08.09.2019, 20:39:25
Stargazery - Stars Aligned (2015)
Tracklista:
1.Voodoo 03:17
2.Angel of the Dawn 04:11
3.Missed the Train to Paradise 03:36
4.Invisible 05:03
5.Absolution 03:54
6.Academy of Love 04:17
7.Painted into a Corner 03:41
8.Dim the Halo 03:47
9.Bring Me the Night 03:07
10.Hiding 04:56
11.Warrior's Inn 04:14
12.Dark Lady (Cher cover) 03:48
13.Tumma nainen (Lea Laven cover) 03:46 (bonus)
10.Hiding 04:56
11.Warrior's Inn 04:14
12.Dark Lady (Cher cover) 03:48
13.Tumma nainen (Lea Laven cover) 03:46 (bonus)
Rok wydania: 2015
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Finlandia
Skład zespołu:
Jari Tiura - śpiew
Pete Ahonen - gitara
Jukka Jokikokko - bas
Jussi Ontero - perkusja
Marco Sneck - instrumenty klawiszowe
Jest to druga płyta STARGAZERY, wydana w styczniu 2015 roku przez Pure Legend Records, ale także w Japonii przez Rubicon.
Jest nieco smutne, że ten znakomity zespół zaprezentował tym razem zestaw kompozycji, gdzie najlepsze wrażenie robi cover Dark Lady Cher. Świetny numer, świetnie wykonany przez świetną ekipę ze świetnym wokalistą Jari Tiura.
Bez wątpienia wykonanie wokalne i instrumentalne jest dla wszystkich kompozycji wzorcowe, ale gdy kolejno kończą się Voodoo, Angel of the Dawn, Missed the Train to Paradise, to słychać tylko poprawny, mało ekscytujący heavy metal z elementami hard rocka, w radiowej długości. To jest tylko po prostu dobre granie bez polotu, z neutralnymi, wypośrodkowanymi melodiami. Dopiero w Invisible coś się zaczyna dziać, pojawia się inteligentnie wpleciony motyw orientalny, doskonałe klawisze, ciekawy epicki refren i intrygujący klimat i z pewnością najpiękniejsze na tej płycie, choć zbyt krótkie, solo gitarowe. I mimo wszystko, jakiś niedosyt. Taki sam niedosyt pozostawia spokojny, melodyjny heavy metal z eleganckiego i owszem, Absolution. Rozczarowuje balladowy song Academy of Love i tu jest po prostu romantyczna poprawność.
Druga część tego albumu jest ponownie powrotem do zachowawczego, melodyjnego heavy metalu z hard rockowymi odcieniami i trudno zachwycać się ułożoną poprawnością bez realnej przebojowości Painted into a Corner, choć słychać tu przez moment Hammondy. Bez emocji słucha się Dim the Halo, Bring Me the Night to kompozycja niewykorzystanych epickich możliwości, i tak w zasadzie trudno nawet powiedzieć, w którym momencie tu został popełniony błąd. Po prostu poprawność Mistrzów. Hiding buja, na początku, jest tak mocno osadzony w rockowej tradycji i to takiej chyba nawet z przełomu lat 60 i 70 tych, ale potem trwonią to, co zyskali na początku w kolejnym poprawnym i tylko dobrym refrenie, i na nic tu wyborne wokale Tiura, po prostu na nic.
Irlandzkie motywy w Warrior's Inn w przypadku grupy z Finlandii nieco zaskakują, ale to dobrze, bo na tej płycie jest przewidywalnego grania zbyt wiele. Tu jest epicki heavy metal i tych celtyckich motywów w dalszej części jest mało, ale ten refren, dumny i majestatyczny, godny uwagi i mocno zapadający w pamięć. To na pewno najlepsza kompozycja na tej płycie, kompozycja wysokiej klasy i wymienienie na początku covera Cher to oczywiście pewnego rodzaju lekka prowokacja.
Bardzo dobre brzmienie, rozpoznawalne jako fińskie, to dzieło Księżniczki Masteringu Minervy Pappi i słucha się tego soundu z dużą przyjemnością. Taki wyważony w tym aspekcie melodyjny heavy metal z głęboką gitarą i klawiszami w planie dalszym oraz wyraźną ekspozycją walorów głosowych wokalisty.
Tyle plusów, a jednak to album, w stosunku do debiutu, rozczarowujący. To coś jak późny TAROT. Niby wszystko na wysokim poziomie, a nie chwyta jak należy. Po prostu za mało chwytliwych melodii jak na album z nastawionym na melodie heavy metalem.
Ale Dark Lady wyszedł kapitalnie!
ocena: 7,3/10
new 8.09.2019
Jest nieco smutne, że ten znakomity zespół zaprezentował tym razem zestaw kompozycji, gdzie najlepsze wrażenie robi cover Dark Lady Cher. Świetny numer, świetnie wykonany przez świetną ekipę ze świetnym wokalistą Jari Tiura.
Bez wątpienia wykonanie wokalne i instrumentalne jest dla wszystkich kompozycji wzorcowe, ale gdy kolejno kończą się Voodoo, Angel of the Dawn, Missed the Train to Paradise, to słychać tylko poprawny, mało ekscytujący heavy metal z elementami hard rocka, w radiowej długości. To jest tylko po prostu dobre granie bez polotu, z neutralnymi, wypośrodkowanymi melodiami. Dopiero w Invisible coś się zaczyna dziać, pojawia się inteligentnie wpleciony motyw orientalny, doskonałe klawisze, ciekawy epicki refren i intrygujący klimat i z pewnością najpiękniejsze na tej płycie, choć zbyt krótkie, solo gitarowe. I mimo wszystko, jakiś niedosyt. Taki sam niedosyt pozostawia spokojny, melodyjny heavy metal z eleganckiego i owszem, Absolution. Rozczarowuje balladowy song Academy of Love i tu jest po prostu romantyczna poprawność.
Druga część tego albumu jest ponownie powrotem do zachowawczego, melodyjnego heavy metalu z hard rockowymi odcieniami i trudno zachwycać się ułożoną poprawnością bez realnej przebojowości Painted into a Corner, choć słychać tu przez moment Hammondy. Bez emocji słucha się Dim the Halo, Bring Me the Night to kompozycja niewykorzystanych epickich możliwości, i tak w zasadzie trudno nawet powiedzieć, w którym momencie tu został popełniony błąd. Po prostu poprawność Mistrzów. Hiding buja, na początku, jest tak mocno osadzony w rockowej tradycji i to takiej chyba nawet z przełomu lat 60 i 70 tych, ale potem trwonią to, co zyskali na początku w kolejnym poprawnym i tylko dobrym refrenie, i na nic tu wyborne wokale Tiura, po prostu na nic.
Irlandzkie motywy w Warrior's Inn w przypadku grupy z Finlandii nieco zaskakują, ale to dobrze, bo na tej płycie jest przewidywalnego grania zbyt wiele. Tu jest epicki heavy metal i tych celtyckich motywów w dalszej części jest mało, ale ten refren, dumny i majestatyczny, godny uwagi i mocno zapadający w pamięć. To na pewno najlepsza kompozycja na tej płycie, kompozycja wysokiej klasy i wymienienie na początku covera Cher to oczywiście pewnego rodzaju lekka prowokacja.
Bardzo dobre brzmienie, rozpoznawalne jako fińskie, to dzieło Księżniczki Masteringu Minervy Pappi i słucha się tego soundu z dużą przyjemnością. Taki wyważony w tym aspekcie melodyjny heavy metal z głęboką gitarą i klawiszami w planie dalszym oraz wyraźną ekspozycją walorów głosowych wokalisty.
Tyle plusów, a jednak to album, w stosunku do debiutu, rozczarowujący. To coś jak późny TAROT. Niby wszystko na wysokim poziomie, a nie chwyta jak należy. Po prostu za mało chwytliwych melodii jak na album z nastawionym na melodie heavy metalem.
Ale Dark Lady wyszedł kapitalnie!
ocena: 7,3/10
new 8.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"