19.05.2021, 18:55:41
Edu Falaschi - Vera Cruz (2021)
tracklista:
1.Burden 02:01
2.The Ancestry 05:50
3.Sea of Uncertainties 04:54
4.Skies in Your Eyes 04:25
5.Frol de la Mar 00:58
6.Crosses 04:40
7. Land Ahoy 09:40
8.Fire with Fire 06:39
9.Mirror of Delusion 05:28
10.Bonfire of the Vanities 03:29
11.Face of the Storm 07:30
10.Bonfire of the Vanities 03:29
11.Face of the Storm 07:30
12.Rainha do Luar 04:06
rok wydania: 2021
gatunek: melodic power metal
kraj: Brazylia
skłąd zespołu:
Edu Falaschi - śpiew
Diogo Mafra - gitara
Roberto Barros - gitara
Raphael Dafras - gitara basowa
Aquiles Priester - perkusja
Fábio Laguna - instrumenty klawiszowe
Po raz pierwszy gwiazda ANGRA i ALMAH Eduardo Teixeira da Fonseca Vasconcellos, czyli Edu Falaschi firmuje własnym nazwiskiem album z zupełnie nowymi kompozycjami. Otoczony sławami pierwszej wielkości sceny nie tylko brazylijskiej Edu prezentuje LP "Vera Cruz" wydany w Japonii przez Nexus w maju.
Zbyt daleko od stylu grup, w których występował Falaschi nie odchodzi. Jest tu to wszystko, co dominowało i w ANGRA, ale i w ALMAH. Może tylko klasyczna brazylijskość progresywna zeszła na plan dalszy, a rockowe radiowe inklinacje późnego ALMAH pojawiają się tylko od czasu do czasu. W sumie dużo pędu, także speed power metalowego. dużo chwytliwego, uniwersalnego w przekazie europower metalu i chyba właśnie te kompozycje robią tu najlepsze wrażenie. Tym bardziej, że wykonanie jest oczywiście wirtuozerskie i zagrywki gitarzystów są najwyższej klasy. Chyba nawet Diogo Mafra ma tu większe pole do popisu niż na semi rockowym LP ALMAH "E.V.O.", gra też śmielej i z większym rozmachem. Z kolei Roberto Barros to bez wątpienia niezwykle wartościowe odkrycie dokonane przez Edu dla sceny metalowej, bo ten gitarzysta raczej z muzyką typowo metalową nie miał do tej pory większej styczności. Rzecz nie byłaby tak dynamiczna i powerowa, gdyby nie było tu Aquilesa Priestera i ostatnio tak dewastował w atomowym stylu w roku 2016 na albumie "Alchemist" chińskiego BARQUE OF DANTE. Wyborna technika, wyborne wyczucie konwencji, iście niespożyte siły. Sam lider jak zwykle w wysokiej formie, śpiewa wszystko bez najmniejszego wysiłku, potrafi być mistrzem wysokich pułapów i romantycznym rockowym bardem w jednym. Zasadniczo on zawsze był znakomity i tylko często same nie zawsze wysokich lotów kompozycje trochę tłumiły wyjątkowość jego śpiewu.
Tutaj jest i nieco z fantazją rozegranej neoklasyki w The Ancestry gdzie szybkość jest na miejscu pierwszym, jest także wyborny power metalowy, zagrany z ogromną gracją i swadą Crosses w najlepszej tradycji HELLOWEEN w refrenie i pełnymi energii godnymi uwagi zwrotkami. Killer! Świetnie prezentuje się wykwintny i nasycony muzyczną treścią Fire with Fire, a Mirror of Delusion to już w ogóle po prostu ekstraklasa, bo jak inaczej nazwać wspaniałe połączenie neoklasyki i z fenomenalnym power rockowym refrenem i karkołomnymi popisami gitarzystów w progresywnym stylu. Zniszczenie, ultra eleganckie zniszczenie! Czegoś takiego to Edu już dawno nie prezentował. Klasa.
Jest także nieco większa dawka progresywności w stylu ANGRA w nieco wolniej miejscami zagranych, pełnym przestrzeni i rozmachu, ale i rycerskiego heroizmu Sea of Uncertainties. Epickość i progresywność na granicy prog rocka słychać w delikatnym, nasyconym ANGRA rozbudowanym mocno Land Ahoy o wysmakowanej aranżacji i instrumentarium i na pewno to jest utwór wartościowy, ale jednak z innej bajki muzycznej niż reszta albumu. Bardziej metalowo, czy dokładniej mówiąc melodic power metalowo rozkręca się w części drugiej o symfonicznym rozmachu. Bogato, bogato... W balladowej konwencji Edu proponował wcześniej różne rzeczy, tym razem Skies in Your Eyes jest taki nieco skierowany do fanów AVANTASIA i romantycznie przesłodzony, no ale Bonfire of the Vanities jest fenomenalny w refrenie, tak epickim i tak romantycznym zarazem. Przepiękne po prostu! Tworzą klimat, wyborny podniosły klimat w rejonach symfonicznych we wstępie do Face of the Storm, by potem przejść do pełnego pędu progressive melodic power w stylu typowym głównie dla Francji, z momentami brutalnych wokali (Max Cavalera z SEPULTURA) i ostrych power/thrashowych zagrywek i jest to coś innego, coś zdecydowanie rycerskiego, zdecydowanie epickiego i zbliżającego się w tej opcji chociażby do MAGIC KINGDOM. Plan drugi jest tu po prostu genialnie zrobiony.
Fragmenty "Jeziora Łabędziego" Czajkowskiego w przepięknym, pełnym zachwycających różnorodnych motywów niewinnie i delikatnie rozpoczynającym się Rainha do Luar... Co za wspaniały pomysł na część drugą z duetem ze znaną brazylijską wokalistką, kompozytorką i aktorką Elba Ramalho.
Wykonanie jest na najwyższym światowym poziomie, po prostu porywające i zdecydowanie bardziej finezyjne, niż chociażby w przypadku ALMAH. O realizacji nie wypada mówić inaczej niż "na najwyższym poziomie światowym". No w końcu mix i mastering to Mistrz Dennis Ward. Ustawienie planów dalszych jest po prostu arcymistrzowskie.
Wykonanie jest na najwyższym światowym poziomie, po prostu porywające i zdecydowanie bardziej finezyjne, niż chociażby w przypadku ALMAH. O realizacji nie wypada mówić inaczej niż "na najwyższym poziomie światowym". No w końcu mix i mastering to Mistrz Dennis Ward. Ustawienie planów dalszych jest po prostu arcymistrzowskie.
Co tu wiele deliberować, czegoś takiego z udziałem Edu Falaschi jeszcze nie było. Te powalające refreny, te aranżacje, ta maestria gitarowa.
Coś pięknego!
ocena: 9,5/10
new 19.05.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"