26.03.2023, 16:36:46
Asylum Pyre - Call Me Inhuman - The Sun - The Fight - Part 5 (2023)
Tracklista:
1. Virtual Guns 06:25
2. Fighters 03:52
3. The True Crown (I Seek Your War) 04:45
4. Happy Deathday 04:03
5. There, I Could Die 03:58
6. Sand Paths 05:33
7. The Nowhere Dance 03:54
8. A Teacher, a Scientist & a Diplomat 04:19
9. Underneath Heartskin 04:13
10. The Mad Fiddler 04:43
11. Joy 06:13
12. Call Me Inhuman 02:35
Rok wydania: 2023
Gatunek: Symphonic/Modern Metal
Kraj: Francja
Skład:
Ombeline "OXY" Duprat - śpiew
Johann "JAE" Cadot - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Pierre-Emmanuel “WIK” Pélisson - gitara
Fabien "HED" Mira - bas
Thomas "KAS" Calegari - perkusja
Tracklista:
1. Virtual Guns 06:25
2. Fighters 03:52
3. The True Crown (I Seek Your War) 04:45
4. Happy Deathday 04:03
5. There, I Could Die 03:58
6. Sand Paths 05:33
7. The Nowhere Dance 03:54
8. A Teacher, a Scientist & a Diplomat 04:19
9. Underneath Heartskin 04:13
10. The Mad Fiddler 04:43
11. Joy 06:13
12. Call Me Inhuman 02:35
Rok wydania: 2023
Gatunek: Symphonic/Modern Metal
Kraj: Francja
Skład:
Ombeline "OXY" Duprat - śpiew
Johann "JAE" Cadot - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Pierre-Emmanuel “WIK” Pélisson - gitara
Fabien "HED" Mira - bas
Thomas "KAS" Calegari - perkusja
To już 5 album ASYLUM PYRE, wydany w 20 rocznicę istnienia zespołu i drugi z nową wokalistką, Ombeline Duprat, a pierwszy z nowym gitarzystą Pierre-Emmanuel “WIK” Pélissonem. Tym razem jednak zespół wydał album samodzielnie 24 marca 2023 roku.
Grupa zaczynała od symphonic power inspirowanego NIGHTWISH i EDENBRIDGE, z czasem idąc w rejony bardziej progresywne, modern i tutaj jest kontynuacja kierunku z N°4. Metalu przebojowego, z kręgów METALITE, WITHIN TEMPTATION i AMARANTHE, oczywiście we francuskim, nieco bardziej wysublimowanym stylu.
To już słychać w Virtual Guns i jak duża uwaga jest przywiązywana nie tylko do ekspozycji melodii, ale i naprawdę bardzo dobrego, podniosłego refrenu. Pięknie Duprat tutaj śpiewa, z pasją i przekonaniem, ale już na poprzednim albumie pokazała się z bardzo dobrej strony. Tutaj jest jeszcze lepsza. Wspaniały głos, bez sztucznych wyżyn, wszystko brzmi bardzo naturalnie i bez silenia się na radiowość i przebojowość. Sola gitarowe są krótkie i skromne, ale są dobrym uzupełnieniem kompozycji i dłuższe popisy tylko by mogły stanąć na przeszkodzie melodiom, ale i równowadze albumu. Fighters jest udane w konwencji LACUNA COIL i KATRA, lekki i przebojowy metal z mocno zaakcentowanymi klawiszami i BATTLE BEAST mogłoby się od nich uczyć i jest to też jeden z przykładów, gdzie solo jest krótkie, ale jest nieodłącznym elementem podkreślającym trzon kompozycji i samą melodię.
AMARANTHE i SIRENIA już dawno nie grały tak dobrze, jak w The True Crown (I Seek Your War), a jeśli ktoś miał wątpliwości, że to Francja, to Happy Deathday powinien rozwiać wszelkie wątpliwości. Tak elegancko, teatralnie roztańczony utwór, łączący kilka różnych styli w sposób tak płynny mógł powstać tylko tam. Po czymś takim, There, I Could Die brzmi bardzo powszednio i pewna przeciętność oraz powszedniość uderza w Sand Paths, który mógłby być krótszy. Za mało się dzieje, aby wypełnić 6 minut i zabrakło tutaj bardziej wyrazistych dalszych planów, tym bardziej, że brzmi to bardzo podobnie do A Teacher, A Scientist & A Diplomat, w którym ten pomysł został lepiej zrealizowany.
Rewelacyjny jest za to The Nowhere Dance i zabrakło tutaj tylko Pastorino lub kogoś o głosie równie wyrazistym i można by było pomylić ich z TEMPERANCE. Hit, hit i jeszcze raz hit. Absolutna perfekcja i definicja gatunku. LACUNA COIL z elementami EVANESNECE uderza w Underneath Heartskin i niestety to kolejny blady utwór bez wyrazu. Lepiej prezentuje się The Mad Fiddler z bardzo dobrą partią środkową. Pancerny i transowy Joy przypomina TRISTANIA, ale z bardzo mocnymi akcentami gothic metalu skandynawskiego. Dobrze poprowadzone 6 minut refleksji i Cadot znacznie lepiej sprawdza się w takich melorecytacjach i growlach.
Na koniec bardzo intymna ballada Call Me Inhuman. Piękny duet, przestrzeń i wykorzystanie stereo. Aż szkoda, że to się kończy tak szybko. Prawdziwe cudo Krainy Łagodności.
Ponownie panowie Buccolieri wykonali mix, a Mika Jussila mastering i sound został bardzo skrupulatnie zrealizowany. To profesjonaliści, ale i tak na uznanie zasługuje osiągnięta tutaj selektywność i ciepły, głęboki bas. Przestrzenne brzmienie idealnie dobrane do muzyki.
N°4 mógł wydawać się nierówny, tutaj album jest w większości spójny i to jest kontynuacja, która stara się poprawić braki poprzedniego LP. Nawet pomimo mniej udanych kompozycji, jako całość ta płyta prezentuje się lepiej, nie tylko od strony melodii, refrenów, ale i wykonawczej.
Bardzo dobry album. Nic dodać, nic ująć.
Ocena: 8/10
SteelHammer