23.06.2018, 22:25:27
Morpheus Rising - Let The Sleeper Awake (2011)
Tracklista:
1. Daylight 06:00
2. Lord Of The North 05:01
3. Let The Sleeper Awake 05:14
4. Fear Of Nothing 04:56
5. Shades Of Grey 06:26
6. Those Who Watch 05:14
7. Fighting Man 04:59
8. Gypsy King 04:07
9. In The End 04:28
10. Quench Your Thirst 04:00
Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Si Wright -śpiew
Damien Sweeting -gitara
Pete Harwood -gitara
Andy Smith - bas
Paul Gibbons - perkusja
Ocena: 7,1/10
9.12.2011
Tracklista:
1. Daylight 06:00
2. Lord Of The North 05:01
3. Let The Sleeper Awake 05:14
4. Fear Of Nothing 04:56
5. Shades Of Grey 06:26
6. Those Who Watch 05:14
7. Fighting Man 04:59
8. Gypsy King 04:07
9. In The End 04:28
10. Quench Your Thirst 04:00
Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Si Wright -śpiew
Damien Sweeting -gitara
Pete Harwood -gitara
Andy Smith - bas
Paul Gibbons - perkusja
Młoda ekipa MORPHEUS RISING z York gra heavy metal.
Debiut "Let The Sleeper Awake" wydany przez WTG Records z USA w grudniu, jest płytą z heavy metalem bardzo brytyjskim, gdzie w stylu solówek gitarowych można odnaleźć echa IRON MAIDEN, w riffach i tradycyjnych motywach JUDAS PRIEST a w ogólnej atmosferze coś z NWOBHM. Pod tym względem dynamicznie rozwijający się "Daylight" jest bardzo obiecujący, zwraca też uwagę mocny głos wokalisty i potężny, wyjątkowo potężny jak na brytyjskie produkcje bas, dyktujący tu warunki nawet soczystym gitarom.
Brytyjski to zespół i słychać to w kashmirowym zeppelinowskim riffie, który otwiera "Lord Of The North". Jest to jednak dalej takie granie, jakie swą jednostajnością w wolniejszych tempach zniechęca mimo wprowadzenia melodyjnego udramatyzowanego refrenu. Jest też na tym albumie próba wykorzystania w kompozycjach heavy metalowych rockowych wzorców drugiej fali NWOBHM i tu akurat refren w utworze tytułowym jest wyjątkowo udany i nawet szkoda go w tej ogólnie mało poza tym wyrazistej kompozycji o lekko ponurej atmosferze muzyki w zwrotkach. Gra gitarzystów nie jest może jakaś wybitnie pasjonująca, ale prezentują starannie opracowane sola, niekiedy żyjące wewnątrz utworu własnym życiem jak w tym właśnie kawałku orientalnymi inspiracjami. MORPHEUS RISING próbuje być hard rockowo posępny w "Fear Of Nothing" ale mocny sound spycha to granie zdecydowanie na pozycje heavy metalu tradycyjnego czy melodic metalu w cieższej formie w "Shades Of Grey". Płyta chwilami traci na atrakcyjności. Riffy zbyt znane przewijają się cały czas w kolejnych numerach i liczba ich jest ograniczona. Dobrze, że tę monotonię przełamują w niezłych refrenach.
Udanej ballady nie ma, bo w jakimś stopniu nawiązujący do tego rodzaju kompozycji "Those Who Watch" to tylko standardowy brytyjski rock z mocniejszymi gitarami, klawiszowym tłem i nic ponadto. Jeśli szukać tu atrakcyjnej melodyjnej heavy metalowej kompozycji to taką jest wzorowana w pewnych riffach na THIN LIZZY i DARE elegancka i bojowa "Fighting Man". Łagodniejsza, z pięknym epickim solem świetnie zaśpiewana i brzmiąca wyjątkowo szlachetnie na tle innych numerów z tego albumu. Refren porywa jak te, które ostatnio prezentuje inny brytyjski heavy metalowy STORMZONE i jest podobnie pompatycznie skonstruowany. Dumny brytyjski rycerski killer po prostu.
Takich już więcej tu nie ma, bo "Gypsy Man" to lekko niezdarny hard rock a obiecujący na początku kolejne true metalowe emocje "To The End" jakoś tych nadziei w końcu nie spełnia. Jest tu pomysł na takie lekko ponure i stanowcze heavy metalowe granie, ale brak kulminacji w jakiejś eksplozji refrenu czy demolującej solówki. "Quench Your Thirst" jest mocniejszy, przypomina niektóre nagrania INTENSE pozbawione power metalowej ekspresji i ma bardzo dobry swobodnie brzmiący bujający refren.
Ta grupa nie gra muzyki oryginalnej, ale śmiało czerpiąc z tradycji angielskiej z pewnością na to nie pretenduje. Jest także pozbawiony tej ulicznej punkowej dekadencji, jaka zżera wiele podziemnych grup angielskich, Solidne wykonanie, charakterystyczny bardzo dobrze śpiewający wokalista i instrumentaliści czujący konwencję, w jakiej się obracają. Realizacja tego albumu ciekawa, choć klasyczna i ten nader wyeksponowany bas jest tu nieoczekiwany.
Mimo niedociągnięć kompozycyjnych dosyć udany debiut w kategorii czystego chemicznie brytyjskiego heavy i grupa zasługuje na wsparcie, uwagę i promocję.
Brytyjski to zespół i słychać to w kashmirowym zeppelinowskim riffie, który otwiera "Lord Of The North". Jest to jednak dalej takie granie, jakie swą jednostajnością w wolniejszych tempach zniechęca mimo wprowadzenia melodyjnego udramatyzowanego refrenu. Jest też na tym albumie próba wykorzystania w kompozycjach heavy metalowych rockowych wzorców drugiej fali NWOBHM i tu akurat refren w utworze tytułowym jest wyjątkowo udany i nawet szkoda go w tej ogólnie mało poza tym wyrazistej kompozycji o lekko ponurej atmosferze muzyki w zwrotkach. Gra gitarzystów nie jest może jakaś wybitnie pasjonująca, ale prezentują starannie opracowane sola, niekiedy żyjące wewnątrz utworu własnym życiem jak w tym właśnie kawałku orientalnymi inspiracjami. MORPHEUS RISING próbuje być hard rockowo posępny w "Fear Of Nothing" ale mocny sound spycha to granie zdecydowanie na pozycje heavy metalu tradycyjnego czy melodic metalu w cieższej formie w "Shades Of Grey". Płyta chwilami traci na atrakcyjności. Riffy zbyt znane przewijają się cały czas w kolejnych numerach i liczba ich jest ograniczona. Dobrze, że tę monotonię przełamują w niezłych refrenach.
Udanej ballady nie ma, bo w jakimś stopniu nawiązujący do tego rodzaju kompozycji "Those Who Watch" to tylko standardowy brytyjski rock z mocniejszymi gitarami, klawiszowym tłem i nic ponadto. Jeśli szukać tu atrakcyjnej melodyjnej heavy metalowej kompozycji to taką jest wzorowana w pewnych riffach na THIN LIZZY i DARE elegancka i bojowa "Fighting Man". Łagodniejsza, z pięknym epickim solem świetnie zaśpiewana i brzmiąca wyjątkowo szlachetnie na tle innych numerów z tego albumu. Refren porywa jak te, które ostatnio prezentuje inny brytyjski heavy metalowy STORMZONE i jest podobnie pompatycznie skonstruowany. Dumny brytyjski rycerski killer po prostu.
Takich już więcej tu nie ma, bo "Gypsy Man" to lekko niezdarny hard rock a obiecujący na początku kolejne true metalowe emocje "To The End" jakoś tych nadziei w końcu nie spełnia. Jest tu pomysł na takie lekko ponure i stanowcze heavy metalowe granie, ale brak kulminacji w jakiejś eksplozji refrenu czy demolującej solówki. "Quench Your Thirst" jest mocniejszy, przypomina niektóre nagrania INTENSE pozbawione power metalowej ekspresji i ma bardzo dobry swobodnie brzmiący bujający refren.
Ta grupa nie gra muzyki oryginalnej, ale śmiało czerpiąc z tradycji angielskiej z pewnością na to nie pretenduje. Jest także pozbawiony tej ulicznej punkowej dekadencji, jaka zżera wiele podziemnych grup angielskich, Solidne wykonanie, charakterystyczny bardzo dobrze śpiewający wokalista i instrumentaliści czujący konwencję, w jakiej się obracają. Realizacja tego albumu ciekawa, choć klasyczna i ten nader wyeksponowany bas jest tu nieoczekiwany.
Mimo niedociągnięć kompozycyjnych dosyć udany debiut w kategorii czystego chemicznie brytyjskiego heavy i grupa zasługuje na wsparcie, uwagę i promocję.
Ocena: 7,1/10
9.12.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"