrze, że ktoś kontynuuje takie granie, chociaż w ramach urozmaicenia muzycznej treści swoich albumów. Piękne neoklasyczne solo Roberto De Micheli!
Tym razem mega kolosów nie ma i na koniec "tylko" dziesięciominutowy, wypełniony monumentalnym power metalem Tales of a Hero's Fate. Nie można przejść obojętnie nad końcową narracją Sir Christophera Franka Carandini Lee (R.I.P.) i pełnym dostojeństwa chórem. To robi wrażenie.
Wykonanie instrumentalne? Takie raczej poza zasięgiem większości grup grających ten gatunek. Manuel Lotter rozwiewa wątpliwości co do jego przydatności w zespole. Wybitny występ i wybitne partie perkusji w trudnych wykonawczo utworach. Brawo!
Brzmieniowo jak zwykle bardzo staranna realizacja. Tym razem mastering i mix to robota Sebastiana Levermanna z ORDEN OGAN, czyli mistrzowska oczywiście. Całkowicie od siebie powiem jednak, że sound Maora Appelbauma z poprzedniej płyty jakoś bardziej mi się podobał. Tu może trochę zabrakło ciężaru, a może za bardzo sugeruję się soundem z ostatnich płyt MAGIC KINGDOM.
Cokolwiek zrobi ekipa RHAPSODY (Lione, Turilli) to i tak RHAPSODY OF FIRE pozostanie poza ich zasięgiem, bo to obecnie inna kategoria. W pewnym stopniu hermetyczna i lekko snobistyczna muzyka RHAPSODY z dawnych lat w znacznej mierze odeszła w przeszłość. Teraz grupa Staropoli ugruntowała swoją pozycję w absolutnej czołówce melodyjnego, naznaczonego symfoniką fantasy heroic power metalu, gatunku nadal powszechnie uwielbianego, a od jakiegoś czasu pozbawionego charyzmatycznego artyzmu. W takim RHAPSODY OF FIRE wspaniały Giacomo Voli nie musi śpiewać zawsze w idealnych tonacjach...
Do ortodoksyjnych fanów "starego" RHAPSODY ta muzyka niekoniecznie musi trafić, podobnie jak płyta poprzednia. Jednak dla fanów symfonicznego melodic power w epickiej otoczce album obowiązkowy i kto wie, czy nie najlepszy, jaki się w tym roku w ogóle ukaże w tej kategorii.
ocena: 9,9/10
new 27.02.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"