Brymir
#1
Brymir – Wings of Fire (2019)

[Obrazek: R-13317066-1552540312-9335.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Gloria in Regum 04:03                
2. Wings of Fire 04:19     
3. Ride On, Spirit 04:02   
4. Sphere of Halcyon 03:33           
5. And So We Age 04:10                
6. Hails from the Edge 03:20         
7. Starportal 04:08             
8. Vanquish the Night 03:44         
9. Lament of the Ravenous 05:36              
10. Chasing the Skyline 05:16       
11. Anew 05:11
 
Rok: 2019
Gatunek: Melodic Death/Extreme Metal
Kraj: Finlandia
 
Skład:
Viktor Gullichsen - śpiew
Sean Haslam - gitara
Joona Björkroth - gitara
Jarkko Niemi - bas
Patrik Fält - perkusja
 
BRYMIR powraca z trzecią płytą. Zmiany w składzie nieznaczne, bo odszedł z zespołu klawiszowiec Janne Björkroth, który pozostał w BATTLE BEAST.

Zaczyna się bezpiecznie, bo Gloria In Regnum to raczej typowa rąbanka zespołów z pogranicza AMON AMARTH i KEEP OF KALESSIN, które nie wywołuje większych emocji. Wings of Fire podobnie, bezpieczne granie i bez wychodzenia poza schemat, ale w fińskim wykonaniem, lekko nostalgicznym tłem i szkoda, że kompozycja nie poszła bardziej w tym kierunku.
Ride on, Spirit jest ciekawsze. Orkiestracje są mocno podkreślone i przypomina zagrywki z KEEP OF KALESSIN. Potem jest Sphere of Halycon… Bębny po prostu miażdżą i te połączenie stylów SEPTICFLESH z KOK sprawdza się bardzo dobrze. Do tego świetnie wykorzystane orkiestracje.
And So We Age to powrót do sztampowego grania melodic death/gothic. W tych klimatach znacznie lepiej odnajduje się MERCENARY na ostatnich płytach, MORTEMIA i INSOMNIUM. Może i solo bardzo dobre, produkcja mocniejsza przez wypolerowanie, ale zbyt wyliczone, chociaż sola bardzo dobre. W Hails from the Edge powracają do KOK, ale poza typowo fińskimi klawiszami nie dzieje się tutaj zbyt wiele. Starportal to w pierwszej połowie wszystko, co najlepsze z KOK z czasów Reptilian z wyborną melodyką LEGION OF THE DAMNED, ze świetnym solem i aż szkoda, że w części środkowej to niepotrzebnie się wycisza.
Vanquish the Night to znów coś z Reptilian, chociaż sama kompozycja wydaje się próbować inspiracji w hipnotyzowaniu ROTTING CHRIST z ostatnich płyt, ale zbyt duży przerost formy nad treścią tutaj jest, aby osiągnąć TEN typ monumentalizmu.
Lament of the Ravenous to próba ujęcia zimnej gitary z Before the Dawn i jest nieźle, chociaż nie porywa. Chasing the Skyline to zaskoczenie, bo rytmika raczej typowa dla zespołów z nurtu POISONBLACK, ale jest tutaj też nuta KALMAH przy partiach agresywniejszych i może jest też coś z przebojowości BATTLE BEAST. Frapujący misz-masz, choć może być ciężkostrawny.
Na koniec Anew, coś z INSOMNIUM, coś z POISONBLACK i SSENTENCED, smutek, melorecytacje, przecinane przez śpiew Louhimo z BATTLE BEAST
Dziwne zakończenie, ale jednocześnie pasujące i wyrażające rozstrzał stylistyczny albumu.
 
O produkcji nie ma co się za bardzo rozpisywać, bo oczywiście, że jest świetna, skoro mastering odpowiedzialny jest Svante Forsbäck (KIUAS, CELESTY… i umiejscowienie orkiestracji CELESTY przypomina). Zagrane to jest na wysokim poziomie, zaśpiewane również i pod względem wykonania nie ma się do czego przyczepić, tylko album jest bardzo nierówny i próbuje jednak zrobić za dużo.
Są momenty świetne, ale i słabsze. Można posłuchać, ale daleko temu do tegorocznego STORMLORD czy ROTTING CHRIST.
Płyta dobra, ale eklektyczna na siłę.

 
Ocena: 7.4/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#2
Brymir - Voices in the Sky (2022)

[Obrazek: a1205843885_16.jpg]

Tracklista:
1. Voices in the Sky 04:40       
2. Forged in War 03:18     
3. Fly with Me 04:51     
4. Herald of Aegir 03:50     
5. Rift Between Us 06:02     
6. Landfall 03:36     
7. Borderland 03:47     
8. Far from Home 04:13     
9. Seeds of Downfall 03:53     
10. All as One 07:53     
11. Diabolis Interium (Dark Funeral cover) 04:24

Rok: 2022
Gatunek: Melodic Death/Extreme Metal
Kraj: Finlandia
 
Skład:
Viktor Gullichsen - śpiew
Sean Haslam - gitara
Joona Björkroth - gitara
Jarkko Niemi - bas
Patrik Fält - perkusja


Po 3 latach powraca BRYMIR, tym razem z kontraktem od uznanej wytwórni Napalm Records, który wyda ich nowy album 26 sierpnia 2022 roku.

Ciekawa okładka, bardziej klasyczna od tego, co można było zobaczyć w 2019 roku, a sama muzyka złagodniała, jednocześnie trzymają się bardziej utartych schematów szwedzkiego MDM, wspomaganego mocniejszymi partiami w stylu "Reptilian" KEEP OF KALESSIN i DARK FUNERAL, co słychać w thrashowej motoryce Forged in War, chociaż pilotujący Voices in the Sky przypomina bardziej połączenie SCAR SYMMETRY z MERCENARY w przestrzeni refrenów i breakdownach, z delikatnymi wtrąceniami ENSIFERUM. Refren za to jest fenomenalnie prosty, hipnotyzujący i przestrzeń jest tutaj czarująca. Fly with Me to znów MERCENARY i SCAR SYMMETRY, może SONIC SYNDICATE i szkoda, że zabrakło pomysłu na zakończenie.
Ogółem wydaje się to album łagodniejszy i bardziej przystępny od poprzedniego, mniej skomplikowany i z minimalnymi odchyłami do modern w planach dalszych i więcej tutaj słychać. Próbują uderzać w WHISPERED późniejszego okresu w Herald of Aegir, ale poza energicznym solem gitarowym niewiele jest tutaj interesującego, bo to bardzo typowy MDM. Melodic Death Metal ostatnich 15 lat zaprezentowany został w Rift Between Us i chóralny refren dobry, ale całościowo kompozycja nie tak udana jak Voices in the Sky, głównie przez rozmycie melodii na poziomie AMORPHIS. Landfall krąży pomiędzy ENSIFERUM, AMON AMARTH z elementami EINHERJER, ale to znów co najwyżej poprawna realizacja.
Coś innego grają w Borderland, w którym CHILDREN OF BODOM z czasów Hate Crew Deathroll z thrashową motoryką, inspirowaną mocno LEGION OF THE DAMNED, ale mnie to nie przekonuje. Far from Home jest bliżej tego, co grali na albumie poprzednim z dużą dawką power metalu w refrenach, w którym można się doszukiwać ENSIFERUM. Seeds of Downfall to chyba miało być połączenie WINTERSUN i KALMAH, ale wyszło to co najwyżej poprawnie, głównie przez przeciętny refren i niezbyt wymyślną i nośną melodię główną, którą próbują urozmaicać klawiszami w stylu modern.
Punktem kulminacyjnym jest All as One, w którym uderzają w marszowe tempa, ale to jest teren zarezerwowany raczej dla BEFORE THE DAWN albo KALMAH, chociaż wychodzą tutaj obronną ręką, nawet jeśli to tylko bezpieczne granie w ramach gatunku.
Najbrutalniejszy Diabolis Interium to bonusowy cover DARK FUNERAL. Dobrze zagrane, ale bez własnej tożsamości i taki zarzut można wyciągnąć wobec całego albumu.

Mastering Tony Lindgren bardzo dobry, przestrzenny i nadał temu wszystkiemu nowoczesny sound bez plastikowej sztuczności, jaka cechuje wiele grup modern.
Poziom wykonania albumu jest bardzo wysoki, sekcja rytmiczna dzięki temu brzmieniu błyszczy i grają tutaj ciekawie, ale to standard dla gatunku. Gitarzyści grają ciekawie, może nawet ciekawsze sola niż w 2019 roku, a Viktor Gullichsen w każdej wersji jest tutaj bardzo dobry.
Tak jak poprzednim razem, warsztat wysokiej klasy, tylko nośnych kompozycji zabrakło, chociaż można pochwalić, że się starali, aby było to coś innego niż poprzednim razem, ale nadal w ramach gatunku.
Dobry album w ramach odskoczni od wielkich, który powinien zadowolić fanów.


Ocena: 7.2/10

SteelHammer


Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości