26.11.2020, 20:18:14
Ear Danger - Full Blast At Last (2011)
tracklista:
1.Beelzebub's Friend 03:47
2.Assassin 03:43
3.The Battle 03:51
4.1000 Days in Sodom 04:52
5.Hellish Wings 03:10
6.Children of the Sun 04:32
7.Burn at the Stake 04:00
8.King of the Midnight Fire 04:58
9.Shock & Awe 04:17
rok wydania: 2011
gatunek: heavy metal
kraj: Holandia
skład zespołu:
Leon Lohmann - śpiew gitara
Ivo Metz - gitara
Matt Verschoor - gitara basowa
Dick Vijgen - perkusja
Hoogvliet to siedziba heavy metalowej grupy EAR DANGER, która powstała jeszcze roku 1981, ale nieustanne zmiany składu i problemy organizacyjne sprawiły, że poza kilkoma demami zespół wtedy nic nie zdziałał i został rozwiązany w roku 1984.
Czas jednak mijał, klasyczny metal wracał do łask także w Holandii i wrócił również EAR DANGER. Dwaj weterani ekipy - Dick Vijgen i Matt Verschoor w roku 2007 zaprosili do współpracy nowych, młodych muzyków i wskrzesili zespół. Powstało demo, pojawili się na koncertach i zyskali sporą popularność, co przełożyło się na chęć pracy nad pierwszym oficjalnym albumem. Płyta ta została wydana w wersji winylowej nakładem własnym zespołu w roku 2011, a CD dwa lata później wydała francuska wytwórnia Emanes Metal Records.
Klasyczny, po prostu klasyczny heavy metal. Taki, jak w latach 80tych się grało w Holandii. Trochę niemiecki, trochę brytyjski, trochę amerykański. Bardzo udane bujające numery podbarwione NWOBHM, takie jak Beelzebub's Friend czy The Battle mają w sobie sporo rycerskiego klimatu, choć Assassin, solidny, ale jednak nieco mniej interesujący od innych. Nośne nieskomplikowane refreny, dobra dawka heroicznego patosu bez przerysowań i silenia się na epic heavy metal. No fakt, jeden raz się w tym kierunku udają w 1000 Days in Sodom i ten dosyć wolny utwór brzmi trochę jako proto heavy epic doom metal i jest lekko bez wyrazu. Gdy grają szybko i zdecydowanie, są znacznie bardziej interesujący w bojowym, rycerskim Hellish Wings z brawurowym gitarowym solem i mocarnymi wokalami Leona Lohmanna. Autentyczny classic heavy metalowy killer! Moc! Wyborny jest zdecydowanie brytyjski Children of the Sun i tu jest i dumnie, i szlachetnie w oldschoolowym stylu. Refreny w znacznej większości są killerskie i natychmiast zapadające w pamięć, także w szybkim, ale dosyć masywnym jak na ten album Burn at the Stake, przypominającym nagrania ekip z Okręgu Newcastle, czy też BLITZKRIEG. Pełen uroku i wdzięku łagodniejszy song King of the Midnight Fire jest typowym, bardzo dobrym przedstawicielem takich kompozycji epicko-heroicznych, jakie pojawiały się na niemal każdej płycie z heavy metalem w Wielkiej Brytanii, ale także w USA i także w ramach USPM. W tym gatunku zrobili tutaj bardzo dobrą robotę. I jeden z najlepszych numerów można usłyszeć na koniec. Jest to Shock & Awe i tu dużo melodyjnej USPM właśnie bardziej w amerykańskim stylu. Bojowo i z gitarami stanowiącymi w pewnych momentach odbiciem nie Ameryki, a JUDAS PRIEST z wczesnych lat 80tych.
Proste sola są tu grane, nie za szybkie, treściwe, melodyjne i jeśli szukać analogii, to najbliżej do brytyjskiej szkoły dwu gitarowego NWOBHM. Sekcja rytmiczna złożona ze starszej młodzieży gra z werwą i wyczuciem, a wokalista wyciąga momentami fenomenalne ekstatyczne "górki", których nie powstydziliby się najwięksi krzykacze sceny USPM. Wyśmienicie mu to wychodzi.
Zachowany został styl realizacji classic heavy metalu z lat 80tych z mocnymi, dosyć surowymi gitarami i głośną sekcją rytmiczną. Oczywiście, jest to wsparte nowoczesną techniką nagraniową i brzmi bardzo czytelnie.
Jak się posłucha muzyki EAR DANGER, wcale nie dziwi fakt, że się po reaktywacji tak spodobali.
A co najważniejsze, wcale nie spoczęli na laurach po 2011.
ocena: 8,8/10
new 26.11.2020
Jak się posłucha muzyki EAR DANGER, wcale nie dziwi fakt, że się po reaktywacji tak spodobali.
A co najważniejsze, wcale nie spoczęli na laurach po 2011.
ocena: 8,8/10
new 26.11.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"