Shadowquest
#1
Shadowquest - Armoured IV Pain (2015)

[Obrazek: R-6607688-1422987002-6989.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Blood of the Pure 03:36
2.Last Farewell 04:14
3.All One 05:32
4.Live Again 04:40
5.Midnight Sun 04:29
6.Reach Beyond the Dream 03:52
7.We Bring Power 04:21
8.Insatiable Soul 05:32
9.Take This Life 03:22
10.Where Memories Grow 05:08
11.Freewheel Burning (Judas Priest cover) 04:26

rok wydania: 2015
gatunek: power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Patrik Johansson (Patrik J Selleby) - śpiew
Peter Huss - gitara
Ragnar Widerberg - gitara
Jari Kainulainen - gitara basowa
Ronny Milianowicz - perkusja
Kaspar Dahlqvist - instrumenty klawiszowe

Zagraj dla mnie "Freewheel Burning" JUDAS PRIEST, a powiem ci kim jesteś...
Trudno powiedzieć, czy opuszczając DIONYSUS Ronny Milianowicz i Kaspar Dahlqvist przypuszczali, że kiedyś po latach spotkają  się w innym zespole? Niemal same sławy w składzie tej ekipy z Örebro. Patrik Johansson (Patrik J Selleby) z BLOODBOUND jako wokalista, Jari Kainulainen ze STRATOVARIUS i jeszcze kilku mocno liczących się zespołów, Peter Huss ze znanego black metalowego SHINING. Co robią tu razem?

No właśnie nie bardzo to rozumiem. Bo wracając do "Freewheel Burning" - zagrali i to granie jest bardzo bez wyrazu.
SHADOWQUEST tak do końca bez wyrazu nie jest, ale to mieszanka fundamentu power neoclassical metal DIONYSUS z ugładzeniem aranżacyjnym STRATOVARIUS, wokalami Patrika bardziej z czasów DAWN OF SILENCE niż BLOODBOUND oraz bardzo dobrymi solami Hussa, które ze stylem typowym dla black metalu nic wspólnego nie mają, ale z neoklasyką także. 
W rezultacie mamy tu owszem, bardzo starannie wykonane, ale niczym niezachwycające kompozycje z kręgu melodyjnego power metalu, z progresywnymi klawiszami Kaspara Dahlqvista i ogólnie z DIONYSUS w tle (Blood of the Pure, All One, Reach Beyond the Dream, Take This Life), albo z pierwiastkami heroic baśniowego europower metalu (Midnight Sun). Jeśli pod tę kategorię podciągnąć Insatiable Soul, to jest to numer bardzo słaby, realnie najsłabszy na całej płycie. We Bring Power z kolei trochę brzmi jak krzyżówka BLOODBOUND i PERSUADER z refrenem około neoklasycznym i wcale to nie jest tu połączenie porywające. Część instrumentalna po potężnych heavy/power metalowych natarciach w pierwszej połowie  jest drastycznie pozbawiona mocy. Obowiązkowy balladowy song z tłem symfonicznym, pianinem i mnóstwem egzaltacji w wokalach jest, i owszem, lecz Where Memories Grow to zarazem taki nacechowany progresywnością, posępnością i rozległością numer jaki umieszczają na swoich albumach zespoły fińskie, ze wskazaniem na STRATOVARIUS rzecz jasna.
Kto wie, może najlepsze są tu typowy melodic metalowy w fińskim stylu Last Farewell (trochę radiowy, trochę napuszony, ale jak znakomicie zaśpiewany przez Patrika i jak pięknie płacze gitara Hussa!) oraz stratovariusowy Live Again.

Nawet jednak te kawałki nie są czymś szczególnym  i ogólnie to Patrik Johansson, wykazując bardzo dużo dobrej woli, pokrywa tu pełnym zaangażowania śpiewem ogólne niedostatki kompozycyjne numerów z tej płyty. Jednak tylko kompozycyjne, bo samo wykonanie jest na wysokim poziomie. Tu znani przecież i wysoko cenieni muzycy dali z siebie bardzo dużo.
Brzmienie płyty jest typowe dla szwedzkiego power metalu. Potężne stalowe gitary, umiarkowana głośność i moc perkusji, znakomicie ustawiony wokalista pomiędzy dwiema gitarami, dobre ustawienie dalszych planów i dobre wysuwanie klawiszy na plan pierwszy w stosownych momentach. Do studio daleko nie było, bo wykorzystano słynne Fascination Street Studios w Örebro oraz talenty jego właściciela Jensa Bogrena. Mistrz zrobił co do niego należało jak umiał najlepiej i do soundu tego albumu żadnych zastrzeżeń mieć nie można.
Niby dobre, a nie porywa... Tak jak z tym coverem.
Jak na razie jest to jedyna płyta tego zespołu. Tak kluczowi członkowie SHADOWQUEST jak Patrik J Selleby, Peter Huss i nie tylko oni, są obecnie zajęci przede wszystkim pracami w swoich macierzystych, podstawowych grupach.


ocena: 7,2/10

new 14.12.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Shadowquest - Gallows of Eden (2020)

[Obrazek: R-14855916-1582909723-7117.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Avenger 03:55
2.Titans of War 03:50
3.Gallows of Eden 05:57
4.Guardian of Heaven 06:18
5.Armageddon 04:06
6.Dr Midnight 03:49
7.Reborn 07:36
8.Into the Unknown 04:13
9.Caught in a Flame 04:42
10.The Kinsmen Awaits 06:22
11.I Want Out (Helloween cover) 04:46

rok wydania: 2020
gatunek: power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Patrik J. Selleby - śpiew
Peter Huss - gitara
Ragnar Widerberg - gitara
Jari Kainulainen - gitara basowa
Ronny Milianowicz - perkusja
Kaspar Dahlqvist - instrumenty klawiszowe


Po pięciu latach pojawia się nowa, druga płyta SHADOWQUEST, wydana w styczniu 2020 przez Garelock Records.
Ta sama konstelacja gwiazd co poprzednio gra wysokoenergetyczny heavy/power metal z gracją doświadczonych w metalu muzyków.

Zaczyna się wszystko od barbarzyńskiego, ekstatycznego okrzyku Patrika Johanssona, kapitalnego dynamicznego riffu gitarowego w The Avenger, oraz równie ekscytującego w Titans of War i... no właśnie. Generalnie są jeszcze i inne bardzo dobre momenty na tej płycie, ale realnie dominuje eklektyzm, a nawet pewien chaos kompozycyjny w obrębie poszczególnych utworów. Choć ogólnie SHADOWQUEST łączy w sobie elementy tradycyjnego heroizmu WOLF, mocy RAM i agresywnej nie przewidywalności PORTRAIT, a wszyscy grają bardzo dobrze, dając pole do popisu wokaliście, to ta muzyka nie robi większego wrażenia. Brak tu zarówno klimatu, jakiegoś scalającego całość jak i jest sporo przerysowań i Szwedzi chcą być bardziej painkillerowi niż JUDAS PRIEST na "Painkiller". To takie przerysowane i na granicy pastiszu...
Refreny, niby chwytliwe w wielu wypadkach bardzo przypominają ograne i gorsze wersje refrenów tych szwedzkich grup power metalowych, które przecierały szlaki na początku XXI i nie byłoby w tym nic złego, gdyby były one naprawdę atrakcyjne. Tak niestety nie jest. Co gorsza, można tu znaleźć odniesienia i to tych marnych grup neotradycyjnego szwedzkiego heavy metalu jak KATANA czy STEELWING w utworach wolniejszych, jak tytułowy Gallows of Eden, ostrożny, miarowy i radiowo bezpieczny heavy metal. Caught in a Flame to praktycznie powtórzenie tego samego schematu. Pewne pomysły są zupełnie chybione, jak całkowicie niedopasowane chórki w Guardian of Heaven i może taki styl melodic power, jaki tu zaprezentowali, byłby interesujący, ale w wykonaniu TIMELESS MIRACLE. Radosny i naiwny refren w tej kompozycji dodatkowo wzmacnia poczucie eklektyzmu tego całego materiału.

Wracając do klimatu. Coś tu interesującego zaczynają budować w melancholijnym i uroczystym Armageddon, ale burzą to prymitywnym siłowym heavy/power w dalszej części i doprawdy jakoś zanadto udramatyzowanym śpiewem.
Grając rzeczy prostsze, wypadają lepiej i całkiem przyzwoicie wypada na pewno Dr Midnight, oczywiście pomijając "niemiecki" refren" i ogólnie celowanie w obszary EDGUY ze średniego okresu.
Monumentalne organy w Reborn przypominają POWERWOLF i czeka się na coś specjalnego, ale to siedem minut średnio szybkich temp, niespecjalnie wyrazistej melodii i napuszonych refrenów... i znów się Sammet przypomina. Ładnie brzmi wolna część z pełnymi rockowego żaru solami gitarowymi, ale ma się to nijak do zasadniczego motywu muzycznego tego utworu. Trochę neoklasyki, zagranej doskonale, ale bez związku i zderzenie z refrenem jest po prostu nieprzyjemne.
To, co mocne i zdecydowane jak Into the Unknown, ma udane cechy potężnych ataków RAM, ale już refren przesuwa się na obszary IRON SAVIOR i nie jest dobrze gdy Szwedzi grają niemiecki power metal. Ogólnie to jest chyba najlepsza kompozycja na tej płycie, bo przynajmniej pozbawiona drażniącej nieprzewidywalności w złym znaczeniu.
The Kinsmen Awaits ma na pewno najlepszy rycerski , heroiczny klimat i utrzymują go do końca w ciekawej, patetycznej partii instrumentalnej do samego końca, ale przecież trudno uznać za sukces fakt, że coś dograli do końca w jednolitej muzycznej stylistyce.

Bardzo to profesjonalnie zostało wykonane, liczne sola są godne oklasków, a Ronny Milianowicz bombarduje z atomową mocą i zegarmistrzowską precyzją. Tylko Kaspar Dahlqvist mocno w cieniu i zaledwie zazwyczaj podgrywa w tle, ale to płyta gitarowa i na jego kunszt miejsca tu raczej nie ma. Patrik J. Selleby mimo wszystko mniej interesujący niż w BLOODBOUND. Realizacja wyborna, znakomita i wzorcowa, i nawet lepsza niż podrasowane mocno w studio produkcje STEELWING. Ronny Milianowicz i Mistrz Masteringu Tony Lindgren znają się na rzeczy.
Mimo wielu niedostatków, nie można uznać tej płyty za mniej niż dobrą, ale jak na taką plejadę gwiazd, to nie jest specjalny powód do dumy. Trochę to tak wygląda na album nagrany z marszu, by o sobie przypomnieć. Wartość muzyczna jest średnia i po raz drugi SHADOWQUEST niewiele wnosi do gatunku.

Jako cover grupa umieściła na końcu nieśmiertelny I Want Out. Wykonanie zawsze gorsze od oryginału, ale jeśli chodzi o pewne wrażenie... Z "Gallows Of Eden" też się chce wyjść, może nie w panicznej ucieczce, ale zostać na pewno nie.


ocena: 7/10

new 29.01.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości