FireWölfe
#1
FireWölfe - FireWölfe (2011)

[Obrazek: R-4202598-1358429194-4746.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Air Attack 04:45
2. Unholy 05:47
3. FireWolfe 05:33
4. Armed Forces 06:14
5. Back from Hell 05:32
6. Wicked Words 05:24
7. Ice Wizard 04:39
8. Tempter 05:36
9. M.O.D. 04:10
10. Feel the Thunder 05:03

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
David Fefolt - śpiew
Nick Layton - gitara
Paul Kleff - gitara
Zack Uidl -bas
Jay Schellen - perkusja

W ostatnich latach wokalista David Fefolt pojawiał się kilkakrotnie w nowych zespołach amerykańskich takich jak FORGOTTEN REALM , ANGELS OF BABYLON czy ostatnio w reaktywowanym FIFTH ANGEL. Teraz można go usłyszeć w kolejnej debiutującej formacji FIREWOLFE (FireWölfe), która powstała w roku 2010 w Vancouver (Washington) i własnym nakładem przedstawiła swój s/t album rok później w lipcu.

Zespół, złożony poza Fefoltem z mniej znanych muzyków prochu nie wymyślił. To, co grają to klasyczny heavy metal, dosyć ciężki, z nutką progresji w grze gitarzystów w częściach instrumentalnych, melodyjny, ale nie zahaczający o glam stadionowy. Jest to również heavy metal amerykański i rozpoczynający się od ryku silników odrzutowego samolotu wojskowego "Air Attack" to typowy przykład współczesnego potraktowania classic heavy z lat 80tych. Udana jest zagrana w średnim tempie kompozycja "Unholy" z refrenem stylizowanym nieco na styl BLACK SABBATH z Martinem, zresztą i sam Fefolt śpiewający tu wybornie przypomina właśnie Martina. FIREWOLFE cały czas przemyca w swoich kompozycjach mniej lub bardziej zauważalną dawkę mroku jak w "FireWolfe" ale równoważona jest ona lżejszymi melodyjnymi refrenami. Jednak w ciekawie rozgrywanym w mocnych zwrotkach 'Back from Hell" ten refren wydaje się za lekki, tym bardziej że później jest tu dużo smutku i przemyśleń w melancholijnym rozwinięciu. Grają twardo i zdecydowanie tocząc riffowy walec na granicy power metalu w "Armed Forces" z bojowymi chórkami, umiejętnie przekształcają hard rockowe motywy w "Wicked Words"w rasowy heavy metal. Dawno już żaden z amerykańskich zespołów grających tradycyjny heavy metal niebędący częścią rycerskiego odłamu nie zgromadził na jednej płycie tylu interesujących kompozycji w średnim tempie, w takiej dusznej stylistyce skrywając się w półmroku. Taki jest znakomity "Tempter", a i zamykający album "Feel the Thunder" niewiele mu ustępuje. Najsłabszą kompozycją wydaje się "M.O.D." gdzie zabrakło pomysłu na coś więcej niż tradycyjny amerykański heavy metal ze śladami komercji. Na uznanie zasługuje sposób budowania napięcia w "Ice Wizard", utworze instrumentalnym doprawdy wysokiej klasy. Wielka w tym zasługa obu gitarzystów. Grają świetnie, prezentując we wszystkich zresztą numerach na tym LP kunsztowne wysmakowane sola, dialogi i wzorcową współpracę.

Forma wokalna Fefolta znakomita i trudo sobie tu wyobrazić inny głos niż ten - mocny i stanowczy. Poziomem nie odstaje sekcja rytmiczna, bas jest bogaty i tworzący warte specjalnej uwagi tło, podobnie zdecydowanie pozytywne wrażenie robi perkusja doświadczonego Schellena znanego z ekipy Davida Reece SILENT SIRCLE. Mocne doły, męskie amerykańskie gitary i wyeksponowany wokalista to plusy produkcji, która jest więcej niż bardzo dobra.
Ciekawa i warta uwagi to płyta, która poprzez swój klimat może zainteresować nie tylko fanów amerykańskiego tradycyjnego heavy metalu, ale także tych, którzy lubią BLACK SABBATH z czasów Martina i Dio, bo FIREWOLFE w znacznym stopniu do niego nawiązuje. Bez rozgłosu i medialnego szumu pojawił się album z rasowym heavy metalem made in USA.


Ocena: 8,4/10

27.07.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
FireWölfe - We Rule the Night (2014)

[Obrazek: R-6591421-1422680736-2671.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. We Rule the Night 04:29
2. The Devil's Music 05:33
3. Late Last Night 04:35
4. A Senator's Gun 05:28
5. Long Road Home 04:00
6. Who's Gonna Love You? 04:45
7. Ready to Roll 03:40
8. Betrayal's Kiss 04:31
9. Luck of the Draw 04:38
10. Dream Child 04:16

Rok wydania: 2014
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
David Fefolt - śpiew
Nick Layton - gitara
Bobby Fercovich -bas
Jay Schellen - perkusja

Kariera FIREWOLFE uległa zahamowaniu po odejściu w 2012 Davida Fefolta, którego zastąpił Ronny Munroe z METAL CHURCH. Jednak ten skład nic nie zdziałał i w 2013 odszedł nie tylko Munroe, ale i Paul Kleff oraz Zack Uidl. W tym samy roku powrócił jednak Fefolt, dołączył nowy basista i grupa w 2014 zaprezentowała swój drugi album, wydany przez Limb Music.

Tym razem zespół przedstawił kompozycje jeszcze bardziej melodyjne, z pogranicza hard rocka i melodic heavy metalu, jednak pod względem atrakcyjności mocno zróżnicowane.
Są tu utwory dosyć proste, po prostu heavy metal tradycyjny, niezbyt nośne, szczególnie w refrenach takie jak The Devil's Music, Long Road Home czy łagodny Late Last Night. W refleksyjnym A Senator's Gun budują nieco posępny klimat, mocno osadzony w stylistyce amerykańskiej i ta kompozycja z pięknym solo gitarowym Nick Laytona jest jedną z najbardziej dopracowanych na tym LP obok epickiego, poprowadzonego w typowym dla grup progresywnych z USA wolno toczącego się Betrayal's Kiss. Tu grupa pokazała swoje bardziej ambitne oblicze. Do najbardziej udanych należy na pewno energiczny i bardzo chwytliwy We Rule the Night na początku i Dream Child trochę w stylu DIO na końcu. Trudno uznać za interesujący Who's Gonna Love You?, który tu brzmi jak nieco ospały WHITESNAKE, czy stadionowy, hair metalowy zdecydowanie nieudany i najsłabszy na płycie Ready to Roll. Doprawdy czasem brakuje niewiele, może więcej energii by wszystko było znacznie bardziej atrakcyjne jak w przypadku Luck of the Draw.

Jeśli same kompozycje są w większości po prostu dobre, to na pewno są znakomicie zaśpiewane przez Davida Fefolta, Nick Layton zagrał poza prostymi riffami wiele bardzo udanych solówek, ale mnie najbardziej spodobał się tu bas Bobby Fercovicha, który gra w bardzo urozmaicony sposób i zdecydowanie wspiera gitarzystę nie tylko po linii rytmicznej.
"We rule the night
We rule the day"
fantastyczny refren, ale tak ogólnie ten album jest znacznie mniej interesujący od debiutu.
FIREWOLFE nie nagrał już nic więcej, i choć istnieje nadal, to jego aktualni i byli członkowie skupili się na innych metalowych i hard rockowych projektach.

ocena: 7/10

new 5.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
FireWölfe - Conquer All Fear (2021)

[Obrazek: a1950667384_16.jpg]

Tracklista:
1. Vicious As the Viper 04:58
2. Pedal to Metal 03:30
3. Conquer All Fear 05:35
4. Swallow My Pride 04:05
5. Candle in the Dark 05:25
6. Wages of Sin 04:20
7. Black and Gold 04:23
8. Keep the Hounds at Bay 04:25
9. Magic (In Your Mind) 04:17
10. Method to Madness 03:57

Rok wydania: 2021
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Freddy Krumins - śpiew
Nick Layton - gitara
Michael David - gitara
Bobby Fercovich - gitara basowa
Marco Bicca - perkusja


W roku 2020 Layton i Fercovich postanowili ponownie powołać do służby czynnej swój zespół w odnowionym składzie z doświadczonym wokalistą Freddym Kruminsem. W efekcie powstała trzecia płyta, wydana przez niemiecką wytwórnię Limb Music w listopadzie 2021.

Melodyjny, niezbyt ciężki klasyczny heavy metal środka to zasadnicza zawartość tego albumu i Vicious As the Viper, rytmiczny i z dosyć chwytliwym refrenem to kompozycja dla tego LP bardzo reprezentatywna. Sympatyczny heavy metal, bezpretensjonalny i po raz kolejny Layton sporo wkłada serca, by partie gitarowe, zwłaszcza solowe wypadły interesująco. Na pewno gitarowo wypada okazale motocyklowy, szybki i zadziorny Pedal to Metal, jakże w swej wymowie i stylistyce amerykański. Świetne zagrywki Laytona i świetne partie basu Fercovicha. No i nie można zapominać o drugim, nowym gitarzyście Michaelu Davidzie. Freddy Krumins wydaje się być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, jednak chyba bardziej doświadczenie niż wysokiej klasy głos czyni go na tej płycie atrakcyjnym. W takim cięższym i wolniejszym, lekko mrocznym numerze jak Conquer All Fear to mocno słychać i pewnie Fefolt by to zaśpiewał z większą heavy metalową mocą, ale jego już nie ma i tu nowy wokalista nadrabia rozmachem w średnich i średnio wysokich partiach. Głos ma dobry do zaśpiewania lżejszego, rock/metalowego songu Swallow My Pride, to jest jednak utwór dosyć przeciętny, taki nieco celujący w niezbyt wymagające listy radiowych przebojów i galopujące gitary wiele z tego wrażenia nie zmieniają. Za to jeszcze łagodniejszy, poetycki i rozmarzony Candle in the Dark jest znakomity i zachwyca nie tylko delikatna melodia, ale i staranność aranżacji, szczególnie drugiego gitarowego planu. Trzy następne kompozycje tworzą tryptyk The Evil Eye Trilogy i jest to dzieło interesujące, o nieco odmiennym klimacie, lekko epickim, ale i kierującym się w stronę przystępnego heavy/power w inteligentnej formie, melodyjnego i dosyć mocnego, jak Wages of Sin. Centralnie umieszczony Black and Gold jest znakomity, taki amerykański, niemal jak USPM zdecydowany i pełen gitarowej mocy. Doprawdy potoczysty, pełen energii, a zarazem klimatu killer! I pewne siebie zniszczenie w Keep the Hounds at Bay, gdzie moc pojawia się sama z siebie, bez napinania się i nadmiernego ciężaru gitarowego. Niemniej, wraz z wybornie śpiewającym Kruminsem gitarzyści robią tu piękny show, a perkusyjne grzmiące natarcia Brazylijczyka są po prostu imponujące. Całościowo ten tryptyk to autentyczna klasa i triumf amerykańskiej filozofii classic heavy metalu. Gwóźdź programu tego albumu, bez dwóch zdań.
No, ale jest także wyborny, bezwzględnie rozgrywany mega klasyczny Magic (In Your Mind) i tu jest wszystko, co najlepsze w takim metalu, który królował na wielkich arenach USA w latach 80tych, a przy tym bez cienia prymitywnej glamowej komercji. Jeśli się chce więcej tego classic heavy na bardzo dobrym poziomie, to dają to na koniec w Method to Madness, przy czym tu akurat najlepsza jest melodia zwrotek, a refren jednak minimalnie rozczarowuje.

Sound jest bardzo tradycyjny dla amerykańskiego heavy metalu lat 80tych, ale i doby obecnej, gdy zespoły nawiązują do tamtych czasów. Mix wykonał Ced, mastering Bart Gabriel i chyba wyczuli intencje zespołu, bo to brzmi nad wyraz prawdziwie.
Duża dawka zróżnicowanego amerykańskiego tradycyjnego heavy metalu na więcej niż bardzo dobrym poziomie. Świetny come back. Warto posłuchać!


ocena: 8,8/10

new 19.11.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości