15.03.2019, 16:55:39
Eternal Champion - The Armor of Ire (2016)
tracklista:
1.I Am the Hammer 05:15
2.The Armor of Ire 04:55
3.The Last King of Pictdom 04:13
4. Blood Ice 02:03
5.The Cold Sword 04:03
5.The Cold Sword 04:03
6.Invoker 04:31
7.Sing a Last Song of Valdese 06:04
8.Shade Gate 03:14
rok wydania: 2016
gatunek: epic heavy metal
kraj: USA
skład zespołu:
Jason Tarpey - śpiew
Carlos Llanas - gitara
Blake Ibanez - gitara
John Powers - gitara
Arthur Rizk - gitara basowa, perkusja, instrumenty klawiszowe, gitara (2, 3, 6)
Ta ekipa z Austin w Teksasie składa się z muzyków doświadczonych, choć poza Rizkiem znanym z SUMMERLANDS zaangażowanych w bardziej ekstremalne gatunki metalu, z Jasonem Tarpeyem na czele, na co dzień frontmanem istotnego dla sceny crossover POWER TRIP. Tu panowie postanowili zagrać razem klasyczny epicki heavy metal w amerykańskiej manierze, gdzie jest trochę MANILLA ROAD, trochę BROCAS HELM i trochę takiego najbardziej barbarzyńskiego US heavy metalu, jaki w ostatnich latach jest już niestety na wyginięciu. Płyta została wydana przez No Remorse Records w końcu września 2016 roku.
I Am the Hammer zdecydowanie przypomina te posępną surowość pewnych kompozycji lub całych albumów MANILLA ROAD i gitary snują tu mroczną opowieść o bardzo epickim wymiarze.
W ostatecznym rozrachunku ETERNAL CHAMPION epigonem twórczości MR nie jest i dwie kolejne kompozycje - The Armor of Ire i The Last King of Pictdom to zdecydowanie bardziej potoczyste i pompatyczne granie rycerskie, dosyć szybkie i jeśli nie cofamy się zbyt daleko w przeszłość, to znajdujące się wyraźnie w nurcie proponowanym przez TWISTED TOWER DIRE z Taylorem. Podobna motoryka, podobna konstrukcja utworów, oparta o dwie, a czasem więcej gitar i dążenie do ekspozycji bardzo dobrych zresztą refrenów. Nie bardzo jestem obeznany z twórczością POWER TRIP, jednak mogę też stwierdzić, że Tarpey śpiewa tu znacznie łagodniej, faktycznie z epickim zacięciem i w wielu momentach przypomina właśnie Taylora. Także w wyjątkowo udanym The Cold Sword z maidenowską ornamentacją przewodnią. Jak zwykle na takich albumach jest tu epicki song balladowy Invoker, nawet niezły, ale jakoś mało zapadający w pamięć z takimi sobie szybszymi partiami. Epickiego kolosa nie ma. Jego role pełni krótszy Sing a Last Song of Valdese, po części w konwencji epic heavy/doom, także w sposobie wokalnego przekazu Jasona Tarpey'a. Momentami jest to lekko riffowo pokomplikowane i przypomina pewne rozwiązania stosowane przez SHADOWKILLER, ale od pewnego czasu bardzo wiele zespołów w USA wzoruje się na gitarowej przeplatance z "Until the War Is Won", choć akurat tu bardziej słychać w końcówce ancient motywy ze Slaves of Egypt.
Ten album nie jest długi i może nawet nieco sztucznie wydłużony dwoma kompozycjami instrumentalnymi Blood Ice i Shade Gate (z narracją), które tu niewiele wnoszą i bardziej pasowałyby do dłuższej, konceptualnej płyty.
Starczyło inwencji na kilka udanych, choć bardzo wtórnych numerów z true metalowej klasyki, dobrze zaśpiewanych, ale w przypadku gitarzystów odegranych trochę zbyt ostrożnie i zbyt staromodnie, choć stworzenie muzyki zdecydowanie oldschoolowej z pewnością było tu głównym zamiarem. Także chyba w kwestiach brzmienia, które jest średnio interesujące, nieco za bardzo rozmyte w gitarach i sekcji rytmicznej. Z pewnością nie jest to efekt wynikający ze słabości studia i braku kompetencji osób odpowiedzialnych za mix i mastering, bo nieco inaczej zaaranżowany Invoker brzmi znakomicie.
Płyta zdobyła spore uznanie w USA, poza tym krajem już nie bardzo. Tęsknota za takim mocno rycerskim heavy metalem w USA jest bardzo duża, popyt na to nadal jest, tyle, że realnie patrząc ekipie ETERNAL CHAMPION sporo jednak brakuje do JUDICATOR, ANCIENT EMPIRE czy VISIGOTH. Trudno też sądzić, że panowie z Austin będą próbować nawiązać z nimi jakąś rywalizację. Ci muzycy mają swoje własne priorytety, a wspólne granie metalu lat 80tych przez muzyków związanych bardziej brutalnymi odmianami metalu jest po prostu od jakiegoś czasu modne w Ameryce.
Płyta zdobyła spore uznanie w USA, poza tym krajem już nie bardzo. Tęsknota za takim mocno rycerskim heavy metalem w USA jest bardzo duża, popyt na to nadal jest, tyle, że realnie patrząc ekipie ETERNAL CHAMPION sporo jednak brakuje do JUDICATOR, ANCIENT EMPIRE czy VISIGOTH. Trudno też sądzić, że panowie z Austin będą próbować nawiązać z nimi jakąś rywalizację. Ci muzycy mają swoje własne priorytety, a wspólne granie metalu lat 80tych przez muzyków związanych bardziej brutalnymi odmianami metalu jest po prostu od jakiegoś czasu modne w Ameryce.
ocena 7,9/10
new 15.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"