Wolf (JPN)
#1
Wolf - Some Aspects of the Moment (1990)

[Obrazek: R-3579969-1363616711-7356.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Beyond the Horizon 05:09     
2. Run to the Light 04:34     
3. Fighting Distraction 04:15     
4. I Spend a Lonely Night 05:32     
5. Ray-Na 05:12     
6. Nobody's Going Down 04:37     
7. Impression 03:26     
8. Star Light 05:23     
9. All Is Over 04:47     
10. Never Surrender 03:40

Rok: 1990
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Tatsunori Matsumoto - śpiew
Masahiko Kuroki - gitara
Ken Nishikawa - bas
Nobuo Horie - perkusja


Wolf powstało w 1985 roku w Osace, w składzie Matsumoto, Kuroki, Katsumi Seki (bas) i Takashi Yamanami (perkusja). Pogrywali sobie na różnych kompilacjach, nagrali demo, potem EP wydane nakładem małej wytwórni Captagon Plugging, która padła dość szybko i skład się wykruszył. Zespół jednak się nie poddawał, trochę koncertował, wydał demo, znalazł nową sekcję rytmiczną i w 1990 roku udało im się wydać swój debiut przez kolejną małą wytwórnię, Colosseum.

Anthem w tym czasie było bardzo popularne, to i tutaj próbują coś pod nich grać, jest też coś z Brytyjskiej Nowej Fali, może coś z Iron Maiden przez pulsujący bas, ale jest też w tym trochę ameryki.
Taką mieszanką jest całkiem udany Beyond the Horizon z bardzo dobrą sekcją rytmiczną i japońską lekkością. Run to the Light atakuje świetnymi, słonecznymi solami, ale Fighting Distraction już zbyt amerykański w refrenach i strona techniczna ratuje tę kompozycję.
Anthem bardzo dużo słychać w solidnym Never Surrender z udanym i wyluzowanym solem. W innych kompozycjach bywa różnie, i Ray-na jest przesłodzone, za to Nobody's Going Down to zmetalizowany rock, ale buja dobrze.
Lepiej chyba jednak czują się w kawałkach szybszych, jak Impression czy Starlight, które są typowymi "bujaczami".
Pod względem wykonawczym i technicznym nie można nic zarzucić. Kuroki to solidny gitarzysta i sola gra tu bardzo dobre i trochę szkoda, że po nagraniu tego albumu przepadł i zagrał tylko razem z Yukihisa Kanatani jako gość.
Sekcja rytmiczna również świetna i nie robią tylko za proste tło pod gitarzystę i wokalistę. Czasami grają ciekawiej, niż główna melodia i warto posłuchać.
Tatsunori Matsumoto to dobry wokalista, nie szaleje na tym albumie i rzadko wchodzi w górne rejestry, ale ma bardzo przyjemny głos i bez większych problemów przebija się przez sekcję rytmiczną. Śpiewa z wyczuciem i nie jest to krzykacz czy wymęczony piwosz, jak to w wielu zespołach heavy metalowych w tym czasie w Japonii bywało. Nie ma nawet cienia fałszu.
Kompozycyjnie jest dobrze i poprawnie, ale nic naprawdę niszczącego i znacznie ciekawsza jest gra zebranych muzyków.

Brzmienie jest bardzo dobre, selektywne i świetnie słychać każdy instrument. Dobrym posunięciem było lekkie wysunięcie basu przed perkusję, może nawet momentami trochę bardziej przed gitarę, dzięki czemu świetnie go słychać. I czasami gra ciekawsze melodie.
Po nagraniu tego albumu, Colosseum wydało kompilację, zawierającą dwa dema i EP, po czym wytwórnia padła, a zespół się rozpadł.
Szkoda, że już nie istnieją, bo mieli szansę grać lepiej i wystarczyłyby tylko lepsze i bardziej dopracowane kompozycje, bo warsztat był jak najbardziej w porządku i może za drugim razem by się udało.
No cóż, poza pojedynczymi epizodami, przez długie lata ten skład przepadł, ale po ponad 22 latach milczenia z mroków zapomnienia wyszedł Tatsunori Matsumoto i obecnie śpiewa w zespole Black Master Mountain.
Debiut nie tak ciekawy, jak albumy Anthem w tym czasie, ale lepszy niż cały legion zespołów grających w tym czasie.


Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości