Sinner
#1
Sinner - One Bullet Left (2011)

[Obrazek: R-7031065-1487950308-7809.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The One You Left Behind 03:39
2. Back on Trail 03:56
3. Give & Take 04:54
4. One Bullet Left 04:40
5. 10 2 Death 03:14
6. Haunted 05:20
7. Atomic Playboys 04:36
8. Suicide Mission 03:30
9. Wake Me When I'm Sober 03:56
10. Mind Over Matter 04:00
11. Mend to be Broken 03:53
12. Rolling Away 04:55

Rok wydania: 2011
Gatunek: melodic heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mat Sinner (Mathias Lasch) - śpiew, bas
Alex Beyrodt - gitara
Alex Scholpp - gitara
Christof Leim - gitara
André Hilgers - perkusja


Mathias Lasch zawsze był człowiekiem zajętym. Ostatnimi czasy nawet bardziej niż kiedyś, bo do obowiązków wynikających z członkostwa w PRIMAL FEAR doszły niezliczone występy gościnne na albumach innych wykonawców, VOODO CIRCLE, praca producenta, kompozytora itd. W tym wszystkim zabrakło trochę czasu na nowy album własnej formacji SINNER i ukończenie "One Bullet Left" przeciągnęło się znacznie w stosunku do pierwotnych zapowiedzi. Do tego doszły bardzo poważne przetasowania w składzie - powrót po dziesięciu latach Alexa Beyrodta i pojawienie się Scholppa i Hilgersa.
Ostatnie lata dla SINNER nie były najlepsze i dwie poprzednie nierówne i eklektyczne płyty ponownie zepchnęły ten zespół poza niemiecką czołówkę, do której ta długowieczna muzyczna firma z takim mozołem dobijała się przez dekady.
SINNER powraca w mocnym składzie z mocarną ekipą aż trzech gitarzystów. Powraca też wkrótce po entuzjastycznie przyjętym nowym albumie ekipy Beyrodta VOODOO CIRCLE, gdzie również i sam Sinner zaliczył niezwykle udany występ. SINNER powraca...

To, co Mat daje na początku w postaci "The One You Left Behind" jest po prostu straszne. Straszne pod każdym względem. Tak źle śpiewającego Sinnera nie pamiętam od wielu, wielu lat - jeśli w ogóle kiedykolwiek był w tak fatalnej formie. Trzy gitary a prymitywność i kwadratowość riffów oraz niezdarność solówek jest na poziomie niemieckiej ligi amatorskiej. Melodia zdarta i ograna w kategorii heavy metal/hard'n'heavy do granic możliwości. Najbardziej niecierpliwi i wymagający już w tym momencie pewnie dziękują za wysłuchanie następnych kompozycji. Dalej "Back On Trail" i tym razem Sinner jak to ma w zwyczaju, od jakiegoś czasu oddaje hołd THIN LIZZY. To kolejna porażka i w taki sposób się Phila Lynotta nie przypomina. Wokal Mata jest dobijający i jedynie sola pod Gorhama i Robertsona nieco ubarwiają ten ospały numer.
Tego THIN LIZZY nieco słychać również w "Mend to be Broken" ale tylko trochę i bardzo dobrze, bo dwa razy opadanie na dno przy motywach irlandzkich gigantów to za dużo.
Fajny gęsty bas i piskliwe zagrywki solowe gitary w tle to rozpoznawalny w melodii sinnerowski na milę "Give & Take". Ileż to już razy Sinner wykorzystywał dokładnie ten sam motyw główny w refrenie?
Wlokący się jakby w zwolnionym tempie tytułowy "One Bullet Left" to także nic ciekawego i wystarczy posłuchać jak różne niemieckie młodziaki z kręgu melodic heavy/hard'n'heavy pogrywają takie lekko romantyczne kawałki o przebojowych radiowo-samochodowych refrenach. "10 2 Death" to heavy łupanka z nutką rokendrola w klimatach MOTORHEAD i ze szczyptą punka, rozegrana w przepisowych trzech minutach, a "Haunted" brzmi jak nieudany pastisz balladowych numerów BONFIRE. Mieszanie w to wszystko Steve Stevensa w coverze "Atomic Playboys" to jedynie kaleczenie klasyki i tylko.
Na tym albumie jest trzech gitarzystów w tym axeman Beyrodt. Ja słyszę tylko jednego w tych do granic uproszczonych riffach i zagrywkach. Tu powinno pulsować i tętnić gitarami, a liczba dziur w strukturze i fakturze tych numerów jest zatrważająca. W przeważającej mierze to album gitarowo ubogi. Ubogi i poza kilkoma zagrywkami Beyrodta prostacki. A przecież "Suicide Mission" ma określony potencjał w tej nieskomplikowanej przebojowości melodic heavy. Sinner fatalnie to zaśpiewał i w refrenie pogrążył się zupełnie. Płaczlliwy "Wake Me When I'm Sober" to hard rock do kotleta, a siłowanie się z łączeniem heavy power metalowych riffów z tradycyjnym rockiem w "Mind Over Matter" obnaża bezradność SINNER na tej płycie.
Strach oblatuje już przy pierwszych dźwiękach "Rolling Away". Brytyjski melodic heavy metal /hard rock z odniesieniami do WHITESNAKE - do jakiego stopnia to można zepsuć? Można, grając to w niemieckiej kwadraturze. Jedynie refren jakoś tam wokalnie wyszedł, dzięki chórkom, które poza tym numerem są na tym LP po prostu słabe.
Wykonanie jest złe. Po prostu jest złe i niegodne tak uznanych nazwisk. Poza jednym wyjątkiem - perkusistą Andre Hilgersem. Ileż to już razy ten człowiek grał wspaniale w marnych kompozycjach!
Gra wybornie, maskując na ile to możliwe ospałych, znudzonych i bezbarwnych gitarzystów. Cóż, można by powiedzieć na ich obronę, że Lasch przygotował po prostu słabe kompozycje, ale przecież można było przynajmniej próbować coś z tego wyciągnąć. Sinner zawiódł także jako producent. Owszem zadbał, aby bas wybijał dziury w betonie, a perkusja grzmiała, ale brzmienie gitar jest paskudne, suche beznamiętne i płaskie, zresztą jednowymiarowość tego wszystkiego towarzyszy słuchaczowi od pierwszej do ostatniej minuty.

Mocno narzekano na "Mask Of Sanity" i "Crash & Burn". Tam jednak były i przebłyski bardzo dobrej gry i kilka wartych uwagi przebojowych killerów metalowych i heavy rockowych. Tu nie ma kompletnie nic.
SINNER na tym albumie nie ma do zaoferowania nic i jest to najgorsza płyta zespołu od niepamiętnych czasów.


Ocena: 3,1/10
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Sinner - Judgement Day (1996) (wersja No Bull Records)

[Obrazek: R-5659117-1399214302-6580.jpeg.jpg]

okładka wersji 2008

[Obrazek: R-9029255-1473545471-5970.jpeg.jpg]


Tracklista:
1. Used To The Truth 04:59
2. Blue Tattoo 03:53
3. Jump The Gun 04:06
4. Judgement Day 08:50
5 .Pray for Mercy 04:35
6. White Lightning 03:59
7. Streets of Sin 07:20
8. Deathwalker 03:23
9. School of Hard Knocks 05:12
10. The Fugitive 04:08
11. Troublemaker 03:53
12. The River Runs Dry 07:51

Rok wydania: 1996
Gatunek: heavy metal/  heavy power/metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mat Sinner - śpiew, gitara basowa
Tom Naumann - gitara
Alex Beyrodt - gitara
Fritz Randow - perkusja
Frank Rössler - instrumenty klawiszowe


Mat Sinner w larach 1982-1995  ze swoim zespołem SINNER nagrał dziewięć płyt (plus jedn a solową w 1990) z muzyką z obrzeża zmetalizowanego hard rocka, had'n'heavy, a nawet melodyjnego rocka, nigdy jednak nie zdołał się przebić do czołówki, nawet niemieckiej, takiego grania.W roku 1996, po raczej chłodnym przyjęciu albumu "Bottom Line" (1995) zdecydował się zmienić styl muzyczny na ostrzejszy i cięższy, przy zachowaniu jednak po części podszytego rockiem melodycznego fundamentu kompozycji.
Płyta ta, choć także niezbyt szeroko znana, doczekała się imponującej liczby wydań, także w Japonii oraz specjalnej zremasterowanej wersji  w roku 2009 (Nuclear Blast), z inną okładką, ostrzejszym brzmieniem i innym układem tracklisty, poszerzonej między innymi o intro Smoke And Mirror oraz bonusowy numer Had Enough.
Jednak pierwszeństwo należy do nieistniejącej już austriackiej wytwórni No Bull Records.

Początek tego albumu zwiastuje rewolucyjne zmiany w stylu grupy i Used To The Truth brzmi jak rasowy heavy/power metalowy dynamiczny numer PRIMAL FEAR, który w tym czasie nie mógł się jeszcze poszczycić nagraniem żadnej płyty, bo po prostu jnie istniał. Można by wysnuć zapewne prawidłowy wniosek, że gdy Mat Sinner w 1997 wszedł do składu PRIMAL FEAR miał poniekąd ugruntowaną wizję, co ta grupa grać powinna. Refren tej kompozycji jest kapitalny.W grupie ciężkich heavy/power metalowych nagrań jest też kilka dosyć prymitywnych kawałków z refrenami typu hard'n' heavy jak Troublemaker, Jump The Gun, Pray for Mercy, Deathwalker, przy czym ten z Deathwalker jest nawet bujający.
Sinner zaprezentował także pełnie niepokoju, rozbudowane o partie klawiszowe kompozycje o cechach rockmetalu progresywnego, z których najważniejszą i najdłuższą jest Judgement Day, z bardzo refrenem i ciekawą przestrzenną realizacją. Kilka podobnych w klimacie utworów znalazło się potem także na albumach PRIMAL FEAR. Drugą jest Streets of Sin, która brzmi jak fragment zaginionej lub nigdy nienapisanej metalowej opery i jest znacznie cięższa ze zdecydowanie zaznaczonymi fragmentami heavy/power i akustycznym zakończeniem. Wreszcie, umieszczony na końcu i traktowany jako bonus The River Runs Dry, teatralny w formie, z pianinem, emocjonalnie odśpiewany przez Mata Sinnera o cechach rozbudowanej hard rockowej ballady.
Z kompozycji o hard rockowej, stylizowanej na lata 80 stylistyce grupy, najlepiej prezentuje się rytmiczny Blue Tattoo, podobny do nagrań THIN LIZZY. Bardzo udany jest także przesiąknięty latami 80tymi, ale zagrany bardzo ciężko School of Hard Knocks z fantastycznym refrenem i takie refreny można będzie usłyszeć tylko na albumie SINNER "The End Of Sanctuary" kilka lat później. Z kolei White Lightning jest udanym połączeniem hard rockowej linii melodycznej i energicznego power metalowego wykonania i jakiś czas pełnił funkcję wymiatacza koncertowego. The Fugitive to jeszcze nawiązanie do poprzednich rockowych płyt i brzmi trochę jak odrzut z lat 1992-1995.

Wszystko zostało bardzo sprawnie odegrane przez doświadczonych muzyków, przy czym te kompozycje realnie są specjalnie skomplikowane.  Sinner zaśpiewał nieźle, włożył trochę więcej mocy i agresji miejscami, dodał nieco teatralnego przekazu i ten jego występ należy do udanych, z pewnością najbardziej udanych od lat.
Płyta jak na SINNER została wyprodukowana dobrze, choć może nieco za miękko. Wersja zremasterowana usuwa te mankamenty i jest tu genialne ustawienie deep, sharp & clean". Gdy wydanie 1996 miło pieści ucho, to ta z 2009 rozdziera na strzępy w pozytywnym sensie.
Nie jest to z pewnością album wybitny, jednak w tym właśnie momencie SINNER odbił się od dna, złapał nieco wiatru w żagle i zyskał pewną popularność wśród fanó grania ciężkiego, ale melodyjnego, którego w roku 1996, w dobie panowania death metalu i thrashu nie było zbyt wiele.


Ocena: 7,7/10

new 14.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Sinner - The Nature Of Evil (1998)

[Obrazek: R-3923469-1383240333-9708.jpeg.jpg]

Tracklista:
CD1
1. Devil`s River 05:20
2. A Question Of Honour 07:17
3. Justice From Hell 04:52
4. The Nature Of Evil 07:32
5. Some Truth (Has Better Left Unknown) 03:58
6. Darksoul 07:21
7. Faith And Conviction 03:38
8. Rising (instrumental) 02:25
9. Walk On The Dark Side 04:33
10. Trust No One 03:10
11. The Sun Goes Down (Thin Lizzy cover) 06:11
CD2
1.Calm Before the Storm 03:30
2.Searching for Love 04:41
3.Twisted Mind 03:35

Rok wydania: 1998
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład:
Mat Sinner - śpiew, gitara basowa
Tom Naumann - gitara
Alex Beyrodt - gitara
Fritz Randow - perkusja
Frank Rössler - instrumenty klawiszowe


Umiarkowana popularność albumu "Judgement Day"pozwoliła grupie SINNER na kontynuowanie współpracy z wytwórnią Nuclear Blast, czego efektem było wydanie w roku 1998 LP "The Nature of Evil". Wydanie limitowane zawierało dodatkowy CD z trzema dodatkowymi utworami.
W tym czasie Matt Sinner zwrócił się ku muzyce cięższej, bardziej mrocznej i oderwanej od hard rockowych i rockowych korzeni. Album był pewnym rodzajem kompromisu pomiędzy modą na granie mocne i brutalne, a ogólną ideą SINNER jako zespołu grającego melodyjny heavy metal w tradycyjnej formie.
W efekcie słuchacze otrzymali zestaw kompozycji w średnich tempach, z ryczącymi gitarami w atakującym duecie, często na thrashowej podbudowie riffowej, z odległymi, głęboko schowanymi klawiszami i ostrych, nieco chrapliwym wokalem Matta. Duszna, niepokojąca atmosfera utworów podkreślona została od czasu do czasu wysuniętymi niemal ambientowymi partiami Rösslera i lirykami tym razem o bardziej filozoficznym charakterze.

W większości to bardzo dobre kompozycje, masywne z udanymi refrenami jak Devil`s River, Justice From Hell, Walk On The Dark Side i tylko opener Devil`s River jest taki trochę toporny i bez błysku.
Najwięcej mroku skoncentrowano w długich rozbudowanych numerach. The Nature Of Evil z akcentami rockowymi i znakomitymi ozdobnikami gitarowymi stworzono wokół bardzo dobrej melodii głównej z rozkwitającym nośnym refrenem z niewątpliwie jednym z najlepszych dotychczasowych wokali Sinnera. Dramatyczne sola gitarowe, delikatne interludium... Dosyć to skomplikowany utwór jak na ogólnie nieskomplikowaną muzykę SINNER. Jeszcze więcej klimatu wydobyli w ponurym, niezbyt szybkim Darksoul. Długie wybrzmiewania gitar, miarowy rytm i surowy śpiew Sinnera tworzą razem z lekka psychodeliczny klimat, potęgowany chwilowymi elektronicznymi zniekształceniami jego głosu. Twardo i posępnie, mimo kolejnej łagodniejszej delikatniejszej partii w połowie utworu.
Album jest nieco rozjaśniony trochę lżejszymi numerami z elementami hard'n'heavy - Some Truth (Has Better Left Unknown), Trust No One oraz niezbyt udanym Faith And Conviction, najbardziej topornym heavy metalem na całym albumie.
Niewątpliwe najbardziej znaną i zapewne najlepszą kompozycją z tej płyty jest A Question Of Honour znany doskonale fanom PRIMAR FEAR, bo Sinner wraz z tym zespołem nagrał nową wersję i umieścił ją na LP" Seven Seals" w 2005. Wersja SINNER jest nieco bardziej surowa, ale posiada wszystkie walory tej z 2005, a na dodatek kapitalną partię klawiszową Franka Rösslera. Potoczysty, melodyjny, monumentalny i pompatyczny klasyczny heavy metal najwyższej próby. Jako cover wybrano The Sun Goes Down THIN LIZZY, jednak ja zdecydowanie nie mam przekonania do coverów THIN LIZZY, ktokolwiek by je robił. Pewne rzeczy musi po prostu zaśpiewać Phil Lynott.
Pewną pozytywną niespodzianką jest bonusowy CD. Zazwyczaj bonusy stanowią jakieś odrzuty z sesji, kompozycje słabsze, niepasujące do wizji całości, tu natomiast mamy trzy rasowe heavy metalowe numery. Szybki, zdecydowanie rozegrany i melodyjny Calm Before the Storm to przykład niemal power metalowego oblicza SINNER.Searching for Love to piękny, ciepły song sięgający do starych tradycji i fascynacji grupy rockiem, ale tu także ze szlifem co ciekawe... gothic metalowym w refrenie.
Może nieco słabszy jest ostro zagrany Twisted Mind, gdzie hard'n'heavy podany jest w mocno zmetalizowanej formie. W jakiś sposób ten numer zwiastuje to, co grupa będzie najczęściej grać na swoich znacznie późniejszych płytach.

Solidna brzmieniowo produkcja to zasługa głównie samego Matta Sinnera. Idealnie dobrane zostały proporcje pomiędzy ostrymi gitarami, głębokim metalicznym basem i nie zanadto głośną perkusją. Klawisze nie mogły być umiejscowione lepiej w ciężkiej gitarowej przestrzeni.
Ortodoksyjni fani SINNER przyjęli ten album z mieszanymi uczuciami, ale mocne brzmienie i klimat zwróciły uwagę słuchaczy klasycznego heavy metalu i grupa zachęcona sukcesem kontynuowała taki styl przez kilka następnych lat.


Ocena: 8,2/10

new 15.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Sinner - The End of Sanctuary (2000)

[Obrazek: R-8057385-1454320309-6838.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Signed,Sealed & Delivered 03:25
2. Blood Relations 03:42
3. The End Of Sanctuary 05:38
4. Pain In Your Neck 05:47
5. Edge Of The Blade 04:32
6. The Prophecy 04:04
7. Destiny 06:40
8. Congress Of Deceit 04:07
9. Heavy Duty 03:14
10. Night Of The Wolf 06:37
11. Broken World 05:34
12. Hand Of The Saint 03:29

Rok wydania: 2000
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mat Sinner - śpiew, gitara basowa
Henny Wolter - gitara
Alex Beyrodt - gitara
Uli Kusch - perkusja (gościnnie)
Frank Rossler - klawisze


Kolejny album SINNER nagrał w zreformowanym składzie. Gdy w roku 1997 powstał PRIMAR FEAR Matt Sinner dołączył do tej grupy, podobnie jak Tom Naumann. Naumann postanowił się skoncentrować na PRIMAR FEAR i zastąpił go Henry Wolter, dawny gitarzysta THUNDERHEAD, który niebawem także związał się z ekipą Scheepersa. Odszedł także Randow, by zostać perkusistą SAXON i z obsadzeniem tej pozycji Matt Sinner miał początkowo problem. Ostatecznie z pomocą przyszedł znakomity Uli Kusch (HOLY MOSES, GAMMAR RAY, HELLOWEEN itd) który uczestniczył w sesjach nagraniowych "The End of Sanctuary" jako muzyk sesyjny.
Płytę wydała ponownie wytwórnia Nuclear Blast i jest to szczytowe osiągnięcie bandu Matta Sinnera.

Matt wykorzystał do maksimum swoją najlepsza broń -heavy metalową potoczystość numerów granych w średnich tempach, z rozległymi, atrakcyjnymi refrenami. Ujął mroku i posępności, które cechowały utwory z płyty "The Nature of Evil" przedkładając przedkładając nad to rozpoznawalność klasycznych, heavy metalowych melodii.
Album zawiera masę totalnych killerów i serię rozpoczyna kapitalny Signed,Sealed & Delivered w motoryce najlepszych kawałków ACCEPT. Ta motoryka i dynamizm przewija się przez całą płytę, bo jego bas napędzany jest wspaniałą grą Kuscha, a Wolter to gitarzysta z dynamitem w palcach świetnie uzupełniający bardziej stonowanego i wyrafinowanego Beyrotha.
Wielkie wrażenie robią takie bujające mocne numery Blood Relations, z powermetalowymi wstawkami z kręgu niemieckiego melodic power czy mocarny Edge Of The Blade, przypominający pędzący pociąg PARAGON z zamaszystym refrenem na rockowej podstawie. Zniszczenie! Do tego dochodzi Congress Of Deceit, z umiejętnie poprowadzonymi niewielkimi zmianami tempa, kunsztownymi zagrywkami gitarzystów, stylizowanymi na hard'n'heavy i mega rozpoznawalnym refrenem.
Numer tytułowy rozpoczynający się w niepokojący sposób, z użyciem klawiszy i programowanych samplerów, to małe arcydzieło zarówno pod względem klimatu jak i niesamowitego refrenu. Absolutny killer!
We wspaniałym The Prophecy Sinner oddał hołd mistrzom z THIN LIZZY i tu chwilami śpiewa jak Lynott, a gitarzyści grają w stylu duetu Robertson - Gorham. No po prostu rewelacja i znacznie lepszy pomysł niż cover THIN LIZZY z poprzedniego albumu. W urozmaiconym Broken World użyto elementów muzyki klasycznej i Beyrodt zagrał tu kilka transpozycji z pewnością rozpoznawalnych dla fanów muzyki klasycznej. Pięknie, i aż trudno pomyśleć, co by SINNER mógł zrobić, gdyby zdecydował się nagrać cała płytę z takimi na wpół neoklasycznymi numerami w konwencji heavy/power... Hand Of The Saint z jednej strony wyrasta z doświadczeń PRIMAR FEAR w średnich tempach, z drugiej to masa świetnie wkomponowanego w to hard rocka. No jeden z najlepszych na tym LP refrenów.
Ten LP byłby niedoścignionym wzorem klasycznej heavy metalowej płyty, gdyby nie to, że jest po prostu nierówny. Sinner umieścił na nim kilka kompozycji po prostu słabszych, dobrych, ale za słabych w porównaniu z genialnymi wymienionymi wcześniej. Taki jest nieco toporny i ospały niemiecki heavy Pain In Your Neck  stylu U.D.O., podobnego typu Heavy Duty, czy też trochę przekombinowany Night Of The Wolf i blady w melodii song Destiny z wykorzystaniem elementów neoklasycznych i znacznie bardziej rozległych niż w innych numerach klawiszy.

Wolter z Beyrodtem wyczyniają w duetach cudeńka i nieprawdopodobne rzeczy z lekkością i swobodą, jakiej można im tylko pozazdrościć. Pod tym względem ten album dorównuje najlepszym dokonaniom PRIMAL FEAR.Sinner śpiewa elastycznie, dopasowując się do stylu poszczególnych kompozycji, choć słychać, że wkłada w to dużo wysiłku. Na poprzednich dwóch płytach śpiewał swobodniej i tu jakby brakuje mu siły fizycznej, ale tylko chwilami to słychać wyraźniej.
Album wyprodukowany przez Sinnera, Beyrodta i Woltera zarejestrował, zmiksował i poddał masteringowi sam "czarodziej" Achim "Akeem" Köhler i gdy on się bierze za coś, to musi to wyjść.
Album, wydany także w Japonii (Victor), a wkrótce także w Rosji, ugruntował pozycję SINNER jako bardziej tradycyjnego i kompromisowego brata PRIMAL FEAR, jednak przez pewien czas Matt Sinner także skoncentrował się na PRIMAL FEAR i na kolejny album fani SINNER musieli poczekać trzy lata.


ocena: 9/10

new 15.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Sinner - There Will Be Execution (2003)

[Obrazek: R-4934413-1585402573-9767.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Higher Lever Of Violence 03:15
2. There Will Be Execution 03:32
3. Requiem For A Sinner 03:03
4. Die On Command 04:45
5. Finalizer 04:36
6. Locked & Loaded 05:15
7. God Raises The Dead 04:44
8. The River 04:24
9. Liberty Of Death 03:47
10. Black Monday 04:21
11. Crown Of Thorns 03:28

Rok wydania: 2003
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mat Sinner - śpiew, gitara basowa
Tom Naumann - gitara
Henny Wolter - gitara
Fritz Randow - perkusja
Frank Rössler - instrumenty klawiszowe


Zaangażowanie Mata Sinnera w PRIMAL FEAR nie spowodowało porzucenia projektu SINNER. Korzystając  z pomocy kolegów z PRIMAL FEAR, w tym Naumanna i ponownie Randowa Matt przygotował kolejny album w roku 2003.
There Will Be Execution określany jest jako najcięższy i najbardziej mroczny w historii zespołu.

Trudno zaprzeczyć temu stwierdzeniu, bo album wypełniają numery zdecydowanie w stylu heavy/ power, melodyjne bez radiowej przebojowości, jak bardzo dobre Higher Lever Of Violence, There Will Be Execution z kapitalnymi solami i atakami sekcji rytmicznej. No cóż, coś z PRIMAL FEAR zostało tu przemycone  z dobrym skutkiem. W tej kategorii zniszczenie sieje posępny Requiem For A Sinner, z refrenem w stylu najlepszych refrenów z roku 2000. To największy killer na płycie, choć nie brak tu innych bardzo udanych utworów, jak ciężkie, kroczące Locked & Loaded i Die On Command oraz doprawdy primalopodobny i painkillerowy Finalizer. No tak, Finalizer być może rzeczywiście jest najlepszy, jeśli tak w pełni docenić jego heavy/power metalową moc!
Druga część albumu jest słabsza, mimo zachowania tej samej stylistyki. Zabrakło naprawdę udanych melodii dla God Raises The Deadi i topornego Liberty Of Death w stylu hard'n'heavy, a wolniejszy The River jako coś w rodzaju mocnej ballady jest nudny. Rozczarowuje zdecydowanie czysta ballada z gitarą akustyczną Crown Of Thorns, klasy co najwyżej kawałków puszczanych nocą w radio. Bezbarwnie i bez polotu. Najlepiej wypada w tej drugiej połowie LP Black Monday, dosyć prosty, kanciasty, ale z dobrze dobranym, potoczystym refrenem,

Zwraca uwagę doskonała forma wokalna Sinnera w tym repertuarze, gdzie trzeba panować nad mocą dwóch potężnie ryczących gitar Naumanna i Woltera. W pewnych momentach wspierają go w chórkach Stefan Leibing i
Ralf Scheepers, którzy przecież nie mogli sobie odmówić przyjemności sprawdzenia, co tam Mat porabia w studio. Sola są bardzo dobre, bardziej melodyjne niż w PRIMAL FEAR zazwyczaj (Finalizer, mistrzostwo!), perkusja Randowa jak zwykle solidna.
Produkcja i brzmienie są  wyborne, ponownie za sprawą Achima "Akeem" Köhlera. Jest to jeden z najlepszych pod względem brzmienia niemiecki album z heavy/power z tamtego okresu, do dziś wzorcowy i pod pewnymi względami lepszy od ówczesnych płyt PRIMAL FEAR. Sound rozdzierający, a równocześnie niebywale klarowny.
Album cieszył się umiarkowanym powodzeniem, a Mat Sinner zajęty w PRIMAL FEAR powrócił do nagrywania w ramach SINNER dopiero po kilku latach i w nieco odmiennej konwencji muzycznej.


ocena: 7,9/10

new 26.11.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Sinner - Mask Of Sanity (2007)

[Obrazek: R-5362371-1391509527-1004.jpeg.jpg]

tracklista:
1. The Other Side 04:02
2. Diary Of Evil 04:35
3. Badlands 03:52
4. Black 03:59
5. The Thunder Roar 05:16
6. The Sign 04:27
7. Revenge 03:35
8. Under The Gun 03:42
9. Can't Stand The Heat 03:42
10. No Return 04:40
11. Last Man Standing 03:30

Rok wydania: 2007
Gatunek: heavy metal
Kraj: Niemcy

skład zespołu:
Mat Sinner - śpiew, gitara basowa
Tom Naumann - gitara
Christof Leim - gitara
Klaus Sperling - perkusja
Frank Rössler - instrumenty klawiszowe


Po czteroletniej przerwie Mat Sinner przypomina o sobie i swoim zespole nową płytą nagraną w składzie nieco zmienionym, ale nadal opartym o przyjaciół z PRIMAL FEAR oraz zupełnie nowego drugiego gitarzystę Christofa Leima.
Mniej więcej w tym samym czasie zaczał się w przypadku PRIMAL FEAR flirt z melodyjnym heavy/power metalem mainstreamowym i chyba Mat postanowił postawić na to samo, nagrywając "Mask Of Sanity". Problemów z tym nie było, bo przecież SINNER grał hard'n'heavy przez prawie dwie dekady i tylko dwie ostatnie płyty były przejściem na nieco innego obszary klasycznego heavy metalu.

Wszystko tu jest bardzo klasyczne dla SINNER, ale kompozycyjnie Mata zjadła rutyna. Może i SINNER nigdy nie był kopalnią bujających rock/metalowych hitów, ale na tym albumie brak ich zupełnie. Przecież Revenge jest w tej kategorii zupełnie do niczego. Trzeba bardzo lubić SINNER, by bez znudzenia wysłuchać zagrane ociężale rokery w rodzaju The Other Side, Diary Of Evil, Can't Stand The Heat czy prymitywny Last Man Standing.
Nudne jest przyjazne radio granie w Badlands, gdzie brzmienie klawiszy budzi raczej niesmak. W przeciętnym The Thunder Roar Sinner odwołuje się do swoich dokonać z lat 80tych i tylko gitary ryczą tu mocniej. Nie, nie jest także dobry The Sign, wolniejszy i nastawiony na klimat melancholijny wyrwany i obłaskawiony dla potrzeb tej płyty z albumu "There Will Be Execution", podobnie jak zupełnie nieudany No Return.
Zaproszeni goście - wokalista Andy Franck z BRAINSTORM i gitarzysta Martin Grimm (HEADSTONE EPITAPH, MYSTIC PROPHECY) zaznaczyli swoją obecność w nie swojej stylistycznie muzyce, Ralf Scheepers po prostu coś tam dośpiewał w studio, kibicując koledze z zespołu...
Sinner zawsze lubił THIN LIZZY, nie krył inspiracji, potrafił też nagrać kilka kapitalnych utworów stanowiących wierne odwzorowanie stylu Irlandczyków. Tu, na tej płycie, gdzieś tam są blade przebłyski tego stylu... Na wersji limitowanej tej płyty znalazł się cover Baby Please Don't Go, odegrany bez wiary i charyzmy.
Wśród tego wszystkiego pozytywne wrażenie wywiera spokojnie rozegrany, nie tak ciężki klasyczny hard'n'heavy Black, prosty i faktycznie przebojowy w melodii oraz Under The Gun, gdzie się wszyscy nagle obudzili, grają dynamiczniej, żwawiej a  refrenik, choć mocno pachnący autoplagiatem jest w porządku.

Ogólnie mówiąc, Mat Sinner nagrał produkt skierowany ściśle do fanów swoich dawnych nagrań i zaśpiewał bardzo dobrze, choć w porównaniu, chociażby z "The End Of Sanctuary" mocno zachowawczo. Gitary w porządku, jest kilka solidnych solówek, ale te klawisze, które zagrał Frank Rössler, są wszystkie do wyrzucenia. Niestety, to absolutna kompromitacja i dziwi mnie, że tego nie usunięto w studio. Takiej amatorszczyzny i braku pomysłu ze świecą szukać na rock/metalowych albumach. Realizacja bez zarzutu, szczególnie może się podobać niezmiernie wyrazista sekcja rytmiczna. Bębny i blachy rządzą!
Nie ma co ukrywać. Od tej płyty SINNER zaczął się staczać po równi pochyłej, by spaść na samo dno w roku 2017 albumem "Tequila Suicide".


ocena: 5,8/10

new 17.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Sinner - Crash & Burn (2008)

[Obrazek: R-4169001-1487950099-9465.jpeg.jpg]

tracklista:
1. Crash & Burn 04:08
2. Break the Silence 03:21
3. The Dog 04:10
4. Heart of Darkness 04:39
5. Revolution 03:54
6. Unbreakable 03:16
7. Fist to Face 02:59
8. Until It Hurts 03:35
9. Little Head 03:12
10. Connection 04:05
11. Like a Rock 03:53

Rok wydania: 2008
Gatunek: heavy metal
Kraj: Niemcy

skład zespołu:
Mat Sinner - śpiew, gitara basowa
Henny Wolter - gitara
Christof Leim - gitara
Klaus Sperling - perkusja
Frank Rössler - instrumenty klawiszowe


Można powiedzieć, że pospieszne wydanie  kolejnego po nieciekawym "Mask Of Sanity" albumu "Crash & Burn" już we wrześniu 2008 roku wywołało pewne zdziwienie i powszechnie sądzono, że raczej krytykowany niż chwalony za ostatnie dokonania Mat Sinner sprokurował jakąś "bombę", która miała zatrzeć złe wrażenie po płycie z 2007.
Tym razem Naumanna zastąpił ponownie "powołany" do składu SINNER Henny Wolter z PRIMAL FEAR, nie ma także klawiszy Franka Rösslera.

To, że tych klawiszy nie ma, to bardzo dobrze, niedobrze jednak, że nie ma nic innego. W ogóle nic. Mat Sinner wraz z SINNER prowadzi słuchacza na pustynię muzyczną o nazwie Zupełne Nic.
Crash & Burn jest bardzo, bardzo przeciętnym otwarciem, gdzie w melodii Sinner odgrzewa ten sam kotlet już chyba z dziesiąty raz i na nic dynamiczne riffy Woltera, na nic... Na nic także wysiłki w solach gitarowych obu gitarzystów w różnych numerach na tej płycie i nawet to czasem jest i zbyt piskliwe i zbyt poplątane jak na te prymitywne rock/metalowe kompozycje. Doprawdy wena twórcza opuściła Mata i stadionowy hair metal jest fatalny w The Dog, bardzo fatalny Revolution . Absolutna kompromitacja w podrabianiu Gary Moore'a Heart of Darkness, żałosne wykorzystanie pewnych riffów i motywów THIN LIZZY w Unbreakable i Connection... Fist To Face to zdecydowanie terytorium debiutującego w tym samym 2008 roku KISSIN' DYNAMITE i tu także SINNER nie ma czego szukać.Little Head to jedna z najgorszych rock/metalowych kompozycji roku 2008, podobnie jak w kategorii balladowej ten niechlubny tytuł można przyznać Until It Hurts.

Pustynia muzyczna, rafy zapożyczeń, zupełnie nieudanych i nietrafionych. No i co z tego, że Mat dobrze śpiewa. W przypadku tego LP nic z tego nie wynika. Album zamyka Like a Rock. Tak, to takie podobne jest wszystko do rocka, tylko zawstydzająco słabego.
A wracając do tytułu całej płyty. "Crash & Burn". Tak to jest właśnie -  w roku 2008 SINNER "Crash" i za moment "Burn"...


ocena: 2,5/10

new 29.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Sinner - Santa Muerte (2019)

[Obrazek: R-14121800-1568239464-8684.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Shine On 03:40
2. Fiesta y copas 02:59
3. Santa Muerte 06:07
4. Last Exit Hell 03:57
5. What Went Wrong 04:36
6. Lucky 13 03:29
7. Death Letter (Son House cover) 04:04
8. Suicide Mission 03:30
9. The Wolf 04:36
10. Misty Mountain 04:46
11. The Ballad of Jack 03:43
12. Stormy Night 04:00
13.Sorry 04:35

Rok wydania: 2019
Gatunek: melodic heavy metal/ rock
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Giorgia Colleluori - śpiew
Mat Sinner (Mathias Lasch) - śpiew, gitara basowa
Sascha Krebs - śpiew
Tom Naumann - gitara
Alex Scholpp - gitara
Markus Kullmann - perkusja


Kolega opisując mi stan swojego samochodu powiedział: "Progów już nie ma, pozostała tylko nadzieja."
Parafrazując i odnosząc do SINNER - "Heavy metalu już nie ma, pozostała...".

W Piątek Trzynastego września 2019 Mat Sinner w zreformowanym składzie SINNER przedstawia album "Santa Muerte" wydany przez AFM Records a w Japonii przez Avalon, tyle że dwa dni wcześniej.
O "Tequila Suicide" z 2017 nie pisałem nic i pisać nie zamierzam, bo o artystycznych porażkach, w przeciwieństwie do wielu innych recenzentów nie lubię się rozpisywać (ta, jasne, akurat...).
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem okładkę "Santa Muerte", której inaczej jak okładka "Tequila Suicide" Mark 2 nazwać nie można, to przesłanie było dla mnie całkowicie jasne. SINNER gra melodyjny rock z elementami heavy metalu po raz drugi z rzędu i zapewne na równie żenującym poziomie. Nie uważam, by Giorgia Colleluori była jakąś wybitną wokalistą i na tle wielu innych pań z kręgu female fronted metal (takich nie-operatica rzecz jasna) prezentuje się raczej skromnie w opcji walorów głosowych, ale cóż...  Fajnie, że pałkerem został Markus Kullmann, to muzyk o niezwykłej rockowej wrażliwości, no i członkostwo w DESPERADOZ w jakiś sposób go tu ustawia w latynoskim tytule płyty. Tak, to wybitny wywód myślowy, Sherlocku.
Fajnie się ta płyta zaczyna od Shine On. Hard'n'heavy bardzo zgrabnie odegrany z wpadającym w ucho refrenem i potoczystymi gitarami. Giorgia nie jest tu interesująca, ale melodia tak, o ile rzecz jasna standardowy radiowy rock/metal może być w ogóle interesujący dla fana metalu. Oj, zaraz. Może, zwłaszcza tak dobrze i powiedziałbym nawet brawurowo zagrany. Tak to się zazwyczaj od największego hita takie płyty zaczynają, a potem jest już tylko gorzej.
Jest kompromitująco źle w Fiesta y copas i to jest to, co było najgorsze w muzyce z płyty poprzedniej. Jakie to przykre, że tu śpiewa jako gość sam Ronnie Romero. Bo coś tu jest po hiszpańsku? Tak. Rock plażowy.
Zastanawiające jest, że na takiej płycie coś trwa aż sześć minut. Numer tytułowy tyle trwa i ten zwykła rockowa łupanina SINNER mogłaby trwać trzy. Naprawdę męka. Wakacyjny hard'n'heavy, ale wakacje się już skończyły i rodziny z dziećmi wróciły ze słonecznych plaż Majorki do Monachium i Berlina.
Potem pewna porcja bezbarwnego grania SINNER z lat powiedzmy 2007-2011 w Last Exit Hell  w odświeżonej o żeński głos formule, a zaraz potem What Went Wrong w stylu THIN LIZZY i wcale mnie nie dziwi, że gościnnie zaśpiewał tu Ricky Warwick, który swoim głosem i autorytetem zdobytym jeszcze w THE ALMIGHTY próbuje od dekady utrzymać pamięć o ekipie Phila Lynnota. Tyle że on po prostu tu śpiewa źle, bardzo źle i w popularnym programie "Mam Talent", nie przebrnąłby przez eliminacje wstępne. Takie to wszystko miałkie... W kolejnym numerze, który jest próbą ekspozycją rockowego refrenu (zresztą bardzo nośnego) Lucky13, z echami riffowymi THIN LIZZY i obok otwieracza to się prezentuje solidnie. Coś sporo tego THIN LIZZY, bo i Craving jest z tej kategorii, przy czym bardzo dobrze, pod Phila zaśpiewał sam Mat, co zresztą nie raz robił w udany sposób w przeszłości.
W The Wolf i w The Ballad of Jack (refren w stylu Tercetu Egzotycznego!) odzywa się ten toporny SINNER w opcji jednostajnego wałkowania prostego riffu, ale Misty Mountain to piękny rock/metalowy killer z naleciałościami innych gatunków muzycznych, a Giorgia... no, no... kto by pomyślał... Co za potężny dramatyczny i poruszający refren. Nieźle, Mat, nieźle, a nawet wspaniale powiedziałbym. Sympatyczny jest kolejny numer w stylu THIN LIZZY Stormy Night, bardzo sympatyczny i w tej irlandziej części instrumentalnej, aż się przypomina Legenda o Czarnej Róży, choć oczywiście kaliber muzyczny jest zupełnie inny. Przebojowo jest po prostu. No i zakończenie tej płyty jest takie ciepłe i pozytywne w postaci Sorry. Tak, fajny duet mieszany i to taki niemiecki Bolton. Więcej Boltona!
Bardzo się cieszę, że sięgnąłem po ten album. Mimo wszystko.
Szczęka mi opadła przy Dead Letter. Nie wiedziałem, że kobieta może tak fenomenalnie, kosmicznie fenomenalnie zaśpiewać korzennie oryginalnego nowoorleańskiego bluesa. Co za feeling, co za frazowanie, co za kapitalny, absolutnie kapitalny dramatyzm i luz zarazem! Gdybym nie wiedział i słucham w ciemno, to byłbym przekonany ze to jakiś zupełnie nieznana gwiazda rodem ze stolicy Luizjany. Do tego solo zagrał tu Magnus Karlsson z PRIMAL FEAR (jasne, że nie tylko). "Czapki z głów przed Royem Harperem"... To znaczy przed Magnusem, chciałem powiedzieć. Dewastacja i cudowne wyczucie konwencji.

Producentem jest sam Dennis Ward. Nie pracuje on z byle z kim i nigdy nie zawodzi. Przynajmniej w takiej stylistyce muzycznej.
Mat Sinner robi to, co lubi. Bardzo dobrze, bo w końcu przecież SINNER to grupa, którą ponad 40 lat temu stworzył, by grać melodyjnego rocka i hard'n'heavy. To, co zrobił z tym zespołem w obszarze heavy metalu, to już zrobił i teraz gra to co lubi, a metalowe pomysły przeniósł jednoznacznie na PRIMAL FEAR i tam zachwyca wraz z kolegami potężnym melodyjnym heavy/power.
Tu jest Death Letter. No i jest Misty Mountain, bo przecież nie każdy lubi bluesa z Nowego Orleanu. Jest też THIN LIZZY, momentami wzruszający. Jest po prostu bardzo dobra muzyka z obrzeża metalu i bardzo dobrze śpiewająca Giorgia Colleluori.


ocena: 8/10

new 14.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Sinner - Brotherhood (2022)

[Obrazek: 1035078.jpg?2804]

Tracklista:
1. Bulletproof 04:01
2. We Came to Rock 04:04
3. Reach Out 04:51
4. Brotherhood 04:22
5. Refuse to Surrender 03:37
6. The Last Generation 07:25
7. Gravity 05:09
8. The Man They Couldn't Hang 05:16
9. The Rocker Rides Away 04:42
10. My Scars 04:02
11. 40 Days 40 Nights 05:53
12. When You Were Young (The Killers cover) 03:17

Rok wydania: 2022
Gatunek: melodic heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mat Sinner (Mathias Lasch) - śpiew, gitara basowa
Tom Naumann - gitara
Alex Scholpp - gitara
Markus Kullmann - perkusja


Mat Sinner i jego SINNER prezentuje nowy album. Tym razem w ramach kontraktu z nową, prężnie rozwijająca się niemiecką wytwórnią Atomic Fire Records z Donzdorf. Premiera płyty jest przewidziana na 15 lipca.

Wielu gości pojawiło się na tej płycie, gości znamienitych, przede wszystkim wokalistów (wśród nich Ralf Scheepers, Tom Englund i Ronnie Romero) jest także Oliver Palotai ubarwiający wszystko klawiszami. Może nawet ich rola jest trochę zbyt duża i momentami tak się to prezentuje jak 'Mat i Przyjaciele", wokalna różnorodność nie zawsze jest tu elementem na plus. Tym bardziej, że sam Sinner jest w bardzo dobrej formie wokalnej, operuje głosem mocnym i pewnym, ciągnie wszystko do przodu z uporem i zdecydowaniem, nawet gdy akurat jakiś utwór jest słabszy. Tym razem jest to mocniejszy melodic heavy metal niż poprzednio, masywny, ze zdecydowanym i dosyć twardym dwugitarowym atakiem Naumanna i Scholppa, klasycznie niemieckim, ale nie teutońskim. Kilka razy wyszło to na wysokim poziomie, nieco w manierze HERMAN FRANK i CHINCHILLA i dobrze się słucha takich numerów jak Bulletproof, We Came to Rock (mocarny refren!). Jak zwykle jednak w przypadku SINNER jest i taki heavy metal naznaczony hard rockiem (Reach Out, Refuse to Surrender), który jest średnich lotów i powiela pewne wcześniejsze wzorce i schematy klasyczne dla zespołu od zawsze. Co do Brotherhood z tej grupy, to broni się fajnym chóralnym refrenem o dużym ładunku pozytywnej energii.
Sola są proste, aranżacje przewidywane, no może poza najdłuższym The Last Generation, gdzie i klawisze i rozleglejsze plany dalsze i tak na dobrą sprawę nie wiadomo jak się w refrenie rozwinie ta prowadzona nostalgicznie i poetycko historia rytmicznych zwrotek. I jest bardzo dobrze w tych refrenach i ten utwór z powodzeniem by pasował na LP "Nature of Evil".
Gravity miał być pewnie w założeniu taki bardziej zakręcony, nieco teatralny, ale wyszło to słabo i ten refren tu po prostu jest nieudany. Tylko solo gitarowe trzyma jakiś sensowny poziom, tyle że jest za krótkie. Końcowa część tego albumu jest mniej interesująca. Takie tam siłowanie się z hard'n'heavy z masywnymi gitarami w The Man They Couldn't Hang i The Rocker Rides Away, choć tu jest nieco lepiej i jakoś to nie brzmi pretensjonalnie, mimo ogólnej prostoty. My Scars to klasyczny hard'n'heavy zagrany w przytłaczający sposób, na modłę amerykańską z melodią nad wyraz ograną zaś 40 Days 40 Nights... no sam nie wiem. Gdzieś nawiązuje i do THIN LIZZY, i do klasyki hard rocka, i w sumie nie bardzo pasuje do tego albumu, ale podobno w zróżnicowaniu siła... tak sobie.

Mix i mastering zrobił tym razem Jacob Hansen, nawiązał do drugiej połowy lat 90tych SINNER w tym aspekcie i to się może podobać, tyle że klimat utworów z tamtego okresu był jednak mroczniejszy. Chyba jednak Dennis Ward lepiej oddał ducha muzyki SINNER w roku 2019.
Trochę lepszych i trochę gorszych kompozycji, więcej metalu niż na "Santa Muerte", ale brak takiego hita, który by realnie wybił się ponad, po prostu, dobry poziom całości.


ocena: 7/10

new 8.07.2022

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Atomic Fire Records.
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości