Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Flotsam and Jetsam - Doomsday for the Deceiver (1986)
Tracklista:
1. Hammerhead 06:15
2. Iron Tears 03:52
3. Desecrator 03:50
4. Fade to Black 02:05
5. Doomsday for the Deceiver 09:11
6. Metalshock 08:18
7. She Took an Axe 05:14
8. U.L.S.W. 04:23
9. Der Führer 05:46
10. Flotzilla 06:09
Rok wydania: 1986
Gatunek: Power/Thrash Metal
Kraj: USA
Skład:
Eric Knutson - śpiew
Edward Carlson - gitara
Michael Gilbert - gitara
Jason Newsted - bas
Kelly David Smith - perkusja
Zmiany składu, nazw i różne trudności, jakie grupa miała z rozwinięciem skrzydeł spowodowały, że debiutowali stosunkowo późno, bo w 1986, gdy pewien status quo sceny thrashmetalowej w USA już się ustalił. Dwa dema zaprezentowane wcześniej dały możliwość podpisania kontraktu z Metal Blade Records i pojawienie się tego albumu.
Wkład kompozycyjny Newsteda w pierwszy LP zespołu jest decydujący. Mimo, że często można znaleźć opisy autorów na tym krążku jako FLOTSAM AND JETSAM, to praktycznie wszystko było autorstwa Newsteda. Jedynie "Metal Shock" to udział Knudsona, a "U.L.S.W" Carlsona. Przy "Fade To Black" wymieniany jest natomiast Lowe.
Jedyną w pełni zespołową kompozycją jest instrumentalny "Flotzilla". Warto dodać, że utwór ten ukazał się na singlu w tymże roku 1986, przy czym drugim utworem był tu "I Live You Die" - numer bardzo wczesny, a niesłusznie przez niektórych kojarzony dopiero z następnym albumem.
Debiut FAJ przypadał na moment, gdy pewne wyznaczniki thrashowego schematu były już ukształtowane. Okres młodzieńczego buntu w rodzaju debiutów METALLIKI i ANTHRAX już ustępował muzyce cięższej, wolniejszej, bardziej masywnej - można by rzecz odchodzącej od heavy metalowych, speedowych i NWOBHM korzeni i inspiracji. Na tym tle debiut FAJ wydawał się nieco staroświecki, a nawet przestarzały w szybko zmieniających się warunkach thrashowej muzyki. Utwory inspirowane są jeszcze wyraźnie tym, co inni mieli już za sobą.
Może to jednak i lepiej, bo gdyby powstała płyta w stylu Master Of Puppets, zespół uznany by został za klon bezczelnie podpinający się pod ruszający pełna parą wózek "prawdziwego", dojrzałego thrashu. Otrzymaliśmy album synkretyczny, gdzie szybkie tempa, wysoki wokal i łatwo rozpoznawalne melodie z chwytliwymi refrenami z jednej strony czerpią z dokonań brytyjskiej sceny lat 80tych, a z drugiej ze speedowej i powerowej konwencji zespołów amerykańskich. Ta płyta nie jest luzacka. Nie ma tu cech gniewnego i chuligańskiego latania z młotkiem i kastetem z pierwszej połowy lat 80tych. Album jest bardzo dopracowany, starannie przemyślany, a krótki wybuch agresji w "Fade To Black" to raczej kontrapunkt dla całości niż głębsze wyrażenie sensu muzycznego przekazu. Widać, że szczególne przemyślane są numery dłuższe, zresztą ogólnie to one przeważają. Nie ma tu tendencji do przeciągania na siłę, choć w przypadku "Flotzilla" takie wrażenie chwilami się pojawia. Brzmienie jest ostre, a jednocześnie selektywne i skomasowane, choć w wielu miejscach pozostaje sporo wolnej przestrzeni. Myślę, że to zabieg świadomy, tym bardziej, że muzycy sami wyprodukowali ten album przy pomocy Briana Slagela.
Płyta jest bardzo dobrym metalowym albumem o wielu wątkach i inspiracjach, nie jest jednak płyta thrashową. Jako taka musiała by być oceniona dużo niżej, bo gatunek miał do powiedzenia w tym czasie już sporo więcej. Jako płyta speed power metalowa również nie może konkurować z najlepszymi z tego okresu, choćby z powodu średniego poziomu wykonania wynikającego z wysokiego, ale nie wirtuozerskiego poziomu umiejętności i doświadczenia muzyków.
Hybrydowy album gdzie każdy ma swoje upatrzone killery i tu w ocenach tego, co najlepsze można się długo spierać.
Ocena: 8,5/10
12.2.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Flotsam and Jetsam - No Place for Disgrace (1988)
Tracklista:
1. No Place for Disgrace (06:13)
2. Dreams of Death (05:39)
3. N.E. Terror (05:57)
4. Escape From Within (06:47)
5. Saturday Night's Alright for Fighting (Elton John cover) (03:53)
6. Hard on You (04:51)
7. I Live You Die (05:49)
8. Misguided Fortune (05:41)
9. P.A.A.B. (05:32)
10. The Jones (04:07)
Rok wydania: 1988
Gatunek: power/thrash metal
Kraj: USA
Skład:
Eric Knutson - śpiew
Edward Carlson - gitara
Michael Gilbert - gitara
Troy Gregory - bas
Kelly David Smith - perkusja
Jest to druga płyta FAJ, tym razem wydana jednocześnie przez Electra i Roadrunner w maju 1988 roku.
Do folkloru thrashowych opinii przeszły dwie diametralnie odmienne oceny tego albumu.
Pierwsza głosi że ten album to szybki i bolesny upadek FAJ jako zespołu, który poleciał wysoko w niebo jak rakieta ale gdy niezbędny człon napędowy oznaczony jako Newsted przedwcześnie odpadł runęła ona w hukiem na ziemię. Druga głosi że FAJ nagrał znakomity album, obchodząc się doskonale bez Newsteda, który zrejterował do sławniejszego i bogatszego zespołu. Obie są jednakowo mylne. Obie jednak zarazem zawierają dużą część prawdy. Płyta nie jest ani słaba, ani znakomita, nie jest też bez Newsteda chociaż i nie z nim. Album rodził się w wielkich bólach i pośród mnóstwa przeciwności i jest zarazem pewnym triumfem siły woli i przetrwania jak i symbolem bezradności i zagubienia członków FAJ po odejściu Newsteda. Jest rzeczą oczywistą, że strata basisty dla rozwojowego zespołu jest bolesna i kłopotliwa. Jeszcze bardziej kłopotliwe jest gdy jednocześnie odchodzi mózg i motor. Tymczasem paradoksalnie stało się dobrze .
Trzeba przyznać że nagranie tego LP wystawiło cierpliwość wytwórni na poważną na próbę. Sesje nagraniowe przeciągały się a nowy basista Spencer w końcu zadaniu nie podołał i odszedł. Troy Gregory, który go zastąpił w 1987 musiał mieć nieco czasu na porozumienie się z zespołem i wczucie w jego muzykę, przy czym w „Misguided Fortune” dołożył jeszcze swoją skromną kompozytorską cegiełkę.
Teraz sprawa zestawu kompozycji. Mamy 10 utworów z których “No Place for Disgrace”, “I Live You Die”, „N.E. Terror” są właściwe całkowicie autorstwa Newsteda.
Czy ważą na wartości płyty ? Na pewno tak, ale moim zdaniem w dwie strony. „N.E. Terror” dla mnie najlepszy z tej trójki, pozostałe dobre ... i tylko zwrócę uwagę że jednak „I Live You Die” na pierwszym albumie się nie znalazł. Chęć promowania na singlu? brak miejsca? Nie sądzę. To, co pozostaje jest jakościowo różne. „The Jones to zapychacz", “P.A.A.B.” czy “Hard on You” osłuchanego fana tamtego okresu również nie mogły wprawić w zachwyt. Znakomita rzecz to „Escape From Within” o potężnym ładunku emocji i niezwykłej melodii - numer niesamowity ale nie każdy wie, że jego głównym pomysłodawcą był właśnie niechciany w końcu Spencer. Kwiatek do kożucha - cover Eltona Johna „Saturday Night's Alright for Fighting” - żałosna próba dostania się na listy przebojów zakończona zresztą pełną klapą.
Łaciata płyta, poskładana z różnych pomysłów i źródeł spięta jednak klamrą ciekawego brzmienia, którego zresztą FAJ już nigdy nie udało się powtórzyć.
Jednocześnie porażka komercyjna, która poskutkowała niemal natychmiastowym rozwiązaniem kontraktu z Elektra.
Płyta tylko dobra i aż dobra, zważywszy okoliczności jej powstania. Samo jej ukazanie się jednak stało się faktem dla zespołu niebagatelnym i decydującym o dalszych losach.
Ocena: 7/10
12.2.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Flotsam and Jetsam - When the Storm Comes Down (1990)
Tracklista:
1. The Master Sleeps (04:36)
2. Burned Device (06:26)
3. Deviation (03:04)
4. October Thorns (05:33)
5. No More Fun (03:47)
6. Suffer the Masses (06:05)
7. 6, Six, VI (05:09)
8. Greed (04:24)
9. E.M.T.E.K. (05:49)
10. Scars (04:14)
11. K.A.B. (00:26)
Rok wydania: 1990
Gatunek: power/thrash metal
Kraj: USA
Skład:
Eric Knutson - śpiew
Edward Carlson - gitara
Michael Gilbert - gitara
Troy Gregory - bas
Kelly Smith - perkusja
Żeby zrozumieć głębiej ewolucję zespołu, należy chwilę zatrzymać się przy osobie nowego basisty Troya Gregory. Przychodząc do zespołu nie miał on doświadczenia w graniu takiej muzyki jaką proponował FAJ. Znacznie bliżej mu było do sceny alternatywnej i progresywnej, interesował go również styl hardcore. Miał wielu przyjaciół z tych kręgów i poniekąd przybliżył muzykę FAJ także zwolennikom takich brzmień, organizując szereg mniejszych i większych występów zespołu w undergroundowych kręgach słuchaczy metalu różnych odmian.
Gregory był w FAJ silną osobowością, wywarł też ogromny wpływ na styl kompozycji na kolejnym albumie. Choć utwory w zasadzie były podpisane przez cały zespół stanowiły głownie wypadkową muzycznych zainteresowań Gregory’ego i speed thrashowego podejścia gitarzysty Gilberta oraz tekstów Knudsona.
Zespół miał sporo szczęścia bo po odejściu z Elektra szybko zainteresowała się nim wytwórnia MCA. Grupa mogła spokojnie przystąpić do nagrania tej płyty wydanej w maju 1990.
"When the Storm Comes Down" to album, którego można nie lubić.
Można go nie lubić za suche, sterylne i momentami wręcz kliniczne brzmienie.
Można go nie lubić za pewną monotonię kompozycji.
Można go też nie lubić za to, że jest w sumie za mało thrashowy dla thrasherów i za mało melodyjny i powerowy dla zwolenników bardziej klasycznych brzmień.
Można go też nie lubić za w sumie mało ekspresyjne wykonanie.
To wszystko jest prawdą i temu zaprzeczać nie sposób.
Ja jednak lubię ten album właśnie jako wypadkową wszystkich tych czynników jakoby obniżających jego wartość. Usypia? Raczej lekko wprowadza w trans.
Nie ma killerów? Pokażcie takie killery jak „Suffer The Masses” i „Scars” na innych wcześniejszych płytach FAJ. Nie ma. Zresztą nie warto szukać, bo to jest kolejny INNY album FAJ. Warto jednak zauważyć, że do tej stylistyki poniekąd powrócili parę lat później... Wielkim atutem tej płyty jest jeszcze i to, że taki numer jak „No More Fun” jest tylko jeden.
To bardzo dobrze. Bardzo.
Tak też na bardzo dobry oceniam ten LP. Czemu nie wyżej - bo jednak wady wymienione przez malkontentów nie są wynikiem li tylko szukania dziury w całym. Płyta sprzedawała się bardzo dobrze i zespół uzyskał przedłużenie kontraktu.
Obecnie chyba najbardziej niedoceniany album tego zespołu. Nie mierzmy go tylko thrashową miarą.
Ocena: 8/10
13.2.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Flotsam and Jetsam - Cuatro (1992)
Tracklista:
1. Natural Enemies 03:35
2. Swatting At Flies 04:03
3. The Message 04:33
4. Cradle Me Now 04:01
5. Wading Through The Darkness 06:00
6. Double Zero 03:43
7. Never To Reveal 04:16
8. Forget About Heaven 04:47
9. Secret Square 05:22
10. Hypodermic Midnight Snack 03:46
11. Are You Willing 03:59
12. (Ain't Nothing Gonna) Save This World 03:46
Rok wydania: 1992
Gatunek: Thrash/Groove/Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric A.Knutson - śpiew
Edward Carlson - gitara
Michael Gilbert - gitara
Jason Ward - bas
Kelly Smith -perkusja
FAJ zawsze podążał własnymi drogami. Nigdy nie kopiował ani METALLICA, ani SLAYER, ani nie upodabniali się do batalionu bandów z Kalifornii w nurcie EXODUS/TESTAMENT.
Grali swoje, czasem daleko odchodząc od tego, co się zwykło za thrash uważać. Już w 1990 roku spróbowali czegoś innego na "When the Storm Comes Down", ale gdy amerykański thrash największych sław zaczął ewoluować, poszli jeszcze dalej niż inni, tak daleko, że przez wielu zostali skreśleni, ale i chyba też niezrozumiani.
Co zagrał ten band z Arizony na Czwartej Płycie wydanej przez MCA Records w październkiu 1992 roku? Tak do końca określenie Thrash/Groove/Heavy Metal niczego tu nie wyjaśnia. Thrashu tu bardzo mało, groove jako takiego też skromnie, a pojęcie heavy metal jest bardzo rozciągliwe. Jest tu też Cornell z SOUNGARDEN, także fizycznie obecny przy realizacji albumu, jest granie inne niż do tej pory i zupełnie inne niż tego się można było spodziewać.
Ta płyta w swoim czasie jawiła się bardzo nowoczesną, znacznie nowocześniejszą niż Czarna Metallica czy "Ritual" TESTAMENT, a także "Force Of Habit" EXODUS, produkcją.
Jest to album chyba po prostu z muzyką metalową, energetyczną, masywną i bardzo melodyjną.
Kilka rzeczy od razu jest zauważalnych i są to części składowe, jakie ważą na odbiorze całości w największym stopniu.
Pierwsza sprawa to wokal A.K.
On tak nigdy wcześniej nie śpiewał, tu jest całkowicie odmieniony. Owszem, jest sobą, to Knutson, ale gdzieś zniknął i głos wysoki, i chłodny, i ta specyficzna, fascynująca monotonia.
Druga sprawa to brzmienie.
FAJ był zespołem ostrych riffów, suchego, zimnego brzmienia też. Tu jest to bardzo głębokie, masywne, a bas Warda to podstawa większości kompozycji. Grzmi, dudni.
Trzecia sprawa.
Absolutna nieprzewidywalność kompozycji. Dobór wszystkiego jest tak niezwykły, że w przypadku numerów z tego albumu można napisać co najwyżej "melodie znakomite, od razu zapadające w pamięć, maksymalnie zróżnicowane, a jednocześnie wszystkie w zasadzie utrzymane w klimatach podobnych, flotsamowych i jeśli już szukać analogii, to będzie to album poprzedni". W niesamowitym "The Message", skomponowanym przy udziale Cornella, jest coś z SOUNGARDEN i jeśli się upierać przy wpływach Seatlle na FAJ, to tylko SOUNDGARDEN może przyjść na myśl. Ta muzyka jest masywna, klimatyczna, ale przecież w pewnych kompozycjach są tak rozluźnieni, jak nigdy nie był ani ANTHRAX, ani grupy crossover, budujące swa potęgę na thrashu. Wystarczy posłuchać "Hypodermic Midnight Snack". Ta kapela jest też delikatna i tak jak tylko ona potrafi wzruszyć w głównym motywie "Double Zero". Słodki mrok, jaki słychać w "Secred Square" zachwyca, równie jak "inny" rock'n'roll w "Are You Willing", gdzie bas Warda wybija dziury w mózgu raz na zawsze. Thrashowe riffy dozowane są skąpo, a jeśli już, to są proste i przez to tak zabójcze, jak w "Forget About Heaven". Sola gitarowe nigdy nie miały wcześniej tak marginalnego znaczenia, a przecież są, i to jakie!
O każdym kawałku można by napisać oddzielną recenzję i pewnie żadna by nie wyczerpała tematu.
O to, czy brzmienie na tym albumie jest absolutnie genialne, czy najohydniejsze ze wszystkich LP FAJ stoczono już niejedną bitwę. Brzmienie jest oczywiście genialne, a że inne niż Czarna Metalika to już trudno...
Taka to dziwna płyta, która oczarowuje od razu, uzależnia natychmiast, "zabija na śmierć" albo pozostawia obojętnym na zawsze.
Ocena: 9.8/10
14.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Flotsam and Jetsam - The Cold (2010)
Tracklista:
1. Hypocrite 04:05
2. Take 04:19
3. The Cold 07:19
4. Black Cloud 04:41
5. Blackened Eyes Staring 04:38
6. Better Off Dead 05:43
7. Falling Short 05:12
8. Always 03:38
9. K.Y.A. 05:26
10. Secret Life 07:03
Rok wydania: 2010
Gatunek: Power/Thrash Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric "A.K." Knutson - śpiew
Edward Carlson - gitara
Mark Simpson - gitara
Jason Ward - bas
Craig Nielsen - perkusja
FLOTSAM AND JETSAM to w wielu kręgach zespół kultowy, można powiedzieć dzielący fanów, bo grali różne rzeczy. Jedne albumy się podobały, inne nie, jednak jest to band ciekawy, z ciekawą historią i takie tam. W tym roku, we wrześniu zaatakowali albumem "The Cold" wydanym przez Driven Music i po zapoznaniu się z nim mogę stwierdzić, że nie trzeba znać, a nawet lubić poprzednich LP, aby ten się podobał.
To, co panowie zaprezentowali tutaj jest wszechstronne. Jest tutaj muzyka metalowa. Są tutaj thrashowe momenty, ale są tutaj również inne gatunki, jak rock czy groove, oczywiście w wersji metalowej bez zbędnych, odsiewających udziwnień.
"Hypocrite" zaczyna się pięknie, smutno, refleksyjnie, jednak to nie trwa długo i po chwili wkracza niszczące, melodyjne solo, ostre jak żyleta gitary i świetnie ustawiona perkusja. Tempo i melodia świetne, tak jak thrashowe chóry. "Take" niszczy całkowicie - zimny, bardzo agresywny pod względem wokalnym, ale utrzymany w wolniejszym tempie, wyrachowany. Tutaj warto zwrócić uwagę na drugi plan, gdzie przewijają się różne sample - bardzo ciekawa zagrywka. "The Cold" to bardzo niepokojący, posępny rocker z wieloma ciekawymi urozmaiceniami, jak choćby gitary akustyczne. "Black Cloud" to kolejne morderstwo - wyczuwalny tu jest młodzieńczy bunt, napięcie, moc z urywającym łeb solem. Jeśli komuś mało mordu w rytm dźgania ofiary nożem, to wchodzi z takim rytmem "Blackened Eyes Staring", w którym obaj gitarzyści świetnie się rozumieją i przy okazji pokazuje, dlaczego są dwaj. "Better Off Dead" przepiękny, rockowy, bardzo refleksyjny i przejmujący - tutaj akustyki są po prostu niezbędne, tak jak Knutson niszczy totalnie, jeśli chodzi o przekaz emocji. Po tej chwili nostalgii wkracza pędzący i masakrujący "Falling Short", który jest świetnie obliczony. Perfekcja niestety nie trwa na tym albumie wiecznie i są tu 2 zakalce. Pierwszym jest trącający ALICE IN CHAINS, aż nazbyt rockowy "Always" i jedyne, co go ratuje to solo i wokalista. Kichą numer dwa jest "K.Y.A", który to aż nazbyt trąca core'em, i o ile wcześniej materiał zawarty na tym LP był agresywny i masywny (ale nie przytłaczający), tak tutaj sięgnęli po wyrażenie agresji w bardziej prymitywny sposób, który niestety do całości nie pasuje. "Secret Life" wieńczący całość świetny i takiego utworu by nie powstydzili się szwajcarzy z PURE INC. Bardzo ciekawie rozbudowany, z wieloma motywami i kapitalnymi solami.
Brzmieniowo kompletnie bez zarzutu i zostało dopasowane perfekcyjnie. Jest to muzyka agresywna, jednak nie uciekająca się tylko do tłuczenia blastów czy innych takich - tu na agresję i moc składają się śpiew Knutsona i brzmienie. Gitarzystom również nie ma nic do zarzucenia, świetnie się tutaj sprawdzają, a sam materiał różnorodny, nie nużący i nie męczący słuchacza, co jest ogromnym plusem. Gdyby nie dwa zakalce, to byłby album idealny, a tak to jest "niemal".
Ocena: 9/10
15.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Flotsam and Jetsam - Ugly Noise (2012)
Tracklista:
1. Ugly Noise 04:10
2. Gitty Up 03:09
3. Run and Hide 05:28
4. Carry On 04:19
5. Rabbit's Foot 04:17
6. Play Your Part 05:29
7. Rage 03:25
8. Cross the Sky 04:45
9. Motherfuckery 03:07
10. I Believe 02:53
11.To Be Free 03:08
12.Machine Gun 03:17
Rok wydania: 2012
Gatunek: modern heavy metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric "A.K." Knutson - śpiew
Edward Carlson - gitara
Michael Gilbert - gitara
Jason Ward - gitara basowa
Kelly Smith - perkusja
Nadchodzi rok 2011 i spektakularny powrót do składu z czasów "Quatro". Jest ponownie Gilbert, jest Kelly Smith.
Są także echa "Quatro", choć post thrashowe granie skończyło się po cichu gdzieś, kiedyś ...
Ciekawe, że zespół tak utytułowany zdecydował się najpierw wydać płytę nakładem własnym. Czyżby przeczuwali, że zostaną nie do końca zrozumiani? Nie powinni tak myśleć bo poprzedni LP był dziełem wybitnym, choć z thrashem jako takim nie miał wiele wspólnego. Ludzie niechętnie przyjmują zmiany, gdy chodzi o zaszufladkowanie stylistyczne metalowego zespołu.
Jaka jest ta muzyka z "Ugly Noise"?
Chyba taka, jak okładka płyty. Brudna, niejednoznaczna, przyciągająca i odpychająca. poniekąd mechaniczna, ale nie industrialna.
W jakim stopniu minimalistyczna, co określa już na początku Ugly Noise, w jakimś stopniu wyrastająca z doświadczeń roku 1990 i "When The Storm Comes Down" w Gitty Up, choć ze stępionymi pazurami. Run and Hide zaczyna się długo ale warto poczekać, bo nie tylko te ozdobniki ambientowe są tu znakomite. Minimalizm wyrażający wiele...Brud i prostota w stylu FLOTSAM JETSAM? Tak, w Carry On. Absolutna rozpoznawalność maskującego się w alternative rockowej części tego utworu zespołu. Eric "A.K." Knutson pięknie śpiewa, ciepło sugestywnie w Rabbit's Foot, jednak czy to metal? A może to jednak alternative rock? Raczej na pewno. Tak jak i Play Your Part, choć tu w oprawie riffów bliższych metalowi. A może mi się tylko tak wydaje.
Więcej metalu, chciałoby się powiedzieć.
Rage. Jednak jeszcze nie tutaj, choć to jest ciekawe i nie takiego jak w Cross the Sky, mechanicznym do bólu. No, może nie do końca zważywszy styl śpiewania A.K. taki jak na "Quatro". Industrialny power/thrash w Motherfuckery czy kolejne rozszerzenie pojęcia "metal jaki gra FLOTSAM AND JETSAM". Nie, nie można się uzależniać od takiej muzyki... To wbrew zasadom. Zasadom? A jakich zasad trzyma się FLOTSAM AND JETSAM na tym albumie? W I Believe żadnych poza tym, że aktorem pierwszoplanowym jest A.K.
Trochę późno przychodzi nadzieja w postaci jasno wyrażonego riffowo To Be Free, lecz tylko do tego co można tu określić mianem refrenu. Machine Gun poniekąd na osłodę dla myślących prostoliniowo i trawiących modern podejście do groove.
Nie można nic powiedzieć o tej płycie poza tym, że Knutson jest w wybornej formie. Nic o instrumentalistach sprytnie schowanych za szarą skorodowaną płytą... Nic o produkcji, bo jest równie garażowa co i wybitnie wycyzelowana.
Dużo pytań, mało odpowiedzi. Więcej skojarzeń niż konkretów...
Ocena 6,5/10
new 27.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Flotsam And Jetsam - Flotsam And Jetsam (2016)
Tracklista:
1. Seventh Seal 05:50
2. Life Is a Mess 04:20
3. Taser 04:11
4. Iron Maiden 03:40
5. Verge of Tragedy 05:19
6. Creeper 05:33
7. L.O.T.D. 04:47
8. The Incantation 01:38
9. Monkey Wrench 04:15
10. Forbidden Territories 06:44
11.Smoking Gun 04:55
12.Forbidden Territories 06:44
Rok wydania: 2016
Gatunek: heavy/power/thrash metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric "A.K." Knutson - śpiew
Steve Conley - gitara
Michael Gilbert - gitara
Michael Spencer - gitara basowa
Jason Bittner - perkusja
Rok 2014 był w przypadku FLOTSAM AND JETSAM pewnego rodzaju apogeum bezsilności twórczej, bo jaki sens miało nagrywanie ponownie całego "No Place For Disgrace"? Według mnie żadnego, choć tego rodzaju płyty stały się w ostatnich latach bardzo modne. Ubył Ward, powrócił po bardzo wielu latach Michael Spencer, który był w składzie zespołu w okresie prac przygotowawczych do nagrania pierwszego "No Place For Disgrace" właśnie.
Ta płyta, nagrania powtórnie sukcesu nie przyniosła i skład niemal się rozleciał, gdyż jeszcze w tym samym roku odeszli gitarzysta Edward Carlson i perkusista Kelly Smith. Conley, który zastąpił Carlsona grał do tego czasu kiedyś w mało znanym power/thrashowym F5, natomiast Bittner kojarzony był z grającym metalcore SHADOW FALL.
FLOTSAM AND JETSAM bez Edwarda Carlsona? Trochę to dziwne...
Nowy skład nagrał jednak płytę o prostym tytule "Flotsam And Jetsam", który mógłby sugerować, że zespół mówi - "To nadal my - FLOTSAM AND JETSAM". Dopóki ta ekipa nie gra bluesa takie stwierdzenie jest zawsze bezpieczne, bo przecież panowie z Phoenix grali już wcześniej różne metalowe rzeczy.
Tym razem jest to dosyć typowy amerykański heavy/power mocno nasycony thrashowymi riffami klasycznymi mi dla tego zespołu, można nawet powiedzieć, że wykorzystanymi już wielokrotnie wcześniej.
Specyficzna rytmika thrashowa FAJ pojawia się najwyraźniej w Life Is a Mess, L.O.T.D. oraz w Smoking Gun i ta kompozycja jest chyba najlepsza na całej płycie, chociaż wydaje się, że grupa stawia na ostatni Forbidden Territories, ten jest jednakże ulepiony z ogranych zagrywek FAJ z lat 80tych. Heavy/power/thrash jaki grają w Monkey Wrench czy Time to Go jest owszem, bardzo poprawny, ale nie są to numery ani chwytliwe, ani specjalnie rozpoznawalne.
Jest także nieco groove w gitarach Taser, i, co bardzo ciekawe, mnóstwo IRON MAIDEN w Iron Maiden. Zupełnie niepotrzebnie, bo ani to dobre jako IRON MAIDEN, ani tym bardziej jako FLOTSAM AND JETSAM. W Verge of Tragedy i Creeper, poza mocnymi riffami, jest także odrobina klasycznej chłodnej psychodelii generowanej przez ten band.
Brak Carlsona nie jest szczególnie mocno odczuwalny, bo Conley gra bardzo dobrze. Sola ogólnie udane, podobnie jak występ dynamicznego Jasona Bittnera, dodającego tu odrobinę punkowej maniery do pracy sekcji rytmicznej. "A.K." w formie bardzo dobrej, choć już tak wysoko jak kiedyś to on nie wchodzi.
Produkcja bardzo dobra, szczególnie w kwestii brzmienia sekcji rytmicznej, bez przybrudzenia i rozmywania całości soundu.
Generalnie jest to album zachowawczy, ostrożny w eksperymentowaniu, tradycyjny dla FLOTSAM AN JETSAM z wieku XX i na taki stylizowany. Nie ma tu jednak ani jednej kompozycji wybitnej, bardzo dobrych może ze dwa lub trzy i odnosi się wrażenie wtórności i braku świeżych pomysłów. Raczej dalekie miejsce w zestawieniu najlepszych płyt grupy...
ocena: 7/10
new 21.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Flotsam And Jetsam - The End Of Chaos (2019)
Tracklista:
1. Prisoner of Time 04:17
2. Control 03:45
3. Recover 04:08
4. Prepare for Chaos 03:45
5. Slowly Insane 03:53
6. Architects of Hate 05:04
7. Demolition Man 03:37
8. Unwelcome Surprise 05:07
9. Snake Eye 03:54
10. Survive 04:08
11.Good or Bad 03:55
12.The End 03:47
Rok wydania: 2019
Gatunek: heavy/power/thrash metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric "A.K." Knutson - śpiew
Steve Conley - gitara
Michael Gilbert - gitara
Michael Spencer - gitara basowa
Ken Mary - perkusja
Nowa płyta FLOTSAM AND JETSAM ukazała się 18 stycznia 2019 nakładem AFM Records jako drugi LP w ramach kontraktu z tą wytwórnią. Wcześniej, bo jeszcze w 2017 roku odszedł perkusista Jason Bittner, który jak się okazało był bohaterem jednej płyty, a jego miejsce zajął inny bohater sam Ken Mary, znany z występów w IMPELLITTERI, FIFTH ANGEL i innych, oraz współpracy z Alice Cooperem i Davidem T. Chastainem.
Gdzie Ken Mary tam wspaniała, potężna perkusja i od razu trzeba nadmienić, że jest tak i tym razem. Cokolwiek by się nie powiedziało całościowo o tym LP, to Ken Mary jest tu postacią zdecydowanie zasługująca na brawa. Bębny i blachy są mocarne, a przy tym rewelacyjnie zrealizowane, podobnie zresztą jak bas Spencera, i gdy sekcja rytmiczna jest bardziej uwypuklona i nie skrywana pod gitarami, to jest doprawdy czego posłuchać.
Okładka z zaprezentowanym na nim potworkiem w znacznym stopniu nawiązuje do debiutu grupy, sama muzyka także, ale tylko w opcji zbudowania wszystkiego na fundamencie heavy/power/thrashowym, tym razem bez speedmanii.
FAJ proponuje 12 niezbyt długich, zwartych kompozycji z pogranicza wymienionych gatunków, przy czym refreny w znacznej mierze mają typowo heavy metalowy charakter. Można nawet powiedzieć, że część z nich nastawiona jest na chwytliwość i przebojowość, rzecz jasna w nieradiowej konwencji (Prisoner of Time, Control, Survive, The End). Wrażenie podejścia modern jest mylne. Bardziej mamy tu do czynienia z uwypuklaniem post thrashowych pomysłów grupy z dawnych lat (Control, Demolition Man, Survive). Dawka tradycyjnego błysku szaleństwa A.K. w głosie i gitarzystów w niepokojących riffach jest obecna, a jakże, w Recover, w Slowly Insane i na pewno w refrenie udanego dynamicznego thrashowego w riffach Architects of Hate. Kapitalne są agresywne partie speed/power/thrashowe w Good or Bad. Można było je jeszcze lepiej wykorzystać, tak jak idealnie dopasowane są takie partie do najszybszego The End.Kto lubi FAJ z czasów "When The Storm Comes Down" znajdzie tu znakomity Prepare for Chaos w klimatach Scars i Suffer The Masses, i ten numer naprawdę robi wrażenie. Nowy klasyk! W tej samej kategorii nieco tylko słabszy jest twardo odegrany Unwelcome Surprise. Klasykiem mógłby być także Snake Eye, bo zwrotki i główne riffy są kapitalne, ale tym razem kuleje lżejszy refren i wrażenie killera pryska.
A.K. w znakomitej formie wokalnej i tym bardziej zasługuje na pochwałę, że śpiewa nieraz rzeczy niełatwe wykonawczo, wymuszające porzucenie pewnej zimnej monotonnej konwencji, w jakiej A.K jest mistrzem, ale którą tu musiał przełamać.
Sekcja rytmiczna morduje, gitarzyści jeszcze bardziej zgrani niż w 2016. Oczekiwałem lepszych i jeszcze bardziej urozmaiconych solówek, doczekałem się kilka razy. Można było jeszcze więcej tu wyciągnąć, z drugiej strony jednak ekipa z Phoenix nigdy aż tak ogromnego nacisku na ten aspekt nie kładła.Mix i mastering wykonał słynny Jacob Hansen i choć robił to dla FLOTSAM AND JETSAM po raz pierwszy, to trudno sobie wyobrazić bardziej klasyczny sound tej grupy, kumulujący tu to, co najlepsze w specyfice brzmienia gitar, w ustawieniu wokalu, no, i ta fantastycznie zrobiona sekcja rytmiczna.
FLOTSAM AND JETSAM odrzucił eksperymenty stylistyczne i nagrał muzykę rozpoznawalną, w wypracowanym w XX wieku stylu, nieco retro, jeśli patrzeć na ostatnie prawie 10 lat zespołu. Płytę mniej pure thrashową, bardziej melodyjnie przystępną, cechująca się starannością i precyzją wykonania.
W tej konwencji to jeden z najbardziej udanych albumów grupy.
ocena: 8,2/10
new 23.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Flotsam And Jetsam - Blood in the Water (2021)
Tracklista:
1. Blood in the Water 04:17
2.Burn the Sky 04:26
3. Brace for Impact 04:33
4. A Place to Die 04:22
5. The Walls 04:41
6. Cry for the Dead 04:36
7. The Wicked Hour 04:56
8. Too Many Lives 04:49
9. Grey Dragon 04:27
10. Reaggression 04:10
11.Undone 03:19
12.Seven Seconds 'til the End of the World 04:53
Rok wydania: 2021
Gatunek: heavy/power/thrash metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric "A.K." Knutson - śpiew
Steve Conley - gitara
Michael Gilbert - gitara
Bill Bodily - gitara basowa
Ken Mary - perkusja
FLOTSAM AND JETSAM po raz kolejny. Ponownie w barwach wytwórni AFM Records z nowym albumem "Blood in the Water" wydanym 4 czerwca i z nowym basistą Billem Bodily, bo Specer opuścił grupę w roku ubiegłym.
FLOTSAM AND JETSAM na samym początku przedstawia kompozycję tytułową i zdecydowanie można odnieść wrażenie, że próbuje tu stać się zespołem amerykańskiego power/thrashowego środka, czy też grupą w tym podgatunku uniwersalną. Mocny, bezlitosny amerykański atak gitarowy w surowych, twardych zwrotkach zostaje nieoczekiwanie ubarwiony epickim, bardzo heroicznym i znakomicie poprowadzonym przez "A.K" refrenem. Bardzo dobrze, niemniej czystego klasycznego FAJ jest w tym nieco mniej, niż można by oczekiwać. Z drugiej strony promujący całość singiel musi być uniwersalny... No, ale Burn the Sky to już kompozycyjna klasyka dla tej ekipy i wysokie wokale Knutsona wspaniale prezentują się w oprawie nerwowych riffów jakże rozpoznawalnych - bo tak poza FAJ nikt nie gra power/thrashu. Piękne solo i ponownie refren zdecydowanie czarujący dramatyczną melodyjnością!
Z niezachwianym przekonaniem grają swoje z lat 80tych w dynamicznym i kąśliwym Brace for Impact i jeśli sola na albumie poprzednim tylko w pewnym zakresie były zachwycające, to tym razem LP oferuje w tym zakresie znacznie więcej. Ciekawe, w tej kompozycji akurat największe wrażenie robi podstawowa melodia zwrotek, większe niż lekko progresywne potraktowanie całości. A Place to Die... Coś niesamowitego. Fenomenalny majestat w refrenie i potęga ostrych riffów FAJ w klasycznej archetypowej postaci. I jeszcze więcej majestatu i nastawienia na podniosłą melodię w fantastycznym, zagranym w wolniejszym tempie The Walls, ozdobionym cudownej urody przewodnim motywem gitary solowej. Surowy, ponury i przytłaczający power/thrash w klasyczny stylu amerykańskim to Too Many Lives i w tym utworze grupa zdecydowanie kieruje się w stronę tych słuchaczy, dla których siła przekazu jest ważniejsza niż wyrazista melodia. Za to już Grey Dragon to niemal drugi rok FAJ 1986 w nowocześniejszej formie i ten track jest piorunujący. Co za zniszczenie sieją tu gitarzyści! No i potem Reaggression. Tak, nawiązują tu do "Quatro" i właśnie dlatego jest to numer kapitalny i dawno takiego w stylu post thrashowym wczesnych lat 90tych nie słyszałem. Miazga! Co za melodia, co za klimat! Aż się przypomina Hypodermic Midnight Snack... Absolutne zniszczenie! Semi balladowy Cry for the Dead to jednak jeden ze słabszych momentów tego albumu i pełne ekspresji wzmocnienia są tu najsilniejszą stroną kompozycji, ratującą ją od banalności. Ostry, lekko progresywny w opcji power/thrashowej The Wicked Hour także nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale jest tu taki ultra melodyjny refren, że pewną powszedniość ogólną podstawowych riffów w opcji progresywnej można potraktować łagodniej.
Końcówka płyty zachwyca po raz kolejny, tym razem ukłonem w stronę mega przebojowości refrenu w nieco modern otoczce w Undone i swoboda i luz, z jakim ten refren został tu wykonany, jest po prostu zdumiewający i nie do końca typowy dla FLOTSAM AND JETSAM, ale to dobrze, że tak zaskakują. Cudeńko w stylu PURE INC.! A Seven Seconds 'til the End of the World to po raz kolejny przepełniony dramatyzmem majestat power/thrashowy w całkowicie rozpoznawalnej jako FAJ manierze. Tu jest niesamowity popis Kena Mary. Dla samej perkusji warto posłuchać kilkakrotnie pod rząd. Maestria!
Całość została zagrana z niebywałą maestrią, spokojem i precyzją. Duet gitarowy rozgrywa tu różne zapierające dech w piersiach cudeńka, których fan FAJ nie docenić po prostu nie może. To nie tylko Gilbert, to także i trzeba to zdecydowanie podkreślić, także Conley. Zadziwia Ken Mary, po raz kolejny zadziwia tym, jak odnajduje się w tej mocnej, w dużej mierze thrashowej estetyce przekazu, a przy tym przenosi tu pewne doświadczenia z classic metalowych bandów, w których z takim powodzeniem występował. Tym razem sporo słychać z patentów wykorzystywanych przez niego w czasach IMPELLITTERI zwłaszcza w tych najszybszych partiach. A "A.K."? Jeśli w roku 2019 chwaliłem go za bardzo wysoką formę wokalną, to tym razem jest po prostu jeszcze lepszy. Jest po prostu w fenomenalnej formie. Cesarz i Hipnotyzer w jednym!
I jeszcze jedno. Produkcja jest po prostu arcymistrzowska. Mistrz Jacob Hansen poszedł tu dalej w cyzelowaniu soundu poszczególnych instrumentów i te gitary oraz ustawienie sekcji rytmicznej są powalające. Rewelacyjne brzmienie, godne rewelacyjnej muzyki po prostu.
Ten album jest sensacyjnie udany. Jeśli nie brać pod uwagę "Quatro", który jest jednak z nieco innych muzycznych obszarów, to FLOTSAM AND JETSAM nagrał najlepszą w swojej historii płytę z muzyką power/thrash. Kapitalne. Tak, kapitalne!
ocena: 9,8/10
new 5.06.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:982
Flotsam and Jetsam - I Am The Weapon (2024)
Tracklista:
1. A New Kind of Hero 04:50
2. Primal 03:53
3. I Am the Weapon 03:17
4. Burned My Bridges 04:14
5. The Head of the Snake 04:41
6. Beneath the Shadows 04:15
7. Gates of Hell 03:58
8. Cold Steel Lights 03:55
9. Kings of the Underworld 04:01
10. Running Through the Fire 04:53
11. Black Wings 05:19
Rok wydania: 2024
Gatunek: Heavy/Power/Thrash Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric "A.K." Knutson - śpiew
Steve Conley - gitara
Michael Gilbert - gitara
Bill Bodily - gitara basowa
Ken Mary - perkusja
FLOTSAM AND JETSAM, po raz już piętnasty. Tak jak poprzednio w barwach AFM Records z premierą ustaloną na 13 września 2024 roku, w składzie takim samym, jak w 2021 roku.
Oczekiwania po Blood in the Water są oczywiście bardzo duże, szczególnie, że skład jest taki sam. Tylko należy wziąć poprawkę, że to FLOTSAM AND JETSAM, grupa, która lubi próbować nowych rzeczy i eksperymentować.
A New Kind of Hero to ciekawy otwieracz, z refrenem zaskakująco lekkim i przebojowym nawet jak na FLOTSAM AND JETSAM z charakterystyczną dla nich thrash metalową motoryką, chociaż nie jest to tak bezkompromisowe, jak MIKE LEPOND'S SILENT ASSASSINS. Przede wszystkim w tej kompozycji zwraca uwagę swoboda wokalna Knutsona i jak dużo go tutaj jest. Jest on w formie znakomitej, bezbłędnej i jak zwykle bez problemu przebija się przez potężną sekcję rytmiczną, a ta gra potężnie i Bodil z Ken Mary tutaj się dotarli i grają znakomicie.
Przy Primal zaczyna już być niepokojąco, bo to taki heavy metal jeszcze dobry, ale tutaj głównie sytuację ratuje atomowa moc Ken Mary i Knutson. Zdecydowanie więcej jest tutaj The End of Chaos, chociaż aby nikt nie wyrzucał grupie, że nie grają thrashu, to jest I Am the Weapon w stylu EXODUS, ale takie rzeczy grało jednak lepiej BONDED BY BLOOD. Post thrashowy i tęskny Burned My Bridges poetyckością próbuje nawiązywać do Quatro, ale czeka się na killera z prawdziwego zdarzenia, jednak utrzymany w wolniejszych tempach The Head of the Snake nim nie jest. Rozbujany heavy metalowemu Beneath the Shadows bliżej do When the Storm Comes Down, chociaż tak bardzo w stronę kiczowatego rocka nie szli nigdy i nie powinni. Takie eksperymenty powinny były pozostać na Ugly Noise. Ciągle się czeka na killera, ale nie jest nim niestety Cold Steel Lights w stylu JAG PANZER i chyba nie ma co za bardzo przeciągać i ukrywać, że gra Conleya i Gilberta jest na tym LP bardzo skromna, czasami zagrają jakieś dłuższe solo jak w Primal albo Burned My Bridges. W porównaniu z LP poprzednimi, to są tutaj na planie dalszym. Mało jest tutaj thrash metalu i Kings of the Underworld mrokiem próbuje bardziej konkurować z KING DIAMOND, ale dziwnie słucha się takiego FLOTSAM AND JETSAM, gdzie największy nacisk poza Kutsonem położony jest na sekcję rytmiczną.
Running Through the Fire jest niezłe jak ktoś lubi powroty do No Place For Disgrace, a na koniec orkiestracjami zaczyna się Black Wings. I w końcu jest killer, głównie dzięki posępnemu klimatowi w refrenie, który jest kompletnie nie w stylu FLOTSAM AND JETSAM i tutaj ten jeden raz jest wyczuwalny ten apokaliptyczny klimat Blood in the Water.
FLOTSAM AND JETSAM nie zszedł tutaj poniżej pewnego poziomu, chociaż sola gitarowe mogłyby być bardziej interesujące i obaj gitarzyści swoją oszczędną grą tutaj raczej rozczarowują. Brzmienie zdecydowanie faworyzuje sekcję rytmiczną, która dewastuje i demoluje wszystko w zasięgu. i Ken Mary razem z Billem Bodilym są tutaj bez wątpienia bohaterami.
Jest FLOTSAM AND JETSAM, tym razem zdominowany przez Erica "A.K." Knutsona, mało thrashowy i bardziej power metalowy.
Smok z Blood in the Water wyszedł tutaj z wody i okazuje się, że jednak nie jest tak imponujący, jak można było przypuszczać po głowie i jest to tylko kolejny smok.
Nie budzi wątpliwości, że jest to lepsze od Flotsam and Jetsam z 2016 roku, jednak nie tak przekonujące w swoim heavy/power metalu, jak The End of Chaos.
Ocena: 7.4/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości agencji PR All Noir.
|