Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:992
Unleash The Archers - Behold The Devastation (2009)
Tracklista:
1. Eat What You Kill 04:40
2. The Ritual and the Reckoning 03:51
3. Destroyer 04:21
4. The Worthy and the Weak 05:20
5. Black Goat of the Woods 04:48
6. The Filth and the Fable 05:03
7. Tied to a Stag 05:32
8. Four in Hand 06:19
Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Death Metal
Kraj: Kanada
Skład zespołu:
B. Hayes - śpiew
Brayden Dyczkowski - gitara, śpiew
Mike Selman - gitara
Zahk Hedstrom - bas
Scott Buchanan - perkusja
Ten zespół z Vancouveru założony został w 2007 roku przez wokalistkę Brittney Hayes oraz perkusistę Scotta Buchanana, którzy dokooptowali muzyków raczej nieznanych w 2008 roku, z którymi nagrali debiut, wydany nakładem własnym 10 sierpnia 2009 roku.
Dlaczego żadna wytwórnia nie zainteresowała się tym materiałem słychać już w otwierającym Eat What You Kill, który prezentuje co najwyżej poprawny melodic death metal sceny Gotebogra, jak chociażby IN FLAMES (Tied to a Stag), ARCH ENEMY i ARSIS z technicznymi pasażami i świdrującymi gitarami.
Melodie są bardzo generyczne i zaprezentowane zostały w najprostszy możliwy sposób, pokazując po części kryzys trawiący ten gatunek w tamtym czasie, jak bezsilny Tied to a Stag, w którym Brittney Hayes słychać, że się męczy i wokalnie nie prezentuje sobą nic ciekawego. Tylko wokalną poprawność i manieryzm, a growle Dyczkowskiego prezentują co najwyżej poziom drugiej ligi.
Four in Hand prezentuje przemieszanie zagubienia gatunkowego i jest SCAR SYMMETRY, jest DARK TRANQUILLITY, chwilami może nawet IN FLAMES, przez co melodie są zwyczajnie nieinteresujące i niezbyt zapadające w pamięć. W tamtym czasie ARCH ENEMY prezentowało poziom mizerny i od strony kompozycyjnej niestety tutaj cudów nie ma. Za dobry można uznać co najwyżej The Ritual and the Reckoning, bo w Destroyer próbują coś wskórać skrzekami i mizernymi melodiami rodem z We Are the Nightmare ARSIS. Próbują zwolnień i grać twardo, ale brzmi to sztucznie i daleko temu do hitów, jakie w tym samym roku prezentowało mocniejsze SURVIVORS ZERO na swoim debiucie. The Filth and the Fable to próba grania w wolniejszych tempach, ale jest to nieinteresujące, tak w melodii, jak i wokalnym wykonaniu.
Od strony technicznej słychać, że gitarzyści są biegli, ale ich sola gitarowe, jeśli w ogóle się pojawiają, to są zsunięte na plan dalszy, głównie jednak występują tutaj breakdowny. Scott Buchanan gra dobrze, ale jego ekspozycja jest przesadna, a trudno uznać ją za zjawiskową.
Osiem kompozycji, które prezentują sobą niewiele, co najwyżej chęć i pomysły podpatrzone od innych, choć raczej kątem oka i ucha, bo i nie ma żadnych melodii wartych ekspozycji.
Generyczny debiut melodic death metalowy, który większego zainteresowania nie wzbudził w momencie premiery, a sięgnęli po niego jedynie ciekawscy lata później, kiedy UNLEASH THE ARCHERS przebiło się do mainstreamu.
Ocena: 4.5/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:992
Unleash The Archers - Demons of the AstroWaste (2011)
Tracklista:
1. 00:00:01 00:45
2. Dawn of Ages 04:47
3. Realm of Tomorrow 05:15
4. General of the Dark Army 07:39
5. Daughters of Winterstone 05:42
6. Battle in the Shadow (of the Mountain) 06:12
7. Despair 05:36
8. The Outlander 04:30
9. City of Iron 04:26
10. The Fall of the Galactic Guard 06:51
11. Astral Annihilation 04:23
12. Ripping Through Time 06:18
Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic Death Metal
Kraj: Kanada
Skład zespołu:
B. Hayes - śpiew
Brayden Dyczkowski - gitara, śpiew
Mike Selman - gitara
Zahk Hedstrom - bas
Scott Buchanan - perkusja
Po dwóch latach, w niezmienionym składzie został zaprezentowany kolejny album, ponownie wydany nakładem własnym 18 maja 2011 roku.
Nadal jest to momentami schizofreniczny metal, w którym muzycy poszukują nadal własnej tożsamości i Brayden Dyczkowski sam nie do końca wie, czym ma być UNLEASH THE ARCHERS. I tak mamy mieszaninę typowego melodic death metalu z topornym glamem w dennym refrenie Realm of Tommorow i jeszcze bardziej wstydliwej, infantylnej partii środkowej. Zakończeniem kompozycji jest wymarsz publiczności z sali koncertowej wojsk z generyczną gadką generała. To pastisz rodem z ostatnich płyt DRAGONFORCE i VICTORIUS, równie obciachowy i kiepsko zrealizowany.
Tym razem wokalistka B. Hayes śpiewa lepiej niż na debiucie i słychać, że jest tutaj bardziej wyeksponowana niż na debiucie, jednak przez wysunięcie jej na pierwszy plan słychać chwilami sztuczność i brak doświadczenia. Więcej też jest ryków Dyczkowskiego, te jednak są równie przeciętne jak General of the Dark Army, w którym nawet znalazło się miejsce na stadionowe ooo-ooo. Gitarowo ponownie inspiracje ARSIS z 2008 roku i metalcore głównego nurtu i to nawet by się broniło w Daughters of Winterstone, którego refren jest niestety płaski i fatalny. Szkoda, bo duety Hayes/Dyczkowski tutaj zostały dobrze zrealizowane. Jakże generyczny i nudny jest Battle in the Shadow (of the Mountain), w którym próbują się bawić w IN FLAMES z mało oryginalnym, prostym solem gitarowym, które nie oddaje niepotrzebnego eklektyzmu tej kompozycji, gdzie surowość i płaskość planu pierwszego uwypuklają brak ciekawego pomysłu na melodię i refren. Takie rzeczy zostawia się ekspertom z MONSTROSITY, którzy przy okazji są zdecydowanie bardziej biegli.
Najlepiej bezradność pokazuje Despair z płaskimi, sterylnymi blastami i TRIVIUM takie rzeczy grało zdecydowanie lepiej. Przestrzenny refren byłby dobry, gdyby była jakaś przestrzeń, która by bardziej eksponowała melodię i wokalistkę. Nie wykorzystano tutaj dobrego pomysłu i aranżacje są zbyt ubogie jak na próbę ambitniejszej gry. Bardzo pozytywną niespodzianką jest The Outlander i po metalowej masie bez historii, jaką prezentowali zaskakuje znakomitym refrenem, B. Hayes śpiewa tutaj znakomicie. Widać kiedy zespół się nie sili na generyczny produkt metalowy przeładowany niezrealizowanymi do końca pomysłami potrafi zagrać coś ładnego. Dobre też jest utrzymane w duchu AMARANTHE i ARCH ENEMY City of Iron, za udane można też uznać Astral Annihilation, niezły też jest w refrenach Ripping of Time, utrzymanych w bardziej power metalowym stylu, tylko nie do końca pasują tutaj inspiracje CHILDREN OF BODOM z lat późniejszych.
Album zdecydowanie ciekawszy od debiutu i pokazujący potencjał grupy, szczególnie w drugiej połowie albumu. To byłby całkiem solidny materiał na EP, jednak początek to w porywach przewidywalny melodic death metal, w najgorszych chwilach arena rock.
Ten LP został lepiej przyjęty od poprzedniego, nadal jednak nie był to zespół klasy światowej, ale to nadejdzie później, po odejściu Braydena Dyczkowskiego, przy okazji czego zmienili styl i odbiorców swojej muzyki.
Jedyną wartość, jaką przedstawia sobą debiut i ten album to kolekcjonerski i niewiele poza tym.
Ocena: 6/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:992
Unleash The Archers - Time Stands Still (2015)
Tracklista:
1. Northern Passage (Intro) 01:42
2. Frozen Steel 05:39
3. Hail of the Tide 05:31
4. Tonight We Ride 06:25
5. Test Your Metal 03:13
6. Crypt 05:21
7. No More Heroes 06:53
8. Dreamcrusher 09:16
9. Going Down Fighting 05:28
10. Time Stands Still 06:00
11. Tonight We Ride (Video Edit) 05:23
Rok wydania: 2015
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Kanada
Skład zespołu:
B. Hayes - śpiew
Grant Truesdell - gitara, śpiew
Andrew Kingsley - gitara
Kyle Sheppard - bas
Scott Buchanan - perkusja
Debiut nie przyniósł obiecywanej w tytule dewastacji, a historia o kosmicznych demonach ze śmietnika okazała się średnio interesująca. Wraz z odejściem Braydena Dyczkowskiego rozpoczęły się zmiany w zespole. Doszedł nowy gitarzysta i basista, a z nimi zmiana kierunku i wizerunku, co zaowocowało zainteresowaniem ze strony austriackiego magnata Napalm Records, przez co oficjalna premiera z drugiej połowy 2014 została przełożona na 26 czerwca 2015 roku.
Tym razem uderzają w mainstream female fronted metalu i wchodzą w krąg takich grup jak METALATIE, DELAIN czy FROZEN CROWN, serwując power metal przebojowy z bardziej wyeksponowanymi, gładszymi refrenami, przerywanymi brutalniejszymi kontrastami wokalnymi w wykonaniu Granta Truesdella. Może nie jest to dziwaczna muzyka pełna kontrastów kontrastów w stylu SCAR SYMMETRY, ale jest to nadal materiał w pewnym sensie eklektyczny i nie do końca grupa wie, czy chce zagrać tutaj heavy metal, czy może jednak power.
Metal gatunkowo jest zdecydowanie bardziej generyczny i obracają się w bardzo bezpiecznych ramach gatunkowych i Frozen Steel nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości. B. Hayes nadal ma momenty słabości, gdzie brzmi manierycznie, szczególnie w falsetach, ogółem jednak prezentuje się znacznie bardziej interesująco w porównaniu z tym, co zespół proponował na dwóch płytach poprzednich. Ozdobniki gitarowe Grant Truesdella są ciekawsze od jego poprzednika i nie ma takiego silenia się na prosty metalcore, są to sola energiczne i bardziej przemyślane, w duchu heavy metalu. Scott Buchanan też gra jakby z większym zaangażowaniem i energią w porównaniu do LP poprzednich. To jest po prostu dobre i Tonight We Ride opiera się o typowe tempa Zagłębia Ruhry, z kolei Test Your Metal przypomina bardziej twórczość Kai Hansena z czasów poprawnego To The Metal!. Typowy, toporny heavy metal brytyjski bez niespodzianek, prosto wykonany i na sztucznie przebojowy.
Crypt to zrewitalizowane pomysły z debiutu, gdzie została gustownie wpleciona część extreme metalowa w środkowej partii i ta jest bardzo dobra i szkoda jedynie, że w obrębie samej kompozycji niewiele wnosi. Refren jest dobry, ale jego pełny potencjał nie został wykorzystany, zabrakło tutaj dalszych planów, podobnie jak zbędne ciągoty progressive rujnują bardzo obiecujący No More Heroes. Punktem kulminacyjnym jest bardzo przeciętny Dreamcrusher bez wyrazistego refrenu, ale i motywu przewodniego, gdzie generyczny progressive power spotyka się z najtoporniejszym wyspiarskim heavy metalem z możliwych. Brzmi to kiepsko i growle niczego tutaj nie ratują. Heavy metal wysp ponownie kłania się w kiepskim Time Stands Still i próba dodania do tego elementów modern jest amatorska i fatalna. Nikt nie oczekuje rewolucji na miarę DREAM TROLL, ale wplatanie infantylnych refrenów to jest gruba przesada. Na koniec jest Time Stands Still, siłowe granie pod JUDAS PRIEST i to jest zwyczajnie nudne. Prymitywna melodia, ozdobniki, wykonanie i pozostaje na koniec pewien niesmak.
Kompozycje są nierówne, do tego produkcja jest tutaj fatalna i amatorska. Gitary mocno przesterowane i wycofane, perkusja głucha i jedynie słyszalne partie basu są tutaj plusem. Wysunięcie wokalistki na front nie było do końca dobrym pomysłem i położona została na niej zbyt wielka presja.
Jako całość jest to ciekawsze od dwóch płyt poprzednich, ale nierówność, poprawność i przeciętne brzmienie nie pozwalają na ocenę dobrą.
Ocena: 6/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:992
Unleash the Archers - Apex (2017)
Tracklista:
1. Awakening 07:17
2. Shadow Guide 03:56
3. The Matriarch 04:02
4. Cleanse the Bloodlines 05:54
5. The Coward's Way 05:05
6. False Walls 08:05
7. Ten Thousand Against One 05:37
8. Earth and Ashes 06:35
9. Call Me Immortal 05:46
10. Apex 08:20
Rok wydania: 2017
Gatunek: Power Metal
Kraj: Kanada
Skład zespołu:
B. Hayes - śpiew
Grant Truesdell - gitara, śpiew
Andrew Kingsley - gitara
Nikko Whitworth - bas
Scott Buchanan - perkusja
Do zespołu dołącza w 2016 roku nowy basista, Nikko Whitworth i w ciągu dwóch lat zaprezentowano kolejny album, wydany przez Napalm Records 2 czerwca 2017 roku.
Nadal jest mało interesujący, przewidywalny heavy metal pokroju Shadow Guide, ale Awakening to bardzo dobre rozpoczęcie płyty. Energiczne, z prostym, zamaszystym i szybko wpadającym w ucho refrenem z dużo ciekawszym śpiewem B. Hayes, ale i ciekawszymi kompozycjami, choć nie jest to granie zbyt odkrywcze. Może Awakening to prosty power metal z pastelowym refrenem, ale słucha się tego dobrze i mimo basowych szarż doszukiwanie się IRON MAIDEN w tej muzyce jest niekoniecznie dobrym pomysłem. Chyba że grają toporny heavy metal, wtedy takie skojarzenia można wybaczyć. The Matriarch to taki heavy metal typowy, w którym czaruje tylko LORDS OF THE TRIDENT, tutaj ryki i ooo-ooo nie podnoszą jego wartości.
Znacznie ciekawiej prezentuje się podniosły Cleanse the Bloodline ze znakomitym zakończeniem, dobry jest The Coward's Way w stylu FROZEN CROWN, ale Ten Thousand Against One to power metal zagrany bardzo dobrze, podniośle i z bardzo dobrym, prostym refrenem. Dobry jest rytmiczny Earth and Ashes, chociaż w drugiej połowie jest zbyt rozmyty i melodia niewyrazista przy delikatnym śpiewie Andrew Kingsleya. Call Me Immortal jest dobry w ramach generycznego female fronted metalu, ale najważniejszymi punktami tego LP są False Walls oraz tytułowy Apex, oba trwające po ponad 8 minut.
Kończący album Apex jest bardzo udany, z ciekawym refrenem, ładnymi nakładkami wokalnymi i tutaj nie ma zbyt wiele do zarzucenia poza przydługim, sztucznie rockowym wstępem, kiedy jednak wchodzi power metal, jest to granie zamaszyste z wyraźnymi refrenami.
Gorzej wypada heavy metalowy False Walls z niezbyt angażującym refrenem, gdzie zabrakło ciekawych aranżacji i melodii. Jak na tak długi czas trwania, motyw przewodni nie jest zbyt interesujący, a już na pewno nie na tyle, aby opierać na nim tak prostolinijną kompozycję.
Tym razem błędów w brzmieniu nie ma i produkcją zajął się Jacob Hansen. To sprawdzone, typowe brzmienie albumów female fronted metal z tego gatunku spod jego ręki i jak zwykle wyróżnia się to wszystko selektywnością, gdzie doskonale słychać bas, a wokalistka nie jest nad gitarami, dzięki czemu brzmi ona zdecydowanie lepiej.
To jest LP, który wprowadził grupę do metalowego świata i zdobyli sławę. Na pewno jest on najbardziej dopracowany jak do tej pory, jednak moim zdaniem trudno uznać ten album za sensację na skalę światową.
Ocena: 7.2/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:992
Unleash the Archers - Abyss (2020)
Tracklista:
1. Waking Dream 03:45
2. Abyss 06:44
3. Through Stars 05:34
4. Legacy 05:26
5. Return to Me 05:34
6. Soulbound 03:54
7. Faster than Light 05:11
8. The Wind That Shapes the Land 08:36
9. Carry the Flame 04:42
10. Afterlife 07:30
Rok wydania: 2020
Gatunek: Power Metal
Kraj: Kanada
Skład zespołu:
B. Hayes - śpiew
Grant Truesdell - gitara, śpiew
Andrew Kingsley - gitara
Scott Buchanan - perkusja
Basista Nikko Whitworth opuścił grupę w 2018 roku, dlatego na basie na piątym albumie zagrał Benjamin Arscott jako muzyk sesyjny. Bez opóźnień, płyta została wydana przez Napalm Records 21 sierpnia 2020 roku.
Słychać przede wszystkim zmiany i jest to metal bardziej modern, bliższy METALITE i AMARANTHE, chwilami TEMPERANCE, jak w tytułowym Abyss, który jest bardzo udany. Są i partie syntezatorów zagrane przez Andrew Kingsleya, które ubogacają plany dalsze i tego podejścia modern AMARANTHE bez przechodzenia w rockowy kicz temu zespołowi brakowało.
Konwencja tutaj obrana po części wymusza takie miałkie kompozycje jak Through Stars i Soulbound, aby mieć z czego robić single i co puszczać w radiu. Legacy zaczyna się znakomicie i bardzo obiecująco i modern metalowe podejście AMARANTHE działa tutaj na ich korzyść. To świetna, zwarta kompozycja z konkretnym motywem przewodnim i autentycznym, delikatnie nostalgicznym klimatem i eleganckim, ładnym refrenem. Kapitalne jest Return to Me w swojej prostocie i ozdobnikach gitarowych, a B. Hayes śpiewa tym razem wyśmienicie. Żadnych sztucznych, manierycznych falsetów, tylko mocny i odważny głos, którzy przebija się bez problemu przez modern brzmienie i wspaniale jest komplementowany przez growl. Nakładki wokalne w Return to Me są bezbłędne.
Faster Than Light jest świetny w swoim ciepłym, skromnym refrenie. Może jest to generyczny i przewidywalny power metal, ale zagrany szczerze, z udanymi solami gitarowymi i jest w tym coś z SEVEN SPIRES. Wszystko, czego brakowało w kolosach albumu poprzedniego jest w The Wind That Shapes The Land. Świetna konstrukcja, płynność w przejściach i zmianach temp. Refren świetny i czytelny, nie ma porównania do "False Walls" płyty poprzedniej. Z radiowych kompozycji najlepiej wypada Carry the Flame i to AMARANTHE z elementami TEMPERANCE w romantycznym refrenie. Udane, chociaż nie jest to poziom tak wysoki, do jakiego przyzwyczaili Włosi z Lombardii.
Afterlife byłby dobry, ale refren jest równie rozczarowujący jak druga połowa utworu, gdzie dzieje się bardzo mało. Sztucznie zostało to nadmuchane orkiestracjami jak niektóre albumy DRAGONLAND.
Produkcja Jacoba Hansena jest bezbłędna i nie ma tutaj nic do zarzucenia.
Od strony technicznej jest to najciekawszy jak do tej pory album, gitarzyści są bardziej natchnieni i ich duety gitarowe są ciekawsze od czegokolwiek, co ten zespół prezentował. Na nowy poziom wzniosła się też Brittney Hayes, której głos nie jest już tak egzaltowany. Poza rozczarowującym zakończeniem i dwoma radiowymi odrzutami, jest to LP bardzo równy i spójny kompozycyjnie.
Ten album potwierdził pozycję zespołu i słusznie, bo jest to ogromny awans i materiał jest bardziej dojrzały i lepiej przemyślany.
Ocena: 8.2/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:992
Unleash The Archers - Phantoma (2024)
Tracklista:
1. Human Era 05:40
2. Ph4/NT0mA 06:30
3. Buried in Code 03:39
4. The Collective 05:53
5. Green & Glass 05:30
6. Gods in Decay 05:02
7. Give It Up or Give It All 07:35
8. Ghosts in the Mist 05:46
9. Seeking Vengeance 05:22
10. Blood Empress 05:10
Rok wydania: 2024
Gatunek: Modern Metal
Kraj: Kanada
Skład zespołu:
B. Hayes - śpiew
Grant Truesdell - gitara, śpiew
Andrew Kingsley - gitara
Nicholas Miller - bas
Scott Buchanan - perkusja
To już szósty album grupy i kolejny, który zostanie wydany przez Napalm Records 10 maja 2024 roku.
Zespół prezentuje tutaj concept album o ostatnio bardzo popularnej tematyce AI i należy zaznaczyć już na początku, że jest to muzyka w wielu momentach bezosobowa i bezstylowa, do tego stopnia, jakby to zostało stworzone przez sztuczną inteligencję. To jest taki mało wyrazisty, niezbyt oryginalny metal w klimacie science-fiction jak ostatnie ORDEN OGAN czy DRAGONLAD, co słychać już w kompletnie odhumanizowanym i miałkim heavy metalu Human Era, a standardowe dla modern tworzone plany w tytułowym Ph4/NT0mA również nie są czymś, co wyróżniłoby ich na tle dużej i mocnej konkurencji sceny modern.
Osobną kwestią jest to, czy w ogóle tutaj możemy mówić o muzyce modern, kiedy jest to zagrane tak bezpiecznie i bez kontrowersji lub chociaż zaprezentowania oryginalnych aranżacji? Kiedy idzie się w schematyzm, to jest to modern mało przekonujące jak w Buried in Code, gdzie kopiują AMARANTHE. Najciekawsze są tutaj sola gitarowe, ciepłe, proste i melodyjne, nie do końca pasujące do takiej formy metalu, jaką tutaj obrano i lepiej wpasowana jest tutaj wokalistka, która stara się śpiewać spokojnie.
The Collective to przykład takiego grania DRAGONLAND czy może nawet BLOODBOUND z czasów Tabula Rasa, gdzie starają się pogodzić melodyjność z mechanizacją muzyki, co w efekcie daje ciekawą partię środkową, która okraszona jest typowym i ogranym power metalem. Tak samo generyczny jest Green & Glass czy alternatywnego Gods in Decay z fatalnym refrenem, który ozdobiony jest beznadziejnymi, wysuniętymi na plan pierwszy syntezatorami. Kiczem przebijają tutaj remizowe grupy flower power. Give It Up or Give It All to przesadne przerysowanie radiowej przebojowości na miarę japońskich grup j-rock z delikatnym, ale niezbyt oryginalnym refrenem i fatalnym zakończeniem. Utwór kompletnie niewart siedmiu minut, chyba że dla tych, którzy LIMB BIZKIT uważają za metal twardy.
Dalej jest stadionowe granie METALITE w Ghosts in the Mist i niezbyt ambitne zakończenie w stylu DELAIN Blood Empress, gdzie w płytkim refrenie EVANESCENCE zabrakło metalu i czegoś, co by przykuło uwagę na dłużej. Szkoda jedynie świetnego zakończenia tej kompozycji. Bardzo dobry jest Seeking Vengeance z partiami extreme melodic metalowymi w stylu MERCENARY i udanym refrenem, ale jeden utwór to za mało, aby uratować przeciętną całość.
Brzmienie Jacoba Hansena jest tutaj bez zarzutu jak zwykle w tym gatunku, znakomicie sycząca perkusja i gitary, tylko chwilami gdzieś w tym wszystkim ginie bas.
Zagrane to zostało dobrze, ale chwilami bez wiary i rzemieślniczo, B. Hayes nie ma tutaj czego zarzucić, bo zaśpiewała dobrze, ale to nie jest poziom Abyss, a sam materiał to ogromny krok w złą stronę.
Może i ten concept album jest o AI, ale zespół wpadł w pułapkę i zagrał muzykę sztuczną i bez osobowości.
Ostatnio jest podnoszona dyskusja, czy sztuka wykonana przez AI jest sztuką czy "sztuką".
Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że muzyka bez osobowości jak tutaj sztuką nie jest, co najwyżej ładnie opakowanym produktem, gdzie element ludzki przebija się rzadko i te dobre pomysły nie zostały w pełni zrealizowane.
Ocena: 6/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.
|