22.07.2018, 19:06:36
Sonic Prophecy - A Divine Act of War (2011)
Tracklista:
1. In Nomine Victoria 01:46
2. Call of Battle 04:55
3. Solar Run 05:09
4. Lady in the Flame 06:36
5. A Warrior's Destiny 05:11
6. Sacred Ashes 06:05
7. Heavy Artillery 05:05
8. Juggernaut 05:31
9. Canticle 05:02
10. A Divine Act of War 07:38
11. A Warrior's Destiny [Bonus Orchestral Version] 05:13
Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal/Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Shane Provstgaard - śpiew
Austin Dixon - gitara, instrumenty klawiszowe (4,8)
Steve Bishop - gitara
Michael Graybill - bas
Jeff Dreher - perkusja (9,10)
oraz
C.J.Lewis - instrumenty klawiszowe
Tommy Hughes - perkusja (1-8)
Brooke Bosler - śpiew ("In Nomine Victoria")
Zespół ten powstał powstał w roku 2008 w Salt Lake City z inicjatywy wokalisty Shane Provstgaarda z black/death metalowego NECROFAGUS, który nagle zapragnął grać power metal. Debiut grupy ukazał się we wrześniu 2011.
oraz
C.J.Lewis - instrumenty klawiszowe
Tommy Hughes - perkusja (1-8)
Brooke Bosler - śpiew ("In Nomine Victoria")
Zespół ten powstał powstał w roku 2008 w Salt Lake City z inicjatywy wokalisty Shane Provstgaarda z black/death metalowego NECROFAGUS, który nagle zapragnął grać power metal. Debiut grupy ukazał się we wrześniu 2011.
Provstgaard, jako wokalista irytuje swoją manierą a la Kiske i w tym wokalu jest sporo niedociągnięć technicznych. Pod względem instrumentalnym jest chaotycznie. Klawisze lecą sobie w tle, momentami wręcz zagłuszają cało resztę, natomiast gitary zamiast współpracować, tylko czynią chaos.
Kompozycje same w sobie nie przykuwają uwagi na dłużej. Co z tego, że zaczyna się epickim, podniosłym intrem „In Nomine Victoria”, skoro w „Call Of Battle” porzucono to na rzecz grania pod HELLOWEEN z ery Strażnika. Kompozycji nie można odmówić melodyjności i dynamiki, jednak nie wynika z tego nic ponadto, co wynika z marnych kopii dobrych kompozycji HELLOWEEN. Urozmaicenie w postaci bardziej heavy metalowych kompozycji jak choćby „Solar Run”, czy też „Heavy Artillery” też nic nie pomaga, bo to przeciętne utwory,w których jest silenie się na ciężkie partie gitarowe i hymnowe refreny, które nie mają jednak prawie żadnej mocy oddziaływania na słuchacza. Wejście do „Lady In Flame” jest obiecujące bo tym razem zespół stara się zaprezentować bardziej tradycyjny melodyjny metal, w którym postawiono na chwytliwy motyw główny, lecz czar szybko pryska w dalszej części, gdzie znów jest monotonia i te same motywy podane po raz kolejny. Na największą uwagę zasługują : klimatyczny „A Warrior's Destiny” w którym oddano hołd dla BLIND GUARDIAN, a także podniosły, zadziorny i pełen ciekawych motywów „Sacred Ashes” i tutaj słychać nawiązania do TIMELESS MIRACLE. Ta sama melodyjność i wyeksponowanie klawiszy. W „Canticle” słychać próbę grania pod obecny styl DREAMTALE, jednak poziom nie ten, choć pod względem melodii czy też przebojowości utwór zaliczyć należy do najlepszych z tego albumu. „A Divine Act of War”, który jest do bólu przewidywalny i monotonny, co jest spowodowane wałkowaniem w kółko tego samego nieatrakcyjnego głównego motywu i pseudo-epickim prężeniem muskułów.
Wykonawczo przeciętnie, gitarzyści nieciekawi, perkusista głównie studyjny, odrabia pańszczyznę za garść dolarów.
Produkcyjnie też nie ma rewelacji, sound spłaszczony, gitary pomieszane z klawiszami upchanymi tu i ówdzie nieco bez sensu, perkusja raz za głośna, raz za cicha, bas podobnie, przy czym fragmentami zamula.
Generalnie lekki chaos kompozycyjny, brak zadecydowania jaki gatunek tradycyjnego metalu grupa zamierza grać. Bardzo, bardzo przeciętna pierwsza, ale nie ostatnia, płyta ekipy Provstgaarda.
Kompozycje same w sobie nie przykuwają uwagi na dłużej. Co z tego, że zaczyna się epickim, podniosłym intrem „In Nomine Victoria”, skoro w „Call Of Battle” porzucono to na rzecz grania pod HELLOWEEN z ery Strażnika. Kompozycji nie można odmówić melodyjności i dynamiki, jednak nie wynika z tego nic ponadto, co wynika z marnych kopii dobrych kompozycji HELLOWEEN. Urozmaicenie w postaci bardziej heavy metalowych kompozycji jak choćby „Solar Run”, czy też „Heavy Artillery” też nic nie pomaga, bo to przeciętne utwory,w których jest silenie się na ciężkie partie gitarowe i hymnowe refreny, które nie mają jednak prawie żadnej mocy oddziaływania na słuchacza. Wejście do „Lady In Flame” jest obiecujące bo tym razem zespół stara się zaprezentować bardziej tradycyjny melodyjny metal, w którym postawiono na chwytliwy motyw główny, lecz czar szybko pryska w dalszej części, gdzie znów jest monotonia i te same motywy podane po raz kolejny. Na największą uwagę zasługują : klimatyczny „A Warrior's Destiny” w którym oddano hołd dla BLIND GUARDIAN, a także podniosły, zadziorny i pełen ciekawych motywów „Sacred Ashes” i tutaj słychać nawiązania do TIMELESS MIRACLE. Ta sama melodyjność i wyeksponowanie klawiszy. W „Canticle” słychać próbę grania pod obecny styl DREAMTALE, jednak poziom nie ten, choć pod względem melodii czy też przebojowości utwór zaliczyć należy do najlepszych z tego albumu. „A Divine Act of War”, który jest do bólu przewidywalny i monotonny, co jest spowodowane wałkowaniem w kółko tego samego nieatrakcyjnego głównego motywu i pseudo-epickim prężeniem muskułów.
Wykonawczo przeciętnie, gitarzyści nieciekawi, perkusista głównie studyjny, odrabia pańszczyznę za garść dolarów.
Produkcyjnie też nie ma rewelacji, sound spłaszczony, gitary pomieszane z klawiszami upchanymi tu i ówdzie nieco bez sensu, perkusja raz za głośna, raz za cicha, bas podobnie, przy czym fragmentami zamula.
Generalnie lekki chaos kompozycyjny, brak zadecydowania jaki gatunek tradycyjnego metalu grupa zamierza grać. Bardzo, bardzo przeciętna pierwsza, ale nie ostatnia, płyta ekipy Provstgaarda.
Ocena: 5,2/10
new 22.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"