22.03.2020, 20:17:00
U.D.O. - No Limits (1998)
![[Obrazek: R-8583155-1464519532-2593.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/bkwGG1P1TYDiIHI05cejqxOO4EU=/fit-in/600x605/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-8583155-1464519532-2593.jpeg.jpg)
tracklista:
1.The Gate 00:51
2.Freelance Man 04:24
3.Way of Life 04:45
3.Way of Life 04:45
4.No Limits 04:01
5.With a Vengeance 05:26
6.One Step to Fate 05:10
6.One Step to Fate 05:10
7.Backstreet Loner 03:28
8.Raise the Crown 04:06
9.Manhunt 04:16
8.Raise the Crown 04:06
9.Manhunt 04:16
10.Rated X 03:54
11.Lovemachine (Supermax cover) 05:24
12.I'm a Rebel (Accept cover) 02:19
13.Azrael 05:31
12.I'm a Rebel (Accept cover) 02:19
13.Azrael 05:31
rok wydania: 1998
gatunek: heavy/power metal
kraj: Niemcy
skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Stefan Kaufmann - gitara
Jürgen Graf - gitara
Jürgen Graf - gitara
Fitty Wienhold - gitara basowa
Stefan Schwarzmann - perkusja
oraz:
Mathias Dieth - gitara ("One Step to Fate")
oraz:
Mathias Dieth - gitara ("One Step to Fate")
Czego można było oczekiwać od U.D.O. skoro od premiery poprzedniej płyty minął rok, a skład pozostał ten sam? Niczego nowego. I taki jest album "No Limits" wydany przez GUN Records w kwietniu 1998, który mógłby być także kolejnym w dyskografii ACCEPT. Zresztą znalazł się tu nawet cover I'm a Rebel i nie ma to jak coverować samego siebie...
Powszedniość i szarzyznę heavy/power metalu Dirkschneidera w umiarkowanych tempach, z prostymi riffami i riffami i raczej mało porywającymi refrenami słychać już na początku w Freelance Man, potem w usypiającym Way of Life i w niesamowicie przeciętnym i nudnym jak na numer tytułowy No Limits. Masowa produkcja topornego metalu bez realnego zęba ujawnia się w With a Vengeance i doprawdy, ileż to można mielić w kółko te same acceptowe patenty. Wstęp z solo gitarowym także trudno tu uznać za atrakcyjny. Powtórka z rozrywki w One Step to Fate i tu w zasadzie interesujące jest w swojej dynamice kilkanaście pierwszych sekund. Do tego słabiutki song rock metalowy Backstreet Loner, początkowo o cechach balladowych, potem rozpływający się w gatunkowej nicości i przypomina to nieporadny debiut ACCEPT, zresztą jak i fatalny "klasyk" Raise the Crown z łupaniną w refrenie. Gdy wydaje się, że już gorzej być nie może, to grupa gra Manhunt i acceptowy Protectors Of Terror wydaje się przy tym arcydziełem. A potem dramat w prymitywnym Rated X...
Na sam koniec, po przebrnięciu przez covery, pojawia się przyjazny radio łagodny song Azrael, bezbarwny i bezwartościowy jak cała reszta. Może w połowie coś drgnęło, coś lekko chwyciło za serce, ale to sekundy, sekundy...
Sola na tym albumie są w zdecydowanej większości krótkie i kiepskie, a wokal Udo w swej drapieżności coraz bardziej drażniący. Prosta robota sekcji rytmicznej, po prostu za prosta jak na Schwarzmanna...
Powszedniość i szarzyznę heavy/power metalu Dirkschneidera w umiarkowanych tempach, z prostymi riffami i riffami i raczej mało porywającymi refrenami słychać już na początku w Freelance Man, potem w usypiającym Way of Life i w niesamowicie przeciętnym i nudnym jak na numer tytułowy No Limits. Masowa produkcja topornego metalu bez realnego zęba ujawnia się w With a Vengeance i doprawdy, ileż to można mielić w kółko te same acceptowe patenty. Wstęp z solo gitarowym także trudno tu uznać za atrakcyjny. Powtórka z rozrywki w One Step to Fate i tu w zasadzie interesujące jest w swojej dynamice kilkanaście pierwszych sekund. Do tego słabiutki song rock metalowy Backstreet Loner, początkowo o cechach balladowych, potem rozpływający się w gatunkowej nicości i przypomina to nieporadny debiut ACCEPT, zresztą jak i fatalny "klasyk" Raise the Crown z łupaniną w refrenie. Gdy wydaje się, że już gorzej być nie może, to grupa gra Manhunt i acceptowy Protectors Of Terror wydaje się przy tym arcydziełem. A potem dramat w prymitywnym Rated X...
Na sam koniec, po przebrnięciu przez covery, pojawia się przyjazny radio łagodny song Azrael, bezbarwny i bezwartościowy jak cała reszta. Może w połowie coś drgnęło, coś lekko chwyciło za serce, ale to sekundy, sekundy...
Sola na tym albumie są w zdecydowanej większości krótkie i kiepskie, a wokal Udo w swej drapieżności coraz bardziej drażniący. Prosta robota sekcji rytmicznej, po prostu za prosta jak na Schwarzmanna...
Może tylko oprawa brzmieniowa jest na dobrym poziomie, gitary mają soczyste tony i to w zasadzie wszystko, co tu jest strawne.
Ten album to produkt obliczony wyłącznie na hard fanów Udo i jego muzyki od zawsze. Reszta nie ma czego tu szukać, bo to pod względem muzycznym heavy/power bezwartościowy.
ocena: 3,6/10
new 22.03.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"