Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:976
Shadowkeep - Corruption Within (2000)
Tracklista:
1. Dark Tower 04:41
2. The Trial of Your Betrayal 05:00
3. Mark of the Usurper 06:21
4. Altar of Madness 04:43
5. Corruption Within 04:36
6. Cast Out 04:51
7. Meta-Morale 05:03
8. The Silver Sword 06:44
9. Death: A New Horizon 03:53
10. Murder 07:03
11. Inner Sanctum / Queen of the Reich (Queensrÿche cover) 10:36
Rok wydania: 2000
Gatunek: Power Metal
Kraj: UK
Skład:
Rogue M. - śpiew
Chris Allen - gitara
Nicki Robson - gitara
Jim Daley - bas
Dave Edwards - perkusja
Zespół założony został przez gitarzystów Chrisa Allena i Nicki Robsona w 1999 roku, a spotkali się przy okazji projektu SIRE, o którym dziś niewiele wiadomo. Skład został zebrany bardzo szybko i jeszcze w tym samym roku grupa wydała nakładem własnym mini-album Shadowkeep. W ogarniętym kryzysem metalowym UK zawrzało i po jego wydaniu grupa została ogłoszona brytyjską odpowiedzią na QUEENSRYCHE, zdobywając spore zainteresowanie.
Szybko też pojawiła się propozycja wydania debiutu przez dobrze znaną wytwórnię Limb Music. Warunek był jeden - album ma się pojawić w ciągu roku. Tak też się stało i debiut pojawił się na półkach 18 września 2000 roku.
Część kompozycji z tego albumu można było usłyszeć w 1999 roku i do części nie ma zbyt wielu zastrzeżeń. Inspiracje topowymi zespołami US Power są słyszalne już w Dark Tower, najwięcej oczywiście QUEENSRYCHE za lat 80. oraz CRIMSON GLORY, ale do nich sięga sporo zespołów. Dobry jest tradycyjny, walcowaty Altar of Madness i duet Allen/Robson serwuje tutaj ciekawe sola. Ostatecznie, ten album ma te same błędy, co mini-album z 1999 roku, czyli te same błędy i Cast Out to bardzo powszedni US Power, podobnie niepotrzebnie przekombinowany The Silver Sword, który dopiero w drugiej połowie okazuje się bardzo dobry i bardziej progresywne ciągoty do CRIMSON GLORY nie do końca im tutaj wychodzą. Jak to powinno wyglądać pokazują w Mark of the Usurper, który napędza bardzo sprawna praca sekcji rytmicznej. Problem w tym, że kompozycje, mimo prób urozmaicenia, potrafią być dość monotonne jeśli chodzi o konstrukcję i aranżację, ale i same melodie, które pod koniec potrafią się zlać w całość. To uczucie potęguje bardzo przeciętny Corruption Within, który przypomina mniej udane kompozycje SHOK PARIS i wielu innych grup z kręgów US Power lat 80., to samo można powiedzieć o może i nieznacznie lepszym, ale jednocześnie bez wyrazu Death: New Horizon.
Inner Sanctum to niezły metal w wolniejszych tempach o refleksyjno-epickim klimacie i kiedy nie próbują się silić na listy przebojów albo niepotrzebne kombinacje, to potrafią zagrać coś ciekawego. Cover klasyka ukryty na końcu dobry, ale jednak Tate jest tylko jeden.
Produkcja dobra i ostra, selektywność i perkusja klasycznie amerykańska, wypolerowana gitara w brytyjskim stylu.
Od strony technicznej niewiele jest tutaj do zarzucenia, chociaż Rogue M. wydaje się być dość jednowymiarowy, z kolei u gitarzystów słychać, że ten materiał został skomponowany zbyt szybko. O ile brzmienie stara się to przykryć i ujednolica album, to słychać, które kompozycje są nowsze i tam popisy gitarowe są oszczędniejsze i mniej imponujące.
Album jakiś sukces odniósł, chociaż nie był to taki blask chwały, jak w 1999 roku. Wyszedł poprawny album z heavy/power metalem o ciągotach progresywnych. Bez killerów, ale i bez większych wpadek.
Zwyczajnie dobry LP.
Ocena: 7/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:976
Shadowkeep - A Chaos Theory (2002)
Tracklista:
1. A Distant Paradox 06:26
2. Seventeen 04:58
3. Beware the Signs 05:53
4. Thorns and a Rose 03:57
5. Believe 05:34
6. Atalanta Fugiens 01:40
7. A War of Principles 03:59
8. Fear and Loathing 04:29
9. The Kether's Syndrome 01:22
10. A Crack in the Mirror 00:52
11. Chaosgenesis 04:44
12. Lucifer's Pastime 05:22
Rok wydania: 2002
Gatunek: Power Metal
Kraj: UK
Skład:
Rogue M. - śpiew
Chris Allen - gitara
Nicki Robson - gitara
Jim Daley - bas
Dave Edwards - perkusja
Na kolejny album SHADOWKEEP nie trzeba było czekać długo. Doszło do zmian w sekcji rytmicznej i na basie zagrał obecnie dobrze znany z nieistniejącego POWER QUEST Steve Scott, a za perkusją stanął Scott Higham, który miał epizod w brytyjskim SAMSON, w którym nic nie zagrał oraz ANGEL WITCH.
Album wydała wytwórnia Limb Music 26 listopada 2002 roku.
Jest ostrzej, mocniej i zdecydowanie w stylu USPM, ukłonów w stronę progressive metalu jest mniej niż na debiucie, jest też zdecydowanie krótszy. CRIMSON GLORY jest tutaj obecne tylko w ramach tworzenia ciężkiego klimatu, jednak bez wieloplanowych aranżacji, które przykuwałyby uwagę. Seventeen to najlepsza kompozycja tego LP, paradoksalnie brytyjska w wykonaniu i schematyczności, dobrze śpiewa tutaj Rogue Merchel, odważniej niż w 2000 roku, znakomita jest również praca sekcji rytmicznej, która jednak przez większość czasu jest raczej jednostajna, próbując tworzyć wrażenie monolitu. Rzadko przyspieszają i starają się trzymać temp wolniejszych i średnich, pewną odmianą jest Believe, inspirowany twórczością HELSTAR i takiego power metalu słucha się chętnie, podobnie bardziej klasycznego i osadzonego w latach 80. Fear and Loathing. Beware the Signs ratuje tylko Rogue, który nie boi się krzyknąć w tym ogólne mało ekspresywnym kopiowaniu CRIMSON GLORY.
Jakieś próby tworzenia progressive metalowej otoczki QUEENSRYCHE tutaj są, ale The Kether’s Syndrome i A Crack In the Mirror to nic niewnoszące przerywniki, które niczym się nie wyróżniają, tak jak następujący po nim Chaosgenesis, heavy metal amerykańskiego kryzysu lat 90. Tak to się zaczyna, jak się kończy, Lucifer’s Pasttime jest bardzo podobny do A Distant Paradox, które są niby różne, ale zlewa się to w bezstylową, nudną i ospałą całość, równie bezbarwną jak Atalanta Fugiens. Sztuczny i niezbyt oryginalny przerywnik wielu amerykańskich płyt.
Karl Groom stworzył tutaj sound zdecydowanie bardziej atrakcyjny od debiutu, bardziej wycyzelowany i z lepszym zaznaczeniem sekcji rytmicznej.
Kompozycyjnie ponownie SHADOWKEEP niczym nie zaskakuje, poza garstką ponadprzeciętnych utworów i formą Rogue Marechela, który jest bardziej plastyczny i śpiewa zdecydowanie lepiej, czego nie można powiedzieć o grze gitarzystów, która tym razem wydaje się być bezpieczniejsza i typowo brytyjska. Grają dobrze, ale do zachwytów daleko.
Jest spójniej, ale to kolejny dobry LP ze sceny i gatunku objętych kryzysem, którego nie uniknęło również SHADOWKEEP.
Ocena: 7.1/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:976
Shadowkeep - The Hourglass Effect (2008)
Tracklista:
1. Shadowkeep 05:55
2. Incisor 04:44
3. Ten Shades of Black 04:18
4. Riot on Earth 05:29
5. Six Billion Points of Light 04:25
6. Waiting for the Call 05:22
7. As the Hourglass Falls 04:45
8. Leviathan Rising 06:00
9. Heart Shaped Stone 02:54
10. With Force We Come 04:52
11. How Many Times Have We Tried to Save the World 03:07
Rok wydania: 2008
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: UK
Skład zespołu:
Richie Wicks - śpiew
Chris Allen - gitara
Nicki Robson - gitara
Stony Grantham - bas
Dave Edwards - perkusja (muzyk sesyjny)
Kryzys brytyjskiej sceny metalowej nie ominął SHADOWKEEP i niedługo po wydaniu A Chaos Theory odszedł Rogue M. razem z sekcją rytmiczną. To był ciężki czas dla zespołu, przewinęło się przez niego wielu muzyków z USA i Wysp, ostatecznie wokalistą został Richie Wicks, który przez chwilę zastępował Rogue M. w 2002 roku, ale odszedł jeszcze w tym samym roku z powodu zobowiązań względem TYGERS OF PAN TANG.
Materiał powstawał długo, po starej znajomości na perkusji zagrał Dave Edwards jako muzyk sesyjny, a trzeci album wydała nieznana i młoda niderlandzka wytwórnia Melissa Records 21 listopada 2008 roku.
Sekcja rytmiczna gra tutaj bez zarzutu, grając tutaj w stylu JUDAS PRIEST z lat 80. ze skromnymi nawiązaniami do sceny USA, najbardziej to słychać w najlepszym choć topornym Ten Shades of Black, ale Incisor to już próba mieszania brytyjskiego pojmowania heavy metalu z Zagłębiem Ruhry. No nie wyszło to najlepiej, za mało power, aby porywać, i zbyt toporne, aby melodia wyróżniała się na tle tego wszystkiego.
Od strony gitarowej Allen i Robson grają z większą werwą i swoją grą chyba starają się tutaj nadrabiać brak interesujących melodii, pasażami bardziej progressive metalowymi próbują odciągnąć uwagę od tego, jak proste jest to granie. Tego przykładem jest Shadow Keep i szczególnie Riot on Earth, w którym Richie Wicks bardzo się męczy i nie pasuje kompletnie do takiej muzyki. DISTANT THUNDER jest słyszalne, ale jednak bez kunsztu gitarowego.
Co do samego Wicksa, to słychać, że to wokalista sprawny, ale ma głos zdecydowanie rockowy, jak TYGERS OF PAN TANG tamtego okresu, heavy power z inspiracjami LIEGE LORD czy CRIMSON GLORY są poza jego zasięgiem, ale w With Force We Come sprawdza się dobrze, nawet jeśli jest to manieryczne.
Rockową duszę chyba też wypatrzyli Allen i Robson, skoro jest tutaj nie jedna, nawet nie dwie, a trzy ballady. Six Billion Points of Light oraz Heart Shaped Stone są do siebie bardzo podobne w wykonaniu i grze gitary akustycznej i nawet nie ma sensu porównywać tego do hiciorów CHARIOT. Na plus wybija się How Many Times Have We Tried to Save the World. Może to nie jest poziom mocy HOUSE OF LORDS czy PHENOMENA, ale to tutaj Richie Wicks błyszczy. W ramach ciekawostki, to na pianinie zagrał tutaj Richard West z THRESHOLD.
Brzmienie jest typowo brytyjskie i Karl Groom z niczym tutaj nie eksperymentował. Brzmi to dobrze, selektywnie i niewiele jest do zarzucenia.
Ten LP to pocztówka kryzysu sceny brytyjskiej, którego eklektyzm jest najmniejszym problemem. Wybór wokalisty ogólnie chybiony, trzy różne wizje metalu i żadna nie została zrealizowana na poziomie chociażby przeciętnym, ale przede wszystkim wtórność i brak melodii, przypominający schyłek NWOBHM, co próbowali maskować progressive metalowymi aranżacjami na próżno.
Bardzo słaba promocja albumu i zamknięcie wytwórni jakiś czas po wydaniu tego LP sprawiły, że pierwsze wydanie ma jakąś wartość kolekcjonerską.
Muzyka to jednak nie są karty z przemiłymi stworkami do grania, zbierania i wymieniania, gdzie bycie limitowanym jest atutem. Tutaj najważniejsza jest treść, a ta jest tutaj niestety przeciętna z niewielką wartością artystyczną.
Ocena: 5/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:976
Shadowkeep - ShadowKeep (2018)
Tracklista:
1. Atlantis 01:51
2. Guardian of the Sea 05:20
3. Flight Across the Sand 07:56
4. Horse of War 05:08
5. Little Lion 02:35
6. Angels and Omens 05:23
7. Isolation 04:22
8. Never Forgotten 03:07
9. The Sword of Damocles 03:43
10. Immortal Drifter 06:09
11. Minotaur 09:27
Rok wydania: 2018
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: UK/USA
Skład zespołu:
James Rivera - śpiew
Chris Allen - gitara
Nicki Robson - gitara
Stony Grantham - bas
Omar Hayes - perkusja
Po wydaniu The Hourglass Effect, dalsza kariera zespołu stała pod znakiem zapytania. Allen i Robson się nie poddawali i mimo odejścia Ricka Wicksa, starali się nadal działać i koncertować, zatrudniając wokalistę STORMBORN Matta Oakmana, który w żadnym z zespołów nic nie nagrał. W 2012 roku ogłoszony został wielki powrót Rogue M. i zapowiedzią kolejnego albumu na 2015 rok, jednak i te plany się zmieniły, bo po czasie odszedł on z zespołu.
Po tym nastała cisza, którą przełamała szokująca wiadomość w 2017 roku - James Rivera zostaje nowym wokalistą zespołu i zapowiedzią albumu na 30 marca 2018 roku z kontraktem ze specjalizującą się w amerykańskim i epickim graniu wytwórnią Pure Steel Records.
Oczywiście tak wielka gwiazda jak James Rivera wymaga odpowiedniego dopasowania repertuaru i tutaj mamy zderzenie z amerykańską, typowo komiksową szkołą gry USPM, szczególnie na myśl przychodzi tutaj chwilami amerykański VATICAN. Nie brak też progressive metalowych nawiązań do DISTANT THUNDER oraz DESTINY'S END. To akurat nie dziwi, mając na uwadze skład. Zdecydowanie na plus są sola gitarowe, najlepsze w karierze obu panów, bardzo eleganckie popisy w Angels and Omens czy bardziej techniczne w Isolation są udane i są idealnie pasują do materiału tutaj zagranego.
Chwilami gdzieś pobrzmiewa SKULLVIEW w Guardian of the Sea oraz Horse of War, ale jaki jest koń każdy widzi. Melodie są proste, niektóre udane, inne mało rozpoznawalne, chociaż rozpoczynający album Guardian of the Sea trudno uznać za nieudany. Najdłuższy na albumie Minotaur jest zaskakująco udany i w ciągu tych niemal 10 minut nie nudzi, bas wspaniale tutaj punktuje, ale ogromnym minusem jest tutaj partia balladowa. Rivera wypada fatalnie, sztucznie i siłowo, a przy całym komiksowym przerysowaniu wypada to bardzo słabo. Never Forgotten to miała być chyba rockowa odpowiedź na WOLFSBANE i ładnie grają na akustykach gitarzyści, ale to nie jest repertuar stworzony do głosu tak drapieżnego i agresywnego, szczególnie, że nie brzmi on zbyt przekonująco uderzając w normalne tony.
Ogólnie forma frontmana jest nieco kontrowersyjna i nawet na "Vampiro" HELSTAR, do którego stosunek mam ambiwalentny śpiewał lepiej i z większym przekonaniem. Tutaj to brzmi, jakby chwilami się siłował z kompozycjami i próbował przekrzyczeć masywną sekcję rytmiczną i ostre gitary. Prawdopodobnie celowy zabieg Roberta Romagna, który odpowiadał też za mix i mastering... VATICAN.
Ogólnie ten album stwarza wrażenie zbyt przerysowanego, zabrakło w tej opowieści o mitologii przede wszystkim Grecji i ten duch lepiej został oddany kilka lat później przez STRAY GODS.
Poza mizernymi balladami i nic niewnoszącym The Sword of Damocles, to jest to LP jak na ten zespół zaskakująco spójny i nawet mimo budzącej wątpliwości formy wokalisty, fanom przesadnie komiksowego USPM to się może podobać.
Muzyka przeznaczona dla innego grona odbiorców i w całej dyskografii najciekawsza.
Ocena: 7.3/10
SteelHammmer
|