Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Witherfall - Nocturnes and Requiems (2017)
Tracklista:
1. Portrait 06:36
2. What We Are Dying For 06:54
3. Act II 00:54
4. Sacrifice 08:59
5. The Great Awakening 03:24
6. End of Time 09:36
7. Finale 01:49
8. Nobody Sleeps Here... 08:49
Rok wydania: 2017
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA
Skład:
Joseph Michael - śpiew, instrumenty klawiszowe
Jake Dreyer - gitara
Anthony Crawford - bas
Adam Sagan - perkusja
Joseph Michael i Jake Dreyer wylatują z hukiem z WHITE WIZZARD i niedługo po odejściu, w październiku 2013 roku zakładają własną grupę, WITHERFALL. Do składu dołączył bliżej nieznany basista Anthony Crawford oraz perkusista Adam Sagan, który współpracował już z Dreyerem przy okazji jego projektu solowego.
Niestety, Sagan nie dożył wydania tej płyty i zmarł na chłoniaka 7 grudnia 2016 roku i ku jego pamięci zespół wydał ten album własnym nakładem 10 lutego 2017 roku.
Największe i najmocniejsze skojarzenie to NEVERMORE, które słychać od początku do końca. Sporo jest aranżacji i pomysłów, momentami nawet melodii grupy z Seattle i What We Are Dying For spokojnie mogłoby się znaleźć na albumie This Godless Endeavor. Wyśmienita melodia gitary akustycznej i sola, bardzo dobrze przemyślane przejścia i pomysły i miło zaskakują tutaj bardzo delikatne i schowane akcenty neoklasyczne ozdobników gitarowych.
Jest w tym pewna pokrętność OUTWORLD, choć oczywiście nie na takim wysokim poziomie i odległe to jest od naśladowców NEVERMORE głównego nurtu. Może w Portrait są pewne inspiracje szwedzkim PORTRAIT, choć mniej tutaj heavy metalu.
Sacrifice zdradza inspiracje OUTWORLD, podobnie jak End of Time, chociaż, mimo długości obu utworów, jest to bardziej przystępne i nie ma takiego gitarowego natarcia. Są też echa bardziej wymagającego i lekko progresywnego JUDICATOR, chociaż nie w aż tak odsiewającego w formie. Melodie solidne, jednak zakończenie End of Time rozczarowuje swoim minimalizmem, szczególnie po tak bogatych partiach gitarowych i technicznych kompozycji wcześniejszych. Może poza Sacrifice, który jest rozplanowany bardzo podobnie. Na zakończenie Nobody Sleeps Here..., w którym również wybrzmiewają echa JUDICATOR z elementami NEVERMORE, okraszone świetnymi solami i inteligentną pracą sekcji rytmicznej, chociaż zakończenie brzmi bardzo znajomo.
Dreyer to bardzo utalentowany gitarzysta, sola są kompletnie bez zarzutu i perfekcyjne, akustykiem czaruje i jest to prawdziwy kameleon. Tutaj słychać, że w WHITE WIZZARD zupełnie się nie spełniał, tylko zagrał jak na profesjonalistę przystało. Sagan to bardzo dobry perkusista i jego przejścia są płynne i sekcji rytmicznej nie ma tutaj czego zarzucić, bo nie pozostają w tyle za Dreyerem. Joseph Michael raczej w WHITE WIZZARD by się marnował i dobrze, że odszedł razem z Dreyerem. Tam zagrali bardzo dobrze, ale po prostu nie pasowali, tutaj słychać ich w pełnej krasie i są swobodni.
Brzmienie to robota Zeussa we własnej osobie i oczywiście spisał się po mistrzowsku i wszystko brzmi perfekcyjnie. Mocna, wyeksponowana perkusja z metalicznymi i syczącymi talerzami. Amerykańska klasa.
Udany debiut, zagrany zawodowo, chociaż zabrakło dopieszczenia pewnych pomysłów i kompozycji.
Na pewno ciekawsze od ostatniej płyty NEVERMORE, to nie podlega dyskusji.
Ocena: 7.8/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Witherfall - A Prelude to Sorrow (2018)
Tracklista:
1. A Prelude to Sorrow 01:21
2. We Are Nothing 11:15
3. Moment of Silence 06:50
4. Communion of the Wicked 06:35
5. Maridian's Visitation 03:30
6. Shadows 07:03
7. Ode to Despair 03:51
8. The Call 03:52
9. Vintage 11:06
10. Epilogue 02:53
Rok wydania: 2018
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA
Skład:
Joseph Michael - śpiew, instrumenty klawiszowe
Jake Dreyer - gitara
Anthony Crawford - bas
Gościnnie:
Fili Bibiano - gitara
Gergo Borlai - perkusja
Steve Bolognese - perkusja
Debiut grupy został ciepło przyjęty, a brak muzyki NEVERMORE przyniósł im jeszcze większą sławę. Nie dziwi więc, że bardzo szybko zainteresowała się nimi wytwórnia Century Media Records i podpisała z nimi kontrakt.
Zespół powiększył skład o muzyków sesyjnych - drugiego gitarzystę z death metalowymi korzeniami Fili Bibiano, perkusistę z Węgier Gergo Borlai, znany raczej z grup jazzowych oraz Steve Bolognese, znanego z DEATH DEALER i INTO ETERNITY.
Na efekty nie trzeba było długo czekać i już 2 listopada ukazał się kolejny album.
Bardzo dużo jest w tym NEVERMORE i We Are Nothing nie mogło być lepszym tego manifestem, w którym słychać mocne inspiracje This Godless Endeavor oraz Dead Heart in a Dead World, chociaż Michael jest wokalistą bardziej heavy metalowym i agresywniejszym. We Are Nothing jednak nie musiało trwać 11 minut i partia akustyczna się dłuży, szczególnie przy dość prostej konstrukcji, która wydaje się być przedłużona sztucznie i to jest podobne do tego, co można było usłyszeć na płycie poprzedniej.
Znacznie lepiej pod tym względem wypada Moment of Silence, gdzie w niecałych 7 minutach znacznie lepiej i ciekawiej wyrażają filozofię NEVERMORE, jest też i coś z SHATTER MESSIAH w Communion of the Wicked.
Najsłabiej na albumie wypada chyba Maridian's Visitation, bo to niewiele wnoszący przerywnik, którym próbują przy okazji nawiązywać do eksperymentalnych chwil Enemies of Reality, podobnie jak The Call i Ode to Despair. Bardzo typowe przerywniki i wyciszenia, które słyszało się już wielokrotnie w USA i nie tylko, i od których wydaje się w takiej ilości scena USA zaczyna odchodzić. Aż takiej ekspozycji Dreaming Neon Black i Enemies of Reality nie potrzebują.
Jest też i IMAGIKA w mocnym Shadows z rozdzierającymi gitarami i bardzo wyliczoną perkusją, kontrastując z delikatniejszymi, bardziej progresywnymi wstawkami NEVERMORE. IMAGIKA spotyka NEVERMORE i SHATTER MESSIAH w Vintage i tutaj przejścia mocne i wyraźnie zaznaczone, są i rockowe wpływy, gitary akustyczne i to jest zrealizowane znacznie lepiej od kompozycji, które miały uchodzić za ballady.
Od strony wykonawczej temu albumowi nie można absolutnie nic zarzucić, sola gitarowe są dobre i bardzo dobre, dialogi są ciekawe, sekcja rytmiczna powala dynamiką i wyczuciem i może tylko Joseph Michael momentami tutaj odstaje. Śpiewa bardzo dobrze, jak na heavy metalowe gardło przystało, ale są momenty, kiedy tutaj nie do końca ten heavy metalowy pazur pasuje, co słychać w prawie każdej kompozycji, ale o żadnej kompromitacji nie może być tutaj mowy. Po prostu są momenty, kiedy by się przydał głos bardziej szorstki.
Za brzmienie ponownie odpowiada sam Zeuss i oczywiście, że brzmi to wspaniale, szczególnie gitary akustyczne. No i klasyczne, amerykańskie talerze.
To dobra płyta, wykonana na bardzo wysokim poziomie, ale kompozycyjnie niezdecydowana i nierówna i tym razem muzycy obrali chyba sobie zbyt duże spektrum inspiracji i NEVERMORE brzmi lepiej, kiedy grają z ich energią, niż kiedy próbują eksperymentować czy smucić.
O zawodzie nie może być tutaj mowy, bo zespół nie zszedł poniżej swojego poziomu i fani debiutu powinni i byli zachwyceni kontynuacją. Jednak moim zdaniem można było oczekiwać więcej i do najlepszych płyt NEVERMORE jednak trochę zabrakło, ale jest to bardzo dobry zamiennik, z którym należy się liczyć.
Ocena: 7.9/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Witherfall - The Curse of Autumn (2021)
Tracklista:
1. Deliver Us into the Arms of Eternal Silence 00:52
2. The Last Scar 05:07
3. As I Lie Awake 05:40
4. Another Face 05:36
5. Tempest 08:21
6. Curse of Autumn 01:30
7. The Unyielding Grip of Each Passing Day 02:55
8. The Other Side of Fear 04:44
9. The River 03:14
10. ...and They All Blew Away 15:28
11. Long Time (acoustic version) 03:35
Rok wydania: 2021
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA
Skład:
Joseph Michael - śpiew, instrumenty klawiszowe
Jake Dreyer - gitara
Anthony Crawford - bas
Marco Minnemann - perkusja
Tym razem WITHERFALL dało sobie więcej czasu na kolejny album, aby wszystko sobie przemyśleć i dwa lata zajęło tworzenie materiału, który nagrywany był w legendarnym Morrisound Recording w Tampa na Florydzie, pod bacznym okiem Jona Schaffera, producenta.
Tym razem na perkusji zagrał Marco Minnemann, który może nie brał udziało w wielkich wydarzeniach metalowych, ale nie jest zupełnym świeżakiem i miał okazję współpracować z takimi sławami jak Mats Leven czy Mike Lepond.
Trzeci już album tej ekipy zostanie wydany nakładem Century Media Records 5 marca 2021 roku.
Trzecia płyta... Czas zmian, często na gorsze, prawdziwa próba zespołu, czy ma jeszcze na siebie pomysł.
Poprzedni album poza wysokim poziomem wykonania pokazywał raczej wyczerpanie formuły i ten album to potwierdza, bo poszli w inną stronę. NEVERMORE mniej lub bardziej jest słyszalne, są obecni w The Last Scar, w Tempest, najwięcej w The Other Side of Feat i akustycznym, balladowym i nieco podszytym rockiem The River, próbującym nawiązywać do Dreaming Neon Black oraz Curse of Autumn, który wprowadza do pełnego energii i niepewności instrumentalnego The Unyielding Grip of Each Passing Day.
NEVERMORE tym razem jest w tle, dodatkowymi inspiracjami są tutaj QUEENSRYCHE, może coś z "drugiej" fali USPM DEATH DEALER i NIVAIRA w agresji i sposobie podania melodii w pewnych momentach oraz ICED EARTH, co nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę osobę Jake'a Dreyera, który na ostatniej płycie IE wygrywał ciekawe rzeczy. Kompozycje są bardziej umocowane w duchu heavy/power i Joseph Michael w końcu brzmi tutaj jak w swoim żywiole, a nie obok jak na albumach poprzednich. Jest większa i mocniejsza ekspozycja melodii oraz refrenów, czego na poprzednich płytach brakowało. Energię ICED EARTH i mocy USA słychać już w The Last Scar, sola eksplodują, a sekcja rytmiczna zabija. Bardziej tradycyjny, łagodniejszy heavy metal As I Lie Awake, QUEENSRYCHE i ICED EARTH w Another Face również bardzo dobre, Tempest zaskakuje swoją prostotą i ścianą gitar.
Daniem głównym i punktem kulminacyjnym jest jednak 15 minutowy And They All Blew Away. To nie jest kompozycja zła, ale jestem zdania, że kiedy jest taki kolos, to nie powinien on być na siłę "progresywny". Często przez słabej jakości bandy progressive przyjęło się, że progressive = zlepek różnych, niezbyt powiązanych ze sobą pomysłów, losowo zlepionych i bez trzonu, spoiwa, który by to wszystko łączył. Tutaj takiego elementu łączącego wszystkie te pomysły zabrakło i brzmi to bardziej jak wycinanka, może i zlepiona z dobrych, kolorowych elementów, które się wyróżniają, ale nie ma tutaj poczucia całości. Z tych pomysłów wyszłyby 3, może nawet 4 solidne kompozycje, gdyby bardziej rozbudować niektóre motywy, a zamiast tego jest tutaj całe spektrum USA, od SYMPHONY X z nutą DREAM THEATER i NEVERMORE po QUEENSRYCHE i ICED EARTH. Przerost formy nad treścią, a szkoda, bo pozostałe kompozycje są bardzo dobre i wydawało się, że zespół jednak wyciągnął lekcję.
Długie kompozycje można zagrać ciekawie, ale jak pokazało JUDICATOR czy debiut PRINCIPIUM, w takich utworach potrzeba systematyczności. Albo stopniowego budowania napięcia przeplatanego potężnymi refrenami jak w RHAPSODY OF FIRE. Tutaj tego zabrakło.
Za brzmienie odpowiadają bracia Morris i spisali się bardzo dobrze, jest standardowy i selektywny sound USA, z mocnym basem, który jest obok gitary i grzmiącą perkusją z bardzo dobrymi talerzami. Tylko momentami bębny mogą wzbudzać pewne wątpliwości, jak w pierwszej minucie The Unyielding Grip of Each Passing Day, w którym bębny są jednak aż za bardzo wyeksponowane i suche, do tego stopnia, że brzmi to jak błąd.
Zespół zagrał bardziej amerykańsko, mniej jest progressive a więcej heavy/power i dobrze, bo dzięki temu łatwiej docenić Josepha Michaela, który się nie męczy i brzmi bardziej naturalnie. Muzycy zagrali na najwyższym poziomie i sekcja rytmiczna nie ma powodów do kompleksów. Dreyer to uzdolniony gitarzysta i tutaj ponownie to udowodnił.
Płyta dojrzalsza i bardziej przemyślana, nie tak nachalna i, jak na ironię, najsłabszy jest tutaj finalny element progressive.
Co nie zmienia faktu, że to najciekawsza płyta grupy jak do tej pory i mam nadzieję, że nie zboczą z tej ścieżki.
Ocena: 8.2/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Century Media Records.
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Witherfall - Sounds of the Forgotten (2024)
Tracklista:
1. They Will Let You Down 05:58
2. Where Do I Begin? 06:31
3. A Lonely Path 01:32
4. Insidious 06:46
5. Ceremony of Fire 07:32
6. Sounds of the Forgotten 05:23
7. Aftermath 01:30
8. When It All Falls Away 06:38
9. Opulent 02:45
10. What Have You Done? 10:19
Rok wydania: 2024
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA
Skład:
Joseph Michael - śpiew, instrumenty klawiszowe
Jake Dreyer - gitara
Anthony Crawford - bas
Marco Minnemann - perkusja (muzyk sesyjny)
Po trzech latach studyjnego milczenia powraca WITHERFALL w tym samym składzie, choć Marco Minnemann już jako muzyk sesyjny. Premiera odbyła się w maju nakładem DeathWave Records.
Jest to album bardzo specyficzny, nie do końca zdecydowany w tym, co muzycy chcą przekazać, chociaż trudno tutaj mówić o nieszczerości przesłania. Raczej zmieszanie, bo nie ma tutaj wrażenia spójności, kiedy LP rozpoczynają niemal thrash metalowe kanonady w They Will Let You Down z oczywistymi inspiracjami NEVERMORE, chociaż tutaj wyjątkowo w surowości i agresji można by się doszukiwać SHATTER MESSIAH. Szczególnie w refrenie. Po tym jest bardzo rockowy, delikatny Where Do I Begin?, który przypomina raczej debiut solowy Warrela Dane'a niż NEVERMORE. Pogłosy Dreaming Neon Black są obecne tu i ówdzie, ale bardzo dużo uwagi przywiązano do gitary akustycznej i to, jak brzmi. Zeuss naprawdę się postarał i te brzmią znakomicie. To jeden z czołówki albumów z najlepiej ustawionymi akustykami. Do inspiracji można niby dopisać jeszcze Dead Heart in a Dead World, ale w wersji łagodniejszej, tej, która na LP NEVERMORE często była uznawana za zbyt radiową, zanim jeszcze nagrali The Obsidian Conspiracy.
Na ile Insidious to jeszcze NEVERMORE, a nie ostatni album MANTICORA niech każdy odpowie sobie sam. Przeciętna kompozycja z niezbyt oryginalnym refrenem, gdzie agresja jest hamowana i pozorna, co pokazuje część środkowa. Co by jednak nie mówić, ta część jest bardziej mroczna i dark metalowa niż to, co było pokazane na Enemies of Reality. Do tego prawdopodobnie najlepsze sola gitarowe na tym LP. Jake Dreyer w swoim żywiole. Bardziej przekonująco wypada Ceremony of Fire, gdzie nie ma aż takiego poczucia zahamowania i manieryczności, chociaż to mogą przykrywać zagrywki z This Godless Endeavor, tylko motyw ancient został użyty niewłaściwie, a druga połowa to beznadziejnie wplecione przejście do tytułowego Sounds of the Forgotten, który, tak jak When It All Falls Away, bardziej nawiązuje do twórczości solowej Dane'a. Nie jest to źle zagrane, ale kompletnie bez wyrazu i bez refrenów, które warto zapamiętać.
Na koniec dziesięciominutowy What Have You Done?, w którym poza NEVERMORE jest generyczny progressive metal DREAM THEATRE i SYMPHONY X. Refren niezły, znakomite w swoim ascetyzmie klawisze budujące oddzielny plan i co najważniejsze nie ma wrażenia dłużyzny, chociaż w drugiej połowie utworu to może być zasługa gry Dreyera.
Od strony technicznej nie ma tutaj nic do zarzucenia, Michael w życiowej formie, większe skupienie na planach klawiszowych, chociaż bohaterem jest tutaj Anthony Crawford, który gra znakomicie i często ciekawiej od głównej osi kompozycji.
Zeuss zadbał o wszystko w najdrobniejszych szczegółach i jest to sound czysty bez skazy i bez pukającej perkusji.
To dobry album, ale już nie tak zaskakujący jak poprzednie, ale i wymierzony w innego odbiorcę, czyli fanów przekroju twórczości solowej Warrela Dane'a z migawkami NEVERMORE.
Ocena: 7.3/10
SteelHammer
|