Horizon's End
#1
Horizon's End - Skeleton Keys (2019)

[Obrazek: R-14253719-1570809014-6285.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Alpha 07:07
2. Forming Fantasies 10:47     
3. The Land of Decay 06:40     
4. Dreamer's Hands 08:57     
5. Ocean's Grey 08:43       
6. Who's Afraid of the Big Bad Wolf 08:45     
7. Be 22:47

Rok: 2019
Gatunek: Progressive Metal
Kraj: Grecja

Skład:
Vasilios Topalides - śpiew
Kosta Vreto - gitara
Kostas Scandalis - bas
Stergios Kourou - perkusja
Sakis Bandis - instrumenty klawiszowe

HORIZON'S END powraca z odmętów zapomnienia po przeszło 18 latach w odświeżonym składzie. Do zespołu dołączył mistrz Kosta Vreto, który pięknie czarował rok po roku na trzech pierwszych płytach WARDRUM.
Album był nagrywany długo, bo od 2008 do ostatnich szlifów 2019 roku, głównie z powodu faktu, że większa część grupy była zajęta cudownym WARDRUM, a i Topalides się nie obijał i zaliczył mistrzowski występ w CROSSWIND.
W końcu jednak udało im się wygospodarować dość czasu, aby album dokończyć i żeby mógł zostać wydany 31 października 2019 roku.

Siłą rzeczy trudno się tu nie oprzeć skojarzeniom z WARDRUM, ale tego uniknąć trudno, skoro większość składu to WARDRUM i zaśpiewał tu nawet gościnnie Yannis Papadopoulos i, jak zwykle zresztą, zaliczył świetny występ.
Alpha to całkiem niezłe rozpoczęcie, bo jak na 7 minutowy utwór instrumentalny wcale nie nudzi, tło klawiszowe jest całkiem niezłe i Vreto gra tu ciekawie, chociaż w drugiej połowie mogłoby dziać się jednak trochę więcej.
Zaczyna się obiecująco, choć bardzo powszednio i typowo w Forming Fantasies, gdzie jest niemal dwuminutowy wstęp z łamaniem tempa i wstawkami jazzowymi. I wtedy w okolicach 3 minuty pojawia się Topalides i śpiewa świetnie. Chóralne zaśpiewy są fenomenalne, refren solidny, a Yannis wspomagający swoimi wysokimi zaśpiewami demoluje. Solo Vreto wskazuje tutaj, że chyba już na ostatniej płycie WARDRUM myślami był tutaj.
The Land of Decay to znów wtórność, ale ratuje tu znów Topalides - co za głos i nawet na tle tak sztampowym brzmi świetnie.
Znów typowo i powszednio Dreamer's Hand, gdzie spotyka się USA, HORIZON'S END i duch jazzu. Te kompozycje powstały jakby z jednego schematu i zaczynają się podobnie, chociaż tutaj przypomina to trochę to, co grało ADAGIO i SUSPYRE. Ocean's Grey to znów bezpieczne sunięcie po progresywnych wodach, miękki refren Who's Afraid of the Big Bad Wolf mocno średni i znacznie ciekawsze jest tutaj solo, ale sapnięcia czy przycięte sample są naprawdę kiepskie.
Kończy to wszystko niemal 23 minutowy kolos Be, gdzie gościnnie znów zaśpiewał Yannis i najciekawsze są tutaj momenty pod WARDRUM. Po prostu magia i trochę szkoda, że to raczej przebłyski.
Nie jest to utwór zły, ale jest sztucznie wydłużony i od 9 minuty, mimo prób opowiadania historii, wychodzi raczej brak pomysłu na to, jak to poprowadzić, więc rozłożyli ręce i poszli w kompletnie oklepany minimalizm. Sam Vreto też jakoś gitarowo wrażenia nie robi, ale naprawia to w okolicach 13 minuty. Po co była ta 4-5 minutowa przerwa trudno powiedzieć. Może po prostu to symbolizm, próba przedstawienia przerw pomiędzy nagraniami i może w trakcie tych 10 minut, kiedy nie ma Topalidesa był zajęty CROSSWIND?
Po prostu zlepek różnych, momentami niepasujących do siebie elementów, które próbują być spasowane przerwami. Na pewno umiejętności zespołowi odmówić nie można, chociaż Vreto miał już lepsze występy. Fajne chóry na końcu, choć późno się pojawiają.
Osobiście z takich kolosów to w czołówce nadal jak dla mnie pozostaje Shadowhall DOMAIN i pokazuje, czego dokładnie zabrakło tutaj.

Jakby mało było WARDRUM, to za brzmienie odpowiada Kostas Scandalis, który tam też działał, to i skojarzenia nie dziwią.
Trudna do oceny płyta, bo nie jest zła, jest bezpiecznie i sztampowo zagrana, wykonana na bardzo solidnym poziomie, ale czegoś tu zabrakło.
Sekcja rytmiczna daje radę, ale po takiej ekipie czego innego się można spodziewać?
Topalides śpiewa świetnie, chociaż czasami czegoś brakuje tutaj i nawet trudno wskazać, czego dokładnie. Bandis gra dobrze, ale często jego tło potrafi irytować.
Vreto... z nim jest różnie, gra dobrze, ale jakby nieco się hamuje, mimo czasami dość długich popisów. Czasami są dobre, innym razem poniżej oczekiwań.
Jak grać odkrywczo i przebojowo pokazała w tym roku NOVERIA, jak z melodią, ale trochę elitarnie VISION DIVINE... Tutaj jest muzyka, która fanom progressive może się podobać, ale raczej tym niewymagającym wiele poza łamańcami i którym wtórność i powszedniość nie przeszkadza.
Ja jednak wolę nosić sweter z logo NOVERIA, bo nie drapie.

Ocena: 7.3/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Horizon's End - The Great Destroyer (2023)

[Obrazek: 1128900.jpg?4245]

Tracklista:
1. Damage 06:59     
2. Last to Succumb 04:50     
3. The Trail of Notes 06:46     
4. Another War 06:01     
5. Catalyst of Fear 07:52     
6. They Will Rise Again 05:27     
7. Nightmares 07:03     
8. The Parade 07:26     
9. Voices from the Sea 08:20     
10. Postcards from War 12:11    

Rok wydania: 2023
Gatunek: Progressive Metal
Kraj: Grecja

Skład:
Vasilios Topalides - śpiew
Kosta Vreto - gitara
Kostas Scandalis - bas
Stergios Kourou - perkusja
Sakis Bandis - instrumenty klawiszowe


Nie trzeba było czekać 18 lat na kolejny album i skład pozostał bez zmian. Tak jak wytwórnia i Steel Gallery Records wyznaczyło termin premiery na 19 maja 2023 roku.

Płyta poprzednia miała bardzo długie kompozycje, ocierając się niemal o ZERO HOUR, ale zabrakło aranżacji i melodii, aby były tak długie, przez co grupa nie miała zbyt wiele do zaoferowania.
Długość całości jest podobna, ale zrobiono z tego 10 kompozycji i nie ma tutaj 22 minutowej, męczącej dłużyzny. Ten LP jest znacznie bardziej interesujący od poprzedniego, od strony gitarowej dzieje się o wiele więcej i absolutnym, totalnym zniszczeniem są tutaj They Will Rise Again oraz Nightmares, w których progresja przeplatana jest przez znakomite ornamentacje neoklasyczne i jest to zrealizowanie podobnie do tego, co grało BLACK JESTER i MOONLIGHT CIRCUS.
Ciekawsze niż cokolwiek z poprzedniego albumu jest nawet najdłuższe Postcards from War, w którym nie ma zbędnych zapychaczy i ciszy, dalsze są subtelnie nakreślone, ale ozdobniki gitarowe Vreto to absolutne arcydzieło, tak jak jego dialogi klawiszowe z Sakisem Bandisem. Gdyby doszukiwać się podobieństw, to może do bardziej progresywnego okresu ROYAL HUNT, ale w wydaniu surowszym i bardziej greckim. Tego wcześniej brakowało i na tej płycie jest Vreto w pełnej krasie, może nie tak miażdżący emocjami jak w WARDRUM, ale imponujący jak zwykle od strony technicznej i wyczucia konwencji. Najprawdziwszy Guitar Hero. Mistrz.
A wszystko dzięki temu, że materiał skomponowany przez Sakisa Bandisa jest znacznie bardziej spójny i zwarty, niż poprzednio i postawił na najmocniejsze atuty grupy. Vasilios Topalides jest absolutnie rewelacyjny i bezbłędny, słychać od początku do końca zaangażowanie i pewność siebie.
The Trail of Notes to teatralność EVIL MASQUERADE i mimo pewnej sztampowości głównego motywu, to realizacja dalszych planów jest w punkt, tak jak Vasilios Topalides. Damage i Last to Succumb są dobre, ale to niewyróżniający się progressive metal z kręgów DREAM THEATER, podobnie Another War, ale tutaj dialog Vreto/Bandis jest bardzo dobry i szkoda, że jest tak krótki. Podobnie bez niespodzianek jest The Parade i Voices From the Sea ma niespodziankę brutalniejszą, ale niekoniecznie musiało to trwać 8 minut.

Brzmienie jest wzorowe i skojarzeń z WARDRUM pozbyć się trudno, skoro za mastering odpowiada ponownie Kostas Scandalis, tym razem stawiając jednak na większą selektywność i ekspozycję basu.
Tak jak w 2019 można było odnieść wrażenie, że panowie są hamują, tak tutaj wątpliwości nie ma i muzycy odegrali swoje role tak, jak tego powinno się od nich oczekiwać.
Chciałoby się więcej miażdżącej neoklasyki jak w They Will Rise Again i Nightmares, bo bez wątpienia tutaj drzemie spory potencjał, a takiej muzyki wartej odnotowania nie ma wcale tak dużo.
Po Skeleton Keys nie miałem zbyt wysokich oczekiwań i zaprezentowany materiał nie za bardzo wyróżniał ich z tłumu (poza wykonaniem), ale The Great Destroyer pokazał, że jednak mają kilka niespodzianek w zanadrzu. Na szczęście miłych i pozostaje liczyć na więcej w przyszłości w tym samym składzie.


Ocena: 8.1/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Steel Gallery Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości