Millennial Reign
#1
Millennial Reign - Carry the Fire (2015)
 
 
[Obrazek: a3267191778_16.jpg]
 
 
Tracklista:
1. Forever Changed 05:25            
2. Way Up High 05:01      
3. Millennial Reign 04:20               
4. Men Stand Alone 05:28            
5. Save Me 05:15              
6. This Day 05:04               
7. Will You 05:11                
8. Innocent Cry 05:23      
9. Not on My Own 04:47               
10. I'll Try 04:54
 
Rok wydania: 2015
Gatunek: Heavy Metal/Power Rock
Kraj: USA
 
Skład:
James Guest - śpiew
Dave Harvey – gitara
 
Muzycy sesyjni:
Jason Donnelly - gitara
Daniel Almagro - bas
Wayne Stokely- perkusja
 
 
Historia MILLENNIAL REIGN zaczyna się w 2010 roku, kiedy Dave Harvey należał jeszcze do amerykańskiego ASKA i był to jedynie projekt poboczny, który z czasem przeistoczył się w pełnoprawny zespół.
W 2012 roku wydany został debiut, zatytułowany Millennial Reign z nieznanymi muzykami sesyjnymi, gdzie Harvey zagrał na gitarze i basie oraz skomponował wszystkie utwory, jednak ta płyta została zbyta milczeniem. To był mało interesujący glam metal i heavy metal, bardzo przewidywalny i niesamowicie stereotypowy o bardzo poprawnym wykonaniu z ciągotami do STRYPER. Wydany został własnym nakładem, ale brak sukcesu nie zniechęcił Harveya, który postanowił zebrać nowy skład, z sekcją rytmiczną z progressive metalowego INFIDEL RISING, drugim gitarzystą sesyjnym oraz nieznanym wokalistą James Guest.
W takim składzie nagrany został album, którego wydaniem zajął się szwedzki Ulterium Records. Premiera odbyła się 30 października 2015 roku z okładką autorstwa utalentowanego i charakterystycznego Felipe Machado Franco.
 
Sama muzyka już niestety tak charakterystyczna i wyróżniająca się nie jest. Euro power w amerykańskim wykonaniu z naleciałościami glamu, co słychać w okropnych przerywnikach klawiszowych i lepiej brzmią, kiedy grają w typowo szwedzkim stylu w Way Up High niż kiedy próbują importu z USA w Men Stand Alone z fatalnymi przejściami albo oklepanym do bólu, klasycznie amerykańskim This Day. Za mało prężenia mięsni i spalin motocykla, aby to było prawdziwa, i zbyt twarde na skandynawski płynny i klasyczny metal i w tych momentach brzmią bardziej jak TAROT.
Syntezatory i sample są na tym albumie fatalne i rzutują na całość kompozycji, najgorsze i najbardziej agresywne są w Will You, który bezsilnością swojego refrenu przypomina raczej amerykańskie czasy kryzysu, podkreślając tym samym, że twórczości STRYPER do końca nie porzucił.
Innocent Cry to marna muzyka, zabijająca kompletnie motyw, który wspaniale wykorzystało DESERT na swoim debiucie w 2010 roku z wybornymi dzwonami. Power rock w Not My Own nie porywa, dlatego też na końcu zaskakuje bardziej tradycyjny, heavy metalowo pędzący I’ll Try. Na tle metalu ogólnie nic szczególne, ale jest to kompetentnie zagrane i nawet refren może się podobać w swojej sztampowości.
 
Produkcja solidna w wykonaniu Gary Long i J.T. Longoria z ostrzejszymi gitarami i przestrzennymi, choć niezbyt potężnymi bębnami, z wokalistą umiejscowionym gdzieś w centrum.
Oni potrafią grać, co do tego nie ma wątpliwości i gitarzyści są tutaj sprawni, kilka sol jest dobrych, ale całościowo jest to równie poprawne jak same kompozycje, które niczym szczególnym się nie wyróżniają, tak jak wokalista James Guest, który przez większość czasu próbuje uchodzić chyba za Kotipelto albo Kakko w swoich wysokich tonach. Bezskutecznie i wypada to dość blado.
Ogólnie przeciętny album głównego nurtu heavy metalu z elementami power rocka, który niczym szczególnym się nie wyróżnia. Tak jak Harvey uznaje, że album z 2012 roku nie istnieje, bo i nie ma się czym chwalić, tak i ten nie jest wielkim powodem do dumy.
Jako że był to skład raczej typowo sesyjny, więcej już sekcja rytmiczna jak i drugi gitarzysta na kolejnym LP już się nie udzielali, a wokalista James Guest nagle opóścił zespół w 2018 roku.
 

Ocena: 6/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#2
Millennial Reign - The Great Divide (2018)
 
[Obrazek: R-12041667-1588781531-3644.jpeg.jpg]
 
Tracklista:
1. The Genesis 01:12     
2. Break the Tide 05:20                  
3. More than Scars 05:17              
4. Imagine 04:30               
5. Till the End 05:11          
6. In Your Silence 05:36                  
7. The Day the Sun Stood Still 05:02         
8. Behind the Time 05:17              
9. Wounds in Hand 06:08              
10. The Great Divide 05:11         
 
Rok wydania: 2018
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: USA
 
Skład:
Travis Wills - śpiew
Dave Harvey - gitara
Neil Bertrand - bas
Steve Nichols - perkusja
 
 
Dave Harvey stworzył stałą sekcję rytmiczną w 2017 roku, w której skład wszedł basista Neil Bertrand z osiągnięciami w branży muzycznej i kręgów niemetalowych, oraz Steve Nichols znany chociażby z ostatniego składu SOLITUDE AETURNUS.
Pozostał bez wokalisty, ponieważ James Guest odszedł na początku 2018 z przyczyn prywatnych i na albumie wydanym 25 maja przez Ulterium Records zaśpiewał jako muzyk sesyjny Travis Wills z progressive metalowego INFIDEL RISING.
 
Trzy lata okazały się bardzo owocne dla zespołu, ponieważ starają się porzucić amerykańskie kajdany na rzecz typowo skandynawskiego heavy i power metalu głównego nurtu jak BURNING POINT, późna SONATA ARCTICA, GHOST MACHINERY i EXCELION. Momentami jest nawet bardziej nowoczesny heavy metal THUNDERSTONE w udanym Imagine z elementami ancient rozegranymi w stylu bliskim KENZINER w kwestii aranżacji. W tej kompozycji idealnie się wszystko spina, od prostego, nośnego refrenu po oszczędne solo i konsekwentnie grającą sekcją rytmiczną.
Najciekawiej to brzmi w szybszych kompozycjach, nawet i w średnich potrafią bardziej zaciekawić i przykuć uwagę energią bardzo prostego refrenu tytułowego The Great Divide, The Day The Sun Stood Still. To jest power metal mało angażujący i niewymagający, z prostymi solami i melodiami już sprawdzonymi, podobnie Till the End, może nawet bardziej przystępne nawiązania do TEARS OF ANGER w Break the Tide są ciekawe.
Kiedy jednak zwalniają, to jest to podróż przez mękę i jak nie męczą amerykańskimi akcentami ballad czy kompozycji wolniejszych, które przypominają czasy Unia, kiedy to SONATA ARCTICA zaczęło się już rozpadać. Behind the Time to bardzo prosta ballada, a Wounds In Hand to już męczenie w stylu SA, którego nie lubię. In Your Silence chyba miało być próbą kopiowania MASTERPLAN i RIDE THE SKY, wskazuje na to tło i bardziej rockowe zacięcie, ale takie rzeczy może śpiewać tylko Jorn, a Harvey to niestety nie jest gitarzysta tak natchniony, jak kiedyś był Grapow.
Travis Wills to z pewnością wokalista ciekawszy od Jamesa Guesta z albumu poprzedniego i śpiewa tutaj materiał nie tylko ze znacznie większym przekonaniem, ale i bez jego manieryczności i nachalności. Solidny, kompetentny wokalista, którego słucha się przyjemnie, podobnie jak sekcji rytmicznej, która zagrała materiał solidnie.
No i Harvey – na pewno gra tutaj ciekawsze rzeczy niż na debiucie, chociaż są to sola raczej oszczędne i proste i o typowym szwedzkim szaleństwie nie może być mowy.
 
Produkcja Ty Simsa w Seattle jest bez zarzutu i inspiracje Skandynawią są dość jasne. Dobrze to brzmi, ale bez blasku i to idealnie oddaje sens tego albumu.
Jest to bez wątpienia najciekawsza płyta MILLENNIAL REIGN i co do tego nie ma żadnych wątpliwości, po prostu na tle metalu szwedzkiego czy nawet fińskiego, który nie jest w takiej formie, jak kiedyś, wypada nijako i bez wyrazu, solidnie, ale bez przebłysku geniuszu.
Album mimo słabszych momentów stosunkowo równy, ale bez własnej tożsamości i niewyróżniający się na tle nie tylko metalu skandynawskiego, ale i światowego ogółem.
Współpraca z Travisem Willsem poza tym albumem i trasą promującą nie była przedłużana, a zespół zmienił swój profil na femal fronted metal, zaciągając w swoje szeregi nieznaną Tiffany Galchutt jeszcze w tym samym roku, którą można było usłyszeć na koncertach oraz EP Carry the Fire Again z obietnicą kolejnego albumu.
Oby to EP nie było zwiastunem powrotu do korzeni.
 
 
Ocena: 7.4/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#3
Millennial Reign - World on Fire (2024)

[Obrazek: a0402526136_16.jpg]

Tracklista:
1. Exousia 00:46     
2. Bring Me to Life 05:10     
3. Wandering 05:43     
4. Trust 05:17     
5. We Follow On 04:36     
6. Eternity 04:28     
7. Parousia 00:47     
8. Crack the Eastern Sky 04:34     
9. Tongues of Fire 04:46     
10. World on Fire 04:55     
11. Onward to Victory 04:39     
12. Allied Forces 05:01

Rok wydania: 2024
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: USA
 
Skład:
Tiffany Galchutt - śpiew
Dave Harvey - gitara
Neil Bertrand - bas
Pedro Cortes - perkusja


Po sześciu latach studyjnego milczenia i perturbacjach składowych, Dave Harvey nagrywa czwarty album, który wydany zostanie przez Ulterium Records 14 czerwca 2024 roku.

World on Fire jest tworem trudnym do zdefiniowania, ponieważ nie ma tutaj jasno wyrażonej wizji czym dokładnie MILLENNIAL REIGN ma być. Jest to zestaw dziesięciu kompozycji nie za bardzo ze sobą związanych i eklektyzm tego LP jest porażający. Jest CHASTAIN ubrany w delikatnie symfoniczną formę w Bring Me to Life, jest EDENBRIDGE z motywem ancient w Wandering, a zaraz potem uderzają znów w CHASTAIN i WITHIN TEMPTATION w Trust. Zwrotki są naprawdę toporne, ale refren ratuje tutaj Tiffany Galchutt, która głos ma bardzo dobry i jest wszechstronna, patrząc na to, do jakiego materiału musiała zagrać.
Dave Harvey nie gra tutaj niestety niczego ciekawego i jego sola gitarowe są co najwyżej bardzo skromnymi przedłużeniami melodii. Sekcja rytmiczna również jest poprawna, chociaż chwilami można odnieść wrażenie, że można było to zastąpić automatem i mało kto by zauważył różnicę. Jakoś bez wiary i bez natchnienia zostało to wszystko zagrane, w We Follow On dosłownie tłumi wokalistkę i wysysa życie niczym kosmiczna próżnia.
W tej synkretycznej sałącie brakuje chyba tylko rocka i jakim niemiłym zaskoczeniem jest Eternity. A jeszcze gorszym heavy metal bez historii Crack the Eastern Sky i już chyba więcej miał do powiedzenia SAXON w tych klimatach w 2011 roku. Christian power metalowy Tongues of Fire jest mizerny jak kości spalone słońcem na pustyni Teksasu. Tak się nie gra power metalu w Europie, ani USA i to bardziej przypomina amatorskie nagrania z regionów Urugwaju czy Ekwadoru. Jedyny plus tutaj, że na chwilę pokazał się Neil Bertrand i coś tam zagrał.
Ktokolwiek zagrał na klawiszach w Onward to Victory, powinien mieć ten instrument dożywotnio odebrany i tak ciężkostrawnej mieszaniny heavy/power niemiecko-włoskiej chyba nigdy nikomu nie przyjdzie usłyszeć. Allied Forces to błąd. To miał być chyba heavy metal szerokiej drogi, dławiący spalinami i wolnością, a wyszedł z tego bardziej kanadyjski THOR niż STRYPER.

Brzmienie autorstwa Dave Harvey można uznać za fatalne. Płaskie gitary, puste bębny, wycofane orkiestracje i stłamszona po środku tego wszystkiego wokalistka. Lepszy sound można usłyszeć w projektach jednoosobowych Ameryki Łacińskiej.
Dave Harvey kompozycyjnie kompletnie tutaj nie podołał, stworzył metalowe coś o znikomej wartości artystycznej. Szkoda tutaj tylko Tiffany Galchutt, która zaśpiewała dobrze i próbuje ratować te mizerne, wtórne kompozycje.
Może jacyś fani tego poplątania się znajdą, ale ja mówię takiej antymuzyce stanowcze nie.


Ocena: 3/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Ulterium Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości