29.11.2019, 18:48:14
Metal De Facto - Imperium Romanum (2019)
tracklista:
1.The Conqueror 04:48
2.Legionnaires’ Oath 04:09
3.Naturalis Historia 05:55
4.Inferno 04:13
5.Bacchanalia 04:31
5.Bacchanalia 04:31
6.Echoes in Eternity 04:58
7.Colosseum 03:09
8.Ides of March 06:19
9.The Ascending of Jupiter 04:2
10.Germanicus 09:31
rok wydania: 2019
gatunek: melodic power metal
kraj: Finlandia
skład zespołu:
Mikael Salo - śpiew
Esa Orjatsalo - gitara
Mikko Salovaara - gitara
Sami Hinkka - gitara basowa, gitara akustyczna
Atte Marttinen - perkusja
Benjamin Connelly - instrumenty klawiszowe
METAL DE FACTO to nazwa, która kojarzy się zapewne najbardziej z, na przykład, jakimś francuskim wysmakowanym progressive metalem, gdzie rolę drugiej gitary odgrywa saksofon. W rzeczywistości to jednak nowa grupa z Helsinek, a raczej super-grupa, jeśli się spojrzy na skład. No tak, Sami Hinkka z ENSIFERNUM, Esa Orjatsalo (ex DREAMTALE), Mikko Salovaara (LEVERAGE, ex KIUAS) no i znakomity wokalista Mikael Salo (DYECREST), który niepotrzebnie bawi się w takie rzeczy jak EVERFROST. Co za mix by wyszedł ze stylu ENSIFERNUM i KIUAS z wokalem Salo... Tymczasem jednak METAL DE SALO gra klasyczny power, który zaprezentował na albumie "Imperium Romanum" wydanym przez Rockshots Records w listopadzie 2019 roku.
Wytwórnia włoska, natomiast tematyka rzymska i Finowie dołączają do opowieści o historii Imperium Rzymskiego, co do tej pory było domeną Włochów. No, poza pewnym znakomitym zespołem z Italii, który wolał raczej śpiewać o hoplitach.
Oczywiście, ten zestaw grać potrafi, tu prezentuje się pod względem zgrania jako ekipa bardzo okazale i pewnie, a Salo po raz kolejny udowadnia, że mocny głos potrafi wykorzystać w pełni, majestatycznie górując nad muzyką.
Ten album otwiera heroiczny, dosyć szybki The Conqueror i ta kompozycja potwierdza, że Finowie w takim bojowym epickim power metalu to jest jednak tylko dalsze europejskie zaplecze. Taki przeciętny numer, w manierze drugoligowych rycerzy niemieckich. Gdyby cała płyta miała być wypełniona takimi tylko utworami, to nie byłoby za bardzo o czym pisać. W końcu jednak jest tu lider ENSIFERNUM i Legionnaires’ Oath to już znakomity pompatyczny i uroczysty epic power i jak się okazuje, można stworzyć dumny i zapadający w pamięć utwór nie tylko o hoplitach. Prosty, marszowy, wzbogacony klawiszami. Klasa! No, a potem coś w stylu bardziej DREAMTALE, z czasów gdy potrafili zagrać prawdziwy power metal w szybkim Naturalis Historia. Trochę te klawisze mało true, ale trzeba brać poprawkę na fińską specyfikę. Trudno jednak tak do końca się z takimi klawiszami zgodzić w Inferno. Tu za zmarnowanie tego fenomenalnego motywu muzycznego ze zwrotek zespół powinna spotkać surowa kara ze strony Jupitera, albo innego rzymskiego boga. Bardzo to zostało rozmyte i niewydobyte jak należy w kompozycji, która bardziej przypomina modern alternative metal niż coś, co ma wskazywać na historię Rzymu. Fajnie, przebojowo, ale chyba nie na takiej płycie się to powinno znaleźć.
Fanfarowy Bacchanalia muzycznie zawiera akcenty folkowe, ale ze świętem Bachusa niemające nic wspólnego. No, można już było w samym refrenie jakiś choć cień "ancient" stylizacji muzycznej zastosować. A tak to raczej w refrenie bardziej wyszedł Oktobefest, niż Święto Wina. Szczerze mówiąc - czysty, beztroski styl późnego DREAMTALE. No, miłe to, ładnie zaśpiewane i zagrane, ale to taka kolorowa pocztówka ze wsi potiomkinowskiej.
Nastrojowej ballady Echoes in Eternity z gitarą akustyczną (zagrał na niej Sami Hinkka) należało się oczywiście spodziewać, ale to taki typowy fiński produkt radiowy w obszarach mainstreamowych i można to z powodzeniem zaśpiewać pod choinką w ramach śpiewania neopogańskich ballad semi-elektrycznych. Solidna, rzemieślnicza i tylko robota.
Przy okazji instrumentalnego Colosseum wychodzi pewna gitarowa niemoc dwóch znakomitych gitarzystów na tej płycie.
To w końcu plac starć gladiatorów, a nie polana w lesie iglastym, gdzie dzieci lepią bałwanka ze śniegu w momentach, gdy mamy tu ckliwe, neoklasyczne plumkanie. Ja tam Esa Orjatsalo nie potępiam, on już tak ma od zawsze, ale Mikko Salovaara? Takie granie po dewastujących stylowo gitarowych popisach w KIUAS ? No tak, ale teraz jest LEVERAGE Mark 2 i tam też specjalnie się nie wysilił w tym roku...
Ides of March może jako dynamiczna power metalowa kompozycja niczym się szczególnym nie wyróżnia, ale przynajmniej dramatyzm jest należycie do okoliczności wydobyty tak w refrenie, jak i w teatralnym wokalu Salo. Fatalne sola gitarowe nieco przykrywa fragment symfoniczny zrobiony bardzo ciekawie i dobrze przechodzący w coraz bardziej dramatyczne obszary. Gdyby wszystkie kompozycje prezentowały się tak jak dynamiczny i melodyjnie heroiczny The Ascending of Jupiter, to można by mówić o sporym wydarzeniu. Jednak ten LP kończy tradycyjny galopujący melodic power metalowy kolos o raczej ogranej już przez wielu melodii i aranżacji przeciętnej, wypośrodkowanej pomiędzy epic power a fińską powszedniością wypracowaną wieki temu przez STRATOVARIUS i SONATA ARCTICA. W pewnym momencie wolniej i klimatycznie, w innym bojowa narracja i kilka fenomenalnych power metalowych riffow tuż po niej, ale potem znowu tak jakoś bez patosu, bez pompatyczności koniecznej by oddać istotę Honoru, Śmierci i Krwi, ale chyba muzycznie Finowie nie są tu zdolni tego realnie wydobyć.
Włosi by tego tak nie rozegrali, ani Grecy, ani Amerykanie. Finowie jednak zrobili tu dużo odstępstw od epic power metalu jak na album zakreślony w pewnym obszarze historycznym. Nie wiem, gdzie tu był Sami Hinkka, by trochę wyhamować pewne naiwne melodic power metale i radiowe zapędy, stanowiącej tu lekki zgrzyt. Tak się zastanawiam, czy w równie nonszalancki sposób by potraktowali tematy z narodowego eposu "Kalevala"?
Jeden bohater - Salo. Występ znakomity, reszta po prostu odegrała swoje w mniej lub bardziej kontrowersyjny sposób, poza Hinka na basie, i ten instrument prezentuje się tu najlepiej.
Ponieważ zasadniczo Finowie trzymają się pewnego schematu soundu, więc zawsze ten ich power metal będzie pod tym względem brzmiał podobnie. Bardzo dobrze, oczywiście, jeśli przyjmiemy styl realizacji całości zbliżony do ALTARIA za dobry, a tu właśnie Esa Orjatsalo tym się zajął, podobnie jak na dwóch płytach ALTARIA, ponad dziesięć lat wcześniej.
Trochę ALTARIA, trochę DREAMTALE, trochę machania mieczem rzymskim gladius i nic KIUAS czy ENSIFERNUM.
Mam takie zupełnie prywatne podejrzenie, że METAL DE FACTO chciał się załapać na ten sam wózek co i BEAST IN BLACK, ale to niestety nie jest ten poziom, choć zestaw muzyków zacny i szanowany.
ocena: 7,5/10
new 29.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"