Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Timo Tolkki's Avalon - The Land of New Hope (2013)
Tracklista:
1. Avalanche Anthem 04:52
2. A World Without Us 05:42
3. Enshrined in My Memory 04:05
4. In the Name of the Rose 04:26
5. We Will Find a Way 04:24
6. Shine 03:36
7. The Magic of the Night 04:42
8. To the Edge of the World 05:01
9. I'll Sing You Home 05:01
10. The Land of New Hope 08:53
Rok wydania: 2013
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Timo Tolkki - gitara, bas
Gościnnie:
Elize Ryd - śpiew (1, 2, 3, 4, 6, 9)
Rob Rock - śpiew (1, 2, 4, 7, 8)
Russell Allen - śpiew (1, 2, 4)
Tony Kakko - śpiew (5)
Sharon den Adel - śpiew (6)
Michael Kiske - śpiew (10)
Alex Holzwarth - perkusja
Mikko Härkin - instrumenty klawiszowe
Derek Sherinian - instrumenty klawiszowe (8)
Jens Johansson - instrumenty klawiszowe (8)
Timo Tolkki powraca z kolejnym projektem, tym razem pod płaszczykiem Metal Opera, pod nazwą AVALON.
Chyba nie miał innego wyjścia, biorąc pod uwagę historie i plotki, związane z ostatnim albumem REVOLUTION RENAISSANCE.
W tamtych czasach Tolkki miał problemy i dokonywał nie do końca zrozumiałych czy właściwych wyborów, bo jak nazwać projekt SYMFONIA jak nie pomyłką?
Długo ten wielki gitarzysta, były motor napędowy STRATOVARIUS nie mógł przebywać w cieniu, i powrócił po rocznym urlopie.
Liczba gości jest imponująca i trudno o większą zachętę od Elize Ryd i Rob Rocka. Chyba że Amanda Somerville i Leven, albo inny wokalista, który udziela się zbyt rzadko. Lista jest długa. Jest też nieśmiertelny Holzwarth, którego chyba w liczbie nagranych albumów czy to gościnnie czy jako muzyk sesyjny dościga albo i przebija Terrana.
Metka symphonic power metalu jest jednak nieco na wyrost i Avalanche Anthem może tworzyć bardzo mylne wrażenie co do całości albumu. Są orkiestracje, jest Allen, jest wybrony Rob Rock i cudowna Elize Ryd. Wspaniale śpiewają i się uzupełniają. To nie RHAPSODY ani KALEDON, ani tym bardziej DERDIAN i w A World Without Us to już typowy repertuar, w jakim Rob Rock się udziela i tutaj już orkiestracje to tylko drobny ozdobnik. Oczywiście można nazywać to metalem symfonicznym. Może ten refren jest typowy i ograny, ale głos Rob Rocka chwyta jak zwykle. Tak jak Ryd zresztą. Enshrined in My Memory to AOR, prosty i melodyjny, niezbyt świeży, ale Ryd głosem chyba wszystko poza pierwszymi płytami BLIND GUARDIAN i ostatnimi RUNNING WILD potrafi zamienić w coś przyjemnego. Akcent symfoniczny występuje w In the Name of the Rose i tutaj Russel wydaje się być trzecim kołem u wozu. Nic jednak oryginalnego i poszukiwania trwają nadal. We Will Find a Way? MASTERPLAN grał to w formie znacznie ciekawszej i to z DiMeo, ale za plus chyba należy uznać fakt, że Kakko nie śpiewa to repertuaru Unia, chociaż ten pseudo folkowy, samurajski motyw gitarowy jest dość kiepski i niepotrzebny. Ryd śpiewa z Adel w Shine, jednak to jest niesamowicie słabe i nudne rockowe plumkanie. The Magic of the Night to fatalne klawisze, trudno nawet powiedzieć, co to jest, czy nieudane połączenie solowej działalności Rob Rocka ze STRATOVARIUS, czy może próba grania jak Impellitteri - na to by wskazywała próba solo, ale sama kompozycja jest raczej słaba i szkoda Rocka. Śpiewa wybornie. To the Edge of the Earth to znów Rob Rock i chyba obudził się Holzwarth albo dostał spazmu, bo zagrał dość niespodziewanie dość niespodziewaną partię. Może przy poprzedniej kompozycji słychać było STRATOVARIUS. Teraz ewidentnie jest to trzon i gdyby Rob Rock dołączył do STRATOVARIUS w tej słabszej formie z przesłodzonymi refrenami, to na pewno by tak to brzmiało.
Trzech klawiszowców udzieliło się w tej kompozycji, i co by nie mówić o infantylnym refrenie, te są zaskakująco dobre, wyborne nawet. Nawet zaskakująco dobrą gitarową partię zagrał Tolkki.
Kolejna ballada, tym razem kołysanka w wykonaniu Elize Ryd. Nie mam zastrzeżeń. Takie kompozycje do usypiania dzieci też są potrzebne, a ta jest tak milutka, ciepła i sympatyczna jak najbardziej pluszowy miś. Solo za to... No Tolkki czasami grał źle, ale tak bez finezji i pomysłu nie grał... Chciałem napisać dawno, ale przecież SYMFONIA tak dawno temu nie była.
Czym by była Metalowa Opera bez epickiego, długiego zakończenia?
Oczywiście, że tylko Metalem. The Land of New Hope, korona z pirytu, w której śpiewa Kiske. Momentami chce brzmieć epicko i momentami brzmi jak przeciętny naśladowca Vanni Ceni z WOTAN, ale nie brzmi to epicko czy przekonująco. No stara się ten biedny Michael, ale nawet gdyby był w swojej Keeperowej formie, to by nie uratował ani tego słabego refrenu, który próbuje być rozmarzony i dalekosiężny, a jest ślamazarny i sztuczny. Bezradność gitarowa Tolkki na końcu kompozycji chyba mówi wszystko.
Brzmienie jest poprawne. Bas prawie nie istnieje, gitara jest raczej ze spektrum lżejszego metalu, bas niesłyszalny, perkusja sucha i poprawna. Po prostu standard, ale jak na mistrza Mika Jussila zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Gwiazdami są Eliz Ryd i Rob Rock. Śpiewają wspaniale i co do tego nie ma wątpliwości i starają się, jak mogą, wybijając co najwyżej przeciętne kompozycje do rangi dobrej i cały ciężar spada na nich, bo Tolkki ani kompozycyjnie, ani gitarowo nie jest w stanie nic ciekawego pokazać. Trudno uwierzyć, że na perkusji grał Alex Holzwarth, przecież to taki utalentowany muzyk, a gra tutaj niewiele lepiej od automatu.
Jak to album ze sławami, został przyjęty dobrze i dla słuchacza niezbyt wymagającego może to być dobry album.
Kto jednak ma wyższe wymagania od Króliczka HELLOWEEN, ten raczej się strasznie wynudzi przy tej godzinie muzyki. Może i warto tych gościnnych wokalistów posłuchać, tylko trudno przy tym wysiedzieć i chce się muzyki bardziej przebojowej, energetycznej i prawdziwej.
Tutaj niestety tego nie ma, tylko produkt.
Ocena: 6/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Timo Tolkki's Avalon - Angels of the Apocalypse (2014)
Tracklista:
1. Song for Eden 00:46
2. Jerusalem Is Falling 05:19
3. Design the Century 04:25
4. Rise of the 4th Reich 04:43
5. Stargate Atlantis 03:51
6. The Paradise Lost 04:16
7. You'll Bleed Forever 05:44
8. Neon Sirens 04:42
9. High Above of Me 05:20
10. Angels of the Apocalypse 09:07
11. Garden of Eden 02:10
Rok wydania: 2014
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Timo Tolkki - gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Tuomo Lassila - perkusja
Antti Ikonen - instrumenty klawiszowe
Gościnnie:
Fabio Lione - śpiew (1, 2, 5)
Floor Jansen - śpiew (3, 6, 7, 10)
David DeFeis - śpiew (4)
Zak Stevens - śpiew (8)
Elize Ryd - śpiew (9, 10)
Caterina Nix - śpiew (9, 10)
Simone Simons - śpiew (9, 10)
Projekty gwiazd i metalowe opery cieszyły się popularnością, dlatego też nie dziwi, że Tolkki powrócił z kolejnym albumem i to w tak krótkim czasie - kiedy ma chęci i wenę, potrafi być bardzo twórczy.
Nawet uzupełnił skład o swoich znajomych ze STRATOVARIUS, zapomnianego już perkusistę i założyciela STRATOVARIUS, Tuomo Lassila, oraz klawiszowca Antti Ikonena.
Oczywiście album takich gwiazd został ponownie wydany przez Frontiers Records 16 maja 2014 i było jego kilka wydań, w tym japońskie, którym zajął się gigant Nexus.
Tym razem Tolkki postanowił pójść bardziej w stronę female fronted metal, co widać po liście gości, w której dominują wokalistki, które śpiewają w 6 kompozycjach. 46 sekundowego wprowadzenia do albumu Song for Eden lepiej nie liczyć, choćby z szacunku dla Fabio Lione.
Może to wywołuje delikatny niesmak i uśmiech politowania, ale w Jerusalem is Falling słychać, że Lione jest w formie, ale nic poza tym, bo to jest typowy, bezpieczny symphonic metal. Jest też oczywiście AFTER FOREVER w Design the Century, którego refren głównie dzięki potężnym orkiestracjom nie wypada źle, chociaż jest to bardzo typowe pójście w kierunku NIGHTWISH. David DeFeis co prawda od lat nie nagrał niczego ciekawego, ale czy brał udział w czymś gorszym od Rise of the 4th Reich? Wstęp jest fatalny i pokazuje, jak wypadł z formy, jeśli chodzi o muzykę metalową, w której nie ma klawiszowych gitar i klawiszowej perkusji. Po tragicznym wstępie już powracają do repertuaru VIRGIN STEELE, ale bardziej w stylu Visions of Eden, mimo że refreny próbują nawiązywać do klasycznych czasów.
Lepszy jest prosty power Stargate Atlantis, w którym STRATOVARIUS spotyka KAMELOT, ale to nadal muzyka prosta, wymierzona w mało wymagającego słuchacza i tego przykładem jest You'll Bleed Forever. To nie jest złe, ale pokazuje, że Tolkkiemu brakowało pomysłów na kompozycje, bo The Paradise Lost poza doprawdy wyborną formą Floor Jansen, nie ma nic ciekawego. Gitarowo Tolkki od dłuższego czasu wzbudzał wątpliwości i tutaj jest różnie, niektóre sola są dobre i jest to solidny, ale nie wybitny shred, jak w Jerusalem is Falling, a innym razem jest to zwykłe, minimalistyczne przedłużenie melodii, które nic nie wnosi.
Neon Sirens jest tragiczne i to już jest rock, do jakiego w tamtym okresie dziwnie ciągnęło Zaka Stevensa, na szczęście bez sukcesów. High Above of Me to nudna ballada i w bardzo podobnym stylu jest 9 minutowy Angels of the Apocalypse, które jest kalką ostatnich, średnio udanych płyt NIGHTWISH z elementami miernego kopiowania EPICA.
Poprawna produkcja, kompozycje bez blasku i krzty oryginalności. Bardziej skoczne utwory z paniami są poprawne w obrębie gatunku i kopistów NIGHTWISH czy AFTER FOREVER, ale to nadal tylko przeciętna, nudna płyta.
Timo Tolkki był raczej zmęczony tym projektem i chyba ten album powstał tylko po to, aby uwolnić się od zobowiązań względem wytwórni. AVALON zamilkło, a Tolkki udzielał się skromnie jako basista w RING OF FIRE oraz w projekcie wytwórni Frontiers CHAOS MAGIC, z którego wyszła płyta stylistycznie podobna do tej i w 2015 roku ten projekt opuścił.
Zniknął na lata, ale powrócił. Bo oni zawsze wracają.
Ocena: 4.8/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Timo Tolkki's Avalon - Return to Eden (2019)
Tracklista:
1. Enlighten 01:08
2. Promises 04:46
3. Return to Eden 04:47
4. Hear My Call 05:15
5. Now and Forever 04:10
6. Miles Away 04:53
7. Limits 04:51
8. We Are the Ones 05:03
9. Godsend 04:26
10. Give Me Hope 05:05
11. Wasted Dreams 05:30
12. Guiding Star 04:20
Rok wydania: 2019
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Timo Tolkki - gitara, bas
Gościnnie:
Todd Michael Hall - śpiew (2, 3, 5)
Mariangela Demurtas - śpiew (3, 9, 12)
Zak Stevens - śpiew (3, 6, 11)
Anneke van Giersbergen - śpiew (4, 8)
Eduard Hovinga - śpiew (7, 10)
Aldo Lonobile - gitara
Santtu Lehtiniemi - gitara
Andrea Buratto - bas
Giulio Capone - perkusja, instrumenty klawiszowe
Antonio Agate - instrumenty klawiszowe
Po średnio udanym CHAOS MAGIC, Timo Tolkki nagle powraca po 5 latach do swojego projektu AVALON.
Oczywiście powrót uznanego gitarzysty wzbudziło sensację, tak jak lista gości i ponownie wydaniem zajęło się Frontiers Records, które wydało album 14 czerwca 2019 roku. W Japonii album ukazał się wcześniej, 5 czerwca nakładem oddziału King Records, Seven Seas.
O ile Enlighten to nieszczególny wstęp symfoniczny, to kompletnie on nie przygotowuje do natarcia, jakim jest Promises. Neoklasyczne zacięcie, pęd i refreny STRATOVARIUS, Hall w bardzo dobrej dyspozycji wokalnej. Do tego wyborne, subtelne tło symfoniczno-klawiszowe. I sola! Szok, bo trudno było posądzać Tolkkiego, że jest w stanie coś takiego z siebie wykrzesać.
Return to Eden to lekkość DRAGONY połączona z VISIONS OF ATLANTIS i tylko niepotrzebny jest tutaj motyw folklorystyczny. Kolejny udany refren, udana współpraca Halla, Stevensa oraz Demurtas i tutaj szczególnie pochwała dla Stevensa, który zaliczył lepszy występ od tego na płycie poprzedniej. Niestety w Hear My Call już zaczynają wytracać na tempie i to jest już poprawne granie w stylu WITHIN TEMPTATION, KATRA czy TRISTANIA. Miles Away to SECRET SPHERE i zapowiedź tego, co będzie w ARCHON ANGEL w znacznie wyższej jakości i klasie w podobnym składzie. Limits to kolejny morderczy pęd, choć tym razem bliżej do SONATA ARCTICA niż STRATOVARIUS, z elementami SECRET SPHERE z bardzo dobrymi klawiszami i niezłą formą Eduard Hovinga z nieistniejącego od lat ELEGY.
Tutaj niestety już zespół wytraca kompletnie na mocy i We Are The Ones, jak i Godsend to już niestety bezsilność Tolkkiego jako kompozytora na poziomie CHAOS MAGIC i jest to nudne oraz bez wyrazu i jedynie Guiding Star trzyma jakiś poziom, chociaż tutaj Demurtas wydaje się być momentami przytłoczona przez orkiestracje i energię SECRET SPHERE. To powinien był zaśpiewać Stevens albo Hall, a najlepiej Messina.
Give Me Hope niestety też nie porywa i jest to tylko poprawne kopiowanie EDGUY z elementami STRATOVARIUS. Wasted Dreams to znów SECRET SPHERE, ale przejścia i wtrącenia rockowe są fatalne. Refren bardzo dobry, może i typowy i ograny nie tylko przez STRATOVARIUS i SECRET SPHERE.
Włoskie wykonanie, to i włoskie brzmienie w wykonaniu mistrza Federico Pennazzato. Wyborne talerze, potężna perkusja, selektywność z wyeksponowanym basem i subtelna symfonika. Słucha się tego bardzo dobrze i jest to nieporównywalne z nieszczególnym brzmieniem płyt poprzednich.
Wokaliści się spisali, chociaż materiał jest dość nierówny i są mielizny, ale kompletną klapą ten album się nie okazał prawdopodobnie dlatego, że Tolkkiego otaczają mistrzowie sceny włoskiej. Capone w BEJELIT pokazał swoje umiejętności i tutaj gra bardzo dobrze, Andrea Buratto to w końcu mistrz SECRET SPHERE, tak jak Aldo Lonobile zresztą. No i wspaniała, subtelna gra Antonio Agate, również z SECRET SPHERE. Otoczony takimi mistrzami siłą rzeczy nie mógł nagrać niczego złego. Takie gwiazdy, które nadal świecą jasno by na to nie pozwoliły.
Słychać, że ten album zapoczątkował ARCHON ANGEL i część tych panów spotka się ponownie w studio, aby nagrać dzieło.
Zaskakująco solidny album, ale to raczej zasługa zaangażowanych muzyków sesyjnych i pierwszy album od 10 lat, którego Tolkki nie musi się wstydzić. Szokujący powrót.
Ocena: 7.4/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Timo Tolkki's Avalon - The Enigma Birth (2021)
Tracklista:
1. The Enigma Birth 04:33
2. I Just Collapse 06:13
3. Memories 05:43
4. Master of Hell 03:51
5. Beautiful Lie 03:51
6. Truth 03:48
7. Another Day 05:04
8. Beauty and War 05:17
9. Dreaming 06:30
10. The Fire and the Sinner 03:05
11. Time 05:58
12. Without Fear 04:50
Rok wydania: 2021
Gatunek: Symphonic Power Metal/Heavy Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Timo Tolkki - gitara
Andrea Arcangeli - bas
Marco Lazzarini - perkusja
Antonio Agate - instrumenty klawiszowe
Gościnnie:
Federico Maraucci - gitara
Aldo Lonobile - gitara
PelleK - śpiew (1)
Caterina Nix - śpiew (2, 3)
Brittney Hayes - śpiew (3, 10)
Raphael Mendes - śpiew (4, 8)
James LaBrie - śpiew (5)
Jake E - śpiew (6, 10)
Marina La Torraca - śpiew (7, 11)
Fabio Lione - śpiew (9, 12)
Po klapie INFINITE VISIONS, na którego album Timo Tolkki funduszy ostatecznie nie zebrał, aby nagrać materiał we własnym studio było tylko kwestią czasu, kiedy pojawi się znowu. I powrócił w AVALON, tym razem w pełnym składzie, równie uznanym jak poprzedni. Sekcję rytmiczną zasilają Andrea Arcangeli z NOVERIA oraz Marco Lazzarini z SECRET SPHERE, a klawiszowcem stałym został Agate z płyty poprzedniej i były członek SECRET SPHERE.
Ponownie wydawcą jest Frontiers, które wyznaczyło premierą na 18 czerwca 2021 roku.
Oczywiście tak jak poprzednio, wsparł go swoim wiosłem Lonobile (SECRET SPHERE) oraz Maraucci, który na swoim koncie nie ma zbyt wielu osiągnięć.
Tym razem Tolkki zaprezentował materiał różnorodny stylistycznie, bardziej dopasowany do wokalistów niż jakiegoś konkretnego stylu jak płyta poprzednia i jest rozstrzał pomiędzy symfonicznym power, classic metalem, progressive i rockiem. W żadnym ze stylów nie tutaj nie błyszczą, ale jest to kompetentnie odegrane i zaśpiewane, choć największą bolączką są tutaj kompozycje stricte pod panie, które niestety są bardzo nieświeżymi próbami odgrzewania NIGHTWISH i Another Day nie robi żadnego wrażenia, tak jak nijakie z CHAOS MAGIC I Just Collapse i Memories, w których występuje Caterina Nix zresztą. Może poza The Fire and the Sinner, który jest dobrą, choć okrutnie sztampową balladą na dwa głosy.
Raphael Mendes to świeże odkrycie z tegorocznego ICON OF SIN i tutaj uderzają bardziej w heavy power i Master of Hell to typowy przedstawiciel sceny skandynawskiej, Beauty and War to już Finlandia, ale niestety dość blada, choć słoneczny refren STRATOVARIUS zaśpiewany bezbłędnie. Jake E dobrze się czuje w bardziej power metalowym repertuarze i zagrano tutaj melodic power głównego nurtu solidnie. Jest i Fabio Lione, ale Dreaming bardziej nadaje się do VISION DIVINE. A może to miało być SECRET SPHERE z czasów Luppi? W każdym razie wybija się to na tle poweru HOLLOW HAZE, jaki jest w Without Fear.
Beautiful Lie to ciekawa wariacja w okolicach EVERGREY i praca sekcji rytmicznej jak i LaBrie radzą sobie dobrze. Zaskakuje też refren, który jest bardzo wtórny, a jednak melodia jest na tyle chwytliwa, że nie irytuje.
I pomyśleć, że całą tę karuzelę rozpoczyna mistrzowski występ Per Fredrik Åsly w typowym, power metalowym The Enigma Birth.
Produkcja solidna i za konsoletą ponownie zasiadł Federico Pennazzato, używając sprawdzonego soundu SECRET SPHERE, tym razem jednak perkusja jest delikatnie cofnięta i nie ma wrażenia takiej selektywności jak na Return to Eden, wokaliści jednak wydają się być bardziej wyeksponowani.
Nierówna płyta z kilkoma solidnymi kompozycjami, ale bezpieczna i wtórna. Do ostatniej płyty Mariusa Danielsena nie ma nawet porównania i to była też płyta jednak chyba bardziej spójna tematycznie niż tutejszy kalejdoskop gatunkowy.
Po porażce INFINITE VISIONS wydawać by się mogło, że te kompozycje zostaną odegrane ponownie pod innym szyldem, jednak do tego nie doszło i bardzo dobrze.
Mimo, że oryginalnością materiał zaprezentowany tutaj nie powala i nie jest to wielka kopalnia hitów, to jest to solidnie odegrana muzyka, dobra dla zabicia czasu i nie uwłaczająca niczyjej godności.
A patrząc na portfolio Timo, to już jest spore osiągnięcie.
Ocena: 7.2/10
SteelHammer
|