Holy Knights
#1
Holy Knights - Between Daylight And Pain (2012)

[Obrazek: R-6282319-1415526099-5812.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Mistery 05:10
2.Frozen Paradise 05:38
3.Beyond the Mist 05:40
4.11 September 05:01
5.Glass Room 05:18
6.Wasted Time 04:50
7.Awake 04:15
8.The Turning to the Madness 06:01

rok wydania: 2012
gatunek: progressive symphonic power metal
Kraj: Włochy

skład zespołu:
Dario Di Matteo -śpiew, pianino, orkiestracje
Simone Campione - gitara, gitara basowa, orkiestracje
Claudio Florio  - perkusja

Historia HOLY KNIGHTS dzieli się na dwa etapy. Pierwszy to lata 1998-2002, gdy zespół z Palermo nagrał i wydał swój pierwszy album "A Gate Through the Past" po czym zawiesił działalność z powodu zajęcia się jego członków innymi muzycznymi projektami. Drugi rozpoczyna się w roku 2010, gdy panowie postanowili zebrać się ponownie i dokończyć tworzenie materiału na drugi LP, wydany w sierpniu 2012 przez Scarlet Records, choć w Japonii ten LP ukazał się wcześniej.
W okresie poprzedzającym reaktywację Campione dołączył w 2007 do THY MAJESTIE, występował też w IRENCROSS. Florio cały czas występował w TRINAKRIUS,a od 2011 także w CRIMSON WIND.

Na "Between Daylight And Pain" grupa prezentuje power metal symfoniczny, z progresywnym zacięciem i muzycznie stanowi wypadkowa LABYRINTH i VISION DIVINE z pewnym pierwiastkiem epickim, charakterystycznym dla debiutu, co słychać szczególnie w Frozen Paradise. Jest i klimat taki nieokreślony i bardzo dobre wokale Di Matteo...
Trochę trudniej o wyraziste melodie poza refrenami i tu takie kompozycje szybkie i dosyć dynamiczne jak Mistery, sporo tracą. W tym aspekcie bardzo dobrze prezentuje się masywny italian power metalowy 11 September, choć akurat orkiestracje mogłyby być bardziej powiązane z tematem kompozycji i te neoklasyczno-wodewilowe nie bardzo tu pasują. Orkiestracje autorstwa Di Matteo i Champione są niezłe, daleko im jednak rzecz jasna do takich, jakie proponuje VISION DIVINE i RHAPSODY. Elementy neoklasyczne występują w kilku kompozycjach, nigdy nie stanowią jednak fundamentu, podobnie jak dobre, ale niczym niewyróżniające się partie klawiszowe, przeważnie w stylu LABYRINTH. Tam, gdzie jednak neoklasyka wychodzi  czasem na plan pierwszy, jest bardzo dobrze, jak w szybkim i eleganckim Beyond the Mist z łagodnymi, wolnymi partiami, przetykanymi  progresywnymi atakami różnych instrumentów oraz w jednym z najbardziej progresywnych, mrocznym Glass Room. Najbardziej zbliżonym do twórczości LABYRINTH  w kategorii romantyczny progressive power jest tu Wasted Time, jakby żywcem wyjęty z "Return To Heaven Denied", a do klasycznego italian flower power chyba szybki Awake, taki powiedzmy sobie szczerze średni. Jeśli coś najbardziej pod RHAPSODY to udany "filmowy" w niemal pierwszych planach The Turning to the Madness, ze sporą dawką tej neoklasyki w białych koszulach.

Zagrali tu doświadczeni muzycy i w przekazie  emocjonalnym Dario Di Matteo jest bezbłędny. Trochę więcej można by oczekiwać po Campione jako gitarzyście, bo decydując się na takie ujęcie powermetalu, trzeba dać z siebie więcej w indywidualnych partiach. Można odnieść wrażenie, że zbyt często ustępuje on pola instrumentom klawiszowym.
Brzmienie jest dosyć mocne jak na ten gatunek, co jednak wcale nie jest minusem. Staranna produkcja uwypukla to, co najlepsze, w tym pianino i  ładny wyważony bas.
W sumie dobry album w ramach gatunku, ale głównie z powodu pewnego wykonania. Same kompozycje są bardzo typowe i niczym absolutnie nie zaskakują.
Grupa od czasu do czasu występuje na żywo, jednak nie podjęła już próby nagrania nowego albumu.


ocena: 7/10

new 10.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Holy Knights - A Gate Through the Past (2002)

[Obrazek: R-4525274-1367352644-8966.jpeg.jpg]

tracklista:
1.March of Brave Knights 01:39
2.Sir Percival (Immortal Knights) 05:49
3.Lord of Nightmares 05:35
4.The Revival of the Black Demon 00:57
5.Gate Through the Past 06:17
6.Love Against the Power of Evil 06:14
7.Rondeau in a Minor 00:34
8.Quest of Heroes - Part I 03:29
9.Quest of Heroes - Part II 04:30
10.The Promise 04:49
11.Under the Light of the Moon 03:29
12.When the Rest Let Down 02:42

rok wydania: 2002
gatunek: symphonic epic power metal
Kraj: Włochy

skład zespołu:
Dario Di Matteo (Mark Raven) - śpiew, instrumenty klawiszowe, pianino
Federico Madonia - gitara
Danny Merthon - gitara
Vincenzo Noto (Syl Raven) - gitara basowa
Claudio Florio  - perkusja
 

Około roku 2002 wytwórnie włoskie zaczęły być coraz bardziej wybredne jeśli chodzi o zespoły z kręgu symphonic heroic power rhapsody metal i pewne grupy odeszły z kwitkiem, zwłaszcza od progów Underground Symphony, o której można było wówczas powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest underground.

Szczęście uśmiechnęło się do HOLY KNIGHTS z Palermo, który powstał w tym mieście w tym samym czasie co inny power symfoniczny band THY MAJESTIE. Grupa miała kilka atutów przemawiających za jej supremacją w Palermo, w tym bardzo solidnego lidera Dario Di Matteo, solidnego zarówno jako wokalistę, jako klawiszowca i jako twórcę repertuaru.
Underground Symphony wydała debiut HOLY KNIGHTS w roku 2002, w tym samy roku także Japończycy (Tokuma Japan Communications), a wszyscy tym chętniej, że album został zrealizowany w Finnvox Studio w Helsinkach przez samego Mistrza Mika Jussila, po dokonaniu nagrań i mixu przez innego Mistrza Franka Andivera. Te nazwiska zagwarantowały wyborne brzmienie albumu, mniej włoskie niż zwykle we Włoszech, klarowne, dosyć masywne i bardzo selektywne.
Muzycznie obcisłych rajtuzów jest tu mniej niż lśniących pancerzy, oczywiście tylko umiarkowanie ciężkich. Może i wstęp do Sir Percival z żeńskimi wokalizami wskazywałby bardziej na THY MAJESTIE, podobnie jak fanfary, ale gitary są jednak mocniej zarysowane, a refren bardziej epicki w klasycznym stylu. Wokalnie jest tu więcej ekspresji typowej dla Italii niż w THY MAJESTIE, partie klawiszowe i symfoniczne bardziej czytelne i mocniej wysunięte do przodu. Jest jakoś tak bardziej kolorowo niż ogólnie w Legionie Flower Power i można nawet wybaczyć pewne nieczystości śpiewu Ravena w wyższych partiach, aczkolwiek najwyższe partie to on ma wspaniałe. Oczywiście jeśli Kiske jest naszym ulubionym wokalistą. Ten odjeżdżający tu na końcu koń w galopie jest po prostu fenomenalny w stereo! Ale bez żartów. Pięknie się toczy Lord of Nightmares z potężnymi gitarami w stylu ATHENA i tyle jest w tej kompozycji rycerskiego patosu, że wystarczyłoby na pół płyty KALEDON. Te ozdobniki operetkowe są tu zrobione doskonale, chórki przypominają te z RHAPSODY i jest po prostu rewelacyjnie w tak już dosyć ogranej konwencji. Obaj gitarzyści grają niemal wirtuozersko i to, że można posłuchać konkretnych gitar obok konkretnych, rozległych klawiszy stawia ich dużo wyżej niż THY MAJESTIE. W pewnym sensie HOLY KNIGHTS do perfekcji opanował tę niełatwą sztukę prowadzenia klawiszy na jednym planie z gitarami, w taki sposób, by się to zlewało w jeden niesmaczny koktajl symfoniczno-elektryczny. To, że potrafią, słychać w bardzo dobrym, choć nie najlepszym na płycie Gate Through the Past.
W opcji romantycznego songu biją na głowę wszelką konkurencję poniżej RHAPSODY w Love Against the Power of Evil i ten łagodny podkład muzyczny rozpisany w kilku planach jest urzekający. No i jak te chóry wchodzą, to jest wielka epicka moc! Potem sieją zniszczenie w pełnym rozmachu dwuczęściowym Quest of Heroes, gdzie jest operetka metalowa w najlepszym tego słowa znaczeniu, a Dario Di Matteo pokazuje, co można zrobić przy pomocy klawiszy w takiej kompozycji. Perfekcja bez wydziwiania! W tej sposób grało tylko RHAPSODY w tym czasie, a nie zawsze aż tak dobrze. I ten prosty szczery ciepły romantyzm części drugiej... I to solo gitarowe... takie łagodne... No i żeby było jeszcze bardziej uroczyście, to fanfary i zgrabna galopada w dynamicznym The Promise  jest jak najbardziej na miejscu i chyba już wiadomo skąd swoje heroiczne inspiracje czerpie FREEDOM CALL. No i ta pełna lekkości jakże przyjemna dla ucha symfonika! No i jeszcze dołożyli w skocznym i chwytliwym semi folkowym Under the Light of the Moon, zamykając wszystko w bardzo podniosły i klasyczny dla stylu sposób w When the Rest Let Down. Zamiast słów minstrela wokaliza żeńska.
I to już koniec tej opowieści... Drzwi się zamykają.

HOLY KNIGHTS postraszył mocno konkurencję i zniknął ze sceny na bardzo długie lata... Być może niektórzy odetchnęli z ulgą i mogli nadal już bez gonienia grupy Ravena tworzyć swoje rzemieślnicze bajeczki muzyczne o smokach i mieczach...
Bez wątpienia HOLY KNIGHTS był najbardziej niespełnioną do końca nadzieją włoskiego heroicznego symfonicznego power metalu.


ocena: 9,3/10

new 22.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości