02.08.2019, 11:21:41
Hammerfall - Built to Last (2016)
![[Obrazek: R-9283287-1480030223-7052.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/3uGNu4yQJFk6Qw38Gq7UFkEpn_w=/fit-in/600x582/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-9283287-1480030223-7052.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Bring It! 04:18
2. Hammer High 04:37
3. The Sacred Vow 04:11
4. Dethrone and Defy 05:10
5. Twilight Princess 05:03
6. Stormbreaker 04:51
7. Built to Last 03:52
8. The Star of Home 04:47
9. New Breed 05:02
10. Second to None 05:29
Rok wydania: 2016
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Pontus Norgren - gitara
Fredrik Larsson - gitara basowa
David Wallin - perkusjaoraz chór Gości
W roku 2014 w HAMMERFALL pojawił się nowy perkusista David Wallin. Nowy, ale znany na metalowej scenie z występów w takich zespołach jak STORMWIND czy MEDUZA. Na nową płytę z jego udziałem przyszło jednak poczekać do listopada 2016, gdy zresztą już przestał być członkiem zespołu, choć tylko na krótko.
Wokal Cansa nagrywany w był w USA, reszta w Szwecji, wszystko według tradycyjnej sprawdzonej recepty iw jednym oczywiście celu - Młot musi uderzyć!
W rozpoczynającym ten LP Bring It! uderza nieco ociężale i trudno uznać ten numer za szczególnie porywający jako opener, ratuje go jednak bardzo dobry refren. Prawdziwie potoczystego heavy/power HAMMERFALL trochę tu jednak brakuje. Młot podnosi się zaraz w Hammer High i tu na tle potężnych bębnów chóralnie zaczyna się cos epickiego i w wymiarze metalu MANOWAR, jednak tylko do momentu gdy wchodzą gitary i dosyć miałki w sumie refren, a może nie tyle miałki ile bardziej pasujący do stylistyki MAJESTY niż HAMMERFALL. Taki nieco plastykowy to wyraz barbarzyńskiego heavy metalu niestety... Także i solo dosyć niezdecydowane... The Sacred Vow jest dobry, bez błysku i bardzo typowy dla stylu zespołu z pierwszej dekady XXI wieku i jakoś tu nastąpił powrót do zachowawczego grania z "Chapter V" podobnie jak w co najwyżej dobrym New Breed. Niezbyt się wychylają z czymkolwiek w tej kompozycji, podobnie zresztą jak w Stormbreaker. Pokazują klasę w autentycznie epickim, patetycznym i szybszym Dethrone and Defy i tu gitarzyści dewastują precyzyjnymi riffami a Cans jest elegancki, ale nie nadmiernie ugrzeczniony jak w poprzednich kompozycjach. Jest także bardzo udana partia instrumentalna z urozmaiconymi zagrywkami Dronjaka i Norgrena.
Tina Fernström (flet) i Joakim Svalberg (instrumenty klawiszowe, także w OPETH i YNGWIE MALMSTEEN) wsparli HAMMERFALL w balladowym, heroicznym songu Twilight Princess, który niektórzy uważają za bardzo tandetny. Nieprawda, tu jest właśnie moc heroicznego, epickiego metalu w pompatycznej formie, no i Cans śpiewa tu rewelacyjnie. Dumny, dramatyczny refren tej kompozycji jest przepiękny i poruszający.
Tytuł, który znajduje się na okładce, musi się czymś wyróżniać. Tu mamy numer patetyczny, monumentalny niezbyt szybki, poniekąd hymnowy a jego największą zaletą jest niesamowity chór złożony z elity szwedzkiego i nie tylko metalu różnych odmian i gatunków. Moc! I można nawet wybaczyć to, że sama melodia nie jest na miarę najsłynniejszych podobnych hitów HAMMERFALL. Typowy w średnio szybkim tempie HAMMERFALL jest bardzo dobry i to taki numer trochę zbudowany z tego co już kiedyś było, ale doświadczona ekipa bardzo umiejętnie to maskuje.
Na koniec jeszcze raz pompatycznie i zarazem łagodnie w Second to None. Nieco tu niezdecydowania czy być bardziej łagodnym, czy pompatycznym, ale to bardzo dobre zakończenie płyty.
Na pewno do udanych elementów tego albumu należą chórki w wykonaniu potężnej ekipy gości i to nie byle jakich, bo te nazwiska są pierwszoplanowe w metalu skandynawskim oraz dodatkowe wokale Matsa Levena. To wyborne wsparcie dla Cansa, który zresztą śpiewa wyśmienicie. Pochwalić należy również partie perkusji Wallina, który dobrze wpisał w ogólną klasyczną motorykę zespołu.
Złego słowa nie można powiedzieć o produkcji. Spółka Fredrik Nordström/Henrik Udd ma wypracowany specyficzny rozpoznawalny sound HAMMERFALL, tego się trzyma i efekt jest wyborny. Jedyne co tu jest nowego, to lekko cofnięta perkusja, choć uzyskała ona jakby własny autonomiczny plan.
Grając tyle lat w zasadzie w tym samym stylu, HAMMERFALL nadal jest atrakcyjny, jest w miarę twórczy i solidnie okopał się na pozycjach, do których nikt nigdy się zbliżyć nawet nie próbował. Jest na tym albumie kilka mniej interesujących momentów, ale trudno jest komponować same mega killery, pozostając jednocześnie wiernym bardzo sztywnej formule, jak sobie ten zespół narzucił.
ocena: 8/10
new 2.08.2019
W roku 2014 w HAMMERFALL pojawił się nowy perkusista David Wallin. Nowy, ale znany na metalowej scenie z występów w takich zespołach jak STORMWIND czy MEDUZA. Na nową płytę z jego udziałem przyszło jednak poczekać do listopada 2016, gdy zresztą już przestał być członkiem zespołu, choć tylko na krótko.
Wokal Cansa nagrywany w był w USA, reszta w Szwecji, wszystko według tradycyjnej sprawdzonej recepty iw jednym oczywiście celu - Młot musi uderzyć!
W rozpoczynającym ten LP Bring It! uderza nieco ociężale i trudno uznać ten numer za szczególnie porywający jako opener, ratuje go jednak bardzo dobry refren. Prawdziwie potoczystego heavy/power HAMMERFALL trochę tu jednak brakuje. Młot podnosi się zaraz w Hammer High i tu na tle potężnych bębnów chóralnie zaczyna się cos epickiego i w wymiarze metalu MANOWAR, jednak tylko do momentu gdy wchodzą gitary i dosyć miałki w sumie refren, a może nie tyle miałki ile bardziej pasujący do stylistyki MAJESTY niż HAMMERFALL. Taki nieco plastykowy to wyraz barbarzyńskiego heavy metalu niestety... Także i solo dosyć niezdecydowane... The Sacred Vow jest dobry, bez błysku i bardzo typowy dla stylu zespołu z pierwszej dekady XXI wieku i jakoś tu nastąpił powrót do zachowawczego grania z "Chapter V" podobnie jak w co najwyżej dobrym New Breed. Niezbyt się wychylają z czymkolwiek w tej kompozycji, podobnie zresztą jak w Stormbreaker. Pokazują klasę w autentycznie epickim, patetycznym i szybszym Dethrone and Defy i tu gitarzyści dewastują precyzyjnymi riffami a Cans jest elegancki, ale nie nadmiernie ugrzeczniony jak w poprzednich kompozycjach. Jest także bardzo udana partia instrumentalna z urozmaiconymi zagrywkami Dronjaka i Norgrena.
Tina Fernström (flet) i Joakim Svalberg (instrumenty klawiszowe, także w OPETH i YNGWIE MALMSTEEN) wsparli HAMMERFALL w balladowym, heroicznym songu Twilight Princess, który niektórzy uważają za bardzo tandetny. Nieprawda, tu jest właśnie moc heroicznego, epickiego metalu w pompatycznej formie, no i Cans śpiewa tu rewelacyjnie. Dumny, dramatyczny refren tej kompozycji jest przepiękny i poruszający.
Tytuł, który znajduje się na okładce, musi się czymś wyróżniać. Tu mamy numer patetyczny, monumentalny niezbyt szybki, poniekąd hymnowy a jego największą zaletą jest niesamowity chór złożony z elity szwedzkiego i nie tylko metalu różnych odmian i gatunków. Moc! I można nawet wybaczyć to, że sama melodia nie jest na miarę najsłynniejszych podobnych hitów HAMMERFALL. Typowy w średnio szybkim tempie HAMMERFALL jest bardzo dobry i to taki numer trochę zbudowany z tego co już kiedyś było, ale doświadczona ekipa bardzo umiejętnie to maskuje.
Na koniec jeszcze raz pompatycznie i zarazem łagodnie w Second to None. Nieco tu niezdecydowania czy być bardziej łagodnym, czy pompatycznym, ale to bardzo dobre zakończenie płyty.
Na pewno do udanych elementów tego albumu należą chórki w wykonaniu potężnej ekipy gości i to nie byle jakich, bo te nazwiska są pierwszoplanowe w metalu skandynawskim oraz dodatkowe wokale Matsa Levena. To wyborne wsparcie dla Cansa, który zresztą śpiewa wyśmienicie. Pochwalić należy również partie perkusji Wallina, który dobrze wpisał w ogólną klasyczną motorykę zespołu.
Złego słowa nie można powiedzieć o produkcji. Spółka Fredrik Nordström/Henrik Udd ma wypracowany specyficzny rozpoznawalny sound HAMMERFALL, tego się trzyma i efekt jest wyborny. Jedyne co tu jest nowego, to lekko cofnięta perkusja, choć uzyskała ona jakby własny autonomiczny plan.
Grając tyle lat w zasadzie w tym samym stylu, HAMMERFALL nadal jest atrakcyjny, jest w miarę twórczy i solidnie okopał się na pozycjach, do których nikt nigdy się zbliżyć nawet nie próbował. Jest na tym albumie kilka mniej interesujących momentów, ale trudno jest komponować same mega killery, pozostając jednocześnie wiernym bardzo sztywnej formule, jak sobie ten zespół narzucił.
ocena: 8/10
new 2.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"