21.06.2018, 17:01:58
Inmoria - A Farewell to Nothing - The Diary Part 1 (2011)
Tracklista:
1. Blinded 03:38
2. End of the Line 04:26
3. The Mirror 04:16
4. Hear My Prayers 04:48
5. In My Dreams 04:19
6. Just Another Lie 04:23
7. The Silence Within Me 03:56
8. My Last Farewell 04:21
9. Save Me 04:11
10. Watch Me Bleed 04:39
11. My Shadow Fall 04:07
12. Why 03:59
Rok wydania: 2011
Gatunek: progressive modern metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Søren Nico Adamsen - śpiew
Christer Andersson - gitara
Dan-Erik Eriksson - instrumenty klawiszowe
Tommi Karppanen - bas
Peter Morén - perkusja
Ocena: 4/10
7.10.2011
Tracklista:
1. Blinded 03:38
2. End of the Line 04:26
3. The Mirror 04:16
4. Hear My Prayers 04:48
5. In My Dreams 04:19
6. Just Another Lie 04:23
7. The Silence Within Me 03:56
8. My Last Farewell 04:21
9. Save Me 04:11
10. Watch Me Bleed 04:39
11. My Shadow Fall 04:07
12. Why 03:59
Rok wydania: 2011
Gatunek: progressive modern metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Søren Nico Adamsen - śpiew
Christer Andersson - gitara
Dan-Erik Eriksson - instrumenty klawiszowe
Tommi Karppanen - bas
Peter Morén - perkusja
Ten album, wydany w październiku przez Rock It Up Records, mógł stać się płytą Charlesa Rytkönena. Tak jak debiut INMORIA, grupy z Bolinas, w której siły zjednoczyli muzycy z TAD MOROSE pod przewodnictwem klawiszowca Danne Erikssona i wokalista MORGANA LEFAY.
Nie stał się, bo Rytkönen odszedł niespodziewanie w trakcie nagrywania tego LP. Ile znaczył dla INMORIA, świadczą zaprezentowane wcześniej nagrania w wersjach pre-production z jego udziałem i to rzeczywiście była muzyka stworzona dla niego. Dla niego i dla jego drapieżnego głosu z dozą mrocznego szaleństwa, którego tu tak bardzo było potrzeba.
Album musiał się jednak ukazać i w zespole pojawił się Søren Nico Adamsen, od pewnego czasu wokalista thrash metalowego ARTILLERY, solidny, ale pozbawiony charyzmy rzemieślnik, którego miejsce tak naprawdę było chyba w STARRATS lub innym zespole grającym melodyjny metal w rockowych klimatach. Adamsen stara się oczywiście jak może, próbuje stanowić namiastkę Charlesa, ale Charles jest tylko jeden i tu go zabrakło.
Nie stał się, bo Rytkönen odszedł niespodziewanie w trakcie nagrywania tego LP. Ile znaczył dla INMORIA, świadczą zaprezentowane wcześniej nagrania w wersjach pre-production z jego udziałem i to rzeczywiście była muzyka stworzona dla niego. Dla niego i dla jego drapieżnego głosu z dozą mrocznego szaleństwa, którego tu tak bardzo było potrzeba.
Album musiał się jednak ukazać i w zespole pojawił się Søren Nico Adamsen, od pewnego czasu wokalista thrash metalowego ARTILLERY, solidny, ale pozbawiony charyzmy rzemieślnik, którego miejsce tak naprawdę było chyba w STARRATS lub innym zespole grającym melodyjny metal w rockowych klimatach. Adamsen stara się oczywiście jak może, próbuje stanowić namiastkę Charlesa, ale Charles jest tylko jeden i tu go zabrakło.
INMORIA gra trudną, zmechanizowaną progresywną metalową muzykę, pełną wewnętrznego napięcia, mroku i atmosfery sennego koszmaru i tu pierwszoplanową rolę gra wokalista - Rytkönen, którego tu zabrakło. Masywne, zdominowane przez gitary i klawiszowe mocne tło kompozycje na tym albumie są utrzymane w jednostajnym tempie, duszne i monotonne... dlatego że zabrakło Charlesa Rytkönena. Tu wszyscy grają pod niego i dla niego, dla jego aktorskiego pełnego napięcia przekazu i Adamsen jakby się nie starał, nie jest w stanie go zastąpić. Próbuje, ale jest tylko surogatem, kiepską imitacją i od połowy ta płyta zaczyna męczyć szarością i jednostajnością zlewających się w jedną całość utworów pozbawionych duszy przy całej swojej bezduszności. Mniej tym razem klawiszy na planie pierwszym, więcej gitar, ale takich jedynie hipnotycznie pulsujących w próżni, którą miał wypełnić dramatyzmem głos Rytkönena.
W efekcie INMORIA prezentuje zestaw kompozycji niespełnionych i niepełnych i to, co mogło stać się czymś nowym i przecierającym niezbadane ścieżki, razi monotonią i wokalną nieporadnością. Nie jest to próżnia absolutna, gdzieś momentami intrygują w partiach instrumentalnych z innowacyjnymi rozwiązaniami, ale to za mało, aby czymś tu przykuć uwagę na dłużej. Ta muzyka męczy już od połowy płyty, wciąż jednak się jeszcze na coś czeka i to nie nadchodzi...
W efekcie INMORIA prezentuje zestaw kompozycji niespełnionych i niepełnych i to, co mogło stać się czymś nowym i przecierającym niezbadane ścieżki, razi monotonią i wokalną nieporadnością. Nie jest to próżnia absolutna, gdzieś momentami intrygują w partiach instrumentalnych z innowacyjnymi rozwiązaniami, ale to za mało, aby czymś tu przykuć uwagę na dłużej. Ta muzyka męczy już od połowy płyty, wciąż jednak się jeszcze na coś czeka i to nie nadchodzi...
Do tego produkcja pozostawia wiele do życzenia i to rozmyte niekonkretne brzmienie dodatkowo utrudnia odbiór. Być może zamysł był taki właśnie, takie miało być muzyczne tło dla Głosu, ale nie dla tego, który się tu pojawił. Na pewno nie dla niego.
INMORIA znalazła się w sytuacji orkiestry, która miała stworzyć muzyczne tło dla teatralnego występu Jednego Aktora, a ten aktor nie pojawił się na scenie.
Rzadko w metalowej muzyce sprawdza się powiedzenie, że "nie ma ludzi niezastąpionych". W przypadku INMORIA tak się niestety stało i stać musiało, bo Rytkönen jest po prostu tylko jeden.
INMORIA znalazła się w sytuacji orkiestry, która miała stworzyć muzyczne tło dla teatralnego występu Jednego Aktora, a ten aktor nie pojawił się na scenie.
Rzadko w metalowej muzyce sprawdza się powiedzenie, że "nie ma ludzi niezastąpionych". W przypadku INMORIA tak się niestety stało i stać musiało, bo Rytkönen jest po prostu tylko jeden.
Ocena: 4/10
7.10.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"