Stormhammer
#1
Stormhammer - Fireball (2000)

[Obrazek: R-3530709-1334083355.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Seven Gates 05:17
2. Prisoner 05:39
3. High on Devotion 03:55
4. Guardians 05:53
5. Destiny 03:27
6. Holy War 06:50
7. Possibilities 06:37
8. Sacred Heart 05:11
9. Forever 05:33
10. Fireball 03:48
11. Shadow Dancer 03:09

Rok wydania: 2000
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy

skład zespołu:
Michael Schinkel - śpiew
Alex Heigl - gitara
Manfred Ewender - gitara
Horst Tessman - bas
Django Schuster - perkusja
Markus Heindl - instrumenty klawiszowe


Jest to pierwsza płyta tego zespołu z Monachium, który przez lata trapiony wszelkiego rodzaju problemami kadrowymi i organizacyjnymi, zdołał jednak zaznaczyć swoją obecność na metalowej scenie niemieckiej trzema albumami. Pierwszy z nic został wydany w lipcu 2000 przez słynną wytwórnię Century Media Records, która zresztą z tą grupą wiązała spore nadzieje.

Na debiucie zespół nie wychodzi poza ramy gatunku heavy i power metal, prezentując solidne, zakorzenione w rockowej tradycji granie. Spisał się tu znakomicie wokalista Schinkel i pokazał, że niemieccy metalowi śpiewacy także coś potrafią więcej niż tylko rytmicznie porykiwać. Jego wokal to w znacznej części czynnik warunkujący atrakcyjność tego albumu. Zarówno w wysokich partiach, jak i tam, gdzie trzeba było włożyć więcej siły, śpiewa swobodnie i czysto - słucha się go z prawdziwą przyjemnością. Także dwaj gitarzyści Heigl i Evender to najlepsza para gitarzystów, jaka grała w tym zespole, kompetentna i zgrana, co słychać szczególnie w długich, akustycznych fragmentach, gdzie doskonale się uzupełniają. Bardzo dobrym perkusistą był Schuster i jego na tym LP słychać wyraźnie. Także dlatego, że produkcja tej płyty jest bardzo dobra, całość brzmi przejrzyście, a instrumenty zmiksowano klarownie. Schinkel lekko wysunięty przed gitary, a te dodatkowo wzmocnione grzmiącym basem Tessmanna.
Trochę gorzej wygląda sprawa z samymi kompozycjami... Nie należy zrażać się heavy i power łupaniną w trzech pierwszych utworach, tyleż sztampowych, co i sprawnie wykonanych. Znacznie bardziej delikatny i melodyjny Guardians zdecydowanie zaciera złe wrażenie i słychać, że takie granie mniej toporne i siłowe wychodzi im znakomicie. Zdecydowanie najlepszym i wręcz niszczącym numerem jest Holy War, odegrany zgodnie z najlepszymi wzorami szkoły... brytyjskiej i IRON MAIDEN w szczególności z kapitalnym refrenem, jednym z lepszych, jakie można usłyszeć na niemieckich płytach z takim heavy metalem, Znakomite zakończenie, poprzedzone nadlatującymi helikopterami. Wojenny i bojowy killer wart całej płyty. No, może lekko przesadziłem, bo delikatny i niemal rockowo-balladowy Possibilities, poparty starannym wykonaniem gitarowym i zaskakującym amerykańskim zgoła refrenem także klasowy. Do tego jeszcze dwa bardzo udane heavy metalowe, klasyczne wałki Sacred Heart i FireBall oraz uroczy instrumentalny Shadow Dancer pozwalają zapomnieć o tych słabszych utworach, z których jednak żaden nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu.

Jeśli już coś tej ekipy sobie zaaplikować, to właśnie ten pierwszy album.


Ocena: 8/10

22.02.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Stormhammer - Cold Desert Moon (2001)

[Obrazek: R-6053951-1446046152-3603.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Sinner's Soul 03:55
2. The Law 06:13
3. Breach of Faith 05:19
4. Yells of Rage 04:19
5. Misty Hills 04:16
6. Children of the Dawn 04:03
7. Doomsday 04:03
8. Cold Desert Moon 06:36
9. A Dragon's Tear 05:38
10. Nobody's Child 03:46
11. Masquerade of Life 05:09
12. The Strength of Wisdom 02:32

Rok wydania: 2001
Gatunek: Power Metal/Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Tommy Lion - śpiew
Alex Heigl - gitara
Manfred Ewender - gitara
Horst Tessman - bas
Markus Heindl - instrumenty klawiszowe
Django Schuster - perkusja


STORMHAMMER znany był i jest z licznych zmian osobowych. Taką bardzo istotną była zmiana na stanowisku wokalisty gdy  w roku 2000 Michaela Schinkela zastąpił Tommy Lion. Z nim nagrany został i wydany przez Century Media Records w sierpniu 2001 drugi album zespołu.

No po prostu nie lubię tego śpiewaka i tyle. Reprezentuje dla mnie ten odłam wokalistów, o których nie można powiedzieć nic złego ani nic dobrego. Absolutnie przeciętny, a co gorsza nie bardzo radzący sobie w wolnych fragmentach, z delikatniejszymi gitarami gdzie Schinkel radził sobie wyśmienicie. Tę przeciętność słychać szczególnie w tytułowym "Cold Desert Moon", a także wszędzie tam, gdzie takie spokojniejsze fragmenty i wstępy się pojawiają. Ogólnie jednak ta płyta jest cięższa i bardziej powerowa niż debiut. Nie oznacza to, że jest lepsza, bo trudno nazwać kompozycję "Doomsday" interesującą. STORMHAMMER stara się jak może, aby nie wpaść w główny nurt niemieckiego heavy i power metalu, ale delikatne wstępy, klawiszowe wstawki w dziwnych miejscach i próby chłodnego grania nie zmieniają faktu, że to wszystko jest średnie, przeciętne i jednak przewidywalne.
Utwory są melodyjne, owszem, ale to rodzaj melodii, którą się pamięta tylko do chwili, gdy nie rozpocznie się kolejny utwór. Album temp średnich i słabo zaznaczonych refrenów, album pozbawiony killerów, jakie przynajmniej w pojedynczych egzemplarzach zespoły niemieckie serwują na swoich płytach. Nie ma tu też jasno wyrażonej stylistyki, bo coś z riffów RUNNING WILD w "Masquerade of Life", gdzieś echa pozbawionego mocy GRAVE DIGGER, gdzieś coś z niemieckiego speed melodic power. Wszystko było i wszystko było lepiej. Grupa gdzieś zatraciła ten rockowy fundament, pojawił się zaś element teoretycznej tajemniczości w niby epickim podawaniu większości kompozycji. Czasem to wręcz drażniące, tak jak drażniące są sola gitarowe polegające głównie na pitoleniu kilku dźwięków w kółko. Jeden z najbardziej dynamicznych i faktycznie odnoszących się do power metalu numerów, czyli "Sinner's Soul" otwierający ten album to także nie przedstawia większej wartości. Brak ballady, czy od początku do końca klimatycznego spokojnego numeru to też minus tej płyty, a przecież ich na to stać było w ówczesnym składzie.
Co z tego, że po raz drugi zaprezentowali piękny instrumental "The Strength of Wisdom" na sam koniec. Ta wysmakowana, a przecież niezbyt skomplikowana kompozycja tylko pogłębia ogólną frustrację. Może jeszcze gdyby było więcej takich prostszych, rytmicznych i melodyjnych utworów w rycerskim stylu i konkretnymi solówkami jak "The Law", albo rozwiniętych lepiej pomysłów, jakie są niewykorzystane w "Breach of Faith", album można by uznać za dobry, mimo raczej rzemieślniczego wykonania. Niestety szarzyzna przeważa, a pogłębia ją również zbyt suche brzmienie, no może poza solidnie ustawioną perkusją.

Jeśli coś z Niemiec i coś ze STORM w nazwie, to jednak lepiej odpalić STORMWARRIOR.


Ocena: 5.5/10

24.02.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Stormhammer - Signs of Revolution (2009)

[Obrazek: R-6054452-1444424003-6767.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Other Side 01:31
2. Omens of Agony 04:11
3. Kiss at the Abyss 05:32
4. Signs of Revolution 06:00
5. Permanent Menace 05:04
6. Well of Wisdom 04:49
7. Bridges to Eternity 04:23
8. Pied Piper 05:07
9. From Dusk to Dawn 04:26
10. Ride on a Razorblade 04:47
11. Sham World 05:47
12. Challenge of Life 04:26
13. Calls from the Other Side 06:59

Rok wydania: 2009
Gatunek: Power metal/Heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mike Zotter - śpiew
Manny Ewender - gitara
Horst Tessmann - bas
Ruben Strenzke - perkusja
Chris Morgan - instrumenty klawiszowe


STORMHAMMER miał swoje pięć minut w pierwszych latach XXI wieku za sprawą albumu "Fireball" oraz dwóch kolejnych, nagranych z innym wokalistą w latach 2001-2004, jednak wielką estymą nigdy się nie cieszył. Potem pojawiał się w informacjach o nowościach sceny niemieckiej już tylko przy okazji niekończących się zmian składu i pojawiających się od czasu do czasu informacji o planowanej nowej płycie. Ta została w końcu częściowo nagrana w 2008 roku, już bez udziału współzałożyciela gitarzysty Alexa Heigla i przy ciągłych trudnościach z perkusistami, którzy zmieniali się co kilka miesięcy. Wydawcą jest nieduża niemiecka wytwórnia płytowa Silverwolf-Productions, a płyta ukazała się w maju.

Wokal Zottera przeciętny, kompozycje -przeciętne, wykonanie takie sobie, brzmienie również. Nie ma rycerskiego powera, nie ma hansenowskich galopad, nie ma też twardego niemieckiego heavy power spod znaku PARAGON.
Zespół prezentuje gładkie nijakie kompozycje z klasycznego heavy metalu, nieco smutne, nieco zimne i mało się od siebie różniące. Mdła ballada "Bridges To Eternity" to w zasadzie jedyny spokojniejszy akcent w tym graniu raczej szybkim, ale równocześnie udającym energetyczne. Niby dobre, ale jakoś mało bijące po gębie solówki i tu brak Heigla jest wyraźny.
Utwory zlewają się w jedną masę podobnych riffów i tych samych pomysłów. Trochę życia w atrakcyjniejszym "From Dusk To Dawn" - lecz też tylko chwilami. Gdzieś tam od czasu do czasu są przebłyski w tym wszystkim, ale umykają w ogólnej masie wymęczonej metalowej szarzyzny. Zotter może nie jest złym wokalistą, ale tu pola do popisu w jednowymiarowych kompozycjach nie ma, nie ma też ani interesującego rockowo głosu Michaela Schinkela, ani specyficznej rozpoznawalności Tommy'ego Liona. Smutna to płyta nie tylko z powodu dosyć smutnego klimatu. To taki szary metal gdzie po prostu nie ma autentycznej radości grania i zaangażowania.

Po wydaniu tego albumu skład posypał się ponownie i znów zespole pojawili się nowi muzycy i wokalista Ben Silver. Zapewne minie kilka kolejnych lat, zanim zespół zaprezentuje coś nowego.
Oby na wyższym poziomie.


Ocena: 4/10

22.05.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Stormhammer - Lord of Darkness (2004)

[Obrazek: R-6053961-1409871684-4889.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Living in the Dark 01:42
2. Ace in the Hole 04:50
3. Time Out of Mind 04:35
4. Lord of Darkness 05:01
5. Medusa's Head 04:54
6. Cyber Mortis 03:55
7. Gates to Mystery 05:02
8. Wise Old Man 06:13
9. Metal Heart 05:02
10. Shades of Fear 07:39
11. Stormhammer 04:06
12. Shadows of Glory 03:47

Rok wydania: 2004
Gatunek: Power Metal/Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Tommy Lion - śpiew
Alex Heigl - gitara, instrumenty klawiszowe, flet
Manfred Ewender - gitara
Horst Tessman - gitara basowa
Chris Widmann - perkusja


Czasem trzy lata to wystarczająco dużo czasu, by pewne rzeczy w swojej muzyce przemyśleć i stworzyć coś dobrego, czasem zaś  tysiąc dni nie wystarcza przy niemoc twórczą przełamać. "Cold Desert Moon" był albumem nieudanym i w konsekwencji nie przyniósł żadnej odmiany w losach zespołu, poza odejściem perkusisty i klawiszowca, którego zastąpił tutaj Alex Heigl. W tym czasie grupa związała się z belgijską Mausoleum Records, która do dobrych zespołów miała szczęście średnie, ale z jakiejś przyczyny tu Niemcom zaufała.

Dostojny, heavy metalowy instrumentalny początek, podobne zakończenie...
W środku rycerski heavy i power metal z Tommy Lionem jako po raz kolejny raczej bezbarwnym wokalistą. Chcieli powiedzieć dużo, bo to prawie godzina muzyki jednak nie wyszło to chyba zgodnie z oczekiwaniami.
Cóż, serie poprawnych riffów tworzących teoretycznie rycerskie melodie niekoniecznie muszą być ekscytujące Po prostu poprawne są takie numery w średnio szybkich tempach, z gęstym podkładem perkusyjnym jak Ace in the Hole, Lord of Darkness,  Cyber Mortis, Stormhammer, a słabe i tyle Time Out of Mind czy prymitywny true metalowy Metal Heart.
Czasem wśród gitar pojawiają się instrumenty klawiszowe z nieśmiałymi symfonizacjami, gdzieś tam flet przemyka, ale to wszystko podporządkowane jest pozbawionemu pomysłów gitarowemu graniu. Jeśli wyszukać jakieś jaśniejsze punkty, to chyba tylko bardzo dobry refren w epickim heavy/power Medusa's Head, gdzie zresztą Lion śpiewa najlepiej na całej płycie (doskonałe ekstatyczne wysokie zaśpiewy!). Gdy łamią trochę monotonię riffową i znacznie zwalniają, to spokojny epicki heavy metal w Gates to Mystery wypada zupełnie dobrze.
Najwięcej próbują powiedzieć w Shades of Fear, melodyjnym i epickim, ale tu psuje wszystko Lion zupełnie nieodpowiednim śpiewem. W połowie ta kompozycja zaczyna zwyczajnie nudzić.

Słabą stroną tego albumu są niewysokich lotów sola gitarowe i praktycznie żadne z nich nie zasługuje na uwagę. Gra nowego perkusisty Chrisa Widmanna jest też co najwyżej poprawna.
Produkcja wydaje zasadniczo po prostu dobra i lekko zamulone brzmienie góruje, jednak jeśli się posłucha przyzwoitego balladowego songu Wise Old Man, to słychać, że faktycznie zostało to zrobione perfekcyjnie. Wyborne basy, wyborne blachy i piękna głębia ciepłych gitar. Po prostu same kompozycje zamulają i niweczą efekty pracy inżynierów dźwięku, niestety.
Wyszło jak wyszło... STORHAMMER tym albumem nie był w stanie poprawić swojej pozycji i na kilka lat w grupie zapanował chaos i liczne zmiany osobowe, w tym odejście Liona  w roku 2005.


ocena: 5,9/10

new 16.04.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Stormhammer - Echoes of a Lost Paradise (2015)

[Obrazek: R-9674850-1484577765-6371.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Remembrance 02:02
2. Glory Halls of Valhalla 05:41
3. Fast Life 04:10
4. Echoes of a Lost Paradise 06:07
5. Leaving 06:04
6. Bloody Tears 05:27
7. Holy War 06:35
8. Black Clouds 05:22
9. Into Darkest Void 05:33
10. Promises 04:43
11. Stormrider 06:10
12. The Ocean 04:13

Rok wydania: 2015
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Jürgen Dachl - śpiew
Manny Ewender - gitara
Bernd Intveen - gitara
Horst Tessmann- bas
Chris Widmann - perkusja


No cóż, tak jak przewidywałem przed laty. Sporo czasu, bo sześć lat musiało upłynąć, by STORMHAMMER pojawił się  ponownie na metalowej scenie z nową płytą. Oczywiście z innym wokalistą, Jürgenem Dachlem. Bez klawiszowca, ale z drugim gitarzystą Berndem Intveenem. No i powrócił perkusista Chris Widmann, który grał na "Lord of Darkness" z 2004 roku.
Sporym sukcesem było to, że grupa uzyskała kontrakt płytowy ze słynną Massacre Records, która ten album wydała w czerwcu 2015 roku.

Po intro Remembrance, w Glory Halls of Valhalla STORMHAMMER oferuje ostre i mocne gitary i dawkę mrocznie podanego epickiego heroizmu, ale rozciągnięte to jest i dosyć monotonne, a przecież tu czeka jeszcze prawie godzina muzyki...
No i Jürgen Dachl. To wokalista o głosie mocnym i męskim, ale zupełnie pozbawionym true metalowej charyzmy. Jest zupełnie niezrozumiałe, dlaczego Ewender upiera się przy frontmanach tego typu, jakby chciał na zawsze pozostać w kręgu grubo ciosanego metalu teutońskiego. Dachl  ma moc i zasięg, bez trudu góruje nad potężnymi gitarami, ale co z tego, skoro jest zupełnie bez wyrazu artystycznego.
Monotonia i jednoplanowość to wyznacznik tego albumu i jest tak samo, niezależnie czy grają szybciej (Fast Life, Bloody Tears) czy nieco wolniej (Leaving, Black Clouds, Promises). Trochę lepiej na tym tle wypada tytułowy Echoes of a Lost Paradise, gdzie dzieje się więcej i jest więcej klasycznego heavy metalu, w tym melodyjny epicki refren. Momentami zachodzą w obszary power/thrashu, gdzie specjalnie nic do powiedzenia nie mają poza sprawnością gitarzystów. Niektóre refreny są wręcz kompromitujące jak ten całkowicie amatorski z Bloody Tears. Into Darkest Void jest w połowie delikatną balladą i taką mogła pozostać, bo ładnie tu grają i niepotrzebnie to heavy metalowe wzmocnienie zostało dodane. Słychać także, że doświadczony w rockowym śpiewaniu Jürgen Dachl prezentuje się tutaj ze zdecydowanie lepszej strony. W Stormrider jest w drugiej połowie trochę dark metalu i czegoś w rodzaju mrocznego wokalu, poprzedzone jest to jednak tak nudną częścią pierwszą, że efektu prawie nie ma. Przebudzili się tylko raz w znakomitym, porywającym power metalowym Holy War. No tak, to jest ekstraklasa takiego rycerskiego, heroicznego grania. Tylko że to przecież oczywiście tylko nowa wersja starego killera STORMHAMMER  z roku 2000 jeszcze z Michaelem Schinkelem. Smutne.
Trochę rehabilitują się na końcu w bardzo dobrym songu The Ocean z pianinem i gitarą akustyczną, ale tu główna zasługa przypada ponownie Dachlowi.

Na plus zwłaszcza realizacja. Pod tym względem jest więcej niż bardzo dobrze i zarówno brzmienie gitar jak i perkusji, bardzo przestrzennej, zasługuje na wyróżnienie. No, ale tym zajmowali się tacy znani fachowcy jak Mario Lochert i Jan Vacik. Chyba należy pogodzić się z tym, że od STORMHAMMER nie można oczekiwać zbyt wiele.
Przeciętnie, chleb powszedni niemieckiego heavy/power metalu...


ocena: 6,6/10

new  16.05.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Stormhammer - Welcome to the End (2017)

[Obrazek: R-10548205-1499683937-9919.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Beginning of the End 01:10
2. Northman 05:03
3. Welcome to the End 05:43
4. The Heritage 05:03
5. Secret 04:47
6. The Law 06:57
7. Watchmen 05:25
8. Road to Heaven 04:35
9. My Dark Side 05:42
10. Into the Night 05:02
11. Spirit of the Night 05:39
12. Soul Temptation 04:52
13.The Awakening 00:22
14. Black Dragon 04:26

Rok wydania: 2017
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Jürgen Dachl - śpiew
Manny Ewender - gitara
Bernd Intveen - gitara
Horst Tessmann - bas
Chris Widmann - perkusja


To drugi LP STORMHAMMER, gdzie zaśpiewał Jürgen Dachl i drugi wydany przez Massacre Records, która rodzime zespoły niemieckie konsekwentnie wspiera. Album ukazał się w marcu 2017 roku.

Ta płyta zaczyna się obiecująco dynamicznym i melodyjnym heavy/power metalowym heroicznym numerem Northman i ten refren jest chyba najlepszy od wielu lat w karierze STORMHAMMER. W Welcome to the End sytuację ratuje kolejny udany refren, ale to już power/thrashowa niemiecka produkcja masowa. W The Heritage podobno Dachla wspiera Natalie Pereira dos Santos, ale jakoś ciężko się do tego dokopać. Skoro ta sympatyczna wokalista została zaproszona, to powinno się jednak bardziej uwypuklić jej udział w tej kompozycji. Jest natomiast na końcu uwypuklony dark/extreme wokal Dachla, zresztą pojawiający się i w innych kompozycjach. Czy ma to służyć stworzeniu bardziej mrocznego klimatu? Zapewne tak, ale efekt nie jest zadowalający, zwłaszcza w Spirit of the Night.
Secret, Watchmen,  My Dark Side, Into the Night  to taki heavy/power zupełnie bez historii, po prostu odegrany w określonej rytmice i stylistyce, ściśle niemieckiej. Bardzo słaby, najsłabszy na płycie jest zrobiony w takiej konwencji Soul Temptation. Bardziej epickie numery to rozbudowany The Law, gdzie niemiecka kwadratowość ujawnia się w miernych chórkach i ogranej melodii, Road to Heaven z dobrym pełnym dramatyzmu refrenem i zdecydowanej pracy sekcji rytmicznej oraz taki sobie Black Dragon na zakończenie albumu.

Chyba nieświadomie STORMHAMMER, choć z Bawarii, znalazł się w obszarze amatorsko brzmiącego "heavy/power z Zagłębia Ruhry", jaki grają zespoły spotykające się po pracy dla relaksu i rozrywki. Grają, bo lubią.
Mam nadzieję, że STORMHAMMER też lubi to, co gra na tej płycie, gdzie tylko przyzwoity wokal Jürgena Dachla i solidne brzmienie (bas!) zasługuje na jakieś wyróżnienie.



ocena: 6/10

new 19.05.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Stormhammer - Seven Seals (2019)

[Obrazek: 91nea+ArVEL._AC_UL320_.jpg]

Tracklista:
1. Sleepwalker 04:32
2. Prevail 04:17
3. Under the Spell 03:43
4. Taken by the Devil 05:02
5. Seven Seals 03:51
6. Your Nemesis 04:02
7. Keep Me Safe 04:16
8. One More Way 05:58
9. Downfall 04:11
10. Deal with the Dead 05:42
11. Old Coals 06:22

Rok wydania: 2019
Gatunek: melodic heavy metal/metalcore
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Matthias Kupka- śpiew, gitara
Manny Ewender - gitara
Horst Tessmann- gitara basowa
Chris Widmann - perkusja


Historii typowej dla STORMHAMMER ciąg dalszy. Jest nowa płyta "Seven Seals" wydana w maju 2019 przez Massacre Records, ale nie ma już ani Jürgena Dachla, ani Bernda Intveen. Zastąpił ich Matthias Kupka, najbardziej chyba znany z metalcore'owego EMERGENCY GATE oraz czystych wokali w SUIDAKRA na LP "Command To Charge". Niezły wokalista, niezły gitarzysta...

Jeśli w ciągu kilku ostatnich lat było przeciętnie, to tym razem jest po postu źle. STORMHAMMER przedstawił zestaw kompozycji bezładny i realnie pozbawiony konkretnej grupy słuchaczy. Co bowiem ma wspólnego agresywny modern metalowy (nie ośmielam się użyć tu określenia metalcore, czy emocore) w Your Nemesis, One More Way i Sleepwalker, z bezbarwnym i układnym graniem melodic heavy metalu w większości innych kompozycji? Tak, STORHAMMER nie gra tu już rycerskiego power metalu, no może fragmentarycznie poza niezłym Prevail.
Tak na dobrą sprawę gra refreny z melodic metalcore (Seven Seals) albo takie, jakie graja amatorskie niedzielne ekipy piknikowe z Niemiec.Melodic heavy metal to bardzo trudny podgatunek, bo melodie muszą być dobre, a tu po prostu nie są. Na Odyna, co to ma być w Under the Spell?! Tak może sobie przy piwku pogrywać STEELPREACHER, im wolno, bo to ich patent na piwne granie i oni  podchodzą do tego w żartobliwy, wyluzowany sposób. Wciskają prosty, tuzinkowy balladowy rock radiowy w Taken by the Devil, próbują zdyskontować sukces stylu THE UNITY w Keep Me Safe. Jest na pewno bardzo dużo z EMERGENCY GATE, za dużo jak na STORMHAMMER w Downfall czy też w Deal with the Dead no i w kończącym to wszystko Old Coals.

Szczerze powiedziawszy poza wokalem Matthiasa Kupka, który śpiewa na tym albumie bardzo dobrze, nic tu nie zasługuje na pochwałę. Nawet brzmienie jest takie sobie i  nie ma tu ani ciepła rockowego melodic metalu, ani realnej kruszącej agresywnej mocy metalcore. Tak, jak wspomniałem na wstępie. Bezstylowa muzyka adresowana do nikogo. Nad takim graniem nie ma co się znęcać. Lepiej posłuchać porządnego melodic metalcore, jeśli ktoś lubi, a takiej muzyki nie brakuje.
Porażka. Nie tędy droga, panowie ze STORMHAMMER. Kiedyś już HUMAN FORTESS popełnił podobny błąd.



ocena: 3,5/10

new 25.05.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości