26.09.2019, 14:39:20
Artension - Into the Eye of the Storm (1996)
![[Obrazek: R-3390656-1331385055.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/gxERwool0dCpK3s2DSKz27Ob_6A=/fit-in/520x518/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-3390656-1331385055.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. World of Illusion 05:31
2. Into the Eye of the Storm 04:36
3. Smoke and Fire 05:12
4. The Wind and the Rain 06:14
5. Lost Memory 06:00
6. The Key 06:35
7. Song of the Desert 03:34
8. Red's Recovery 07:05
9. Let It Ride 05:06
10. I Don't Care 02:28
Rok: 1996
Gatunek: Progressive Metal
Kraj: USA
Skład:
John West - śpiew
Roger Staffelbach - gitara
Kevin Chown - bas
Mike Terrana - perkusja
Vitalij Kuprij - instrumenty klawiszowe
Roger Staffelbach - gitara
Kevin Chown - bas
Mike Terrana - perkusja
Vitalij Kuprij - instrumenty klawiszowe
Artension założone zostało przez Vitalija Kuprija wraz z Rogerem Staffelbachem w 1993 roku, którzy to poznali się na przełomie 1992-1993 w Szwajcarii, gdzie pianista studiował muzykę klasyczną, a gitarzysta uczęszczał do szkoły jazzowej.
Z początku byłą to działalność skromna i pod nazwą Atlantis Rising i grali sobie instrumentalne koncerty w Szwajcarii.
Po nagraniu kilku dem, w okolicach 1995-1996 udało im się poznać Mike'a Varney'a, założyciela Shrapnel Records, który zasugerował im pozyskanie wokalisty. Producent przedstawił im kilku wokalistów i wybór padł na Johna Westa.
Vitalij Kuprij zorganizował perkusistę Mike'a Terrana, którego poznał przy okazji trasy koncertowej Yngwiego Malmsteena, z którym perkusista grał. Terrana wciągnął do zespołu swojego znajomego, Kevina Chowna na stanowisko basisty i tak narodziła się legenda Artension.
Wszystko poszło dość szybko i sprawnie i już w 1996 roku pojawił się debiut.
World of Illusion to bardzo dobre otwarcie i już od razu zaznacza, że będziemy mieli do czynienia z muzyką progresywną. Klimat tajemnicy i drugi plan udany, ale ucztą są tu sola Kuprija i Staffelbacha. Pięknie grają, ale i sekcja rytmiczna nie pozostaje im dłużna i Terrana z Chownem grają bardzo dobrze.
Wiadomo jednak, kto tu rządzi, a jest tu Kuprij i jest równie samolubny, jak Richard Andersson za klawiszami i reszta zespołu służy raczej za jego dopełnienie. Smoke and Fire to częściowo pokaz bolączki, jaki będzie trapił wszystkie albumy Artension, czyli zbyt mocno zasiedlone w rocku kompozycje. Stadionowe i niestety średnio porywające, zupełnie niepasujące do klimatu tej płyty, ale kiedy chcą, to lekki klimat rocka czy AOR potrafią wpleść dobrze, chociaż lepiej to brzmi w The Key jako akcenty. The Wind and the Rain to krystalizacja stylu Artension, czyli dramaturgia i to jakże charakterystyczne tło. I znów kompletnie dominujący Kuprij. Ale czasami i Kuprij lekko odpuszcza i daje trochę zagrać każdemu w Lost Memory, którego środkowa partia klimatem jazzu i duetem Kuprij/Staffelbach zabija. Jest i power metal w postaci Song of the Desert i chciałoby się więcej takiego grania, bo to power wysokiej próby. W pewnym stopniu ten styl pójdzie dalej, ale w innym zespole Staffelbacha w przyszłości. Red's Recovery to 7 minut zachwytu nad Kuprijem i nawet słychać Chowna, który fajnie tu pogrywa, ale dialogi Staffelbacha z Kuprijem są świetne i szkoda, że nie ma tego więcej na płycie.
No i na koniec lekko zabarwiony neoklasyką Let it Ride, zagrany i zaśpiewany na bardzo wysokim poziomie, tylko gitarzysty szkoda, bo został kompletnie zdominowany przez Kuprija i prawie jakby go nie było.
Wyprodukowana ta płyta jest dobrze, ale może nieco za miękko, nie jest to szczyt możliwości i w latach kolejnych będzie już tylko lepiej. Tutaj gitara robi za tło, jak wiadomo Mistrz Ceremonii może być tylko jeden i jest nim Kuprij. Gra wspaniale, ale jednak mimo wszystko szkoda, że Staffelbach, który wcale gorszy nie jest, został zepchnięty na plan drugi.
Każdy zagrał na poziomie, i to dotyczy też sekcji rytmicznej, Terrana dziś jest znany raczej jako zastępowy, ale w Artension zawsze gra świetnie i szaleje talerzami. Tylko w tym brzmieniu czasami ginie Chown, a szkoda, bo basu też warto posłuchać.
West na tej płycie stał się sensacją nie bez powodu i od tej pory zapisał się do Panteonu Sław razem z resztą
Płyta bardzo dobra, choć mocno zdominowana przez parapet i nieco nierówna, szczególnie przez rockowe podjazdy.
Ocena: 8/10
SteelHammer