17.07.2018, 16:43:54
Seven Sisters - The Cauldron and the Cross (2018)
new 17.07.2018
tracklista:
1.The Premonition 05:39
2.Blood and Fire 04:59
3.Once and Future King 04:31
4.Parting the Mists 04:26
5.Turning of the Tide 05:14
6.Oathbreaker 04:19
7.A Land in Darkness 05:57
8.The Cauldron and the Cross Part I 07:36
9.The Cauldron and the Cross Part II 08:32
rok wydania: 2018
gatunek: heavy metal
kraj: Wielka Brytania
skład zespołu:
Kyle McNeill - śpiew, gitara
Graeme Farmer - gitara
Javi Rute Rodríguez - gitara basowa
Steve Loftin - perkusja
Jest to drugi album londyńskiej grupy grającej heavy wydany przez nową prężną wytwórnię angielską Dissonance Productions. Sam zespół, założony w roku 2013 skupia muzyków, którzy równolegle udzielają się w mniej znanych, ale bardziej ekstremalnych grupach.
Jest to drugi album londyńskiej grupy grającej heavy wydany przez nową prężną wytwórnię angielską Dissonance Productions. Sam zespół, założony w roku 2013 skupia muzyków, którzy równolegle udzielają się w mniej znanych, ale bardziej ekstremalnych grupach.
Tu SEVEN SISTERS prezentuje heavy metal oparty o literackie tradycje staroangielskie, odwołując się poniekąd do KAMELOT w okresie jego arturiańskich fascynacji. Rzecz jasna Kyle McNeill Khanem nie jest, a produkcja pod tym względem odbiega od wycyzelowanego w każdym niuansie soundu KAMELOT.
Album otwiera szybki dosyć drapieżny classic metalowy The Premonition, dosyć dla tego LP niereprezentatywny.
Przeważają bowiem kompozycje bardziej stonowane, z dozą epickości, odrobiną muzycznego teatru w klimacie literackiej opowieści. Z całą pewnością czerpią inspiracje z epickich tradycyjnych numerów powstałych jeszcze w czasach NWOBHM, korzystając z chłodnych riffów gitarowych tworzących podkład do zasadniczo wysokiego śpiewu. To słychać w Blood and Fire czy w maidenowskich riffach Once and Future King, gdzie bardzo ładnie dostojnie galopują z ozdobnikami gitarowymi w tle. Pięknie prezentuje się cieplejszy Parting the Mists, gdzie KAMELOT spotyka się z najbardziej tradycyjnym brytyjskim stylem grania heavy metalu rycerskiego. Znakomity jest refren w Turning of the Tide. Najważniejszą częścią tego albumu jest podzielony na dwie części 16 minutowy The Cauldron and the Cross. Tu najlepiej słychać, ile brakuje im jeszcze do arturiańskiego KAMELOT. To oczywiście nie jest zła kompozycja, ale jak na tak długi numer to mają trochę za mało do powiedzenia.
Ogólnie, gdyby gitary był nastrojone nieco niżej, sound był cieplejszy, a wokalista nie trzymał tak kurczowo wysokich rejestrów wszystko by tu brzmiało lepiej. Gdyby brzmiało to tak, jak tegoroczny ELIMINATOR, to na pewno ten album można by postawić gdzieś na jego poziomie. Gdyby Kyle zaśpiewał tu częściej, tak jak w jednym fragmencie Once and Future King oraz w nastrojowej zadumanej balladzie semi akustycznejOathbreaker, gdyby gitarzyści bardziej przyłożyli się do dopracowania solówek...
Gdyby tak było, byłoby bardzo dobrze, a tak jest momentami drażniąca płyta, z muzyką w większości bardzo dobrze skomponowaną, ale wymagającą jednak obróbki i doszlifowania. Wystarczy posłuchać A Land in Darkness...
Ocena: 7,4/10
Album otwiera szybki dosyć drapieżny classic metalowy The Premonition, dosyć dla tego LP niereprezentatywny.
Przeważają bowiem kompozycje bardziej stonowane, z dozą epickości, odrobiną muzycznego teatru w klimacie literackiej opowieści. Z całą pewnością czerpią inspiracje z epickich tradycyjnych numerów powstałych jeszcze w czasach NWOBHM, korzystając z chłodnych riffów gitarowych tworzących podkład do zasadniczo wysokiego śpiewu. To słychać w Blood and Fire czy w maidenowskich riffach Once and Future King, gdzie bardzo ładnie dostojnie galopują z ozdobnikami gitarowymi w tle. Pięknie prezentuje się cieplejszy Parting the Mists, gdzie KAMELOT spotyka się z najbardziej tradycyjnym brytyjskim stylem grania heavy metalu rycerskiego. Znakomity jest refren w Turning of the Tide. Najważniejszą częścią tego albumu jest podzielony na dwie części 16 minutowy The Cauldron and the Cross. Tu najlepiej słychać, ile brakuje im jeszcze do arturiańskiego KAMELOT. To oczywiście nie jest zła kompozycja, ale jak na tak długi numer to mają trochę za mało do powiedzenia.
Ogólnie, gdyby gitary był nastrojone nieco niżej, sound był cieplejszy, a wokalista nie trzymał tak kurczowo wysokich rejestrów wszystko by tu brzmiało lepiej. Gdyby brzmiało to tak, jak tegoroczny ELIMINATOR, to na pewno ten album można by postawić gdzieś na jego poziomie. Gdyby Kyle zaśpiewał tu częściej, tak jak w jednym fragmencie Once and Future King oraz w nastrojowej zadumanej balladzie semi akustycznejOathbreaker, gdyby gitarzyści bardziej przyłożyli się do dopracowania solówek...
Gdyby tak było, byłoby bardzo dobrze, a tak jest momentami drażniąca płyta, z muzyką w większości bardzo dobrze skomponowaną, ale wymagającą jednak obróbki i doszlifowania. Wystarczy posłuchać A Land in Darkness...
Ocena: 7,4/10
new 17.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"