Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:980
Binary Creed - Restitution (2014)
Tracklista:
1. Dominion 04:43
2. How Many Tears 04:05
3. Anonymity 03:36
4. Leave the World Behind 04:50
5. Freedom 04:17
6. Turn to the Cross 03:54
7. Leave the Lie 03:55
8. Interlude 01:33
9. My Choice 03:58
10. Welcome Joy 02:20
Rok wydania: 2014
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Andreas Stoltz - śpiew
Stefan Rådlund - gitara
Janne Viklund - bas
Petri Säisä - perkusja
Peo Olofsson - instrumenty klawiszowe
BINARY CREED powstało w 2013 roku i składa się w większości z muzyków kompletnie nieznanych, poza Andreasem Stoltz, który nagrał 2 albumy w latach 90-tych w HOLLOW. Była to muzyka dobrze zagrana, ale trudna. Po prostu nie wyszła w odpowiednim czasie, tylko została kompletnie zmiażdżona przez HAMMERFALL.
Dlatego też powrót Andreasa z cienia po grubo ponad 15 latach z nowym projektem jest zaskakujący. Tak jak kontrakt z dużą, uznaną wytwórnią Nightmare Records.
Progressive metal, przynajmniej w teorii i na forach ma bardzo dużo wzięcie, szczególnie w USA, więc może to jednak nie powinno tak dziwić?
Tak w innym zespole tego frontmana, mamy do czynienia z muzyką lekko progresywną i wymagającą, jednak tym razem za inspirację posłużyło TEARS OF ANGER i RIDE THE SKY. To słychać w Dominion, a szczególnie w How Many Tears, gdzie jest ten lekko wypaczony MASTERPLAN w wykonaniu braci Jansson.
Muzyka z odcieniem przebojowości, a jednocześnie wysublimowana i jest to na pewno bardziej przyswajalne od HOLLOW, ale jak się bierze za podstawę mimo wszystko melodic, to jest różnica. Niestety Anonymity to bardzo przeciętna ballada przy pianinie, później znów TEARS OF ANGER w Leave The World Behind z całkiem niezłym solem. Freedom pod tym względem jest bardzo duszne i Stoltz w poprzednich kompozycjach był raczej z boku, tak tutaj zaczyna prowadzić i wychodzi mi tu bardzo dobrze i ładnie to się rozwija w refrenie, może niezbyt oryginalnym, ale solidnie zagranym i to jest styl przebojowości, z którego TEARS OF ANGER zasłynęło. Zaczyna być szybciej i dynamiczniej w Turn to the Cross i tutaj jest coś z FRAISE i RIDE THE SKY, chociaż niestety nie jest to jakiś wielki przebój, a raczej co najwyżej dobry utwór z bardzo orzeźwiającym solem. Cień TAD MOROSE pada w Leave the Lie, umacniając jeszcze bardziej w przekonaniu, że ta muzyka ewidentnie była inspirowana projektami Janssonów. My Choice to mieszanina TEARS OF ANGER i RIDE THE SKY i jest to dość męczące granie i te refreny lepiej rozgrywano w USA i Szwecji.
Welcome Joy to wyciszenie przy skrzypcach i gitarze akustycznej przy delikatnym śpiewie Stoltza. Sympatyczne, ale nie jest to jakoś wyjątkowo poruszające.
Solidna produkcja inspirowana TEARS OF ANGER, ale to muzyka TOA, więc wybór nie dziwi.
Stoltz powrócił z muzyką wymagającą, jednocześnie dość zachowawczą, a przede wszystkim jednostajną, która w połowie potrafi zmęczyć i wychodzi monotonia. Zarzut, który można niby też skierować w stronę TEARS OF ANGER. Wokalista kontrowersyjny i jego wyższy śpiew co poniektórych może zmęczyć, to ten typ specyfiki jak FRAISE i nie każdemu taki śpiew może pasować. Kto słyszał HOLLOW, ten wie, na co się pisze od strony wokalnej.
Dobra kopia, zagrana równo i bez przebłysków, którą spokojnie można uznać za prawdziwą drugą płytę TEARS OF ANGER.
Ocena: 7.4/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:980
Binary Creed - A Battle Won (2016)
Tracklista:
1. Servants 04:56
2. Lurking in the Shadows 04:34
3. In a Time to Come 04:07
4. The Fallen King 04:36
5. The Ones to Bleed 04:27
6. Safer than Now 04:07
7. A Better Man 04:04
8. Black Storm 03:07
9. These Hands 04:23
10. Journey Without End 04:17
Rok wydania: 2016
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Andreas Stoltz - śpiew
Stefan Rådlund - gitara
Robert Rasmussen Ahlenius - bas
Peter Widding - perkusja
Peo Olofsson - instrumenty klawiszowe
Kontrakt z Nightmare się zakończył, ale udało się podpisać kolejny z równie uznaną wytwórnią Rockshots Records, a kolejny album ukazał się 4 listopada 2016 roku.
Zmiana zaszła w sekcji rytmicznej i tym razem zagrali debiutanci sceny metalowej.
Muzyka to nadal TEARS OF ANGER, ale w bardziej przystępnej formie, przypominając momentami IMAGINERY i RIDE THE SKY, inne projekty braci Jansson, co słychać już w energicznym i power metalowym Servants czy wieloplanowym wokalnie Lurking in the Shadows, który spokojnie by mógł znaleźć się na albumie RIDE THE SKY.
Jest lżej i bardziej przystępnie, dzięki czemu nie jest to muzyka tak duszna i monotonna. Do tego dochodzą aranżacje w stylu SYMPHONY X w In a Time to Come z typowo szwedzkim refrenem, wraca RIDE THE SKY w The Fallen King, w którym motyw ancient jest niestety bardzo przeciętny. Znacznie lepiej odnajdują się w przebojowych i melodyjnych The Ones to Bleed z ogromną przestrzenią, porównywalną do DIVINEFIRE i bardzo mocno zaznaczającą swoją obecność sekcją rytmiczną, które przyozdabia dobre, choć niestety oszczędne solo. RIDE THE SKY płynie w Safer Than Now, a ballada A Better Man by była dobra gdyby nie bardzo przeciętny refren w klimacie ancient. Szkoda, bo zwrotki i melodia jest mistrzowska, tak jak Stoltz, który niszczy jeszcze bardziej niż na płycie poprzedniej, ale to chyba konsekwencja chęci nawiązania do TEARS OF ANGER. Black Storm płynie solidnie i to przyjemny utwór utrzymany w średnich tempach, ale These Hands to mimo prób połączenia ADAGIO z TEARS OF ANGER wychodzi dość sztampowy prog power.
Hipnotyczny i prosty Journey Without End udany i przyjemny w swojej konsekwencji i autentyczny w klimacie. Udane zakończenie dość trudnego albumu.
Tym razem za brzmienie odpowiada Ronnie Björnström i spisał się bardzo dobrze. Brzmienie jest selektywne, każdy instrument jest czytelny, nie jest to muzyka duszna, co nie znaczy, że jest łatwa.
Mimi utworów regularnej długości, niektóre melodie nie są łatwe i nie jest to prosto podane, wykonane za to na poziomie wysokim i nowa sekcja rytmiczna podołała wizji i nie zostali przyćmieni zbyt mocno przez Stoltza, który rozegrał tutaj chyba swoje najlepsze partie, a na pewno najmniej odsiewające.
Album nieznacznie prostszy i trochę bardziej przystępny, na dość równym poziomie, ale bez przebłysków czy wgniatających w ziemię hitów.
Stoltz odszedł z zespołu w 2020 roku, na jego miejsce jednak szybko znalazło się zastępstwo w postaci gitarzysty i wokalisty SUMMONED TIDE. Czy sprawdzi się w muzyce BINARY CREED przekonamy się w 2021 roku.
Bez Stoltza jednak to już może nie być to samo.
Ocena: 7.5/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:980
Binary Creed - Inferno Part I (2021)
Tracklista:
1. Pacific Control 05:49
2. Lone Wolf 03:50
3. Dominus 04:01
4. Waiting 03:59
5. Mother (bonus track) 02:58
Rok wydania: 2021
Gatunek: Progressive/Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Rickard Thelin - śpiew
Stefan Rådlund - gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Molgan - perkusja
BINARY CREED Mark II. W 2020 roku odszedł Andreas Stoltz i w tym czasie Stefan Rådlund zaczął zbieranie nowego składu. Jeszcze w tym samym roku udało się nawiązać współpracę z wokalistą SAATE i SUMMONED TIDE, Rickardem Thelinem, który ściągnął perkusistę Molgana, z którym pracował już przy SAATE.
Premiera nowego albumu była przekładana i z powodu pandemii prace przedłużyły się do tego stopnia, że został on podzielony na dwie części. Część pierwsza ukaże się nakładem własnym 7 maja 2021 roku.
Dużo do omówienia tutaj nie ma, bo to raptem 20 minut muzyki, ale słychać ewolucję stylu zespołu. Może to zasługa Rickarda Thelina, który śpiewa tutaj dobrze i jest raczej standardowym gardłem trzymającym się średnich rejestrów, więc pod tym względem BC tym razem nie będzie wywoływać żadnych kontrowersji. Może uproszczeniu muzyki i jest tutaj więcej chłodnego power metalu i progresja ogranicza się tutaj jedynie do ogromnej przestrzeni drugiego i dalszych planów.
TEARS OF ANGER jest słyszalne w chłodzie i mechanice, Waiting spokojnie by mogło znaleźć się na debiucie braci Jansson, ale dochodzi tutaj też przebojowość i bardzo wyraźne zaznaczenie melodii RIDE THE SKY. Wspaniale tutaj są zorganizowane orkiestracje i bonusowy Mother robi wrażenie, tak jak bardzo dobre i oszczędne solo Rådlunda, tylko czy growl był tutaj potrzebny? Moim zdaniem nie i to jest raczej ukłon w stronę typowego już i powszedniego progressive.
Pacific Control i Lone Wolf przywodzą na myśl chłód WINTER'S VERGE, szczególnie Lone Wolf przypomina nagrania z 2010 roku Cypryjczyków. Romansują jeszcze z VOYAGER w Dominus i to słychać w chłodzie głosu Thelina.
Stefan Rådlund gra tutaj dobrze. Ciekawe, choć oszczędne sola, jak do tej pory najlepsze i najbardziej interesujące w karierze zespołu.
Molgan to utalentowany i charyzmatyczny perkusista bez dwóch zdań i nie można mu tutaj nic zarzucić. Profesjonalna robota, świetne i mocne rytmy, płynne przejścia i idealna synchronizacja.
Za brzmienie odpowiada sam Rådlund i jak na własną produkcję brzmi to dobrze, z mocnymi blachami, wysuniętym wokalistą i chłodną gitarą w centrum. Jest dobrze, ale słychać, że materiał był nagrywany w dwóch, a może i trzech sesjach i najbardziej cierpi na tym bonusowy Mother, który prawdopodobnie został nagrany jako pierwszy już w 2020 roku.
Ciekawy materiał i jego realizacja nie budzi zastrzeżeń, mimo że nie grają tutaj niczego nowego czy odkrywczego. Nie jest to nachalne i zbyt wyniosłe jak wiele innych progresywnych płyt i ten gatunek pomogły, na szczęście dzięki taki grupom jak NOVERIA zaczyna się coś zmieniać.
Ewolucja na plus, tylko muzyki mało.
Druga część albumu ma się ukazać jesienią. Ci, którzy byli zniechęceni poprzednimi płytami, głównie ze względów wokalnych, mogą dać im szansę.
TEARS OF ANGER i tak kolejnej płyty nie nagra...
Ocena: 8/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Stefana Rådlunda (BINARY CREED).
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:980
Binary Creed - Inferno (2022)
Tracklista:
1. Air 04:45
2. The Order of the Tsavorite Flame 03:54
3. Hero 04:04
4. Save me 04:54
5. Nothing Lasts Forever 04:10
6. So Alive 05:13
7. Armageddon 03:04
8. Hyper 04:36
9. Zuckubus 04:17
10. Halloween (Bonus) 04:46
Rok wydania: 2022
Gatunek: Progressive/Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Rickard Thelin - śpiew
Stefan Rådlund - gitara, instrumenty klawiszowe
Robert Ahlenius - bas
Molgan - perkusja
Miały być dwie części, ostatecznie Inferno to długo wyczekiwany, trzeci LP zespołu, na którym na basie zagrał znany z płyty 2016 roku Robert Ahlenius.
Album zostanie wydany przez grupę nakładem własnym 28 października 2022 roku.
Duch braci Jansson unosi się nad tą muzyką, ale nie jest aż tak chłodno i duszno, ale podoba mi się, jak to poprowadzili w Hero. Coś z doświadczeń EVERGREY i sceny szwedzkiej, ale nadal ze szlifem i stylem BINARY CREED, ale są też tutaj inspiracje SYMPHONY X i pewne pomysły, które pomogły się wybić takim zespołom jak NOVERIA, ale to raczej tylko skromne wtrącenia i nie ma tutaj tej potężnej dawki przebojowości. To kierunek, który obrali na A Battle Won i modyfikacje są tutaj drobne. Orkiestracje są istotnym tłem, dużo w tym dramaturgii z dozą teatralności, ale to nie zawsze działa i taką mieszaniną stylów, która budzi mieszane uczucia jest Nothing Lasts Forever. Rickard Thelin okazuje się wokalistą znacznie bardziej wszechstronnym niż na materiale z zeszłego roku i potrafi zaserwować całkiem niezłe i mocne growle, które są bardzo dobre w Save Me i So Alive, który jest najlepszy na płycie. Świetne orkiestracje, które podkreślają melodię i bardzo dobry refren. Motywy tutaj wykorzystane może i nie są niczym nowym, ale nie zmienia to faktu, że przestrzeń została tutaj bardzo dobrze wykorzystana. Dobrze się też bawią w Halloween, nieźle wypadają w Hero mocno inspirowanym EVERGREY. To przekrój szwedzkich grup progressive z ostatnich 15 lat. Materiał dobrze zagrany i któremu niewiele można zarzucić, bo na przykład The Order of the Tsavorite Flame jest niezły, ale nie ma tutaj momentów, które by wgniatały w ziemię albo zdumiewały.
Odnoszę nawet wrażenie, że w pewnym momencie album zaczyna być bardzo monotonny i jednostajny, szczególnie to wychodzi w Armageddon, Hyper i Zuckubus, które brzmią bardzo podobnie do kompozycji wcześniejszych. Najlepiej wypada z tej trójcy Zuckubus, ale to głównie dzięki Thelinowi, bo tym razem sekcja rytmiczna wyjątkowo gra bardzo mechanicznie i jednostajnie. Na poprzednich albumach było bardziej energicznie z próbami urozmaicenia, a tutaj wyszło jakoś ślamazarnie i bez emocji. Zabrakło życia i trudno powiedzieć, co się stało.
Rådlund gra po swojemu i rozczarowania nie ma. Gra oszczędna i konkretna, która czasami miło potrafi zaskoczyć (Halloween), ale główną gwiazdą chyba miał być Thelin.
Tak jak w przypadku EP, sound to produkcja własna i Rådlund poszedł w surowy sound perkusji z mocniejszym zaakcentowaniem wokalisty, rozmytą gitarą i planami klawiszowymi, głównie trzymającymi się dalszego planu. To miała być chyba produkcja inspirowana Thomas "Plec" Johansson i tym, co robił z BOREALIS, ale nie ma tego szlifu i dopieszczenia, ale jak na własny nakład wypada to dobrze i nie za bardzo jest do czego się przyczepić, skoro wszystko słychać dobrze.
BINARY CREED nie zawiodło i nagrało album, jakiego należało oczekiwać. Bez niespodzianek i standardowy gatunkowo progressive metal, którego słucha się przyjemnie i fani progressive metalu w takiej formie powinni być zadowoleni.
Dobry, ale piekła nie ma.
Ocena: 7.1/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Stefana Rådlunda (BINARY CREED).
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:980
Binary Creed - Leash of Noise (2024)
Tracklista:
1. The Journey 01:12
2. The Punisher 03:54
3. Leash of Noise 03:48
4. Cries for the Children 04:41
5. My Tempest 03:28
6. Traveller 03:42
7. Bones 03:16
8. Fly With Me 03:42
9. Price of Progress 04:12
Rok wydania: 2024
Gatunek: Progressive/Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Rickard Thelin - śpiew
Stefan Rådlund - gitara
Molgan - perkusja
Po dwóch latach, tym razem w trzyosobowym składzie, powraca BINARY CREED z czwartym albumem i kontraktem z amerykańską wytwórnią 10-31 Records, a premiera odbyła się w maju tego roku.
Tym razem zespół nie pokusił się o wysłanie materiałów promocyjnych i może to nawet lepiej, bo nagrali album z progressive metalem wtórnym, zapatrzonym w USA. Można się tutaj doszukać SHATTER MESSIAH w sposobie akcentowania czy pewnych aranżacjach (jak Punisher), może REDEMPTION w My Temple, ale trudno tutaj mówić o czymś odkrywczym.
Najlepszy na tym LP jest Cries For the Children w klimacie SHATTER MESSIAH, nostalgiczny klimat uchwycili bezbłędnie. Coś tam z SYMPHONY X jest słyszalne w Traveller oraz Bones, z czego ten drugi też jest udany. Fly With Me to generyczna progressive metalowa ballada w rejonach SEVENTH WONDER i jest to niezłe, a na pewno bardziej interesujące od bardzo zachowawczego i płaskiego Price to Pay z fatalnym refrenem i płaskimi przejściami.
Rickard Thelin okazuje się całkiem niezłym wokalistą i w tym mroczniejszym wydaniu BINARY CREED jest bardziej przekonujący, chociaż słychać, że kompozycyjnie zabrakło pomysłów i zdecydowania, aby pójść na całość w kierunku SHATTER MESSIAH. Molgan gra dobrze, ale nie ma tutaj niczego specjalnego, co by wymagało wielkich pokładów siły do zagrania. Stefan Rådlund gra bardzo oszczędne sola oraz melodie już sprawdzone i znane, chwilami jego grę można określić jako zachowawczą.
Brzmienie w jego wykonaniu za to jest dobre i selektywne, słychać jednak, że próbuje się zagłuszyć bardzo skromne i podstawowe partie basu masywną gitarą i miażdżącą perkusją.
Jakieś przebłyski i wizja tutaj są, ale nie do końca zrealizowane, bo w tym zespole drzemie potencjał, tutaj jednak nie został w pełni wykorzystany i wyszedł LP, trwający ledwo 30 minut, oparty na sprawdzonych oraz bezpiecznych motywach. Zabrakło bardziej wyrazistych refrenów i melodii i mimo 3 całkiem udanych kompozycji, jako całość jest to LP nieznacznie słabszy od poprzedniego.
Ocena: 6.7/10
SteelHammer
|