Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Ring of Fire - The Oracle (2001)
Tracklista:
1. Prelude for the Oracle 01:39
2. Circle of Time 05:31
3. Shadow in the Dark 04:30
4. Vengeance for Blood 05:45
5. Samurai 06:51
6. City of Dead 05:50
7. Dreams of Empire 05:26
8. The Oracle 08:14
9. Interlude 00:50
10. Land of Illussion 06:31
11. Take Me Home 05:29
12. Face the Fire 04:50
Rok wydania: 2001
Gatunek: Progressive Neoclassical/Melodic Metal
Kraj: USA
skład zespołu:
Mark Boals - śpiew
George Bellas - gitara
Philip Bynoe - bas
Vitalij Kuprij - instrumenty klawiszowe
Virgil Donati - perkusja
Znany z wielu projektów amerykański wokalista, Mark Boals, mniej może znany jest ze swojego własnego zespołu RING OF FIRE oraz trzech płyt firmowanych jako MARK BOALS, a nagranych w bardzo zbliżonym składzie do zespołu RING OF FIRE.
Trzeba przyznać, że Boals zebrał grupę bardzo znanych muzyków. Na pierwszym albumie, wydanym przez Frontiers Records zagrał jako gitarzysta wybitny shredder George Bellas, twórca kilku znaczących albumów instrumentalnych i współpracownik Vitalija Kuprija, który zresztą w ROF także wystąpił jako klawiszowiec na tym LP. Basista Philip Bynoe to także uczestnik projektów Kuprija oraz muzyk uczestniczący w nagraniach Steve'a Vai. Perkusista Donati znany zaś jest z różnych projektów progresywnych.
Album rozpoczyna absolutnie neoklasyczny Circle of Time i od razu słychać, że zebrali się wyborni specjaliści od tego gatunku. Potwierdzają to w Shadow In The Dark, melodyjnej power neoklasycznej kompozycji. Instrumentalnie utwory te wyglądają wybornie - sola Bellasa i jego dialogi z Kuprijem wywołują zdumienie i konieczność odsłuchu z pozycji kolan. Jednak jest pewien zgrzyt... forma wokalna Boalsa nie jest zbyt wysoka. Nie przekonuje w wysokich rejestrach, a w niższe schodzi rzadko. Efekt to dosyć męczący, momentami śpiew psuje harmonijne wrażenie całości. W bardziej progresywnym AOR Vengeance for Blood brzmi to już znacznie lepiej. Epicki Samurai przypomina nagrania Malmsteena z elementami muzyki wschodniej, ale tu znów te zbyt wysokie wokale... Progresywny heavy powerowy City of Dead najlepiej wypada w partiach Kuprija. Za to neoklasyczny, malmstenowski Dreams of Empire wyborny i tu Boals wreszcie śpiewa na swoim normalnym poziomie, bez napinania i piszczenia. The Oracle to rozbudowana kompozycja o charakterze epicko-progresywnym, myślę jednak, że trochę tu brak myśli przewodniej. Po przerywniku instrumentalnym mamy niejako dalszy ciąg klimatów z utworu poprzedniego w postaci Land of Illusion - tu jednak partie szybkie mieszają się ze zwolnieniami i licznymi ozdobnikami gitarowymi oraz klawiszowymi w bardziej przyjazny słuchacza sposób. Spokojny Take Me Home jest bardzo mało wyrazisty i uważam go za najsłabszy na tym LP. Na zakończenie natomiast świetnie pomyślany wokalnie i w partiach klawiszowych, dynamiczny i bardzo szybki Face the Fire. Takie coś na ożywienie po dosyć dostojnych i melancholijnych poprzednich kilkunastu minutach.
Ocena instrumentalistów najwyższa, Boals, jak powiedziałem, różnie, same utwory... to już zależy, co kto lubi, bo płyta jest, jak można się zorientować, zróżnicowana.
Brzmienie bardzo dobre ze zrównoważoną głośnością gitary i instrumentów klawiszowych oraz niezbyt głośną sekcją rytmiczną.
Wysokiej klasy album muzyków z wielkim doświadczeniem.
Ocena: 8/10
14.01.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Ring of Fire - Dreamtower (2002)
Tracklista:
1. My Deja Vu 06:20
2. Dreamtower 05:22
3. The Pharaoh's Curse 05:57
4. Refuge of the Free 05:32
5. Blue Sky 05:20
6. Laputa 05:03
7. Until the end of Time 05:11
8. System Utopia 04:25
9. Ghost of America 06:01
10. Invisible Man 05:32
11. Make Believe 05:18
12. Murder By Numbers 04:53
Rok wydania: 2002
Gatunek: Progressive Neoclassical/Melodic Metal
Kraj: USA
skład zespołu:
Mark Boals - śpiew, gitara basowa
Tony MacAlpine - gitara
Philip Bynoe - bas
Vitalij Kuprij - instrumenty klawiszowe
Virgil Donati - perkusja
Pod koniec 2002 roku, RING OF FIRE kierowany przez Marka Boalsa, przedstawił swój drugi album, wydany w listopadzie równolegle przez Frontiers Records i AVALON w Japonii.
Tym razem w składzie pojawił się inny wirtuoz gitary, Tony MacAlpine.
Trzeba przyznać jedno - doskonale się spisał w wykonaniu elementów neoklasycznych.
Album zawiera ich wiele i jeśli już posłuchać pierwszej kompozycji My Deja Vu, to jest to bardzo elegancki utwór, gdzie neoklasyka łączy się z progresywnymi zagraniami Kuprija. Same melodie są raczej wyciszone, naznaczone delikatnym smutkiem i nieco drugoplanowe poprzez częste łamanie ich przez klawiszowe pasaże Kuprija, z którym MacAlpine prowadzi często dialog, uzupełniając fantazyjnymi solami. Z tej płyty bije wielki spokój i pewność. Trochę jakby starzy przyjaciele spotkali się na kawie i wymieniali leniwie celnymi uwagami. Zero zbędnych dźwięków, wszystko jest powiedziane zwięźle i znakomicie dopasowane. Umiejętność budowania nastroju wręcz niesamowita - jak w The Pharaoh's Curse - neoklasycznym utworze z egipskimi ozdobnikami ledwo, ledwo zaznaczonymi, a jednak obecnymi. Refuge of the Free szybszy, bardziej energiczny i mam wrażenie, że głównym celem jest tu zrobienie podkładu pod po prostu niesamowite neoklasyczne popisy MacAlpine. UntilThe End of Time to z kolei kompozycja malmsteenowska bez Malmsteena, zrobiona według ścisłej recepty. Tu mam jednak jeden, jedyny raz zastrzeżenia do wysokich wokali Boalsa. Jest też jedno potknięcie kompozycyjne w postaci System Utopia - ten numer jakiś nijaki w porównaniu z resztą i nawet sami muzycy chyba nie dają tu wszystkiego z siebie. Złagodzenie pewnego chłodu i wystudiowania tego LP mamy w znakomitej melodyjnej, nostalgicznej balladzie Make Believe. Utwory, o których nie wspomniałem, są na ogół bardzo dobre, jednak słucha się ich bardziej dla ozdobników i popisów instrumentalnych niż dla melodii, które do atrakcyjnych poprzez prostą chwytliwość nie należą.
Tym razem Boals wykonał swoją robotę bardzo dobrze, mam jednak wrażenie, że śpiewa bardzo ostrożnie i zachowawczo. Znakomita, dyskretna sekcja rytmiczna, jednocześnie ze świetnym brzmieniem. Kuprij wpasowany w całość i przed szereg się nie wysuwa, czarując cały czas nienachalnie i z lekką nonszalancją.
Pod względem wykonania i brzmienia album nienaganny, jednak te ponad 60 minut muzyki mogłoby zawierać więcej atrakcyjnych melodii. Etykieta progresywny neoklasyczny metal nie wyklucza dawki inteligentnie podanej przebojowości.
Ocena: 8.5/10
14.01.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Ring of Fire - Lapse Of Reality (2004)
Tracklista:
1. Lapse Of Reality 04:42
2. Saint Fire 04:54
3. The Key 05:32
4. Darkfall 05:31
5. One Little Mystery 05:38
6. Perfect World 05:31
7. Change 04:45
8. That Kind Of Man 05:00
9. You Were There 05:28
10. Machine 04:23
11. Faithfully 06:53
12. I Don't Know (What You're Talking About) 04:39
Rok wydania: 2004
Gatunek: Progressive Melodic Metal
Kraj: USA
skład zespołu:
Mark Boals - śpiew, bas
Tony MacAlpine - gitara
Philip Bynoe - bas
Steve Weingart - instrumenty klawiszowe
Virgil Donati - perkusja
Po raz ostatni RING OF FIRE przedstawił płytę we wrześniu 2004 nakładem Frontiers Records i tym razem jest już bez Kuprija. Zastąpił go Steve Weingart, który wcześniej w metalowych projektach się nie pojawiał.
Album gitarowo jest cięższy niż poprzednie, klawisze są ciekawe, jednak słychać, że tym razem MacAlpine nie potrafi nawiązać takiego dialogu z klawiszami jak poprzednio. Ponadto pojawiło się nieco melodii charakterystycznych dla AOR, z prostszymi refrenami. Takim przykładem jest Change, gdzie dodatkowo wzbogacono o elementy neoklasyczne, czy w następnym The Key. Im dalej, tym progresywnie zagranego metalu jest więcej. Darkfall jest może bardziej utworem w stylistyce poprzedniej, ale w Perfect World mamy elementy epickie, umiejętnie połączone z chwytliwym refrenem rockowym. Na tym LP jest jednak sporo kompozycji typowo progresywnych, gdzie zmiany tempa łączą się ze zróżnicowanym wokalem Boalsa. Odejście od neoklasycznych wstawek i motywów bardzo słyszalne, a same sola MacAlpine tym razem są fuzją gatunkową różnych, nie zawsze wywodzących się z rocka.
Wokalnie Boals rozegrał wszystko znakomicie i jest to jego najlepszy występ w RING OF FIRE. Na uwagę zasługują też złożone partie perkusyjne Virgina Donati.
Płyta ma bardzo selektywne brzmienie, jedynie do instrumentów klawiszowych czasem można mieć zastrzeżenia, jednak jak powiedziałem, tym razem to nie Kuprij i to, co słyszymy, to nie jego ustawienie tych instrumentów w strukturze utworów. Ten LP raczej już przeznaczony dla zwolenników spokojnych odmian metalu progresywnego, przy czym pod względem atrakcyjności w tym aspekcie jest tylko dobry.
Ocena: 7.5/10
16.02.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Ring of Fire - Battle Of Leningrad (2014)
Tracklista:
1. Mother Russia 05:11
2. They're Calling Your Name 04:05
3. Empire 05:36
4. Land of Frozen Tears 04:43
5. Firewind 07:41
6. Where Angels Play 04:56
7. Battle of Leningrad 06:14
8. No Way Out 05:14
9. Our World 04:14
10. Rain 04:26
Rok wydania: 2014
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA
skład zespołu:
Mark Boals - śpiew
Tony MacAlpine - gitara
Timo Tolkki - bas
Jami Huovinen- perkusja
Vitalij Kuprij - instrumenty klawiszowe, pianino
Pozostający w uśpieniu przez wiele lat RING OF FIRE dał o sobie znać w roku 2014 nową płytą "Battle of Leningrad". Zanim do tego doszło, Boals i MacAlpine nawiązali współpracę z nowymi, choć powszechnie znanymi muzykami. Powrócił do składu Vitalij Kuprij, a sekcję rytmiczną utworzyli drugi wirtuoz gitary Timo Tolkki, który tu zagrał na basie i Jami Huovinen, obaj niejako w owym czasie "wypożyczeni" z ALLEN/LANDE. Zebrał się więc kolejny "All Stars" Band, po którym można było oczekiwać bardzo wiele. Płyta została wydana przez Frontiers Records, pojawiło się też od razu kilka innych wydań, w tym japońskie.
Tytuł albumu mógłby z pewnością przyciągnąć fanów SABATON, ale sama muzyka już niekoniecznie.
Nie jest to epicki heroiczny heavy i power metal, to granie progresywne, bez odgłosów toczących się bojów i wojennego klimatu. Typowa dla poprzednich płyt stylistyka przekazu została zachowana i granie to po części opiera się o neoklasyczny fundament mocno osadzony także w ARTENSION tym bardziej, że przecież gra tu Kuprij. On zresztą jest tu w sumie aktorem pierwszoplanowym, jego partie klawiszowe są fenomenalne i czeka się na nie z napięciem. Boals śpiewa tym razem mocno, nieco siłowo, jakby mimo wszystko chciał coś tu stworzyć z tego wojennego klimatu, jednak struktura kompozycji specjalnie na to nie pozwala. Może trochę nadziei robi w tym zakresie początek w postaci Mother Russia, ale tylko w obszarze zakreślonym przez ogólny styl RING OF FIRE oraz nastrojowy i pompatyczny, powolnie toczący się Battle of Leningrad, najbardziej monumentalny na całej płycie, ale jednak wbrew tytułowi mało epicki w warstwie muzycznej.
Tony MacAlpine nie jest neoklasyczny shredderem i to słychać kompozycjach nacechowanych elementami neoklasycznymi, takimi jak They're Calling Your Name. Fundament kładzie Kuprij, MacAlpine skręca na nieco inne tory. Jest dynamicznie, jest szybko, jest ciekawie, ale doprawdy głównie wtedy, gdy do głosu dochodzi Kuprij. Z tych najbardziej neoklasycznych kompozycji najlepiej prezentuje się melodyjny Where Angels Play, gdzie liczba progresywnych chwytów została ograniczona do minimum, a podobać może się kilka cytatów z Vivaldiego w wykonaniu Vitalija.
Czasem jest to granie trudne, pełne zmian i skomplikowanych aranżacji jak w bardziej klimatycznych i wolniejszych miejscami Empire czy też Land of Frozen Tears z pięknym, pełnym dramatyzmu melodyjnym refrenem. Jest w tym i nieco przeciętności gatunkowej w progressive power metalowym No Way Out, jest też dosyć nijakie zakończenie w postaci Rain, niczego nie podsumowujące, o ile w ogóle chodziło o jakieś podsumowanie. Taki przeciętny numer w stylu ARTENSION.
Taka ekipa jak RING OF FIRE czasem musi się rozpędzać powoli, wolno rozwijać wątek główny i na to potrzeba czasu. Dali sobie osiem minut w Firewind, pozornie lżejszym numerze na podbudowie neoklasycznej, w rzeczywistości najbardziej złożonym na tej płycie. Tu obok Kuprija kapitalną partię rozgrywa Boals, który w takich nastrojowych kompozycjach zawsze dawał z siebie maksimum sił i umiejętności. Tak też zaangażował się w naprawdę pełnym uroku songu Our World, może mało metalowym, ale mocno osadzonym w solowej twórczości wokalisty.
Sekcja rytmiczna miała tu trudne zadanie, bo nadążyć za tymi wszystkimi niespodziewanymi nieraz zmianami to spora sztuka. Timo Tolkki oczywiście poradzi sobie w każdej sytuacji, natomiast brawa dla Jami Huovinena, który przecież takiego ogromnego doświadczenia nie posiadał. Rozczarował trochę nieco pasywny styl gry MacAlpine, ale szczerze mówiąc, akurat ten Guitar Hero jakoś mnie nigdy za bardzo nie zachwycał...
Więcej można było oczekiwać także od produkcji. Czegoś tu brak, coś jest nie do końca tak, jakby się chciało to słyszeć i to chyba właśnie ustawienie gitary... To robił Timo Tolkki i moim zdaniem ustawił gitarę tak, jakby ustawił swoją, a nie amerykańskiego Axemastera, którego instrument na wielu innych płytach, w tym jego solowych, ma zupełnie inne, znacznie bardziej interesujące brzmienie.
Ogólnie sporo zapożyczeń z dawniejszych lat twórczości wszystkich muzyków, nieco mylący tytuł...
Nie jest to złe, ale do zachwytów daleko.
ocena: 7,5/10
new 20.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Ring of Fire - Gravity (2022)
Tracklista:
1. The Beginning 07:48
2. Storm of the Pawns 06:08
3. Melancholia 04:41
4. Gravity 06:24
5. King of Fools 05:35
6. Sky Blue 04:59
7. 21St Century Fate Unknown 06:22
8. Another Night 06:41
9. Run for Your Life 04:58
10. Sideways 04:55
Rok wydania: 2022
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA
skład zespołu:
Mark Boals - śpiew
Aldo Lonobile - gitara
Stefano Scola - gitara basowa
Alfonso Mocerino - perkusja
Vitalij Kuprij - instrumenty klawiszowe, pianino
Tak trochę nieoczekiwanie odżył projekt RING OF FIRE i w listopadzie ponownie Frontiers Records wydaje po ośmiu latach kolejny album tej grupy Marka Boalsa i Vitalija Kuprija zatytułowany"Gravity".
Na wstępie trzeba tu koniecznie napisać coś o aktualnym składzie, bo ma to decydujące znaczenie dla oceny tej płyty, po raz kolejny w stylu progressive power metal. Tym razem liderów wsparła pozyskana w roku 2022 trójka muzyków włoskich. Może i sekcja rytmiczna w tej grupie nigdy nie miała jakiegoś ogromnego znaczenia, choć ta fińska z roku 2014 była bardzo wysokiej klasy, ale mało znany basista Stefano Scola wydaje się jednak być słabszym punktem ekipy niż Alfonso Mocerino (FALLEN SANCTUARY, STARBYNARY, TEMPERANCE, VIRTUAL SYMMETRY). No i jest Aldo Lonobile gitarzysta BLACK EYE SECRET SPHERE I EDGE OF FOREVER, gitarzysta znakomity, ale jednak nie jest to taka osobowość muzyczna jaką był w zespole Geoge Bellas i Tony MacAlpine. Istotą i sensem dobrej muzyki RING OF FIRE była zawsze wirtuozerska współpraca Kuprija i gitarzysty w połączeniu z wysokiej klasy wokalem Boalsa i umiejętnie rozłożone akcenty progresywne i neoklasyczne. Styl gry Lonobile nie w znacznej mierze nie zapewnia tego, czego się od RING OF FIRE się tu oczekuje i ten album jest w dużej mierze średnio udanym kompromisem pomiędzy umiarkowanie melodyjnym progresywnym metalem włoskim, a wyeksponowaną stylistyką klawiszową Kuprija w przedziale od ARTENSION po albumy solowe.
Bardzo cieszy wysoka forma wokalna Marka Boalsa i jego na pewno na tej płycie słucha się z przyjemnością nie mniejszą niż na tegorocznym albumie SHINING BLACK. Także w niespecjalnie interesującym, najdłuższym i umieszczonym na początku sentymentalnym i pompatycznym The Beginning. Jakoś nic z tego utworu nie wynika... Epicko orientalny w średnim tempie to raczej remake podobnych dostojnych utworów RING OF FIRE i w pewnym stopniu ARTENSION z dawniejszych czasów i za dużo tu pianin a za mało realnego metalu. Bardzo to wszystko wysublimowane artystycznie, pozujące na sztukę przez duże S, ale mało atrakcyjne, także w tych pojawiających się tu akcentach teatralnych i neoklasycznych. Melancholia z melancholią wspólnego nic nie ma, jest to utwór agresywniejszy, z wysokimi wokalami Boalsa, zdecydowanie progresywny w chłodnym stylu i na pewno tu brakuje jakiegoś punktu zaczepienia w tym co robią razem Kuprij i Lonobile. Chciałoby się usłyszeć jakąś atrakcyjną melodię, nawet taką w stylistyce AOR, zamiast tego są jednak wystudiowane, ale pozbawione emocji wynurzenia wokalno - instrumentalne w rozwlekłym Gravity i ta kompozycja naprawdę nie zasługuje na miano sztandarowego numeru tytułowego. Coś tam lepszego przebija w rytmicznym, zagranym w średnim tempie King of Fools i tu na pewno ratuje to wszystko Boals, bo nie dosyć prymitywne klawisze Kuprija... Czeka się na refren i jest niezły, ale jak na refreny proponowane przez ekipy grające melodyjny metal i powiązanych z Frontiers Records to jest jednak ubogo. Zupełnie bezbarwne jest semi akustyczne plumkanie w bladym przesłodzonym prog rockowym Sky Blue, a meczą tym przez pięć minut. Nie bardzo także wiadomo czy w 21St Century Fate Unknown ważniejsze jest to dosyć naiwne przesłanie liryczne, czy ta pozbawiona inwencji hard rockowa melodia, bardziej pasująca do EDGE OF FORVER niż RING OF FIRE. Potem znowu Kuprij znęca się nad pianinem w Another Night i trzeba nerwowo poprawiać muchy przy frakach, a potem znosić prog rockowe granie osadzone w latach 70tych przez następne pięć minut. Czy tylko mnie się takie granie wydaje się być vintage w złym stylu? I znów Kuprij męczy we wstępie do szybkiego, melodic progressive power metalowego Run for Your Life, na wyjątkowo przeciętnym włoskim poziomie grania takiej muzyki. Coś tak trochę drgnęło na koniec w Sideways w odniesieniach do oczekiwań, ale to tylko przebłyski i mgnienia dobrego wysmakowanego melodyjnego progresywnego grania metalu.
Mocna, klarowna i wyrazista produkcja z mixem i masteringiem Aldo Lonobile tylko podkreśla muzyczną pustkę tego LP.
Jako album melodyjny to jest za mało melodyjne, jako progresywny nieinteresujący pod względem wykonania, aranżacji i pomysłów. Tak bez polotu i zaangażowania grającego Kuprija jeszcze nie słyszałem, Lonobile także.
Szkoda było chyba czasu na tworzenie płyty z muzyką tak bezbarwną i tak odległą od tego, z czym się RING OF FIRE kojarzył przez dwadzieścia lat.
ocena: 4,9/10
new 13.11.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
|