Agincourt
#1
Agincourt - Angels of Mons (2011)

[Obrazek: R-11210791-1511939561-1184.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Edge of Paradise 04:46
2. Going Insane 03:56
3. Captured King 05:02
4. Breakdown 03:29
5. This Life 04:48
6. Come with Me 06:18
7. Fool No More 04:36
8. Queen of the Night 06:08
9. Promised Land 03:47
10. Agincourt 06:36

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Richard E. Toy - śpiew, gitara
Paul Anderson - gitara
Russ Weaver - bas
Paul Brookes - perkusja
Gościnnie:
Aryan Amoli - instrumenty klawiszowe (5)

Agincourt to miejsce bitwy z 1415 roku, miejsce triumfu angielskiego oręża w Wojnie Stuletniej.
To także nazwa zespołu założonego w 1991, który jednak do chwili rozwiązania w 1997 roku nie zapisał się w historii żadnymi dostępnymi nagraniami.
Na fali powrotów w XXI wieku ta grupa wznowiła działalność w niemal oryginalnym składzie i efektem jest pierwsza, wydana własnym nakładem płyta.

Muzyka AGINCOURT to wycieczka w daleką przeszłość. W skali metalowego czasu bardzo daleką, bo gdzieś do roku 1980 i początków NWOBHM. Ten album równie dobrze można by datować na rok 1980, bo to NWOBHM głównego nurtu w najczystszej postaci.
Dosyć wysoki, ale nie piskliwy wokal, brzmiący młodzieńczo i z lekka nieociosany, średnie tempa i klasyczne dla tego okresu riffowanie. Proste, zwarte kompozycje o wyraźnie zaznaczonych melodiach i przewidywalnej konstrukcji, czytelne sola gitarowe w miejscach, gdzie należy się ich spodziewać.
Nieskomplikowana gra sekcji rytmicznej, tworzącej logiczny podkład pod gitary wzajemnie się uzupełniające, bez zagłuszania i wysuwania się na plan pierwszy. Absolutnie tradycyjny, encyklopedyczny klasyczny NWOBHM, łączący cechy BLITZKRIEG i SOLDIER, rozegrany bardzo zgrabnie i z pełnym wyczuciem konwencji. Ta wycieczka w przeszłość muzyczną Wielkiej Brytanii jest przyjemna, ale nie ekscytująca. Ten album zawiera kompozycje na bardzo równym poziomie, bez tak często obniżających wartość płyt z lat 1980-1985 fatalnie dobranych "bujających" rockowych numerów i nieporadnych urozmaiceń. Tu wszystko jest wyważone, ładnie obmyślone i starannie wykonane, jednak pozostaje uczucie niedosytu. Brakuje tu kompozycji zdecydowanie wybijających się ponad poziom, chwytających od razu, zapadających w pamięć refrenem czy klimatem. Brakuje też rasowej ballady, która jest na takich płytach niemal obowiązkowa i zazwyczaj stanowiła moment, na który się czeka z dużym zainteresowaniem. Tu tego nie ma, choć taką kompozycją windującą to wszystko mógłby być "Edge of Paradise". Tu riff główny jest kapitalny, ale jakoś to siada w refrenie. Podobnie wieńczący ten LP "Agincourt" mógłby jednak być bardziej epicko zrobiony.
Żaden jednak z utworów zamieszczonych na tym LP zespołowi wstydu nie przynosi, wszystko jest co najmniej dobre, a samo wyczucie konwencji NWOBHM wzorcowe.

Tak mocno osadzonej w tych muzycznych realiach płyty w Anglii dawno nie było, może poza nieudaną płytą SPARTAN WARRIOR z 2010 roku. To jest sporym plusem, bo zespół uniknął porównań do klasycznego heavy metalu ery post- NWOBHM, który zaczęło grać sporo grup, wywodzących się z Nowej Fali po reaktywacji i przeważnie z miernym skutkiem.
Album jest dobrze wyprodukowany, bez nowoczesnych naleciałości brzmieniowych, które niewątpliwie zabiłyby klimat tych nagrań.
Jak widać moda na retro granie nie ogranicza się tylko do powrotu do stylistyki DEEP PURPLE czy RAINBOW. Można też nagrać dobrą płytę z muzyką NWOBHM. Tym albumem zespół nie podbije metalowej Europy, jednak miło jest od czasu do czasu posłuchać czegoś nowego, zagranego "po staremu".


Ocena: 7.5/10

1.03.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: