Voice
#1
Voice - Trapped in Anguish (1999)

[Obrazek: R-3331544-1485633876-9828.jpeg.jpg] 

Tracklista:
1. No Way Out 05:20
2. Twilight Dreams 04:02
3. Behind Your Reflections 06:50
4. The Silent Way 06:51
5. Colder Than Ice 05:47
6. The Gunslinger 05:04
7. Disappeared Heroes 06:21
8. In the Night 04:33
9. The Journey 10:30

Rok wydania: 1999
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Oliver Glas - śpiew
Thommy Neuhierl - gitara
Rico Hendel - gitara
Soren Glas - bas
Arnd Otto - perkusja
Matthias Löscher - instrumenty klawiszowe

Niemiecka ekipa VOICE z Vogtlandkreis rozpoczynała od grania metalu progresywnego, ponieważ jednak na tym polu nie odniosła sukcesów podczepiła się pod ruszający wózek z napisem melodic power metal, ale taki z pewnymi ambicjami na progresywność i neoklasyczność. To drugi album zespołu, wydany w sierpniu 1999 przez AFM Records.
 

Jeśli ten zespół miał chęć stanąć w szranki chociażby z AT VANCE (aby nie szukać konkurencji za granicą) to efekt okazał się niewspółmierny do włożonego wysiłku.
Słowo wysiłek pada nieprzypadkowo, bo granie to lekkości i swobody w sobie nie ma, wszyscy bardzo się starają i męczą ale w ostatecznym rozrachunku wychodzi z tego niewiele dobrego. Największym problemem wydaje się wokalista Glas. W takiej muzyce trzeba się czymś wyróżniać. Albo mieć świetny głos, przyciągający, oczarowujący, albo być specyficznym, rozpoznawalnym i kontrowersyjnym nawet, ale jednak przyciągającym uwagę słuchacza. Glas jest bezbarwny, ułożony, nijaki i monotonny. Co gorsza jest też wyeksponowany z bliżej niezrozumiałych powodów i zazwyczaj przoduje przykrywając wcale nie takie najgorsze zagrania instrumentalistów. Mają oni teoretycznie duże pole do popisów kompozycjach zazwyczaj długich, ale i też wydłużonych ponad miarę, jakby ambicją zespołu było przedstawienie pełnej godziny muzyki, nawet kosztem narażania słuchacza na zniecierpliwienie. Sam początek albumu to power metal z elementami heavy, nawet trochę epicki, ale podawany z taką obojętnością w grze gitarzystów że zachodzi pytanie czy zamierzają już uśpić konsumenta na samym początku. Potem wychodzi zaś to niezdecydowanie stylistyczne jakie cechuje cały ten LP. Skręcanie w rejony melodyjnego power z jakimiś para progresywnymi elementami jest tu nagminne. Niestety nagminne jest także wykorzystywanie chórków, w których udzielają się wszyscy niemal członkowie zespołu. Brzmią one okropnie i uważam że instrumentaliści powinni skoncentrować się na swoich instrumentach, i tylko. Neoklasyczno-powerowa galopadka Twilight Dreams jest zupełnie dobra, do momentu gdy znudzony Glas nie zaczyna refrenu będącego karykaturą hansenowskiego speed melodic power metalu. Behind Your Reflections to dodatkowo więcej klawiszy, niezdecydowany melodic metal, straszne dłużyzny i brak jakiegoś punktu zaczepienia. Dużo więcej obiecuje intrygujący ambientowy początek The Silent Way, gdzie po raz pierwszy pojawia się iskra zainteresowania. Ostatecznie dostajemy utwór balladowy, o cechach progresywnych, zresztą bliższy nagraniom z debiutu tej formacji. Tym razem refren, melodyjny i spokojnie kołyszący przyjemny. Colder Than Ice to ponownie spokojne klimaty z odrobiną melancholii i rocka, miły, ale bez większej siły przebicia AOR /rockowy hymn, zresztą ogólnie bardzo niemiecko brzmiący.
W The Gunslinger ostrzej w powerowym stylu, ale przecież to także jest granie ospałe i bez werwy, a Glas momentami jest nie do zniesienia. Wychodzi też pokrętny styl gry gitarzystów w solówkach. Disappeared Heroes to ponownie ciągoty do grania metalu bardziej wzniosłego, podszytego epiką w klawiszach i dostojnym prowadzeniu całości w kroczącym rytmie. Można odnieść wrażenie że to próba zagrania pod wczesnego epickiego Malmsteena, bo jest tu odrobina neoklasyki, tyle że refren znów kładzie całość na łopatki. Po strawieniu z trudem powerowego In the Night na koniec można podelektować się 10 minutowym The Journey. Dłużyzny okropne i co najgorsze kilka wcale niezłych pomysłów zaprzepaszczonych w powodzi prób grania pod IRON MAIDEN i okropnych klawiszy w tle. Do tego ponownie te nieudane chórki i upchana byle jak neoklasyka.


Ta płyta jest nieudana. Jest nieudana pod względem wykonania, pod względem atrakcyjności samych kompozycji oraz brzmienia, które jest co najwyżej średnie, a w przypadku soundu samych gitar nawet odstręczające suchością.
Słaby to zespół, który i w dalszej części kariery nie zdołał udowodnić sensu swojego istnienia na niemieckiej power metalowej mapie.


Ocena: 4.5/10

26.12.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Voice - Soulhunter (2003)

[Obrazek: R-5318440-1390416468-6986.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Soulhunter 06:40
2. Devilish Temptation 03:35
3. Valhalla 05:11
4. Place of Deliverance 04:20
5. Firedevil 04:51
6. Fairground of Illusion 06:00
7. Glorious Empire 03:50
8. Where Have The Angels Disappeared 05:30
9. Like A Heart 04:44

Rok wydania: 2003
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Oliver Glas - śpiew
Thommy Neuhierl - gitara
Rico Hendel - gitara
Sören Glas - bas
Jens Kuge - perkusja

Niemiecka grupa VOICE zaistniała w metalowym światku w roku 1996. Jej trzon stanowili gitarzyści Neuhierl i Hendel oraz bracia Glass, wokalista Oliver i basista Soren. Neuhierl był też głównym twórcą repertuaru zespołu. Na pierwszych albumach, a było ich zaledwie trzy, w latach 1996-2001, wyraźnie widać, że VOICE nie potrafił znaleźć dla siebie właściwego miejsca na metalowej scenie. Proponowana przez nich muzyka z pogranicza progresji i typowego niemieckiego melodyjnego metalu nie zadowalała w zasadzie zwolenników żadnego z tych gatunków. Toporny wokal Glassa w połączeniu z nieciekawymi gitarami i często bezładnymi klawiszami w nużących, przydługich kompozycjach nie zachęcały zbytnio do sięgania po albumy tej formacji. Sądzę, że sami jej członkowie w końcu zdali sobie z tego sprawę i w październiku 2003 wydali nakładem AFM Records album "Soulhunter", na którym pojawił się nowy perkusista, Jens Kuge. Ciekawostką jest fakt, że zastąpił on Stefana Schwarzmanna, znanego z takich grup, jak RUNNING WILD, X-WILD, U.D.O. i wielu innych, który opuścił kolegów po nikłym odzewie na poprzedni LP "Golden Signs" z 2001.

Tym razem Voice zaproponowali granie prostsze, oczyszczone z natłoku progresywnych elementów, które zresztą i tak nigdy nie były ich mocną stroną. Zaprezentowali melodic heavy metal zbliżony nieco do tego, co w tym czasie grały takie takie zespoły, jak FIREWIND, DREAM EVIL czy STORMWIND. Niestety, ze średnim raczej rezultatem. Gitary dosyć lekkie, nieco rozmyte i jakby ospałe. W tle klawisze wykonane przez samego Olivera Glassa chyba nawet gorsze niż na "Golden Signs". Do tego perkusja waląca chwilami bez ładu i składu oraz przeciętny wokal - ani power, ani heavy, niby poprawny, ale chwilami denerwujący i przymulający słuchacza. Ogólnie wszystko jakieś takie bez wiary w końcowy sukces. Słychać to już w tytułowym "Soulhunter" przydługim i bardzo przeciętnym czy też w "Fairground Of Illusion" oraz "Like A Heart", gdzie ciągoty Neuhierla do progresywnego grania wyraźnie zaznaczyły się w negatywny sposób. "Place Of Deliverance" to znów tuzinkowy kawałek hardrockowy, wciśnięty chyba z myślą o promocji radiowej, niestety bez chwytliwej, przebojowej melodii. Natomiast reszta utworów jest już znacznie lepsza. "Glorious Empire" i wolniejszy "Where Have The Angels Dissapeared" trochę przypominają FIREWIND, ale cóż, do Gusa G. jeszcze daleko. "Valhalla" to z kolei melodyjny metal w niemieckim stylu z fajnym refrenem. "Devilish Temptation" to coś w stylu STORMWIND z lekko neoklasyczną melodią, moim zdaniem utwór bardzo przyzwoity. Niewątpliwie najlepszy jest "Firedevil". Dopracowany, zwarty, z dynamicznym refrenem i pewnie zagrany, przywodzący na myśl wczesny DREAM EVIL No cóż, fascynacja Gusem, albo po prostu podążanie za modą. Niemniej szkoda, że nie ma na tej płycie więcej takich numerów.

Podsumowując, album nie wnosi nic nowego. Ot, taki przyzwoity melodyjny power. Sympatyczny dla miłośników tej odmiany metalu, ale i ich do końca niezadowalający. Ani szczególnie nie odradzam, ani też zbytnio nie polecam. Zresztą, tyle tylko można z dorobku VOICE posłuchać, bo grupa nie daje znaku życia.

Ocena: 6/10

26.12.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Voice - The Storm (2017)

[Obrazek: R-11074442-1509372329-3947.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.The Storm 05:07
2. Stronger than Steel 04:35
3. Go Down in Flames 04:37
4. Business Roulette 05:09
5. Dance on the Razor Blade 05:40
6. The Golden Savior 04:58
7. Your Number Is Up 05:14
8. Kingdom of Heaven 04:40
9. When Night Falls 05:35
10.Into Darkness 04:09
11.Soldiers of Glory 05:19
12.Out in the Cold 04:28

Rok wydania: 2017
Gatunek: Melodic heavy/power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Oliver Glas - śpiew
Thommy Neuhierl - gitara, instrumenty klawiszowe
Sören Glas - gitara basowa
Stephan Stockburger - perkusja

 W roku bodajże 2009 pisałem, że ta grupa się definitywnie rozpadła. Okazuje się, że jednak nie. W październiku 2017 zespół ten w nieco zmienionym i okrojonym do jednego gitarzysty składzie, zaprezentował swój piąty album, a wydawcą jest, co ciekawe, Massacre Records, która raczej bardzo starannie dobiera zespoły pod swoje skrzydła, zwłaszcza w ostatnich latach.

VOICE wybitną grupą nigdy nie był i tym muzykom chyba niebiosa poskąpiły jednak talentu kompozycyjnego, bo ten LP nie jest po prostu dobry. Jest to melodic power metal typowy, trochę przyciężki gitarach jak na styl jaki tu został zaprezentowany, a spróbowali tu zagrać w takiej nieco mniej radiowej i na pewno nie neoklasycznej formule. Średnie tempa, bardzo średnie, toporne melodie i raczej słychać tu drugą ligę Zagłębia Ruhry niż Saksonię, z której zespół się wywodzi.
Doprawdy, takie numery jak The Storm nic nie wnoszą ani do power metalu, ani do heavy metalu. Jest to granie nudne i przewidywalne, choć są próby ożywienia tego przez dosyć klimatyczne klawisze Thommy Neuhierla. Są tu także nieśmiałe próby wejścia na bardziej epickie terytoria w Stronger than Steel, Dance on the Razor Blade, ale nie da się tego zrobić tworząc melodie niemal o tylko radiowym hard rockowym charakterze. Za grzecznie, zbyt przewidywalnie cały czas i dosłownie tylko przebłyski jakieś w jednostajnym, niemal usypiających kompozycjach Go Down in Flames i kilku innych. Słabiutkie coś w rodzaju hard'n'heavy w Business Roulette, The Golden Savior, czy Your Number Is Up, który ma w sobie odrobinę tej neoklasyki z dawnych lat, ale ogólnie to jest kiepska kalka numerów GUN BARREL. Najlepszy jest nastrojowy, a zarazem jednak epicki Kingdom of Heaven, bardzo dobry także również łagodnie zagrany When Night Falls, gdzie ładnie zaśpiewał Oliver Glas. Może gdyby takiej muzyki było na tej płycie więcej, to w kategorii melodic heavy metal ta płyta by się skutecznie obroniła. Jednak ta godzina z muzyką VOICE jest średnio udana, tym bardziej, że do końca nie ma tu nic więcej przykuwającego uwagę. Into Darkness to przyzwoity, melodyjny heavy/power i nic ponadto, a Soldiers of Glory niespecjalnie udany melodic heavy w opcji powiedzmy heroicznej. Out in the Cold nie ma nic wspólnego z JUDAS PRIEST, to kompozycja własna, ale taka skupiająca w sobie wszystko co jest pozytywne i negatywne na tym albumie w jednym miejscu. Naprawdę, tylko takie sobie jest to granie.

Wykonanie jest niezłe, Oliver Glas śpiewa lepiej, niż można było oczekiwać, ale w warstwie instrumentalnej kiedyś ta grupa wykazywała jednak znacznie więcej finezji i pomysłowości. Za to brzmienie jest znakomite, ciepłe, głębokie i masywne.
W sumie płyta to przeciętna, ale ważne jest, że zaistnieli ponownie.

ocena: 6,1/10

new 19.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Voice - Holy or Damned (2024)

[Obrazek: pol_pl_Voice-Holy-Or-Damned-75734_1.jpg]

Tracklista:
1. Nevermore 06:49         
2. The Silence of Prescience 04:53     
3. In This World 05:23         
4. Dream On 04:52        
5. Schizo Dialogues 05:41        
6. Tears in the Dust 07:34        
7. Chatroom Whispering 05:48         
8. Privateer 05:25         
9. Let's Go Ahead 05:05        
10. Only Grey Remain 06:23         
11. Petrified Dreams 06:57

Rok wydania: 2024
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Oliver Glas - śpiew
Thommy Neuhierl - gitara, instrumenty klawiszowe
Rainer Wild - gitara
Sören Glas - gitara basowa
Stephan Stockburger - perkusja


Po siedmiu latach studyjnego milczenia, przypomina o sobie VOICE, wzbogacony o gitarzystę Rainera Wilda z oryginalnego składu z 1988 roku, z którym jednak nic nie nagrano. Premiera odbędzie się 12 lipca 2024 roku nakładem niemieckiego magnata Massacre Records.

Tym razem VOICE postanowiło zagrać coś innego. Jest to heavy metal gładki, o rockowym feelingu i album rozpoczyna niemal siedmiominutowy Nevermore. Stawiają na kompozycje długie, które niestety są oparte o melodie i konstrukcje wtórne, które słyszało się już wiele razy, czy to w SINNER, czy BONFIRE albo JADED HEART. Oliver Glas czuje się bardzo dobrze w tej konwencji i śpiewa całkiem nieźle, z rockowym feelingiem i tutaj niewiele jest do zarzucenia, tak jak od strony wykonawczej, ponieważ wszyscy zagrali zgodnie z konwencją.
Największymi wrogami tego albumu są niesamowita wtórność, gdzie żadna kompozycja nie wyróżnia się jakoś szczególnie i jest to równa, przewidywalna i hermetyczna godzina muzyki, oraz długość utworów. Żaden z nich nie musiał trwać dłużej niż cztery minuty, a co dopiero siedem. Wystarczy posłuchać Tears in the Dust, który rozkręca się o wiele za długo i zwyczajnie nudzi akustycznymi gitarami i przeciętną melodią. Problemem jest też zupełnie bezbarwny Chatroom Whispering, gdzie refren nie istnieje i zlewa się z poczuciem nudy. Za najciekawsze można uznać power rockowy Schizo Dialogues nawiązujący do DOMAIN, ale to jest nic jak tylko poprawna kopia sprawdzonych już pomysłów i zagrywek, bonusowy Privateer, próbujący naśladować wolniejsze kompozycje GUN BARREL. Pozostałe bonusy już są niestety mało interesujące. Album kończy Petrified Dreams, który zaczyna się epicko i to jest dobra ciekawostka, wyróżniająca się klimat. Mrok GRAVE DIGGER wyczuwalny, ale to zdecydowanie jego zmiękczona wersja.

Brzmienie jest solidne i idealnie dopracowane oraz dopasowane do obranego tutaj kierunku.
VOICE ponownie nagrał bezpieczny LP i można stwierdzić, że jak zwykle nie mają szczęścia do kompozycji i tak jak poprzednio, zabrakło pomysłów i finezji.
Może i to poprawny LP, ale nie zeszli poniżej pewnego poziomu, do jakiego przez te wszystkie lata przyzwyczaili swoich fanów.


Ocena: 6.2/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Massacre Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości