Winterhorde
#1
Winterhorde - Maestro (2016)

[Obrazek: R-8623717-1465365887-6987.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. That Night in Prague    01:39     
2. Antipath 05:56     
3. Worms of Souls 05:34       
4. They Came with Eyes of Fire 06:27     
5. Chronic Death 06:24     
6. The Heart of Coryphee 11:30     
7. A Dying Swan 02:45       
8. Maestro 07:14       
9. Through the Broken Mirror 04:34       
10. Cold 05:56       
11. Dancing in Flames 07:12

Rok: 2016
Gatunek: Extreme Melodic Metal
Kraj: Izrael

Skład zespołu:
Zed "Z. Winter" Destructive - śpiew
Igor "Khazar" Kungurov - śpiew, gitara
Dima "Stellar" Stoller - gitara
Omer "Noir" Naveh - gitara
Sascha "Celestial" Latman - bas, saksofon, gitara
Maor "Morax" Nesterenko - perkusja
Alexander "Morgenrot" Feldman - instrumenty klawiszowe

Jakiś czas po wspaniałym i genialnym Underwatermoon, skład wykruszył się kompletnie i w składzie pozostali jedynie Sascha Latman oraz Alexander Feldman, stawiając dalszą karierę zespołu pod znakiem zapytania. W 2014 roku coś zaczęło się ruszać, skład został uzupełniony o nowych gitarzystów, perkusistę i powrócił wokalista Z. Winter, który zaśpiewał na Nebula i udało im się podpisać kontrakt z ViciSolum Productions na wydanie albumu Maestro.
Sześć lat długiego oczekiwania na kolejną opowieść i mimo zmian składu, to w samej grze nie zmieniło się wiele.

To nadal wybuchowa mieszanka różnych gatunków, metalu, rocka, jazzu i tak jak płynność motywów zdumiewała na Underwatermoon, tutaj jest tak samo imponująco i płynnie rozegrane i pod względem technicznym jest to odegrane wzorcowo. Głosy wokalistów kruszą mury, czysty śpiew chwyta za serce i porusza, z kolei agresywniejsze harsh i growl powalają swoją agresją i siłą.
Największą różnicą pomiędzy tą płytą a poprzednią jest o wiele większy rozmach przez orkiestracje, które były już poprzednio, jednak tutaj odgrywają większą rolę i są lepiej i częściej słyszalne. Samo brzmienie jest nieco czystsze niż poprzednio i nie brzmi to tak surowo jak Underwatermoon (które również miało świetne brzmienie), ale dzięki temu znacznie lepiej słychać chóry i orkiestracje, które pięknie wzbogacają dalszy plan. Bębny są świetne, gitary ostre jak żyleta, a talerze syczą tak jak powinny.
Kompozycyjnie to jest perła i prawdziwa kopalnia melodii, ale i emocji i przy każdym odsłuchu można odkryć coś nowego i za każdym razem porywa tak samo. Nie ma sensu rozpisywać się w szczegółach nad każdym utworem, bo tego jest tutaj bardzo dużo i całość to jest płynna, tragiczna i poruszająca historia. Tak jak Underwatermoon przekazywało wszystko samą muzyką, z dokładnie tym samym mamy do czynienia tutaj. Opowieść tragiczna i porywająca od pierwszej do ostatniej minuty i prawie nie ma się do czego przyczepić.
Żaden utwór nie brzmi tak samo, żaden nie jest przeładowany i w każdym jest coś, co może się podobać, płyta nie męczy i nie ma tu mowy o żadnej monotonii i niemal każda minuta jest dobrze wykorzystana.
A Dying Swan, niecałe 3 minuty, a jaka siła przekazu...
Jak tu nie lubić nakładek wokalnych i walki dobra ze złem w Antipath z ogromną przestrzenią, w którym czuć kontynuację Underwatermoon?
Jak tu się nie wciągnąć w dialogi i mieszaninę dialogów z żeńskim głosem i świetnym zakończeniem w They Came with Eyes of Fire?
Jak się nie zachwycić świetnymi chórami w Worms of Soul czy przejść obojętnie przy kontrastach i zmianach temp w Chronic Death?
Jak tu zignorować płynne przejścia, ciągłość i potęgę instrumentów, opowiadających historię w The Heart of Coryphee?
Jak można przejść obojętnie obok zimnego, naładowanego emocjami Cold, który niemal eksploduje rozmachem, dramaturgią, zimnem i smutkiem w  refrenie?
No nie da się.
Jedynym słabszym punktem były jest Through the Broken Mirror, który jest chyba jednocześnie najprostszą kompozycją na tej płycie. Zbyt brutalnie, a melodia nie porywa.
Zakończenie w postaci Dancing in Flames dobre, ale po wspaniałym Cold trochę jakby zabrakło kropki nad i.

Wspaniała i ciekawa historia, WINTERHORD nie zawiodło i pokazało, że Underwatermoon to nie był przypadek. Kapitalne sola, multum melodii, wokalne mistrzostwo, bardzo bogaty i przestrzenny drugi plan, świetny saksofon, kiedy się udziela i bardzo dobre partie perkusji. Ta karuzela emocji wciąga i słucha się tego z przyjemnością od początku do nieuchronnego końca, płyta mimo mnogości motywów i mieszanki gatunków nie męczy.
Oby ten zespół nie zniknął i pojawił się kolejny rozdział w ich dyskografii. Na płyty tak dobre można poczekać.


Ocena: 9.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Winterhorde – Underwatermoon (2010)

 [Obrazek: R-6772363-1426318926-7422.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Shell 01:45              
2. Wreckages Ghost 05:02             
3. Underwatermoon 06:28           
4. Hunting the Human 05:32        
5. Execution 04:37             
6. And Flames Wept to Heaven 02:12      
7. The Curse of Gypsy 09:27        
8. Delirium 05:59               
9. Tenth Wave 08:04        
10. Smoke Figures 02:02                
11. The Martyr and Deliverance 06:19
12. Farewell 05:50
 
Rok: 2010
Gatunek: Extreme Melodic Metal
Kraj: Izrael
 
Skład:
Horeph - śpiew
Lex L.C.F.  - gitara
Barakk - gitara
Celestial - bas
Hesperus - perkusja
Morgenrot - instrumenty klawiszowe
 
WINTERHORDE po swoim black metalowym debiucie nie wzbudził wielkiego zainteresowania. Od debiutu minęły długie cztery lata, zaszły zmiany w składzie na stanowisku wokalisty i basisty, ale w 2010 roku, 30 lipca została zaprezentowana nowa płyta.
Nowa nie tylko pod względem brzmienia, ale także stylu gry.
 
Nie jest to przede wszystkim granie zakorzenione głęboko w black metalu z czasami lżejszymi partiami, a różnych jego odmian oraz innych gatunków muzyki, jak rocka czy jazzu.
Ten LP to świetnie napisana historia, z czysto zarysowanymi wydarzeniami, opowiedziana emocjonalnie i to nie tylko przy użyciu świetnego wokalisty, który bez problemu przechodzi od czystego śpiewu do growlu. Brzmi to bardzo płynnie, bez choćby cienia fałszu.
Ta płyta to prawdziwy monolit i uczta dla uszu, kopalnia melodii i klimatu. Kiedy potrzeba, wieje prawdziwym, morskim chłodem, innym razem jest szaleństwo i furia, aby zaraz potem płynnie dać promyk nadziei.
Zdumiewa mieszanie różnych gatunków muzyki metalowej w obrębie jednej kompozycji i jak bardzo płynne są to przejścia dzięki nie tylko świetnej robocie gitarzystów, ale i sekcji rytmicznej. To, co tutaj odgrywa Hesperus to nie jest typowa rąbanka i gra z prawdziwym wyczuciem.
Nie ma sensu opisywać kolejno każdej kompozycji, bo ten LP to jedna zwarta całość, której się słucha od początku do końca i nie da się wybrać faworyta czy najlepszej kompozycji. Jest to płyta niesamowicie równa i monolityczna, która nie męczy, tylko zachęca do kolejnych odsłuchów.

Doom? Death? Black? Doom/Death? Power? Extreme? Jazz? Muzyka klimatu?
Wszystko, a jak to wybornie brzmi.
Mało która płyta opowiada historię w taki sposób.
Brzmienie jest perfekcyjne, selektywne i mocne, gdzie każdy instrument ma swój własny plan.
Płyta eklektyczna, ale tworząca jedną spójną całość, hipnotyzująca i wprowadzająca w trans, której absolutnie niczego nie brakuje.
Perfekcja.

 
Ocena: 10/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Winterhorde - Neptunian (2023)

[Obrazek: a3437658490_16.jpg]

Tracklista:
1. Amphibia 07:33
2. Neptunian (As Trident Strikes the Ice) 05:34
3. Angels in Disguise 06:18
4. The Spirit of Freedom 06:08
5. Alone in the Ocean 09:20
6. The Garden 03:28
7. Ascension 01:18
8. A Harvester of Stars 06:23
9. With Bare Hands Against the Storm 07:24

Rok wydania: 2023
Gatunek: Extreme Melodic Metal
Kraj: Izrael

Skład zespołu:
Zed "Z. Winter" Destructive - śpiew
Yoni "Oblivion" Oren - śpiew
Moshe Benofel - gitara
Omer "Noir" Naveh - gitara
Sascha "Celestial" Latman - bas, saksofon, gitara
Alex Zaitsev - perkusja
Oleg "Olgerd" Rubanov - instrumenty klawiszowe


Po latach drobnego koncertowania i niejako zawieszenia działalności, Sascha "Celestial" Latman powraca z WINTERHORDE w niemal kompletnie zreformowanym składzie, w którym z czasów Maestro pozostał tylko on, Z. Winter i Omer Naveh.
Przypomnieli o sobie singlem w 2022 roku, a 8 grudnia 2023 roku zostanie wydany czwarty już album zespołu, nakładem Noble Demon.

Z. Winter śpiewa oczywiście znakomicie i jest w formie równie dobrej, co na Maestro, tak jak sola gitarowe Naveha są bez zarzutu, a Zaitsev sprawdza się jako extreme metalowy perkusista. Bas Latmana jest świetny i tworzy oddzielny plan. Od strony technicznej jak zwykle zastrzeżeń jest niewiele, bo to od 2010 roku był zespół, który skupiał ludzi utalentowanych.
Największym problemem jest fakt, że WINTERHORDE zrezygnowało ze swojej największej siły i tego, co ich wyróżniało na scenie w 2010 i 2016 roku, co przełożyło się na jakość muzyki. WINTERHORDE nie nagrało takiego samego LP dwa razy, ale wbrew zapowiedziom nie jest to nic nowego czy innego. Bardzo często powtarzane są tutaj motywy i aranżacje z Underwatermoon oraz Maestro i łatwo wskazać te schematy w każdej kompozycji, przy okazji tracąc rozpoznawalność i niektóre zagrywki można odnieść do choćby AMON AMARATH czy inne grupy skandynawskie.
Czym są Neptunian i Angels in Disguise jak nie próbą odtworzenia klimatu Underwatermoon? The Spirit of Freedom to oczywiście Maestro w skrzypkach, Alone in the Ocean to próba kompromisu tych dwóch LP, niestety średnio udana. Tutaj pierwszy raz Yoni "Oblivion" Oren śpiewa dobrze i nie budzi kontrowersji, sama kompozycja jednak jest zbyt długa, co brzmi jak absurdalny zarzut w stronę WINTERHORDE, który kolosy zawsze miał miażdżące. Tymczasem punkt kulminacyjny zaczyna się dobrze, ale od czwartej minuty jest co najwyżej niepotrzebnie rozciągnięta partia instrumentalna. Dobrze wykonana, z mocną i gęstą perkusją i eleganckim solem gitarowym, ale brzmi to jak odrębna część utworu, przerywnik, a nie jego nieodłączna część. Nawet nie ma porównania ze znakomitym The Heart of Coryphee z Maestro, które przecież było stworzone w podobnym stylu.
Solidny jest The Garden w stylu Underwatermoon, chociaż Ascension to niewiele wnoszący przerywnik.
Poza zagubionym Alone in the Ocean i chaotycznym A Harvester of Stars to wielu mielizn tutaj nie ma. Można do takiego spadku formy doliczyć With Bare Hands Against the Storm, extreme metal bez historii, może i dobry, ale nie takie WINTERHORDE przez lata mi imponowało. To już nie jest ten zespół, co w latach 2010-1016 i zdecydowanie zabrakło kompozycji wyrazistych, które by wprowadzały nową jakość czy porywały od pierwszego odsłuchu.

Za mix i mastering odpowiada kolumbijski producent Jaime Gomez Arellano i stworzył brzmienie selektywne i wieloplanowe, ale perkusja została bardziej cofnięta niż na Maestro, za to gitary zostały wysunięte. Profesjonalna robota, jakiej należało oczekiwać.
To dobrze, że WINTERHORDE powróciło po latach, ale rezygnując z formy concept albumu wyszedł metal  bez historii, nie tak osobisty i porywający.
To dobry LP z przebłyskami, ale już nie tak wysmakowany, jak Underwatermoon i Maestro.


Ocena: 7.8/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości All Noir PR oraz wytwórni Noble Demon.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości