28.06.2018, 15:44:38
Wild Dogs - Reign of Terror (1987)
Tracklista:
1. Metal Fuel (in the blood) 4:55
2. Man Against Machine 03:47
3. Call of the Dark 04:15
4. Siberian Vacation 04:37
5. Psychoradio 04:17
6. Streets of Berlin 05:10
7. Spellshock 03:44
8. Reign of Terror 05:49
9. We Rule the Night 05:22
Rok wydania: 1987
Gatunek: Speed/Heavy/Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Michael Furlong - śpiew
Jeff Mark - gitara
Rick Bartel - bas
Deen Castronovo - perkusja
Ocena: 8.7/10
22.09.2010
Tracklista:
1. Metal Fuel (in the blood) 4:55
2. Man Against Machine 03:47
3. Call of the Dark 04:15
4. Siberian Vacation 04:37
5. Psychoradio 04:17
6. Streets of Berlin 05:10
7. Spellshock 03:44
8. Reign of Terror 05:49
9. We Rule the Night 05:22
Rok wydania: 1987
Gatunek: Speed/Heavy/Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Michael Furlong - śpiew
Jeff Mark - gitara
Rick Bartel - bas
Deen Castronovo - perkusja
"Reign of Terror" to trzecia płyta WILD DOGS z Portland i pierwsza bez Matta McCourta. Jego odejście było dla zespołu poważnym ciosem, bowiem to z nim właśnie tę ekipę kojarzono, a jego głos nadał kompozycjom WILD DOGS specyficznego kolorytu. Grupa do nagrania tego albumu pozyskała nowego wokalistę, Michaela Furlonga, do tej pory bliżej nieznanego i niezwiązanego wcześniej z żadnym zespołem heavy power metalowym z bogatej sceny Portland. Tym razem album wydała wytwórnia Enigma.
WILD DOGS pozostał na tym albumie wierny swojemu stylowi, który przyniósł wcześniejszą popularność. Ponownie charakterystyczna gitara Jeffa Marka wspierana przez znakomitą sekcję rytmiczną z Castronovo i power heavy na granicy speed metalu w pewnych momentach, ozdobiony dobrymi rozpoznawalnymi refrenami. Zachowana została również ta lekko mroczna atmosfera i "Metal Fuel" na początku jednoznacznie wskazuje, że grupa chce zachować swoje poprzednie oblicze. Dominuje wyważona agresja i melodia i jak wcześniej - znakomicie wypadają w szybkich numerach. "Man Against Machine" rozegrany jest kapitalnie. Słychać, że Mark bardzo się stara urozmaicić maksymalnie te kompozycje jakby lekko w obawie, czy Furlong będzie wystarczająco atrakcyjny jako wokalista. Furlong jest atrakcyjny i spisuje się tu znakomicie. To ostry głos, zdecydowany, w pewnych aspektach nawet lepszy niż Matt McCourt mimo tego, że jego rozpiętość głosu jest nieduża. Minimalna chrypka, ostrożne wchodzenie w wyższe rejestry, a jednak w kolejnym, dynamicznym "Call of the Dark" bardzo ładnie prowadzi całość. Można jedynie mieć pewne zastrzeżenia do samego ustawienia go w przestrzeni. Jest lekko cofnięty, zupełnie niepotrzebnie, zresztą. Nieco słabsza kompozycją jest tu "Siberian Vacation" i nie po raz pierwszy okazuje się, że wolniej grający WILD DOGS już tak nie porywa. Tu jednak można podziwiać Castronovo. Jego popis w tym w sumie co najwyżej dobrym utworze jest fantastyczny. Ten mroczniejszy WILD DOGS z chórkami i bardziej tradycyjny heavy metal to tym razem "Streets of Berlin". Pewna próba nadania temu epicko klimatu nie do końca jest udana. Pod tym względem znacznie lepiej prezentuje się bardzo surowo zagrany i zaśpiewany "We Rule the Night".
Gdy grają "Psychoradio", ponownie wybijają zęby i ten speed powerowo rozegrany rock'n'roll jest jedną z najlepszych kompozycji zespołu. Nie zwalniają tempa w kolejnym, bardzo melodyjnym, ale i agresywnym "Spellshock". Utwór tytułowy wyraźnie przypomina kompozycje z dwóch płyt poprzednich, wokalnie też jakby bardziej odpowiadałby McCourtowi i chyba jeden jedyny raz wokal Furlonga jest lekko nieprzekonujący.
Ten album rozwiał wątpliwości, czy McCourt był w tym zespole niezbędny. Nie był. Grupa poradziła sobie bardzo dobrze, prezentując udane kompozycje w swoim stylu z wokalem Furlonga, któremu doprawdy niewiele można zarzucić. Mark zagrał tu kilka fantastycznych solówek, a praca sekcji rytmicznej z czarodziejem Castronovo, to jak zwykle niedościgniony wzór do naśladowania dla innych grup, grających taki metal w USA w tym czasie.
Sama produkcja mogłaby być nieco lepsza, ale w zasadzie nie odbiega ona od standardu tego okresu, ani od dwóch albumów poprzednich zespołu.
Występ Furlonga okazał się jednorazowy i zespół do nagrania kolejnej płyty musiał szukać kolejnego frontmana. Następna płyta jednak się nie ukazała i zespół zniknął ze sceny na bardzo wiele lat.
WILD DOGS pozostał na tym albumie wierny swojemu stylowi, który przyniósł wcześniejszą popularność. Ponownie charakterystyczna gitara Jeffa Marka wspierana przez znakomitą sekcję rytmiczną z Castronovo i power heavy na granicy speed metalu w pewnych momentach, ozdobiony dobrymi rozpoznawalnymi refrenami. Zachowana została również ta lekko mroczna atmosfera i "Metal Fuel" na początku jednoznacznie wskazuje, że grupa chce zachować swoje poprzednie oblicze. Dominuje wyważona agresja i melodia i jak wcześniej - znakomicie wypadają w szybkich numerach. "Man Against Machine" rozegrany jest kapitalnie. Słychać, że Mark bardzo się stara urozmaicić maksymalnie te kompozycje jakby lekko w obawie, czy Furlong będzie wystarczająco atrakcyjny jako wokalista. Furlong jest atrakcyjny i spisuje się tu znakomicie. To ostry głos, zdecydowany, w pewnych aspektach nawet lepszy niż Matt McCourt mimo tego, że jego rozpiętość głosu jest nieduża. Minimalna chrypka, ostrożne wchodzenie w wyższe rejestry, a jednak w kolejnym, dynamicznym "Call of the Dark" bardzo ładnie prowadzi całość. Można jedynie mieć pewne zastrzeżenia do samego ustawienia go w przestrzeni. Jest lekko cofnięty, zupełnie niepotrzebnie, zresztą. Nieco słabsza kompozycją jest tu "Siberian Vacation" i nie po raz pierwszy okazuje się, że wolniej grający WILD DOGS już tak nie porywa. Tu jednak można podziwiać Castronovo. Jego popis w tym w sumie co najwyżej dobrym utworze jest fantastyczny. Ten mroczniejszy WILD DOGS z chórkami i bardziej tradycyjny heavy metal to tym razem "Streets of Berlin". Pewna próba nadania temu epicko klimatu nie do końca jest udana. Pod tym względem znacznie lepiej prezentuje się bardzo surowo zagrany i zaśpiewany "We Rule the Night".
Gdy grają "Psychoradio", ponownie wybijają zęby i ten speed powerowo rozegrany rock'n'roll jest jedną z najlepszych kompozycji zespołu. Nie zwalniają tempa w kolejnym, bardzo melodyjnym, ale i agresywnym "Spellshock". Utwór tytułowy wyraźnie przypomina kompozycje z dwóch płyt poprzednich, wokalnie też jakby bardziej odpowiadałby McCourtowi i chyba jeden jedyny raz wokal Furlonga jest lekko nieprzekonujący.
Ten album rozwiał wątpliwości, czy McCourt był w tym zespole niezbędny. Nie był. Grupa poradziła sobie bardzo dobrze, prezentując udane kompozycje w swoim stylu z wokalem Furlonga, któremu doprawdy niewiele można zarzucić. Mark zagrał tu kilka fantastycznych solówek, a praca sekcji rytmicznej z czarodziejem Castronovo, to jak zwykle niedościgniony wzór do naśladowania dla innych grup, grających taki metal w USA w tym czasie.
Sama produkcja mogłaby być nieco lepsza, ale w zasadzie nie odbiega ona od standardu tego okresu, ani od dwóch albumów poprzednich zespołu.
Występ Furlonga okazał się jednorazowy i zespół do nagrania kolejnej płyty musiał szukać kolejnego frontmana. Następna płyta jednak się nie ukazała i zespół zniknął ze sceny na bardzo wiele lat.
Ocena: 8.7/10
22.09.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"