Primitai
#1
Primitai - Night Brings Insanity (2016)

[Obrazek: R-12932781-1544810552-9213.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Black Rider 04:18
2.Savage Skies 04:09
3.Night Brings Insanity 04:56
4.Power Surge 04:29
5.My Last Escape 04:54
6.Falling Embers 03:32
7.Conclusion Forgone 06:17
8.Night Hunter 04:08
9.Brace for Storms 06:08

rok wydania: 2016
gatunek: power metal/heavy metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Guy Miller - śpiew
Srdjan Bilic - gitara
Sergio Girón - gitara
Scott Miller - gitara basowa
Jonathan Warren - perkusja

PRIMITAI z Sandhurst przed długie lata znajdował się gdzieś na bocznym torze brytyjskiej sceny metalowej, przechodząc od 2003 liczne zmiany osobowe i stopniowo ewoluując od dosyć surowego heavy/ thrashu do melodic power thrashu w roku 2013 na swojej trzeciej płycie "Rise Again", gdzie po raz pierwszy zagrał jako drugi gitarzysta Tom Draper. Album okazał się jednak dosyć bladym odbiciem muzyki SAVAGE MESSIAH, gdzie Draper także występował i sukces nie nadszedł.
Całkowicie zreformowany PRIMITAI (tylko Miller i Bilic pozostali ze starej ekipy) podjął kolejną próbę w roku 2016, przedstawiając nakładem własnym album "Night Brings Insanity".

Tym razem Anglicy zagrali mocniej i nieco bardziej agresywnie niż w roku 2013, nomen omen korzystając mniej lub bardziej świadomie z muzycznej filozofii SAVAGE MESSIAH, a nawet w pewnych aspektach wyprzedzając sławniejszych kolegów w rozwiązaniach riffowych i aranżacyjnych. Album jest pełen soczystych, lekko modern w soundzie gitar i na pewno współpraca obu gitarzystów układa się wzorcowo. Dbałość o melodie jest wyraźnie zaznaczona i są te lekko radiowe i lekko mainstreamowe melodie, jakie można usłyszeć w metalu z UK powiedzmy od czasu BULLETS FOR MY VALENTINE, jednak rzecz jasna bez furii Walentynek. Bardzo solidnie się prezentują w tej kategorii Black Rider, My Last Escape i można tu podziwiać różnorodność samych motywów muzycznych w obrębie poszczególnych kompozycji oraz sola gitarowe bezwzględnie polatujące ponad poziom ogólny tych utworów. Jeszcze raz to samo z wielkim powodzeniem prezentują w agresywnie przyjemnym Power Surge z lżejszym, niemal alternative rockowym refrenem.
Gdy dodają nieco heroizmu i masywności oraz utrzymują równe, dosyć szybkie tempa, to wypuszczają groźnego potwora w postaci fantastycznego Savage Skies. Och, co za moc i pewność siebie w wykonaniu! No i Guy Miller chyba bardzo dobrze czuje się w takich akurat numerach. Tak, masywny i szybki atak to mocna broń PRIMITAI i to po raz kolejny słychać w zgrabnym i potoczystym Night Hunter. Te gitary o ostrym brzmieniu świetnie się tu komponują z bujającą melodią i wyższymi nieco wokalami. Z pewnych thrashowych inklinacji nie rezygnują w chłodnym i lekko posępnym Night Brings Insanity, reprezentując  tę nowszą, bardziej modern odmianę power metalu oraz w My Last Escape, choć generalnie ten wybuchowy i pełen gniewu utwór ma w sobie więcej ze stylu Black Rider, a riffy łączą estetykę hardcore i groove oraz łagodniejszy radiowy refren. Najbardziej delikatnie zagrali w Conclusion Forgone o cechach prog metalowej ballady z poetyckim klimatem, gdzie szczególnie zwraca na siebie uwagę refren, przyćmiewając nieco naciągany nostalgiczny nastrój zwrotek. Ogólnie się tu dzieje po raz kolejny bardzo dużo, bo mocna podniosła partia gitar w części instrumentalnej przypomina te najlepsze momenty z pierwszych płyt PRIMITAI  z lat 2007-2010.
Taki bardziej rycerski styl pojawiał się u nich i wcześniej i tu pojawia się w dosyć długim Brace for Storms w tempie umiarkowanych i jest to utwór ciekawy także dlatego, że refren mocno przypomina "korzenne" refreny Wagnera z niemieckiego RAGE. Nie zabrakło tu miejsca i dla  bardziej romantycznej partii w połowie numeru, stanowiącej preludium do podniosłej heroicznej partii instrumentalnej. Przemyślany i dopracowany utwór!

Zgranie PRIMITAI jest wyborne i brzmią tak, jakby grali ze sobą od lat. Pełna energii sekcja rytmiczna, wspaniałe sola obu gitarzystów. Pod tym względem to jeden z najlepiej prezentujących się w ostatnich latach zespołów angielskich.
Lasse Lammert to jeden z najzdolniejszych inżynierów dźwięku średniego pokolenia w Niemczech i chyba lubi on pracować z Brytyjczykami, bo pracował nad brzmieniem płyt takich zespołów jak ALESTORM, GLORYHAMMER czy DENDERA. Tu dla PRIMITAI stworzył sound rozpoznawalny i specyficzny, z ostrymi gitarami, wyrazistą  sekcją rytmiczną (bębny!) i pewnym pierwiastkiem modern i jest to na pewno najlepsza pod względem produkcji płyta tej grupy w jej historii.
W roku 2016 PRIMITAI zaprezentował się w końcu jako zespół dojrzały i prezentujący zestaw równych, bardzo udanych kompozycji z  kilkoma niewątpliwymi killerami. Zaprezentował się także jako zespół bardziej muzycznie przystępny niż SAVAGE MESSIAH, obracający się w podobnych muzycznych obszarach.


Ocena: 8,5/10

new 25.01.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Primitai - The Calling (2018)

[Obrazek: R-12499231-1546008842-4769.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Possess Me 01:18
2.Demons Inside 05:30
3.Overdrive 05:07
4.Curse of Olympus 05:52
5.No Survivors 06:36
6.Memories Lost 05:47
7.Into the Light 06:08
8.Into the Dark 05:12
9.Tempest Returns 05:59
10.The Calling 06:27

rok wydania: 2018
gatunek: power metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Guy Miller - śpiew
Srdjan Bilic - gitara
Sergio Girón - gitara
Scott Miller - gitara basowa
Jonathan Warren - perkusja

Bardzo dobra muzyka zwraca na siebie uwagę i w końcu PRIMITAI trafił pod skrzydła brytyjskiej wytwórni Dissonance Productions. Firma ta wydała kolejny album zespołu w maju 2018 roku.

Płyta zawiera atrakcyjny zestaw kompozycji o power metalowym charakterze, w pewnych fragmentach o lżejszym heavy metalowym wydźwięku i akcentami modern metalu, zasadniczo jest więc logiczną kontynuacją "Night Brings Insanity".
Jest też tu nieco atrakcyjnie podanych riffów groove w Demons Inside i po raz kolejny PRIMITAI nie tylko w tej kompozycji zachwyca zgraniem duetu gitarzystów i ich pełnymi ekspresji pojedynkami i solami. Klimat tej kompozycji jest doskonały, bo jest i podniosły i romantyczny, co podkreśla mocno zapadający w pamięć rock/metalowy refren o melodic progressive korzeniach. Ta dyskretna melodyjna progresywność to bardzo mocna broń PRIMITAI na tym albumie i to nowinka, której wcześniej nie było. No Survivors jest właśnie takim przykładem z krążącymi motywami gitarowymi, pulsacją i modern ornamentacjami. Klasa! I do tego świetna melodia zabarwiona klasycznym rockiem. Na tej płycie jest więcej wysokiej klasy melodii, oryginalnych i zapadających w pamięć niż wcześniej w historii zespołu i pięknie brzmi mocarny, jak numery RAGE, Curse of Olympus. Drapieżnie i urzekająco!
Atakują z dużą dynamiką w szybkich partiach, takich świetnych kompozycji power metalowych, jak Overdrive, Curse of Olympus, no i te mistrzowskie sola, dramatyczne, pełne treści i wirtuozerii... Świeżo, soczyście, ekscytująco. Czasem nawet podniośle i monumentalnie, jak w nasyconym chłodną epickością rodem z amerykańskiego SHADOWKILLER utworze Memories Lost. Wracając do progresywnych inklinacji... Into The Light i Into The Dark to dwie uzupełniające się kompozycje, wsparte urzekającym i pełnym ciekawych pomysłów pasażem klawiszowym i tu jest energia ledwie utrzymywana w ryzach, jak w dawnych czasach RAGE, ze zmiennymi motywami melodii, czasem nawet nieco nieoczekiwanymi (sola w Into the Light) i te muzyczne kontrapunkty są tu na pierwszym planie. No i oczywiście w Into the Dark jest sporo melancholijnie podanego mroku i poezji, podkreślonej akcentami gitar w srebrnej pajęczynie najdelikatniejszych fragmentów. Mimo to ta akurat kompozycja, wchodząca w rejony typowego progressive metalu, jest na tym albumie nieco słabszym punktem programu. PRIMITAI gra zdecydowanie i pewnie także w wolniejszym tempie w Tempest Returns, prezentując atrakcyjną melodią w obszarach melodic heavy/power z akcentami modern, gdzie misternie wpleciono przygniatający bas z własną linią melodyczną i kąśliwe sola po rock/metalowych refrenach. Maestria!  
A na koniec coś co wyrasta z klasycznej brytyjskiej tradycji heavy metalowej, czyli The Calling. Mnóstwo zespołów z Albionu bierze się za takie utwory i wychodzi z tego typowy tuzinkowy, nudny brytyjski heavy metal, ale nie w przypadku PRIMITAI. Tu melodia i odniesienia do klasyki łączą się w ciekawy sposób z bardziej nowoczesnymi trendami, jest i smutno i nostalgicznie, ale jest także orientalnie w solo gitarowym i jest pomysł na coś nieoczekiwanego i nieprzewidywalnego. Bardzo przemyślana kompozycja i to w najdrobniejszych detalach.

Takie utwory niełatwo jest dobrze zaśpiewać, tymczasem Guy Miller rozegrał tu swoją życiowa partię i jest jeszcze lepszy niż w roku 2016, elastyczny, czytelny, przekonujący i zdecydowany. Pięknie góruje nad potęgą gitarowej ściany.
Brzmienie tego albumu jest fenomenalne. Potężne masywne gitary i lekko modern soundzie, wyrazista sekcja rytmiczna, doskonały wieloplanowy mix i zdecydowanie centralne ustawienie wokalu, słyszalnego doskonale w każdej sekundzie.
Brytyjski power metal, poza najbardziej znanymi zespołami, zazwyczaj w kwestii produkcji budzi pewne kontrowersje, tu jednak jest to zrobione wspaniale. Po raz kolejny godna podziwu robota Lasse Lammerta.

Jeśli w roku 2016 PRIMITAI zaprezentował się jako zespół bardzo dobry i rozwojowy, to w 2018 ten rozwój doprowadził tych Brytyjczyków do ekstraklasy światowej.


Ocena: 9,9/10

new 29.01.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Primitai - Violence Of The Skies (2021)

[Obrazek: 916660.jpg?2151]

tracklista:
1.Stars Are My Guide 05:31
2.The Uprising 05:03
3.The Violence of The Skies 04:55
4.Valley of Darkness 07:05
5.Warriors of Time 04:24
6.Innocent 05:53
7.Put To The Sword 04:10
8.The Cold Surface of The Moon 05:19
9.I'll Live Again 04:29
10.The Storm Kings 06:08
11.The Huntress 04:09
12.Prophecies 07:29

rok wydania: 2021
gatunek: progressive power metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Guy Miller - śpiew
Srdjan Bilic - gitara
Sergio Girón - gitara
Scott Miller - gitara basowa
Jonathan Warren - perkusja


PRIMITAI z Sandhurst prezentuje w roku 2021 swój kolejny album, którego premiera przewidziana jest nakładem greckiej wytwórni Rock of Angels Records na 26 marca.

PRIMITAI ewoluuje. Progresywne akcenty słychać było już albumie poprzednim, tu zaś ta progresywność, przy czym należy podkreślić że melodyjna i przystępna, zaczyna dominować. Jest to nadal dynamiczny power metal jednak te gitarowe natarcia duetu Bilic - Girón są bardziej złożone, bardziej nieprzewidywalne i jak zwykle pełne pomysłów i finezji.
Ponadto umiejętnie sterują klimatem utworów i już na samym początku w Stars Are My Guide pojawiają się ambientowe, "kosmiczne" partie elektroniczne, ciekawie wplecione w potoczysty rytm power metalowych gitar i chwytliwą melodię. Ten przystępny melodic progressive dominuje w pełnych rozległych planów i przestrzeni i klasycznych brytyjskich riffów The Uprising, The Violence of The Skies (poetycko i romantycznie!)  i to wszystko tak przyjemnie buja i kołysze, a czasem zmusza do refleksji jak trochę bardziej skomplikowanym The Cold Surface of The Moon, przepełnionym progresywnymi niespodziankami.
Trzeba jednak zauważyć, że jest tu także bardziej klasyczne podejście do power metalu i pokazują to w znakomitym heroicznym Put To The Sword z solem gitarowym zagranym tu gościnnie przez Paula Quinna  SAXON. Rycersko i bojowo jest w wolniejszym dostojnym The Storm Kings, z gościnnym udziałem byłego gitarzysty Toma Drapera (obecnie amerykański POUNDER).  Prostszy od pozostałych The Huntress, zadziorny i zagrany z dużą werwą wcale nie jest gorszy od tych wysublimowanych numerów z opcji progressive, może nawet jest tu jednym z najlepszych bo pojedynek gitarzystów wyborny, a melodia atrakcyjna, z echami "Peavy" RAGE. Ponownie także słychać ten chłodny, posępny styl power metalu o cechach heroicznych podobny do SHADOWKILLER w I'll Live Again i tu są zdecydowanie bardziej amerykańscy niż angielscy... Tej progresji jest najwięcej w utworach najdłuższych, zadumanych, poetyckich, nieraz o dosyć ciężkim klimacie, jak szybki, a zarazem oniryczny Valley of Darkness, czy też w Innocent, z gitarami pulsującymi jak w NEVERMORE i podobnymi płynnymi zmianami tempa do średnich. Jednak pastelowy Prophecies jakoś mnie nie przekonuje i metal jest jakoś zepchnięty na drugi plan przez progressive rock, nawet w samej opcji bardzo ugładzonych gitar i wokali rodem z atmosferycznych odmian rock metalu. taka wariacja na temat ANATHEMA czy AMORPHIS, powiedzmy.
W Warriors of Time, atrakcyjnym i potoczystym progressive power utworze, zagrało gościnnie dwóch Serbów i zarówno klawisze Vladimira Đedovića jak solo gitarowe Mladena Pecovića nadają tej kompozycji świeży, nowoczesny wymiar.

Ponownie bardzo dobry występ Guy'a Millera, który śpiewa dosyć wysoko z lekkim zadziorem w głosie, oczywiście gra obu gitarzystów na najwyższym poziomie, ale tym razem jeszcze należy zdecydowanie wyróżnić Scotta Millera za kapitalne partie basu. Szkoda tylko, że sam instrument nie jest bardziej wyeksponowany, bo pewne niuanse tych basowych natarć i pochodów nie zawsze są w pełni czytelne. Tym razem mastering to dzieło amerykańskiego Mistrza Alana Douchesa. Trzeba pamiętać, że Douches to spec od ekstremalnych gatunków i w tym obszarze zdobył uzasadnioną sławę i uznanie. Tu podszedł do tematu bardzo ostrożnie i nawet zachowawczo, tworząc trochę zbyt mało wyrazisty sound perkusji i basu oraz gładkie i pastelowo stonowane gitary. Sound zazwyczaj sprawdzający się w progressive heavy i power, ale tu, jeśli ma się w pamięci brzmienie z "The Calling" to jednak brakuje mocy i chwilami głębi. Taki trochę DREAM THEATER wyszedł pod tym względem, jest gładko, zbyt gładko i niweczy to wrażenie ogólnie bardzo dynamicznej gry gitarzystów i sekcji rytmicznej.

Album wbrew pozorom trudniejszy w odbiorze i bardziej wysublimowany niż dwa poprzednie, bardzo dopracowany w szczegółach i na pewno przygotowanie tego wszystko musiało kosztować wiele pracy i wysiłku. Do ścisłej czołówki progressive power metalu światowego się nim nie wdarli, ale to album z całą pewnością wysokiej klasy i godny polecenia.


ocena: 8,5/10

new 30.01.2021

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni  Rock of Angels Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości