Astralion
#1
Astralion - Astralion ( 2014)

[Obrazek: R-6670781-1499109914-9722.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Mysterious & Victorious 05:22
2.The Oracle 05:34
3.At the Edge of the World 04:11
4.When Death Comes Knocking 04:32
5.We All Made Metal 05:41
6.Black Sails 05:36
7.To Isolde 05:26
8.Computerized Love 05:26
9.Mary (Bloody) 06:06
10.Five Fallen Angels 05:14
11.Last Man on Deck 13:16

rok wydania: 2014
gatunek: melodic power metal
kraj: Finlandia

skład zespołu:
Ian E. Highhill - śpiew
Hank J. Newman - gitara
Krister Lundell - gitara basowa
Aki Kuokkanen - perkusja
Tuomas "Thomas Henry" - instrumenty klawiszowe

Po rozwiązaniu OLYMPOS MONS jego byli członkowie Ian E. Highhill i Krister Lundell postanowili połączyć siły z gitarzystą i grającego melodyjny power/thrash THE ADDICATION Hankiem J. Newmanem, a po kliku nieudanych próbach z różnymi perkusistami ostatecznie zespół wsparł drugi z członków tej ekipy Aki Kuokkanen, który tu wystąpił pod artystycznym pseudonimem Arnold Hackman. ASTRALION uformował się w latach 2011-2012 i w  2014 przedstawił swój pierwszy album nakładem renomowanej wytwórni niemieckiej Limb Music.

Ta płyta zaczyna się niestety bardzo niefortunnie, bo od kompozycji Mysterious & Victorious, melodic power metalowego numeru z masywnymi klawiszami, która brzmi jak odkurzony numer z debiutu EDGUY i skrzyżowany ze "wspaniałą" stylistyką narracyjną FREEDOM CALL. Tworzenie zespołów dla prezentowania podobnych rzeczy to jest po prostu strata czasu.
Gdy jednak zaczyna rozbrzmiewać znacznie bardziej poukładany, rytmiczny The Oracle z gustownym klawiszowym wstępem i bojowymi litaurami, a potem niebawem wchodzi refren, to po prostu szczęka opada ze zdumienia. Coś wspaniałego i nic takiego na dwóch płytach OLYMPOS MOONS nigdy się nie pojawiło. Fenomenalny refren, zaśpiewany brawurowo przez Highhilla. Tu też dopiero można usłyszeć, że Newman to naprawdę ma talent do melodyjnych gitarowych ornamentacji. Jasne, że to nadal jest coś w stylu EDGUY, ale tego najbardziej szlachetnego i wartościowego EDGUY.
At the Edge of the World jest trochę w stylu disco polo w klawiszach, to jest także taki znacznie nowszy kontrowersyjny rock/metalowy i radiowy EDGUY w gładszej fińskiej formie i może jest tu też z tego łagodnego grania SONATA ARCITCA ze starszych albumów... Niezłe, ale bardzo wtórne, niestety. Jeszcze bardziej pod Sonatę jest to wszystko zrobione w When Death Comes Knocking, ale to taka szybka i pełna rozmachu SONATA ARCTICA  z pierwszej płyty, podlana sosem tych nieco bardziej napuszonych refrenów z linii OLYMPOS MOON, ale i ponownie, cóż poradzić, FREEDOM CALL. Podobnie solo... och nie. Potem deklarują - We All Made Metal, faktycznie jest metal, ale taki inspirowany chyba najbardziej trochę bardziej nadętym STRATOVARIUS. Doprawdy nic specjalnego ani w refrenie, ani w zwrotkach.
Im dalej tym ta Finlandia bardziej spycha Niemcy na przedpola i Black Sails jest kolorowy i pełen marynarskiej dumy, ale okręt wypływa bez wątpienia z Helsinek. Sporo z OLYMPOS MONS i to z pierwszej płyty, bo gitara jest dosyć masywna i pojawiają się te same zagrywki gitarowe, jakie można było tam usłyszeć. Trochę takiej neoklasyki w stylu grup na S w solo, ale Hank J. Newman doprawdy imponuje. Jest w tym wszystkim dużo takiej barwnej naiwności późnego DREAMTALE, także w pełnym emocji łagodnym songu To Isolde oraz w speed power melodic Computerized Love i może dobrze, że to idzie  w tym kierunku, a nie hermetycznej progresywnej melodyjności. Naiwne, mimo wszystko i z kolei powstaje pytanie czy jest potrzebny drugi DREAMTALE. Ale w Computerized Love są komputerowe Hammondy, więc warto!
W Mary (Bloody) taki bardziej dynamiczny power znów chyba bardziej niemiecki, ale gdy Ian E. Highhill zaczyna śpiewać dziewczęcym głosem, to natychmiast chce się, by ten refren "pierwszej naiwnej" natychmiast przeszedł do historii.
W Five Fallen Angels znowu trochę za wysoko śpiewa do melodii radosnego DREAMTALE, momentami spoglądając na FREEDOM CALL. No klasyka, po prostu!
Finowie nie byliby Finami, gdyby na końcu nie umieścili epickiego melodic metalowego kolosa. Tu jest morski Last Man on Deck i jest to kolos sympatyczny. Mocne klawisze to prowadzą, jest szum morza, jest smutne pianino i smutny wokal Highilla, teatralny, piękny technicznie. Patetycznie, pompatycznie i doprawdy stylowo to jest zrobione. No i trzyma poziom w dalszej mocniejszej części. Rozmach jest i epicko w każdej sekundzie. Może nie tak epicko, jak gdyby to było o hoplitach, ale zawsze coś. Lepsze niż te długaśne tasiemce znanych grup fińskich na S, z których to kompozycji, poza ziewaniem, niewiele wynika.

Każdy tu dołożył coś dobrego od siebie, a poza gitarzystą najwięcej Aki Kuokkanen, bo on jest perkusistą, który potrafi i chce grać, co udowodnił potem jeszcze kilkakrotnie. Ian E. Highhill jest nadspodziewanie kreatywny, zmienny jak kameleon, ale parę razy z tymi środkami artystycznego wyrazu to nieco przesadził.
Brzmienie świetne, a pewne skojarzenia niemieckie wynikają także z tego, że mastering to dzieło Mistrza Markusa Teske. Gitara niemiecka w soundzie jak najbardziej.
ASTRALION zagrał to co chciał, a że przy tym zagrał przede wszystkim jak DREAMTALE z tego okresu, to już chyba czysty przypadek. Dla fanów DREAMTALE i fińskiego power metalu z klawiszami pozycja obowiązkowa, a posłuchać kapitalnego The Oracle polecam wszystkim.

ocena: 7,5/10

new 2.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Astralion - Outlaw (2016)

[Obrazek: R-9810913-1499082413-7652.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Deathphone (Final Destination) 06:09
2.Black Adder 04:37
3.Sacrificed & Immortalized 07:20
4.Be Careful What You Wish For 05:49
5.Nightmares Never Give Up 04:56
6.Wastelands of Ice 04:30
7.The Outlaw 04:43
8.Ghosts of Sahara 05:00
9.Heading West 05:36
10.The Great Palace of the Sea 10:01

rok wydania: 2016
gatunek: melodic power metal
kraj: Finlandia

skład zespołu:
Ian E. Highhill - śpiew
Hank J. Newman - gitara
Krister Lundell - gitara basowa
Aki Kuokkanen - perkusja
Tuomas "Thomas Henry" - instrumenty klawiszowe

Druga płyta ASTRALION została wydana w maju 2016 przez Limb Music. Ten sam skład i niemal dokładnie ten sam muzyczny kierunek co na debiucie, abstrahując już od powszechnie przytaczanych odniesień tematycznych do filmu "Cowboys vs. Aliens".

Muzyka ASTRALION jest nadal zbudowana na bazie barwnej narracji OLYMPOS MONS, jest żywa w lekko komiksowym przekazie, jest także balansująca stylu stylistyki fińskiej i niemieckiej. Opener Deathphone (Final Destination) z dosyć twardymi niemieckimi power metalowymi gitarami i specyficzną rytmiką można bowiem w prostej linii do mało oryginalnego, ale jasno wyrażonego inspirowania się wczesnym IRON SAVIOR i na pewno ASTRALION jest zespołem grającym wśród Finów najbardziej "niemiecko". Jest także zespołem sprytnie omijającym proste nawiązania do SONATA ARCTICA czy STRATOVARIUS z połowy lat 90-tych i ciepło produkowane przez klawisze jest tu obecne, ale nieźle ukryte w brawurowo odegranych, szybkich Black Adder i Sacrificed & Immortalized. Szczególnie w tej drugiej kompozycji akcenty pochodzące z neoklasyki, to znacznie bardziej dynamiczna forma OLYMPOS MONS niż wystudiowanego stylu fińskich mistrzów gatunku.
Jest to bardzo zgrabne i odegrane pewnie, ale jednak nie jest na tyle chwytliwe, by zapewnić miejsce w czołówce fińskiego melodyjnego grania, ani na tyle technicznie zaawansowane, by szczególnie przykuć uwagę w tym aspekcie.
W Be Careful What You Wish For znacznie więcej tej ciepłej przebojowości Suomi ubranej w głębokie gitary i klawisze, coś z THAUROROD, ale to jest po prostu dobre, bo i ta melodia już została ograna. Brak umiejętności tworzenia killerów w refrenach czyni jednak z tego zespołu ekipę słabszą chociażby od ARION. Nadal także idą w Nightmares Never Give Up prościutką drogą speedowego, lekko teatralnego grania DREAMTALE z rozległymi chóralnymi refrenami  i generalnie po raz kolejny ten LP to propozycja przede wszystkim dla tych, którzy cenią takie granie DREAMTALE, a zarazem tęsknią za bardziej dynamiczną wersją starego OLYMPOS MONS.
Na pewno jednak dobrze słucha się zgrabnych potoczystych solówek Newmana i kontrujących je klawiszy Tumasa, a i sam Ian E. Highhill śpiewa na tym albumie bardzo dobrze, co słychać w wolniejszym nieco pompatycznym songu Wastelands of Ice. Na pewno ASTRALION daje tu także ten bezpretensjonalny radosny i przesycony przygodą melodic power metal, jakiego od dawna nie daje SONATA ARCTICA w The Outlaw czy też swoje pojmowanie lekkiego heroicznego grania w dynamicznym, ale nie przeładowanym gitarami Ghosts of Sahara, który przypomina czasy "Conqustadores" OLYMPOS MONS. Ten styl żartobliwie podniosłej narracji kontynuują w pełnym przestrzeni Heading West, tyle że to wszystko jest bardzo wtórne w melodiach i może nawet pewne rzeczy zostały wprost przeniesione z płyt OLYMPOS MONS.
Na pewno jednak zdecydowania i sporej biegłości w wykonaniu tu nie brakuje. Ciekawe, czy ktoś wychwycił ten cytat z muzyki klasycznej w solo gitarowym w Heading West, bardzo, bardzo znany...
Brak jednak prawdziwego killera, takiego jakim był na płycie poprzedniej The Oracle. Nie jest nim także umieszczony na końcu kolos The Great Palace of the Sea, dziesięć minut bardzo starannie przygotowanego "przygodowego" morskiego power metalu z nutą marynarskiego folkloru w irlandzkim stylu. Tematycznie to powtórka z debiutu, choć może nieco weselsza, lżejsza, aczkolwiek część instrumentalna zmienia ten nastrój definitywnie na niemal elegijny. Łagodna, pięknie wokalnie rozpisana część ostatnia wzrusza, porusza gitarą akustyczną, a całość to doprawdy dziesięć minut grania na najwyższym poziomie. Tyle, że na takie granie na całej płycie nie starczyło pomysłu, a może i koncepcja tego nie przewidywała.

Ta kompozycja pokazuje także staranność realizacji całości przez Jarno Hänninenena, dopieszczenie wszystkich instrumentów i zapewnienia selektywności całości soundu. Tak, brzmienie to bardzo mocny atut tego albumu i dobitnie to słychać zwłaszcza tam, gdzie na moment cichną power metalowe gitary.
To tego, by to ogólnie uznać za bardzo dobre, trochę brakuje. Przede wszystkim dewastatorskich refrenów, które tłuka się po głowie miesiącami. Na plus na pewno energia i bezpretensjonalność śmiałego podejścia do wykonania. Należy oczekiwać, że lekko zreformowany w 2017 ASTRALION nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

ocena: 7,9/10

new 29.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości