20.06.2018, 11:46:59
Exawatt - Among Different Sights (2011)
Tracklista:
1. Red Sin 06:29
2. Tomorrow 05:30
3. Garden of the Dark Lord 06:36
4. Exa What 05:01
5. Awake in the Cosmic Dream 03:34
6. Lucid Dream 06:32
7. My Friend 05:47
8. Wounds 05:16
9. Patience 04:57
10. Stand Before I Crawl Breakfast in America 11:43
Rok wydania: 2011
Gatunek: Progressive Melodic Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Luca Benni - śpiew
Cecilia Mengh - śpiew
Daniele Palloni - gitara
Francesco Strappaveccia - bas
Stefano Coletti - perkusja
Andrea Corsetti - instrumenty klawiszowe
Ocena: 5.2/10
1.03.2011
Tracklista:
1. Red Sin 06:29
2. Tomorrow 05:30
3. Garden of the Dark Lord 06:36
4. Exa What 05:01
5. Awake in the Cosmic Dream 03:34
6. Lucid Dream 06:32
7. My Friend 05:47
8. Wounds 05:16
9. Patience 04:57
10. Stand Before I Crawl Breakfast in America 11:43
Rok wydania: 2011
Gatunek: Progressive Melodic Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Luca Benni - śpiew
Cecilia Mengh - śpiew
Daniele Palloni - gitara
Francesco Strappaveccia - bas
Stefano Coletti - perkusja
Andrea Corsetti - instrumenty klawiszowe
EXAWATT to bardzo długowieczny zespół z Perugii. Bardzo mało też dotąd nagrał, bo założony w 1991 roku jak do tej pory zaprezentował tylko album "Time Frames" w 2005. Potem znów długo nic i w końcu w 2011 druga płyta wydana przez francuską wytwórnię Musea Parallèle z Metz w lutym.
Ten album się rodził długo, pewne symptomy wskazywały już na jego pojawienie się w 2009. Skład tej grupy jest bardzo stabilny, jednak zespół postanowił dokooptować do składu drugi głos - żeński, co nie dziwi, bo taki głos pojawiał się już na pierwszym albumie. Benni tym razem jest wspierany przez Cecilię Mengh, przy czym jej rola nie ogranicza się do planu drugiego, backing wokali i chórków.
Muzycznie EXAWATT nie dokonał praktycznie żadnych zmian w swoim stylu. Niekiedy określany jako progressive power styl tego zespołu to umiejscowienie gatunkowe mocno na wyrost. Ten zespół gra dosyć wolno, momentami ospale, a śpiew Benni, choć technicznie bez zarzutu, jednak mocno usypiający. Jak i poprzednio, jest to progresywne granie w klawiszach i melodic metal w tych melodiach, które niestety specjalnie się niczym nie wyróżniają. To muzyka uporczywa w narzucaniu tego przyciężkiego, momentami lekko smutnego klimatu, którego jednak sami nie są w stanie jakoś jednoznacznie zdefiniować. Benni wysunięty, nieźli instrumentaliści lekko schowani tworzą czasami mało czytelną ścianę dźwięku, nawet miłego dla ucha, gdy pojawiają się gitarowe zagrywki Palotti, który tym razem chyba więcej skorzystał z doświadczeń rocka lat 70-tych, podobnie jak i klawiszowiec. Basista nie skorzystał z niczego i jego gra tu jest mało ciekawa. Corsetti chwilami jest niezdecydowany w wykorzystaniu "parapetu", to bardzo nowoczesny, to znów sięga w lata 70-te do gry Carey'a chociażby i chwilami Dona Aireya.
"Red Sin"na początek jest zupełnie dobry, natomiast te utwory, gdzie wokale należą do Cecilli są po prostu nieciekawe. Jej głos nie jest ani dobry, ani słaby, wątpię jednak, czy wybiega poza poziom dalekiego zaplecza głosów żeńskich symfonicznego, gotyckiego czy melodic powerowego metalu. Te utwory, gdzie śpiewa, chociażby "Tomorrow" czy "My Friend", to zresztą nudna wariacja na temat symphonic melodic power i nic więcej. Bez polotu, bez iskry. W kołysankowym "Awake in the Cosmic Dream" przejmuje ona rolę usypiania słuchacza i to w kilku nakładających się wokalach. "Lucid Dream" to też powolny utwór, gdzie śpiewa ona poprawnie do poprawnej muzyki, melodyjnej i ugrzecznionej, ale bez historii. W "Wounds" jest to samo, ale tu jeszcze zanudza dodatkowo Benni. Klawisze i gitara czasem tu coś trochę wnoszą, ożywiają, ale to tylko chwile i momenty. To też słychać w niby teatralnie rozegranym na dwa głosy "Garden of the Dark Lord", gdzie jest jakby radośniej i bardziej flowerowo, ale to nie jest dobra kompozycja, pomijając nachalne przesłodzenie i źle dobrane klawisze. "Patience" wymaga faktycznie cierpliwości... Sprawdzianem jest jak zwykle kolos na koniec. Tu też się nic nie dzieje i tak jak wskazuje tytuł to w zasadzie dwie połączone ze sobą kompozycje melodic metalowe, nieco wzbogacone o przeciętne popisy w solach gitarowych i klawiszowych. W instrumentalnym "Exa What" brak jakiegoś punktu zaczepienia, jakiejś faktycznej osi i myśli przewodniej.
Nudna jest ta płyta. Nie dlatego, że nie ma tu ognia, galopad i karkołomnych instrumentalnych popisów. Jest nudna, bo nie przykuwa uwagi tym spokojnym, nieudolnie generowanym klimatem, jaki jest tu celem głównym. Pojawiły się przy okazji tej płyty odniesienia do DREAM THEATER i KAMELOT. Odnosić się można do wszystkiego. Niestety, techniczne umiejętności ekipy EXAWATT są dalekie od tych z DREAM THEATER, a Benni i Mengh nawet razem mogą tylko pomarzyć o tym, aby zaśpiewać tak, jak Khan. Płyta w stosunku do debiutu nie jest żadnym postępem, raczej zwiększenie nacisku na wokal żeński spowodowało dodatkowy regres.
Nic dla fanów progresji i nic dla fanów melodyjnych brzmień z kobiecym wokalem w roli głównej.
Ten album się rodził długo, pewne symptomy wskazywały już na jego pojawienie się w 2009. Skład tej grupy jest bardzo stabilny, jednak zespół postanowił dokooptować do składu drugi głos - żeński, co nie dziwi, bo taki głos pojawiał się już na pierwszym albumie. Benni tym razem jest wspierany przez Cecilię Mengh, przy czym jej rola nie ogranicza się do planu drugiego, backing wokali i chórków.
Muzycznie EXAWATT nie dokonał praktycznie żadnych zmian w swoim stylu. Niekiedy określany jako progressive power styl tego zespołu to umiejscowienie gatunkowe mocno na wyrost. Ten zespół gra dosyć wolno, momentami ospale, a śpiew Benni, choć technicznie bez zarzutu, jednak mocno usypiający. Jak i poprzednio, jest to progresywne granie w klawiszach i melodic metal w tych melodiach, które niestety specjalnie się niczym nie wyróżniają. To muzyka uporczywa w narzucaniu tego przyciężkiego, momentami lekko smutnego klimatu, którego jednak sami nie są w stanie jakoś jednoznacznie zdefiniować. Benni wysunięty, nieźli instrumentaliści lekko schowani tworzą czasami mało czytelną ścianę dźwięku, nawet miłego dla ucha, gdy pojawiają się gitarowe zagrywki Palotti, który tym razem chyba więcej skorzystał z doświadczeń rocka lat 70-tych, podobnie jak i klawiszowiec. Basista nie skorzystał z niczego i jego gra tu jest mało ciekawa. Corsetti chwilami jest niezdecydowany w wykorzystaniu "parapetu", to bardzo nowoczesny, to znów sięga w lata 70-te do gry Carey'a chociażby i chwilami Dona Aireya.
"Red Sin"na początek jest zupełnie dobry, natomiast te utwory, gdzie wokale należą do Cecilli są po prostu nieciekawe. Jej głos nie jest ani dobry, ani słaby, wątpię jednak, czy wybiega poza poziom dalekiego zaplecza głosów żeńskich symfonicznego, gotyckiego czy melodic powerowego metalu. Te utwory, gdzie śpiewa, chociażby "Tomorrow" czy "My Friend", to zresztą nudna wariacja na temat symphonic melodic power i nic więcej. Bez polotu, bez iskry. W kołysankowym "Awake in the Cosmic Dream" przejmuje ona rolę usypiania słuchacza i to w kilku nakładających się wokalach. "Lucid Dream" to też powolny utwór, gdzie śpiewa ona poprawnie do poprawnej muzyki, melodyjnej i ugrzecznionej, ale bez historii. W "Wounds" jest to samo, ale tu jeszcze zanudza dodatkowo Benni. Klawisze i gitara czasem tu coś trochę wnoszą, ożywiają, ale to tylko chwile i momenty. To też słychać w niby teatralnie rozegranym na dwa głosy "Garden of the Dark Lord", gdzie jest jakby radośniej i bardziej flowerowo, ale to nie jest dobra kompozycja, pomijając nachalne przesłodzenie i źle dobrane klawisze. "Patience" wymaga faktycznie cierpliwości... Sprawdzianem jest jak zwykle kolos na koniec. Tu też się nic nie dzieje i tak jak wskazuje tytuł to w zasadzie dwie połączone ze sobą kompozycje melodic metalowe, nieco wzbogacone o przeciętne popisy w solach gitarowych i klawiszowych. W instrumentalnym "Exa What" brak jakiegoś punktu zaczepienia, jakiejś faktycznej osi i myśli przewodniej.
Nudna jest ta płyta. Nie dlatego, że nie ma tu ognia, galopad i karkołomnych instrumentalnych popisów. Jest nudna, bo nie przykuwa uwagi tym spokojnym, nieudolnie generowanym klimatem, jaki jest tu celem głównym. Pojawiły się przy okazji tej płyty odniesienia do DREAM THEATER i KAMELOT. Odnosić się można do wszystkiego. Niestety, techniczne umiejętności ekipy EXAWATT są dalekie od tych z DREAM THEATER, a Benni i Mengh nawet razem mogą tylko pomarzyć o tym, aby zaśpiewać tak, jak Khan. Płyta w stosunku do debiutu nie jest żadnym postępem, raczej zwiększenie nacisku na wokal żeński spowodowało dodatkowy regres.
Nic dla fanów progresji i nic dla fanów melodyjnych brzmień z kobiecym wokalem w roli głównej.
Ocena: 5.2/10
1.03.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"