Accept
#1
Accept - Accept (1979)

[Obrazek: R-867089-1511705346-6665.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Lady Lou 03:01
2. Tired of Me 03:13
3. Seawinds 04:29
4. Take Him in My Heart 03:30
5. Sounds of War 04:33
6. Free Me Now 02:59
7. Glad to Be Alone 05:11
8. That's Rock N' Roll 02:52
9. Helldriver 02:40
10. Street Fighter 03:29

Rok wydania: 1979
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Jörg Fischer - gitara
Peter Baltes - bas, śpiew
Frank Friedrich - perkusja

Rok 1979. Heavy metalowe Niemcy to praktycznie tylko SCORPIONS, powoli zmierzający ku graniu lżejszemu i... Pustka.
Pojawienie się na horyzoncie nowej grupy ACCEPT wcale nie stało się wydarzeniem, zresztą zespół jako amatorska formacja istniał gdzieś od roku 1968, pogrywając różną muzykę i chyba nie marząc o sławie. Kiedyś jednak trzeba było spróbować i oto pojawia się zespół z wokalistą, który nie umie śpiewać, z perkusistą, który nie bardzo umie grać i repertuarem prymitywnym i prostackim, zaprzeczającym szlachetnej idei metalu jako nowej formy wyrażenia w muzyce-rodzaju sztuki. Styczeń 1979 to pierwsza wydana na winylu przez Brain Records płyta ACCEPT

Ta płyta jest pod każdym względem słaba.
Jest słaba słabością swojego wokalisty Udo Dirkschneidera, który tu jeszcze swych wokalnych słabości nie potrafił przekuć na główny oręż, jest słaba nieciekawymi w przytłaczającej większości zagrywkami i solami gitarzystów oraz słabą, prymitywną grą sekcji rytmicznej. O jakiej jednak finezji czy chociażby urozmaiceniu można mówić przy okazji takich utworów, jak "That's Rock N' Roll" czy "Helldriver" albo teoretycznie tylko przebojowego "Lady You". Jest to heavy metal zapatrzony w SCORPIONS i szybkie, zwarte utwory to zwulgaryzowana wersja pomysłów SCORPIONS, także tych Rotha, jednak brak tu Rotha i jako gitarzysty, i jako kompozytora. Czasem odzywa się wokalnie Baltes jak w "Sounds of War" czy nieco bardziej złożonym i przemyślanym "Seawinds" bez tej wulgarnej bezpośredniości. Także i jego głos wcale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Tak, german heavy metal, toporny, kwadratowy, szorstki i twardy, ale nieudolny jak w "Free Me Now" czy "Street Fighter" z pewnymi przebłyskami w obdarzonym niezłą melodią "Tired of Me".
Na tej płycie jest wszystko, co ACCEPT prezentował później i wszystko jest gorsze, a czasem wywołujące rumieniec wstydu. Jest jednak i jedna perła, bo takie były na każdej płycie tego zespołu. Okropnie zaśpiewana przez Udo ballada "Glad to Be Alone" z przepięknym motywem głównym jest tak wspaniała może właśnie dlatego, że została wykonana tak, a nie inaczej. Przepojony piwem autentyzm...

Album jest wyprodukowany fatalnie. Gitary nie mają ani głębi, ani ostrości, a walącej, głośnej perkusji czasem po prostu lepiej udawać, że się nie słyszy. W sumie ten LP to żadna konkurencja dla nikogo z historycznego punktu widzenia, wytycza on jednak najważniejszą linię stylistyczną dla niemieckiego klasycznego heavy metalu lat 80-tych XX wieku.


Ocena: 3.5/10

8.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Accept - I'm a Rebel (1980)

[Obrazek: R-478742-1282124367.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. I'm a Rebel 03:58
2. Save Us 04:36
3. No Time to Lose 04:36
4. Thunder and Lightning 04:03
5. China Lady 04:03
6. I Wanna Be No Hero 03:57
7. The King 04:11
8. Do It 04:11

Rok wydania: 1980
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider -śpiew
Wolf Hoffmann -gitara
Jörg Fischer -gitara
Peter Baltes - bas, śpiew ("No Time to Lose" i "The King")
Stefan Kaufmann -perkusja

I'm A Rebel !!!
Tak owszem z pełną odpowiedzialnością mógł krzyknąć Udo w roku 1980, gdy niemieckie metalowe granie w zasadzie niepodzielnie zdominowane było przez bardziej nastawiony SCORPIONS z masą wypolerowanych przebojów. Innej konkurencji nie było, a ACCEPT z nowym perkusistą Stefanem Kaufmannem na poważnie ruszył na podbój rockowych Niemiec u progu nowej dekady. Ponownie płytę wydał w czerwcu Brain Records, choć jeszcze w tym samym roku ukazały się także wersje Polydor i innych wytwórni.

Z poprzedniej przeniósł tą swoją toporną krzykliwą stylistykę wokalną, energiczne proste i prostackie riffy i brak poszanowania dla brytyjskiej tradycji rockowej, dokładając świadomą głuchotę na nowatorskie trendy NWOBHM. Proponując zdynamizowane riffy AC/DC w prosty sposób zaznaczyli swoją obecność takimi szybkimi numerami jak metalowy manifest "I'm a Rebel" czy "Thunder and Lightning" z melodyjnymi prostymi refrenami, dodając nieco horroru i przerysowanej (jak na owe czasy) agresji pomieszanej z wyjątkowo udanym wysoko zaśpiewanym rockowym refrenem w "Save Us". Dosyć naiwny bezpłciowy rock/metal zagrali w akcentowanym galopującym basem "I Wanna Be No Hero"... Dirkschneider zaśpiewał nieco lepiej niż na debiucie, jednak w kompozycjach wymagających nieco więcej rockowej umiejętności śpiewania wypadał nadal słabo ("China Lady") i w dwóch utworach zastąpił go Baltes, który znakomicie zaprezentował się w bardzo dobrej balladzie "No Time to Lose" mogącej już stanowić określoną konkurencję dla hitów SCORPIONS oraz w akustycznie zrobionym pastelowym songu "The King" o epickim nostalgicznym charakterze. "Do It" - tak zrób to i zagraj jak my. Średnio, ale z nadziejami na lepsze jutro muzyczne.

Na tym LP zespół prezentuje się już pewniej niż na debiucie i jest to zasługa bardziej urozmaiconej gry gitarzystów prezentujących w solach solidne umiejętności oraz oczywiście Kaufmanna jako człowieka na właściwym miejscu. W kwestii brzmienia zwraca uwagę głośna perkusja, nieco nawet zbyt głośna miejscami i wyeksponowany miękki bas, natomiast Dirkschneider jest lekko jednak stłumiony i rozszarpuje tak głosem jak na późniejszych albumach.
"I'm a Rebel" wciąż jeszcze oszałamiającego sukcesu nie przyniósł, był jednak solidną rozgrzewką przed kolejnym albumem" Breaker".



Ocena: 6,6/10

8.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Accept - Breaker (1981)

[Obrazek: R-5413977-1394923753-2727.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Starlight 03:52
2. Breaker 03:35
3. Run if You Can 04:48
4. Can't Stand the Night 05:23
5. Son of a Bitch 03:53
6. Burning 05:13
7. Feelings 04:48
8. Midnight Highway 03:58
9. Breaking up Again 04:37
10. Down and Out 03:44

Rok wydania: 1981
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider -śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Jörg Fischer - gitara
Peter Baltes - bas, śpiew (8 i 9)
Stefan Kaufmann - perkusja

Tak, tak dziewczyna z okładki tego albumu może być zaskoczona ...

Trzecia płyta ACCEPT przedstawiona w marcu przez Brain Records, okazała się w dotychczasowym dorobku najlepsza i na bardziej dopracowana pod każdym względem. No cóż, do trzech razy sztuka i  trening czyni mistrza. Tym razem może jeszcze mistrzostwa nie ma, ale jest bardzo dobre na ogół granie w stylu, jaki ACCEPT wypracował wcześniej tę agresywną przebojowość, jak na płytach poprzednich wyglądała czasem dosyć nieporadnie, tu eksplodowała w znakomitym "Burning" zrobionym w stylu "live" i rockowym rytmie AC/DC i z fantastycznym solem Hoffmana oraz w agresywnym szybkim i bezkompromisowym, aczkolwiek bardzo melodyjnych "Breaker'. Zagrali także nieco wolniejsze podszyte hard rockiem numery jak "Run if You Can" z dialogami obu gitarzystów i lekko mroczny i chuligański "Son of a Bitch". Bardzo dobrym refrenem wyróżnia się także "Run if You Can" mimo ogólnej heavy metalowej toporności. Z atrakcyjnością samych melodii bywa tu różnie, bo ani "Starlight", ani "Midnight Highway" z wokalami Udo i Baltesa mimo lansowania go na przebój do szczególnie atrakcyjnych nie należą. Jak zwykle też i na tej płycie znalazły się rozkrzyczane toporne kawałki heavy metalowe w typowo niemieckim (kształtującym się) stylu, "Down and Out" i "Feelings", który tu jest w rodzaju metalowego hymnu. Znalazły się również jednak dwa znakomite balladowe numery. "Can't Stand the Night" zaśpiewał Dirkschneider, stosując kilka wokalnych technik i idąc poważnie do przodu w stosunku do nieco zbliżonego "Glad To Be Alone". Kompozycja ta obdarzona została mocniejszym refrenem i pięknymi solami wynikającymi z motywów głównej melodii oraz zdecydowanymi basowymi akcentami. Popisowy spokojny song ACCEPT jeden z najlepszych w ich karierze. "Breaking up Again" wykonał Baltes przy akompaniamencie gitar akustycznych i ze ślicznym solem Hoffmana płaczącego gitarą. Taki wzruszający inny delikatny ACCEPT...

Album został zagrany znakomicie, a i do wokalu Dirkschneidera w ramach jego konwencji trudno się przyczepić. Profesjonalnie także to wszystko brzmi ze szczególnym uwzględnieniem doskonale ustawionego basu Baltesa. Mistrz Michael Wagener bardzo starannie dopracował brzmienie wszystkich instrumentów.

Ta dziewczyna z okładki ma prawo być zdziwiona, bo z brzydkiego kaczątka powoli zaczyna wyrastać łabędź.


Ocena: 8/10

8.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Accept - Restless and Wild (1982)

[Obrazek: R-795522-1417351341-1573.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Fast as a Shark 03:49
2. Restless and Wild 04:12
3. Ahead of the Pack 03:24
4. Shake Your Heads 04:17
5. Neon Nights 06:01
6. Get Ready 03:41
7. Demon's Night 04:27
8. Flash Rockin' Man 04:28
9. Don't Go Stealin' My Soul Away 03:15
10. Princess of the Dawn 06:15

Rok wydania: 1982
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Peter Baltes - bas
Stefan Kaufmann - perkusja

ACCEPT zachęcony powodzeniem poprzedniej płyty "Breaker" od razu poszedł za ciosem, przygotowano w ekspresowym tempie nowe kompozycje i bardzo szybko je nagrano, tak szybko, że Herman Frank wymieniony w składzie na ten LP jako drugi gitarzysta nie zdążył tu nic zagrać i cała gitarowa robota jest autorstwa Hoffmana. Albumu ukazał się w październiku 1982 nakładem Brain Records, a za oceanem z pewnym opóźnieniem w marcu 1983, gdy w Europie został już dobrze przyjęty.
Ten LP musiał być dobrze przyjęty, bo to po prostu bardzo solidna płyta z heavy metalem w stylu określanym potem jako "niemiecki", który zaczął zdobywać coraz większą popularność i był wykonywany przez coraz większą liczbę zespołów.

Na razie jednak brylował ACCEPT z pewnym siebie Dirkschneiderem, który już w sposób znamionujący rutynę i doświadczenie zaśpiewał na tym LP swoim charakterystycznym głosem.
Tym razem zaśpiewał sam, także i "Princess of the Dawn", utwór nieco inny od typowych kompozycji grupy, bardzo rozpoznawalny, rytmiczny, ale w średnim tempie, bez śladów agresji i z ciekawymi zagrywkami gitarowymi Hoffmana. Lekko mroczny i hipnotyczny, bywał potem obiektem coverowych przeróbek w różnych stylach, ale na pewno pod tym względem większą jeszcze popularność osiągnął pełen ekspresji znakomity otwieracz "Fast as a Shark", który przerabiano w wersjach speedowych, powerowych i thrashowych, a zapewne najlepszą z wersji była ta nagrana przez RAGE "Peavy" Wagnera. To klasyczny szybki killer track ACCEPT z chwytliwym melodyjnym refrenem oraz ryczącymi gitarami i Udo.
Na ten LP zespół przygotował kilka jeszcze równie udanych numerów w tej konwencji, choć nieco wolniejszych i tu na pierwsze miejsce wysuwa się dosyć niewinnie rozpoczynający się "Flash Rockin' Man" z doprawdy potężnym refrenem, jednym z najbardziej genialnych w swej prostocie w dyskografii zespołu. Warto tu dodać, że w wersjach live ten numer grany był znacznie agresywniej i nieco szybciej przeradzając się w metalowego potwora zionącego gorącą stalą. Podobnie skonstruowany tytułowy "Restless and Wild" opiera się na prostych galopujących riffach i wyeksponowanym nieskomplikowanym chóralnym refrenie, a poziom bardzo dobry to również "Neon Nights", gdzie wykorzystano efekt narastającego nacisku, poczynając od delikatnego gitarowego intro do mocnego heavy z wbijającym się w pamięć refrenem, a wszystko w dosyć wolnym tempie i takim miejscami leniwym śpiewem Dirkschneidera.
Jak zwykle na płycie pojawia się trochę opartych na rokendrolu nagrań przypominających AC/DC i tu takim jest "Get Ready" oraz prostych numerów z długimi melodyjnymi wybrzmiewaniami gitarowymi ("Shake Your Heads" i "Don't Go Stealin' My Soul Away") na przeciętnym poziomie. "Ahead of the Pack" z kolei jest takim gorszym wykorzystaniem myśli przewodnich najlepszych wymienionych wcześniej utworów.
Tym razem zabrakło rasowej ballady i ogólnie zanikły elementy typowego hard rocka, przez co album jest stylowo zwarty i masywny.

Całościowo wykonanie jest bardzo dobre i stawia dosyć wysoko poprzeczkę grupom, które zaczęły szykować się do konkurowania z ACCEPT w takim graniu. Albumu jednak za bardzo dobry uznać nie można, bo zawiera niestety sporo materiału średniej klasy, przez co efekt tworzony przez najlepsze i niezwykle potem popularne numery z lekka się rozmywa.
Płyta ugruntowała ostatecznie pozycję zespołu na metalowej scenie, nie tylko zresztą niemieckiej i już każdy następny LP traktowany był jako istotne metalowe wydarzenie.



Ocena 7,8/10

9.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Accept - Balls to the Wall (1983)

[Obrazek: R-1915425-1452032687-9730.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Balls to the Wall 05:42
2. London Leatherboys 03:57
3. Fight it Back 03:30
4. Head Over Heels 04:19
5. Losing More than You've Ever Had 05:04
6. Love Child 03:34
7. Turn Me On 05:12
8. Losers and Winners 04:19
9. Guardian of the Night 04:24
10. Winter Dreams 04:44

Rok wydania: 1983
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Hermann Frank - gitara
Peter Baltes - bas
Kaufmann - perkusja


W pierwszej połowie lat 80tych ACCEPT nagrywał z ogromną regularnością i następca "Restless And Wild" ukazał się już w roku następnym w grudniu 1983 tym razem nakładem RCA i Lark z Belgii, przy czym w USA premiera przesunięta została na 1984, gdyż w tymże 1983 jeszcze miała tu miejsce premiera płyty poprzedniej i dawkę accept metalu rozłożono z powodów marketingowych w czasie.

Ten LP jest w prostej linii kontynuacją płyty poprzedniej z tymi sami plusami i minusami, ale z dodatkowym gitarzystą Hermannem Frankiem i gitarowy atak jest jednak mocniejszy. Tym razem ACCEPT większy nieco nacisk położył na miarowe akcentowanie swoich utworów i to można zauważyć już w otwierającym "Balls to the Wall", przydługim i nieco nużącym wyrażeniu tradycyjnego heavy metalu w czystej postaci. Znacznie lepiej to miarowe akcentowanie prezentuje się w "London Leatherboys", kompozycji żywszej, zadziornej i z wyjątkowo udanym refrenem. Taki chwytliwy atrakcyjny refren ma także nieco szybszy "Fight it Back" przy czym tu główna rola akcentowania przypadła Baltesowi i jego gitarze basowej.
Pewną dodatkową zaletą tego albumu są występujące tu pojedynki gitarowe Hoffmann-Frank, zresztą ogólnie sola są bardzo dobre, urozmaicone, melodyjnie agresywne. Mega killerów, które przeszły do klasyki repertuaru zespołu na tym albumie nie ma zbyt wiele, ale na pewno takim jest dynamiczny "Losers and Winners" z najlepszym na płycie refrenem i chórkami. Twardy melodyjny niemiecki heavy metal najwyższej próby. Jest tu jednak i kanciasty hard rockowy "Head Over Heels" i przeciętne kawałki w stylu traditional melodic heavy "Love Child" oraz "Turn Me On" także w miarowym tempie i z lżejszym refrenem. Niestety bezbarwnych numerów jest więcej niż wyrazistych i końcówka albumu w postaci "Guardian of the Night" i "Winter Dreams" jest wyjątkowo przeciętna. Ta druga kompozycja ma pół balladowy charakter, jednak daleko jej do poruszających łagodnych numerów zespołu z poprzednich albumów. Słaby jest również "Losing More than You've Ever Had" i można odnieść wrażenie, że część z tych kompozycji umieszczonych na płycie to po prostu gorsze pomysły i numery niewykorzystane na "Restless And Wild".

Tym razem Dirkschneider ogólnie śpiewa nieco łagodniej, co nie znaczy wcale lepiej. Jego forma jest słabsza niż na dwóch poprzednich albumach. Za to na szczególne wyróżnienie zasługuje popis perkusisty Kauffmanna nawet w mniej udanych numerach. Brzmieniowo album jest bardzo podobny do poprzedniego z ostrymi głębokimi, ale niezbyt ciężkimi gitarami i dosyć głośną sekcją rytmiczną.
Poprawny album zespołu doświadczonego, wychodzący naprzeciw oczekiwaniom fanów, ale zachowawczy, ostrożny i w dużej mierze monotonny.


Ocena: 6,6/10

9.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Accept - Metal Heart (1985)

[Obrazek: R-6582063-1422471578-1498.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Metal Heart 05:25
2. Midnight Mover 03:07
3. Up to the Limit 04:45
4. Wrong Is Right 03:08
5. Screaming for a Love-Bite 04:05
6. Too High to Get It Right 03:47
7. Dogs on Leads 04:24
8. Teach Us to Survive 03:33
9. Living for Tonite 03:34
10. Bound to Fail 05:05

Rok wydania: 1985
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara.sitar elektryczny
Jörg Fischer - gitara
Peter Baltes - bas, instrumenty klawiszowe
Stefan Kaufmann - perkusja


"Metal Heart" wydany przez RCA w marcu 1985 nazywany jest szczytowym osiągnięciem klasycznego ACCEPT i ukoronowaniem ich kariery w tym okresie.

Trudno powiedzieć dlaczego. Pewnie dlatego, że tytułowy utwór to taki łatwy melodyjny przebojowy heavy metal z wykorzystaniem znanego z urodzinowych pocztówek dźwiękowych motywu muzycznego "Dla Elizy"... Może także dlatego, że Dirkschneider bardzo krzyczy i agresywnie głosowo napina się, a w tle pobrzmiewają klawisze, nieśmiało, ale pobrzmiewają zza ściany ostrych mocnych gitar, dwóch, tyle że tym razem duetu Hoffmann - Fischer. Być może także dlatego, że na płycie znalazł się pompatyczny i bombastyczny "Bound To Fail" z bojowymi chórkami i słynnym solem Hofmanna. Metalowy hymn ACCEPT w pewnym sensie... Co więcej ? Zapewne ostry dynamiczny "Wrong Is Right"z kategorii melodyjnych zadzironych killerów i coś teatralno-wodewilowego w "Teach Us to Survive"...
Reszta to krzykliwy, natarczywy, acceptowy heavy metal gdzie tylko z rzadka refren daje chwilę wytchnienia od tej natarczywości w lekko chaotycznej manierze jak w "Midnight Mover".
Tym razem zamiast Wagenera produkcją zajął się Dieter Dierks i różnicę słychać. Kryształowy sound o wysokim poziomie nasycenia dźwiękami ostrymi, soczystych gitarach i grzmiącej sekcji rytmicznej. Szkoda jedynie, że tym razem Kauffman folguje sobie zanadto i kompozycje są przeładowane jego perkusją. Wzmocnienie i wyostrzenie brzmienia stwarzają pozory świeżości tych nagrań, ale to świeżośc powierzchowna. Patenty te same co zawsze, schematy podobne, co zresztą dobrze, bo to accept metal, ale gdzieś te melodie w przemyślanej ekspresyjnej formie ustępują miejsca siłowemu heavy german, jakby ACCEPT chciał zakrzyczeć kopiującą go w coraz szerszym zakresie konkurencję, która już mocno zaczęła wychodzić z piwnic i garaży.
Takie to wszystko przerysowane, przebarwione, jaskrawe jaskrawością tandetną, ograne i w gruncie rzeczy mało szlachetne.

W pewnym sensie muzyka ACCEPT wróciła do punktu wyjścia, do płyty "Accept", tyle że wsparta znacznie nowocześniejszą produkcją grania w gruncie rzeczy trywialnego i prymitywnego.
Rozkrzyczany, nadęty ACCEPT. Taki się większości bardzo podobał. Czy jednak na pewno wszystkim i samemu zespołowi też? Wszakże "Russian Roulette" nagrany po pewnych przemyśleniach był już innym albumem.


Ocena: 5/10

9.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Accept - Russian Roulette (1986)

[Obrazek: R-1915232-1423697890-9579.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. T.V. War 03:26
2. Monsterman 03:24
3. Russian Roulette 05:23
4. It's Hard to Find a Way 04:19
5. Aiming High 04:25
6. Heaven Is Hell 07:11
7. Another Second to Be 03:16
8. Walking in the Shadow 04:27
9. Man Enough to Cry 03:13
10. Stand Tight 04:10

Rok wydania: 1986
Gatunek: Heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Jörg Fischer - gitara
Wolf Hoffmann - gitara
Peter Baltes - bas
Stefan Kaufmann - perkusja

Po całej serii albumów agresywnych i zaprawionych niemiecką topornością, nastawionych na przebojową energię, ale i na ogólne powielanie pewnego typowego dla Niemiec lat 80tych w takim metalu wzorca, ACCEPT w końcu nagrał płytę nieco inną. Oficjalne promo wydała wytwórnia Portrait z USA, jednak najbardziej rozpowszechnioną wersją była ta od Polydor i RCA z kwietnia.

Wciąż jest to rozpoznawalny ACCEPT, ale łagodniejszy, mniej heavy, a bardziej rockowy. Pazur nie stępił się, ale manicure dało dobry efekt i kanciastość ustąpiła miejsca jeśli nie wysublimowanej, to przynajmniej trochę bardziej finezyjnej grze. Wokale Udo są gładsze, mniej wywrzaskiwania, więcej śpiewu i jak widać, potrafi wykonać swoje zadanie bez "kapralowania". Lżejsze brzmienie, mniej topornych, powtarzalnych riffów i mniej metalu dla metalu.
Bardzo udane są przebojowe kompozycje w heavy metalowej konwencji ze znakomitym TV War i Monster Man z niesamowicie nośnym refrenem, bardzo chwytliwym, radiowym, ale z zachowanej metalowej stylistyki. Na wyróżnienie zasługuje także Aiming High - zrobiony z rozmachem, chórkami bojowymi w tle, ale bez popadania w epickość kosztem kolejnej przebojowej melodii oraz Man Enough To Cry z jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym na tej płycie gitarowych motywów przewodnich. Mocy dodaje na tym LP ostrzejszy Another Second To Be oraz rockowy Its Hard To Find Away z jedną z lepszych melodii w refrenach, jakie pojawiły się na płytach ACCEPT. Ta kompozycja nieco przypomina te najwcześniejsze nagrania zespołu, gdy pozostawał on jeszcze pod wpływem rockowej sceny lat 70-tych. Heaven Is Hell i Stand Tight to takie nagrania w stylu "metal for metal", nieco true, ale że wykonane elegancko, nie rażą topornością. Tytułowy Russian Roulette jest taki sobie i raczej jako obrany na ten tytułowy niczym się specjalnie nie wyróżnia. Jedna wpadka w postaci Walking In The Shadows. Fatalny refren to zarzut główny, a przecież w średnim tempie ten zespół potrafił zagrać nieraz wspaniale.

Proste i udane sola gitarowe Hoffmanna podkreślają najważniejsze wątki melodii. Dobra perkusja Kauffmana tym razem bez tego lekko pokrętnego nawalania.Brzmienie ogólne nie tylko lżejsze niż poprzednio, ale i nastawione na dbałość o szczegóły, a tych jest tym razem sporo. Płyta wciąga, zachęca do ponownego posłuchania najlepszych, wpadających w ucho kawałków, nie męczy ogranym heavy metalem na granicy power. Moc mniejsza niż poprzednio, heavy mniej, ale hard pozostaje. Dopieszczony przez stylistę wizażystę album z muzyką dla trochę szerszego niż poprzednio grona odbiorców.
Po nagraniu tego LP drogi Dirkschneidera i ACCEPT rozeszły się na jakiś czas i ekipa w tym składzie spotkała się ponownie dopiero w 1993 roku.


Ocena: 8/10

9.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Accept - Eat the Heat (1989)

 [Obrazek: R-1563868-1293551993.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. X-T-C 04:26
2. Generation Clash 06:26
3. Chain Reaction 04:42
4. Love Sensation 04:43
5. Turn the Wheel 04:58
6. Hellhammer 05:30
7. Prisoner 04:14
8. I Can't Believe in You 04:50
9. Mistreated 8:31
10. Stand 4 What U R 04:05
11. Break the Ice 04:14
12. D-Train 04:27

(Jest to tracklista jednego z wydań amerykańskich, wydanie niemieckie miało 10 utworów i inną okładkę)

Rok wydania: 1989
Gatunek: Heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
David Reece - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Peter Baltes - bas
Stefan Kaufmann - perkusja

Inny zupełnie ACCEPT i inna muzyka.
Gdy Udo opuścił kolegów, aby robić to samo co dotychczas, tylko że pod swoim szyldem, przed grupą stanął dylemat - rozwiązać się czy spróbować czegoś innego? Spróbowali... i moim zdaniem zrobili dobrze. Nowy wokalista David Reece, Amerykanin, wcześniej nikomu nieznany i bez znaczącej przeszłości muzycznej dla niektórych oznaczał dyskwalifikację zespołu w przedbiegach. Choć na okładce widnieje pięciu muzyków to drugi gitarzysta, także Amerykanin Jim Stacey na tym albumie nie zagrał.Cóż, otrzymaliśmy niemiecko amerykański koktajl z melodyjnym heavy metalem, przy czym ten smak amerykański jednak wziął górę. RCA w USA wydał ten LP w maju 1989 roku.
Album dziwny nieco, bo pozbawiony wyraźnie zarysowanego stylu.
Utwory są różne... niestety niekiedy rażące prostotą amerykańskiego hard rocka podanego nieco w cięższej postaci. Może ktoś lubi takie granie jak Love Sensation, Chain Reaction, Turn the Wheel czy Stand for What U/R oraz Prisoner, ale ja niestety nie. Kompozycje te są wyjątkowo jednak w sprytny sposób porozmieszczane na płycie i przedzielone materiałem dużo ciekawszym. Mocny rytmiczny X-T-C jest znakomitym heavy metalowym numerem, podobnie jak Generation Clash - zupełnie innym od tego, co ACCEPT do tej pory proponował. Co ciekawe, jak wiadomo, numer ten doczekał się nowej wersji z Udo, jako wokalistą i trzeba przyznać, że zabrzmiał jeszcze potężniej. Break the Ice klasyczny metalowy utwór również jest bardzo dobry, dynamiczny i z nośnym, zamaszystym refrenem.
Najciekawsze kompozycje to Hellhammer o znakomitej melodii i niezmiernie udanym refrenie oraz totalnie niszczący D-Train, kto wie, czy nie najlepszy numer, jaki ACCEPT nagrał w latach 80tych - mocarny i pędzący z energią pociągu pancernego. Można powiedzieć, że Hoffman ma spore predyspozycje do grania takich ciężkich, rozpędzonych numerów, co zresztą potwierdził w okresie późniejszym. Zagrał też tu klika bardzo udanych solówek, głównie w tych kompozycjach mocniejszych i wybijających się. Specjalne miejsce ma na tym albumie Mistreated - jawne i świadome zapożyczenie z analogicznej kompozycji DEEP PURPLE. Dla wielu lipa, dla mnie numer bardzo udany, choć może nieco skrócony brzmiałby jeszcze lepiej.

Najmocniejszy punkt na tej płycie - to Reece. Pokazał swoim mocnym głosem, że śpiewać potrafi i, mimo że był to jego jednorazowy występ w ACCEPT, pozwolił mu potem działać samodzielnie w innych własnych zespołach. Udany również jest występ sekcji rytmicznej, grającej z dużym wyczuciem w stosunkowo zróżnicowanych stylowo kompozycjach.
Brzmienie na tym LP - raczej ciężkie niż ostre, może się wydawać nieco matowe i spłaszczone, jest to jednak produkcja zbliżona do tego, jaka kształtowała sound wielu grup z USA w tamtym okresie. Amerykański Mistrz Bob Ludwig stworzył ten sound odmiennie niż na dwóch poprzednich albumach zespołu.
Płyta z pewnością nierówna, mało muzycznie związana z tym co ACCEPT grał wcześniej i nastawiona poniekąd na amerykańskiego odbiorcę. Zresztą w przeciwieństwie do Europy cieszyła się ona za Oceanem pewnym powodzeniem.

Po tym albumie zespół rozpadł się jeszcze w tym samym roku, aby w 1992 powrócić w oryginalnym składzie.


Ocena: 7.5/10

19.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Accept - Objection Overruled (1993)

[Obrazek: R-6940450-1429995320-4070.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Objection Overruled 03:39
2. I Don't Wanna Be Like You 04:18
3. Protectors of Terror 04:03
4. Slaves to Metal 04:37
5. All or Nothing 04:31
6. Bulletproof 05:05
7. Amamos la Vida 04:39
8. Sick, Dirty and Mean 04:33
9. Donation 04:48
10. Just by My Own 03:29
11. This One's for You 04:10

Rok wydania: 1993
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Peter Baltes - gitara basowa
Stefan Kaufmann - perkusja

Jakby ACCEPT się nie starał, bez Dirkschneidera nie był już "tym ACCEPT". Reece, wokalista znakomity nie wystarczył, aby zespół przetrwał w początkach lat 90tych. Jak by Udo Dirkschneider się nie starał, jego grupa U.D.O. nie uzyskała popularności na miarę ACCEPT, przez to chyba właśnie, że to nie ACCEPT.ACCEPT był instytucją lat 80tych i w końcu musiał wrócić i powrócił w składzie najsłynniejszym, mimo różnic, jakie jego członków przecież dzieliły.
Płyta "Objection Overruled" wyczekiwana była w wielkim napięciu, szczególnie że kilka poprzedzających lat nie przyniosło wiele interesujących albumów w kategorii traditional german heavy metal mimo bogactwa zespołów grających taką muzykę. Jej prezentacja przez RCA w lutym 1993 wywołała ogromne zainteresowanie i poruszenie.

Utwór tytułowy to jeden z najwspanialszych metalowych openerów w historii tradycyjnego heavy metalu i podobnej niewyobrażalnej mocy i energii wspartej drapieżnością jeszcze ACCEPT nie prezentował. Miażdżący heavy/power metalowy orkan zdzierający berety z głów i kalosze nóg. Totalne zniszczenie.
Jest po prostu niemożliwe, aby cała płyta była taka. Nie jest. Jest ACCEPT jak za dawnych lat, takich nawet dawniejszych nich 1983 rok, bo płyta jest w części łagodniejsza, z kompozycjami instrumentalnymi i poruszającymi balladami. Jest płyta nierówna. "Amamos la Vida" jest przepięknym songiem z wokalem Dirkschneidera przypominającym czasy "Glad To Be Alone", poruszającym i do tego wspartym gitarą akustyczną i przecudownej urody solem Hoffmanna, który zresztą na tym albumie gra niesamowicie i to występ bodajże najlepszy ze wszystkich do tej pory. "Its All For You'" to taki tradycyjny niemiecki pociąg pośpieszny lekko opancerzony i sunący po szynach miarowo i niezmiernie pewnie. Kapitalny, aczkolwiek prosty refren, lekko zakręcone solo Hoffmana najwyższej próby i mordercze partie perkusji Kauffmanna. Taki ACCEPT musi się podobać. Stare, bardzo stare czasy przypomina super zgrabny instrumentalny "Just by My Own" niby nieskomplikowany na pozór, ale warto się przysłuchać, jak tu są zrobione dwa równoległe plany! No ta melodia, elegancka i Hoffmann na pierwszym planie w roli głównej. Jeden z najpiękniejszych niemieckich instrumentali klasycznego heavy. Ach, gdyby cała płyta była wypełniona takimi nagraniami... Byłby to nokautujący cios między oczy i powrót sensacyjny i w pełni zasłużonym triumfie.
Jednak właściwie tylko jeszcze "I Don't Wanna Be Like You" trzyma poziom jako podbarwiony rockiem acceptowski metal z udanym refrenem. Pozostałe kompozycje są interesujące fragmentami, nieco toporne i za bardzo rozkrzyczane jak "Sick, Dirty and Mean", z bladymi melodiami ("Donation" oraz"All or Nothing" ), albo po prostu dobre w swojej kategorii i wnoszące ogólnie niewiele jak solidnie zagrany "Bulletproof" pozostawiający największe wrażenie niedosytu i niewykorzystania drzemiącego tu ukrytego potencjału. Do tego balastem są nudnawe i ograne w niemieckim stylu nic niewnoszące "Protectors of Terror" i "Slaves to Metal" w miarowych tempach średnich. Taki solowy Udo się tu przebija, mniej atrakcyjny i metalowo sztampowy.

Wielkim plusem jest wyborne wykonanie. Wszyscy tu dali z siebie maksimum zarówno chęci jak i umiejętności, pokazując zarówno indywidualny kunszt jak i zgranie w ramach zespołu. Idealnie zaprogramowana i funkcjonująca bez zgrzytów metalowa maszyna... z duszą. Jest to także płyta o doskonałym brzmieniu, najcięższa jak do tej pory a przy tym wycyzelowana w drobiazgach i absolutnie czytelna w detalach i to słychać najbardziej w łagodniejszych fragmentach, zrobionych po prostu kunsztownie.
Gdyby nie to wykonanie i brzmienie płytę trudno byłoby uznać za szczególnie udaną, bo wysokiej klasy utworów jest tu mniejszość, a te z dolnej półki dzieli od nich spory dystans. ACCEPT powrócił jednak na dobrym poziomie, przypominając swoje najlepsze lata i przez kilka kolejnych znów zagościł na światowej metalowej scenie, nagrywając jeszcze dwie płyty.


Ocena: 7,2/10

1.12.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Accept - Predator (1996)

[Obrazek: R-12061017-1527513875-9226.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Hard Attack 04:37
2. Crossroads 05:12
3. Making Me Scream 04:13
4. Diggin' in the Dirt 04:01
5. Lay it Down 05:01
6. It Ain't Over Yet 04:15
7. Predator 03:38
8. Crucified 03:01
9. Take Out the Crime 03:12
10. Don't Give a Damn 02:58
11. Run Through the Night 03:21
12. Primitive 04:36

Rok wydania: 1996
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider -śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Peter Baltes - bas, śpiew
Michael Cartellone - perkusja

Po raz trzeci w latach 90tych ACCEPT przypomniał się albumem "Predator" w 1996 roku. "Death Row" był przyjęty różnie, zespół nie odnosił aż tak wielkich sukcesów, jak można by było oczekiwać. Odszedł też Stefan Kaufmann i po raz pierwszy od ponad 15 lat za perkusją zasiadł ktoś inny - Amerykanin Michael Cortellone. Ciekawe, że zanim płyta została oficjalnie przedstawiona przez RCA to premiera światowa miała miejsce w Japonii pięć dni wcześniej 10 stycznia 1996 (Victor).

Na tym LP ACCEPT zaprezentował się jako zespół wypalony i próbujący ratować się rockową stylistyką w amerykańskiej konwencji w oprawie riffów acceptowych tylko po części, a na pewno odległych od mocy tych z "Objection Overruled". Kompozycje są nieciekawe i albo bardzo sztampowe w graniu melodyjnego heavy/hard rocka jak marny otwieracz "Hard Attack" albo monotonne i bez ognia jak pół balladowy song "Crossroads", który zapewne zagrany przez WASP mógłby być hitem, ale tu jest blady i stacza się w akustycznym wyciszeniu na obrzeża melodyjnego rocka komercyjnego.
W wielu kompozycjach są wtrącenia orientalne jak arabskie w "Making Me Scream" przy czym w tym numerze jest tyle wszelkiej maści motywów, że sens główny się tu po prostu gubi. Próby unowocześnienia stylu są bezradne i to słychać w "Diggin' in the Dirt" oraz "It Ain't Over Yet" zresztą dosyć typowym dla metalowych poszukiwań lat 90tych w obszarach określanych jako alternatywne. Tytułowy "Predator" to zapewne najsłabszy z tytułowych utworów ACCEPT, ospały, choć pozujący na ponurą drapieżność heavy metal. Jakieś słabe echa dawnego ACCEPT słychać w nadmiernie udziwnionym (nowocześnie zaaranżowanym?) "Crucified" gdzie jedynie część instrumentalna, melodyjna i składna zasługuje na uwagę. Pierwiastki groove tu i ówdzie słyszalne poutykane nieumiejętnie i tego wchodzącego w modę stylu zespół nie potrafił wykorzystać do własnych celów. Do tego usypiające kompozycje "przebojowe" w wolniejszych miarowych tempach "Lay it Down" czy też "Don't Give a Damn" i chyba tylko "Run Through the Night" w pewnych momentach (interesujący riff główny) coś w tej kategorii pozytywnego prezentuje. Na koniec totalnie nieudany "Primitive". Taki sens płyty w pigułce niestety...

Poprawne wykonanie, zresztą nawet w kategoriach porównań z accept metalem niedające się ująć, bo zespół gra po prostu coś innego. Dirkschneider nie do końca w swojej skórze, pozostali także, przy czym akurat debiutant w zespole zagrał parę razy doprawdy ciekawe rzeczy na swoim perkusyjnym zestawie.
Nijakie brzmienie, ni to ostre, ni to rozmyte, bez głębi, która tu czasem może nadałaby pewnym utworom inny wymiar. Dobrze ustawiona jest tylko perkusja. To mało. To za mało, aby wzbudzić chociażby fragmentaryczne zainteresowanie. Naturalnie każdy zespół ma prawo zmienić styl, nawet drastycznie, zdecydowanie wejść w nowe obszary muzyczne, ale ACCEPT na tej płycie zmierza od początku do końca donikąd. Przemieszanie stylów i konwencji, a w żadnym nie są dobrzy.
"Nowoczesny" heavy metal trafiający donikąd. Ten album w dosyć niesławny sposób zakończył drugi rozdział działalności ACCEPT. Udo Dirkschneder reaktywował grupę U.D.O. ACCEPT powrócił już bez niego kilkanaście lat później, rozpoczynając rozdział trzeci swojej historii.


Ocena: 3,3/10

2.12.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
Accept - Blood of the Nations (2010)

[Obrazek: R-2759470-1418638388-5474.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Beat the Bastards 05:23
2. Teutonic Terror 05:12
3. The Abyss 06:52
4. Blood of the Nations 05:36
5. Shades of Death 07:30
6. Locked and Loaded 04:27
7. Kill the Pain 05:46
8. Rolling Thunder 04:53
9. Pandemic 05:35
10. New World Comin' 04:49
11. No Shelter 06:02
12. Bucket Full of Hate 05:11

Rok wydania: 2010
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mark Tornillo - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Herman Frank - gitara
Peter Baltes - bas, śpiew
Stefan Schwarzmann - perkusja

Metalowe powroty po latach są niebezpieczne.
Często bywa tak, że stara legenda opowiedziana po raz kolejny już tylko śmieszy albo nudzi.
Legenda ACCEPT zakończyła się kilkanaście lat temu, a utożsamiany z tym zespołem wokalista, Udo Dirkschneider, opowiadał jej ciąg dalszy w swoim zespole, UDO.
Czy jednak ACCEPT to Dirkschneider, czy raczej Wolf Hoffmann i Peter Baltes? Już wcześniej Fotograf pokazał, że to chyba jednak jest jego zespół i choć płyta z Reece z 1989 nie do końca kojarzyła się z łatwo rozpoznawalnym stylem grupy, to jednak był to nadal ACCEPT.

Teraz po latach, ACCEPT wraca z nowym kolegą w roli krzykacza z mikrofonem. Czy jednak tylko krzykacza... Tornillo rozrywa i rozszarpuje, no i w przeciwieństwie do Kaprala umie śpiewać.
To rasowy, heavy metalowy wokalista, który UMIE śpiewać. Jednocześnie głosowo to jest nadal ACCEPT, czego z Reece nie zawsze dało się zauważyć. Tornillo "człowiekiem znikąd" nie jest, wcześniej występował w zespole TT QUICK, szeroko może i nieznanym, ale rozpoznawalnym przez fanów heavy metalu w melodyjnej odmianie z USA. W nowy wcieleniu ACCEPT, Tornillo czuje się wyśmienicie, bo teraz jego głos, w którym odnaleźć można coś z Briana Johnsona, znalazł właściwą oprawę muzyczną.
ACCEPT na tej płycie gra prawdziwy heavy metal. Nie, nie true metal, nic z MANOWAR i rycerskich pieśni, to nadal ACCEPT w tym swoim klasycznym pędzie, bezwzględnie zmiatający w nieubłaganym natarciu dwóch gitar i napędzany kapitanie grającą sekcją rytmiczną. Baltes tym razem pokazał ogromną klasę i jego występ zasługuje na miano jednego z najlepszych basowych pokazów na albumach z heavy metalem A.D.2010. Schwarzmann jak zwykle na poziomie, przy czym tym razem taki pełen luzu. Jeśli miałbym się czegoś przyczepić, to jakby był ustawiony odrobinę głośniej w niektórych utworach... Ogromna pewność siebie bije z tej płyty i nikt tu się nie oszczędza. Oni się nie męczą tym, co robią. I nie męczą słuchacza. To muzyka zagrana z wielką precyzją, ale i na wielkim luzie, pełna bardzo dobrych solówek gitarowych, dopracowanych, wycyzelowanych, a przy tym twardych i konkretnych, jak zimne męskie chórki w tle, bojowe, zdeterminowane i nadające bojowego klimatu tam, gdzie to potrzebne.

Album jest długi i ktoś mógłby powiedzieć, że nawet za długi jak na tradycyjny heavy metal. Nic bardziej mylnego. Ta płyta nie dłuży się wcale, przelatuje ten czas jak pociąg ekspresowy, błyskający światłami, których kolory zmieniają się jak w kalejdoskopie.
Na początek ostro i ciężko w "Beat the Bastards" i to taki dosyć tradycyjny dla zespołu kawałek, tyle że tu brzmi to bardzo świeżo. Nie jest to najcięższa artyleria. Ciężka artyleria nadciąga w "Teutonic Terror" i okazuje się, że nie trzeba pędzić, aby w tradycyjnym heavy metalu totalnie zdemolować.
To tempo nieśpieszne, niemal marszowe oraz prosta, wbijająca się w pamięć melodia. No to jest killer po prostu, wojenny, ale podany z przymrużeniem oka, luzacki, po prostu fenomenalnie oddający ideę traditional metal w niemieckim stylu. Takich niespodziewanych super kawałków jest tu znacznie więcej, chociaż może "The Abyss", przekombinowany i trochę rozwlekły oraz tytułowy, lekko nietypowy dla motoryki ACCEPT, "Blood Of the Nations" do takich nie należą.
Kapitalnie za to wypadł "Shades of Death" z niepokojącym, akustycznym wstępem, wzbogaconym o intrygujące tło. Tu jest i mrok, i melancholia, i pięknie dobrane klawisze. Jest też pierwotna siła heavy metalu, wypaczona w metalcore'owych porykiwaniach doby obecnej. Są też te chórki, które znaczą na tym LP więcej niż tylko zwykłe chórki. Potężna dawka heavy metalu obrusza się na słuchacza w "Locked And Loaded", wzbogaconego cytatami gitarowymi z "Kill The King" RAINBOW.
Zamyka się niemal 40 letni krąg metalowej historii.

ACCEPT to zespół, który, choć przeważnie ciężki i na swój sposób brutalny, potrafi stworzyć piękną, nastrojową balladę. Takiej jak "Kill The Pain" nie było od niepamiętnych czasów. Po prostu trzeba posłuchać, jak zabić ból, może litrem wódki, a może tym ostatnim strzałem z rewolweru toczy się rozgrywka w rosyjską ruletkę... Piękny, cudowny metalowy smutek zagubionego, zmęczonego człowieka z Tornillo w roli głównej i wspaniałymi gitarami Hoffmana i Franka. Na takie kompozycje warto czekać i takie przechodzą do historii Krainy Łagodności. A gitara płacze i ten, kto ma serce, płacze wraz nią. W "Rolling Thunder" i "Pandemic" ponownie przetacza się riffowy walec, trochę bardziej rockowo jest w bardzo inteligentnie rozegranym "New World Comin'", a apogeum zniszczenia przychodzi w "No Shelter", metalowym potworze, gdzie chyba celowo wszyscy podwoili wysiłki. Chórki są dwa razy bardziej surowe, bas dwa razy bardziej mocarny, a sola gitarowe chyba takie, jakich dotąd nigdy ci panowie w ACCEPT nie grali. I Tornillo, po raz kolejny udowadniający, że jego wybór jako wokalisty do nowego składu ACCEPT nie był w żadnym razie dziełem przypadku i pośpiesznych decyzji. Na koniec ładnie zamknięcie w dynamicznym "Bucket Full of Hate" i to niestety koniec. Co, minęła ponad godzina tego grania? Jeszcze raz. Bo warto. Warto.
Tempa na tym albumie po prostu zdumiewające chwilami. Mam na myśli płynność przechodzenia od jednych do drugich. Ogólnie riffy na tym LP to takie skrzyżowanie D-Train i Objection Overruled. To trik, wymyślony chyba przez Fotografa, bo jakoś nie kojarzę, żeby ktoś inny tak riffował. Jak się to połączy, jest petarda, a raczej skrzynka semtexu. A tu jest cały czas.
Ogólnie to są tu też dobre teksty - proste, bojowe, war metalowe i smutnawe czasem. Deaffy się postarała.
Andy Sneap spisał się jako producent na metal złoty ze wstęgą honorową. Brzmienie jest znakomite, a siła basu i gitar kruszą żelazobetonowe bunkry i powodują odpadanie żyrandoli i przewracanie szaf w mieszkaniach prywatnych.
Daleki jestem od stwierdzenia, że ta płyta przywraca wiarę w tradycyjny heavy metal, bo kilka jaskółek wiosny nie czyni. Jest to jednak przykład, jak na bazie prostych, ale energetycznie wyładowanych tysiącami voltów riffów, smaczków oraz doprawdy godnych podziwu melodii zaśpiewanych z pasją robi się HEAVY METAL. Czysty chemicznie.
No i ta energia. Zawstydza dzieci, bawiące się zazwyczaj teraz w heavy metal tradycyjny.
I precyzja. No ale ta jest niemiecka. Grupa doskonale się odnalazła w odnowionym stylu. Pociąg pancerny, najeżony lufami, wypluwającymi gorący metal.
Ta płyta po prostu musi się podobać. "Nuclear Blast" od Nuclear Blast!


Ocena: 8,9/10

20.08.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#12
Accept - Stalingrad (2012)

[Obrazek: R-3562481-1335377680.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Hung, Drawn and Quartered 04:35
2. Stalingrad 05:59
3. Hellfire 06:07
4. Flash to Bang Time 04:06
5. Shadow Soldiers 05:47
6. Revolution 04:08
7. Against the World 03:36
8. Twist of Fate 05:30
9. The Quick and the Dead 04:25
10. The Galley 07:21

Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mark Tornillo - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Herman Frank - gitara
Peter Baltes - bas, śpiew
Stefan Schwarzmann - perkusja

Po raz drugi ACCEPT szturmuje z Markiem Tornillo na czele. Tym razem "Stalingrad" 6 kwietnia ponownie w barwach Nuclear Blast i patrząc z perspektywy historycznej tytuł albumu taki sobie, tym bardziej że Amerykanie w tej bitwie udziału nie brali.

Ot taka dygresja bez znaczenia w przypadku tego co najistotniejsze - muzycznego poziomu tego LP w stosunku do poprzednika, płyty triumfalnego powrotu ACCEPT na metalowe światowe sceny.
Więcej, więcej teutońskiego terroru, bez Udo, z Tornillo w roli głównej, bo Tornillo to połowa sukcesu nowego składu ACCEPT. Druga to jednak tych pozostałych czterech niemieckich Profesorów Heavy Metalu i każdy z nich to kolejne 50%. Razem to 200% a z Tornillo 400% czy jakoś tak.
Matematyka matematyką, a muzyka muzyką.
W sferze wykonania nie może być żadnych wątpliwości -ci panowie po prostu nigdy nie byli w słabej formie. Rzecz opiera się na samych kompozycjach a te...
"Hung, Drawn and Quartered" to taki starożytny acceptowy otwieracz najbardziej pasujący do Rosyjskiej Ruletki, w którą grali w 1986, choć adrenaliny wpompowano więcej. Wiadomo, ta ekipa jest coraz młodsza duchem, a gitarzyści grają razem coraz lepiej. Bardzo dobry numer znacznie fajniejszy niż ten o tym samym tytule brytyjskiego CANCER sprzed wielu lat.
Wolniejszy, mocniejszy "Stalingrad" zawiera w sobie niesamowity dynamiczny riff i zupełnie nieoczekiwane lżejsze wtrącenia. Świetna melodia i świetne męskie twarde, ale jakże dopracowane chórki. Kapitalne chórki, jak w 2010 roku. Takie rozpoczęcie jak w "Hellfire" budzi zazwyczaj w przypadku ACCEPT obawy, że zaserwują wydłużoną dawkę nijakiego heavy metalu w średnio szybkim tempie i tak jest faktycznie, przy czym jest owszem bujająco, nieco amerykańsko i rockowo, ale sumie tak sobie. Taki mały wypadek przy pracy i plaster i jodyna w zupełności tu wystarczą. "Flash to Bang Time" jest za to kapitalny. Te pokrętne popisy gitarowe do rytmu rozpędzone go przez PARAGON pociągu pancernego. Zniszczenie, totalne zniszczenie z dodatkowym atutem w postaci "niedbałego" wokalu Tornillo. No Mistrz. Także gdy tak wysoko krzyczy. Baltes ani Schwarzmann nie krzyczą, ale ta rytmiczna maszyna jest zdumiewająca w swojej mocy i precyzji.
Czeka się na balladę. Te zawsze były przepiękne i poruszające. Balladowo rozpoczyna się "Shadow Soldiers" ale jest to żołnierski song najczystszej wody w prostej konwencji szeregowca. Znakomity, poruszający, bo prosty i jasny w swoim przekazie. Do tego takie piękne acceptowe solo i melodia refrenu natychmiast zapadającego głęboko w pamięć.
Rewolucji w metalu było bez liku. ACCEPT rozpętuje kolejną i warto było ją rozpętać. Zadziwiające jest to, jak ten zespół na bazie ogranych riffów (także przez siebie) tworzy tu taki zgrabny zwarty killer w umiarkowanym tempie. No kto pierwszy rzuci kamień??? Śmiało. Nie ma chętnych? "Against the World" jest również bardzo dobry, jest tu także najwięcej tego uniwersalnego, kosmopolitycznego tak zwanego tradycyjnego heavy metalu bez odniesień do ACCEPT.  Czeka się na balladę. Pojawia się pod tytułem "Twist of Fate" i też w zasadzie balladą nie jest i daleko jej do "Kill the Pain" za to znacznie bliżej do tych spokojniejszych songów z Udo z lat 80tych. Trochę rozczarowujący numer... Harder, faster i mamy "The Quick and the Dead". Agresywny, melodyjny, zadziorny w gitarach. Atrakcyjny numer w nowym/starym acceptowym stylu, a jakże. No i dopuszczony został na plan pierwszy Baltes również. Fantastyczne partie basu, najlepsze na całej płycie.
No i na koniec wytaczają ciężkie działa. Ponuro, mrocznie, niepokojąco z punktującym basem i krążącymi gitarami w najdłuższym "The Galley". Tu także ogromna rola tych chłodnych chórków ACCEPT niemal na równych prawach z Tornillo. Jeśli jednak wgłębić się w to wszystko bardziej to jakby jak na ponad siedem minut to treści jakby za mało i orientalny motyw tego nie ratuje. Czeka się na balladę. Ta akustyczna końcówka to aksamitna pastelowa reminiscencja "Amamos La Vida" i chyba dobrze, że bez słów.

Kto słyszał "Blood of the Nations" z 2010 ten taki sam poziom wykonania i to samo mięsiste, rasowe brzmienie XXI wieku usłyszy i tu. Kto nie słyszał, posłuchać musi.
Ten album jest godnym następcą poprzedniej płyty ze wszystkimi smaczkami, jakie grupa zaserwowała dwa lata temu. To pewnie zagrany, męski melodyjny heavy metal autentycznych metalowych profesjonalistów.
Profesjonalistów nie do zdarcia.


Ocena: 8,8/10

6.04.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#13
Accept - Blind Rage (2014)

[Obrazek: R-6010379-1430512564-8516.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Stampede 05:14
2. Dying Breed 05:21
3. Dark Side of My Heart 04:37
4. Fall of the Empire 05:45
5. Trail of Tears 04:08
6. Wanna Be Free 05:37
7. 200 Years 04:30
8. Bloodbath Mastermind 05:59
9. From the Ashes We Rise 05:53
10.The Curse 06:28
11.Final Journey 05:02

Rok wydania: 2014
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mark Tornillo - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Herman Frank - gitara
Peter Baltes - gitara basowa
Stefan Schwarzmann - perkusja

Jest to trzecia płyta z Markiem Tornillo jako wokalistą, którą wydała Nuclear Blast  w sierpniu 2014 roku.
Jak się gra coś bardzo dobrze, to się to gra i tyle. ACCEPT w zasadniczej formule niczego nie zmienia.

Mocny heavy metal, gdzieś tam momentami bliski heavy power i to już w dobrym, aczkolwiek tylko dobrym openerze Stampede. Tną gitary znakomicie, ale sama melodia jest w porównaniu do najlepszych z ostatnich płyt mało wyrazista. Zwraca uwagę solo gitarowe, w zupełnie innym stylu niż siłowy heavy tego numeru. Dobry jest również trochę wolniejszy, bardzo tradycyjny kawałek sławiący metal Dying Breed, z nośnym chwytliwym refrenem, przeznaczonym do wspólnego śpiewania z publicznością.
Dark Side of My Heart to taki ACCEPT z długimi wybrzmiewaniami gitar i stylem melodii niemal z "Metal Heart", bardzo rozpoznawalny i bardzo acceptowy, jednak bardziej w duchu Dirkschneidera niż Tornillo. W duchu epickiego heavy metalu jest Fall of the Empire z rozległymi chórkami w tle i tym nastrojem nostalgicznej zadumy, jaki ACCEPT zaczął wprowadzać w swoich kompozycjach od 2010. Tu ogólna melodia zwrotek jest lepsza, niż samego refrenu i w tym refrenie to wszystko nieco traci jeśli chodzi o klimat i atmosferę. Także solo gitarowe, choć dobre, jakoś mało jest powiązane z całością, a przecież  Hoffmann i Frank umieją dopowiadać historię właśnie w solach.
Wreszcie w szybkim, dynamicznym Trail of Tears ACCEPT się budzi z lekkiego letargu i jest to numer zarazem pełen energii jak i eleganckich przejść gitarowych i wspaniałych zagrywek solowych. No i to pierwszy na tym albumie realnie porywający i chwytający za serce melodią utwór. Następnym powinien być oczekiwany kolejny męski balladowy song Wanna Be Free, który zaczyna się obiecująco, ale potem niestety, rozczarowuje, zmierzając do słabego refrenu i zaskakując brakiem atmosfery hitów w tym stylu z poprzednich płyt. Jest to kawałek po prostu miałki trywialny. Taki jest także zupełnie nieudany classic heavy 200 Years, przypominający "hity" w rodzaju Protector of Terror z czasów Udo.

Bloodbath Mastermind zaczyna się długo i niejasno, by rozwinąć się w klasyczne średnio szybkie tempach ACCEPT i z kolejną niewyraźną melodią, jedną z tych, jakie ACCEPT już nieraz przyklejał do dynamicznych riffów w przeszłości. Riffowanie fajne, efektowne, ale takie kompozycje post-painkillerowe Niemcom rzadko kiedy wychodziły jak należy (Objection Overruled).
From the Ashes We Rise... W pierwszym momencie wydaje się, że to drugie podejście do melaowej męskiej ballady, niestety, to tylko Tornillo śpiewa kolejny numer typowy dla Udo, z łagodniejszymi, emocjonalnymi wynurzeniami i chórkami w refrenach. A wydawało się, że ACCEPT już ten styl kompozycji porzucił w czasach Tornillo. Słabe, no po prostu słabe.
The Curse... Trzecia próba. Ten klimat się pojawia, ten inny nieco wokal Tornillo i tak, do trzech razy sztuka. Jest ten klimat "nowego" ACCEPT, jest świetna melodia i gitarzyści w solach jeszcze to wszystko dodatkowo ubarwiają. Tak, to ta opowieść przy kieliszku wódki, są te pytania i są te odpowiedzi... Piękny, przepiękny refren.
Na koniec heavy/power metalowy Final Journey, z przeciętną melodią i z takim sobie refrenem w stylu niebędącego w formie PRIMAL FEAR. No dobre, dobre i tylko...

Chociaż pod względem produkcji i wykonania nie ma żadnych zmian w stosunku do dwóch poprzednich albumów z Tornillo i jest to nadal ten sam wysoki poziom, to zadziałał jednak syndrom trzeciej płyty. Zadziałał w sferze kompozycyjnej, bo te numery z tej płyty w większości nie są pod tym względem ani szczególnie rozpoznawalne, ani chwytliwe. ACCEPT parokrotnie wyciąga patenty z czasów Dirkschneidera i to te gorsze, kilka razy próbuje coś z riffów i z konstrukcji 2010 i 2012 w prosty sposób tu przemycić, i w końcu czemu nie, ale dlaczego nie to, co najlepsze?
Wyszła z tego ostatecznie dobra płyta, z dwoma może numerami klasy tych z dwóch ostatnich albumów.
Dla wielu zespołów określenie "dobra płyta" byłoby satysfakcjonujące, nawet dla ACCEPT w pewnym okresie ich działalności. Tym razem jednak tak nie jest. "Blind Rage" to zdecydowany krok w tył.

ocena: 7,1/10

new 15.12.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#14
Accept - The Rise of Chaos (2017)

[Obrazek: R-10654525-1501772928-3040.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Die by the Sword 05:00
2. Hole in the Head 04:01
3. The Rise of Chaos 05:16
4. Koolaid 04:58
5. No Regrets 04:20
6. Analog Man 04:10
7.What's Done Is Done 04:08
8. Worlds Colliding 04:28
9. Carry the Weight 04:33
10.Race to Extinction 05:24

Rok wydania: 2017
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mark Tornillo - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Uwe Lulis - gitara
Peter Baltes - gitara basowa
Christopher Williams - perkusja

Lata po wydaniu "Blind Rage" to czas zmian w składzie. Jeszcze w 2014 rezygnują Stefan Schwarzmann i Hermann Frank i ACCEPT znajduje w 2015 następców postaci mało znanego brytyjskiego perkusisty Christophera Williamsa i legendy niemieckiej sceny metalowej - Uwe Lulisa (ex GRAVE DIGGER i REBELLION). Owocem współpracy jest płyta "The Rise of Chaos" wydana przez Nuclear Blast, a Japonii przez Ward.

Tym razem ACCEPT rozpoczyna mocno i dosyć agresywnie w Die by the Sword, surowym w zwrotkach i z nadspodziewanie dobrym refrenem, znakomitym nawet, wyciągniętym z tych najwcześniejszych czasów z Tornillo. Mocna rzecz, żadna tam rock/metalowa sałata. Braku Franka nie słychać, w końcu Lulis to klasa i już w tym numerze pięknie sobie razem pogrywają z Hoffmanem. No i Williams zdecydowanie jest na poziomie utytułowanych kolegów. ACCEPT próbuje czegoś trochę nowego w mrocznawym i trochę psychodelicznym w stylu MEGADETH Hole in the Head, wychodzi to nieźle, ale są bliżej USA niż heavy metalowych Niemiec, i nawet gdzieś może w okolicy TT QUICK...
Jednak chyba lepiej się słucha takich zamaszystych, masywnych i szybkich kawałków jak The Rise of Chaos, gdzie gitary tną trochę może mechanicznie, ale Tornillo dewastuje w melodyjnym refrenie wspierany przez mocarne chórki. No, no... Moc! Potem Koolaid i tu już Tornillo rozkwita, mając możliwość zaśpiewać swój kolejny ciepły, męski song przy butelce whisky i jest to hit, taki klasyczny hit w tej manierze ACCEPT z czasów Tornillo. Pięknie tu grają gitarzyści i solo na tle misternego motywu przewodniego to takie małe arcydzieło. No Regrets jest utworem niewykorzystanych możliwości. Szkoda, bo jest to doskonały refleksyjny refren, tyle że obudowany jakimś zupełnie niezrozumiałym twardym graniem z pogranicza power i thrashu z częścią instrumentalną rozbudowaną w sposób godny szacunku, ale zupełnie w niewłaściwy sposób.
Takie utwory jak Analog Man, są owszem dobre, ale na płytach UDO, tu jednak niekoniecznie. Z drugiej strony jednak zatwardziali fani ACCEPT jako ACCEPT pewnie oczekują i takiego prostego łupanego heavy metalu podszytego hard'n'heavy... Wrażenie przeciętności za chwile zaciera soczysty, melodyjny i zagrany w umiarkowanym tempie What's Done Is Done i po raz kolejny Tornillo czaruje w refrenie! Gdy ACCEPT wejdzie w rytm tego swojego rytmicznie podawanego heavy metalu i ma pomysł na zapadającą w pamięć melodię, to prezentuje hita i jest nim Worlds Colliding, jakże  tradycyjnego, choć niekoniecznie w ramach metalu z Niemiec. Zabójcza prostota metalowego hita!
Zresztą podobnie jest w przypadku energicznie rozgrywanego Carry the Weight. Smakowite ozdobniki gitarowe tu można usłyszeć, doprawdy... Do samego końca ACCEPT trzyma w niepewności, czy wytoczy męską łzę wzruszenia. Tym razem nie wytoczy, i nie próbował w drapieżnym, a jednocześnie technicznie dosyć złożonym Race to Extinction.

Cała ekipa jest w doskonałej dyspozycji i podkreślam, że Lulis i Williams wprowadzili się znakomicie. Jeśli ktoś myślał, że Lulis będzie tu przemycał jakieś patenty GRAVE DIGGER, to się pomylił. Lulis gra tu z kapitalny wyczuciem konwencji classic metalu ACCEPT -Tornillo. Brawa także dla Andy Sneapa, który przygotował album od strony brzmieniowej i wyprodukował go. Bardzo ładnie perkusja tu brzmi, a sound gitar jest taki surowszy i trochę modern.
ACCEPT z Tornillo przypomniał sobie na tej płycie, że nie musi być substytutem ACCEPT z Dirkschneiderem, i wraca do własnych korzeni. Dodaje trochę heavy metalu zaaranżowanego nowocześniej, unika kwadratowości i wraca do gry jako atrakcyjny dinozaur niemieckiego heavy metalu.
Nie, nie dinozaur, tylko ikona.

ocena 8/10

new 29.04.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#15
Accept - Too Mean to Die (2021)

[Obrazek: R-17082150-1611500516-7003.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Zombie Apocalypse 05:31
2.Too Mean to Die 04:21
3.Overnight Sensation 04:24
4.No Ones Master 04:10
5.The Undertaker 05:37
6.Sucks to Be You 04:05
7.Symphony of Pain 04:39
8.The Best Is Yet to Come 04:47
9.How Do We Sleep 05:41
10.Not My Problem 04:21
11.Samson and Delilah 04:31

rok wydania: 2021
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Mark Tornillo - śpiew
Wolf Hoffmann - gitara
Uwe Lulis - gitara
Philip Shouse - gitara
Martin Motnik - gitara basowa
Christopher Williams - perkusja

ACCEPT rośnie w siłę, ACCEPT staje się coraz bardziej międzynarodowy. W 2019 dołączył amerykański gitarzysta Philip Shouse, do tej pory udzielający się w glamowych ekipach amerykańskich takich sław jak Ace Frehley i Gene Simmons. Jest także nowy basista Martin Motnik, wcale nie taki anonimowy, bo to były członek słynnego DARKSEED.
Chociaż z tego oryginalnego składu ACCEPT pozostał już tylko Wolf Hoffmann, to album "Too Mean to Die" wydany w końcu stycznia przez Nuclear Blast paradoksalnie jest muzycznie najbardziej przypominającym stylem czasy Udo. Jest bliski "Objection Overruled" i myli się ten, kto próbuje mu przypisać cechy judasowego "Painkiller". Nowa płyta ACCEPT nie jest heroiczna, Tornillo nie jest tu Halfordem, a raczej Dirkschneiderem i trochę szkoda, ze nie sobą z czasów "Blood The Nations".
Wydaje się, że pojawiło się zapotrzebowanie na retro -ACCEPT, taki od "Breaker", bo wyrosło nowe pokolenie słuchaczy, gdzie ojcowie słuchali w domu takiej muzyki. Jeżeli ACCEPT przez ostatnie dziesięć lat próbował odcinać się od tej przeszłości to teraz podąża drogą U.D.O., który niezmiennie jest od zawsze "ACCEPT-bis" i czego oczywiście Udo odmówić nie można.

Bardzo dobrze się to zaczyna dynamicznym Zombie Apocalypse i obiecują wiele, tyle że to już było i to akurat na "Timebomb" U.D.O. Rzecz jasna nie dosłownie, ale, to ta sama filozofia potężnego nieubłaganego ataku, tu aż trzech gitarzystów. I kontynuują to natarcie w ostrym i potężnie masywnym Too Mean to Die, zupełnie nieoryginalnym, ale jednak  przecież porywającym. Bardzo dobrze w tym prostym twardym niemieckim metalu odnajdują się także Symphony of Pain, także zupełnie ogranym, ale gitarzyści robią tu wiele, by smaczkami i niuansami tchnąć w to nowe, żywsze barwy. Może jednak ten cytat z klasyki mogli sobie tu darować. Sądzę, że w ich przypadku "Dla Elizy" z dawnych czasów zupełnie wystarczy. Skoro ACCEPT z dawnych lat i nie może zabraknąć takich nijakich, bardziej stonowanych numerów z chórkami i radiową atmosferą, stanowiących tło dla killerów i takie niczego niewnoszące są tu Overnight Sensation, Sucks to Be You i lepszy trochę Not My Problem. Jest jednak i to specyficzne ciepło, jakie wniósł w ACCEPT Tornillo w świetnym No Ones Master i to jest podkreślone kunsztownie zaprezentowaną melodią i to jest hit, bez wątpienia hit! Kapitanie rzeczy grają tu gitarzyści, no po prostu brawa na stojąco! Ta poetyka doświadczonego człowieka ze słynnych ballad ACCEPT epoki Tornillo pojawia się tu chwilowo w The Undertaker, ale to jednak nie to, bo nie mamy do czynienia z balladą, tylko raczej z takimi utworami w podobnych aranżacjach, które pojawiały się jeszcze w czasach Udo i nie zawsze było to coś wartościowego i co Udo z uporem, ale bez powodzenia proponuje nadal. Faktem jest jednak to, że ta partia solowa gitarowa w wodewilowym stylu jest wyborna. No, ale taka klasyczna ballada z Tornillo w roli głównej jest i warto czekać na przepiękny, poruszający song The Best Is Yet to Come. Majstersztyk, jaki potrafi zrobić tylko ACCEPT z Tornillo i kapitalne naprzemienne mocne i delikatne granie. Coś wspaniałego! How Do We Sleep zapowiada się początkowo heroicznie i cały czas markują tę heroiczność i epickość, ale tak naprawdę ten ładunek nie rozrywa na strzępy. Jakby się wycofywali chwilami z realnie bojowego grania i jest to przyjemne i gładkie po prostu. Zresztą, podobnie jak oparty na klasycznej muzyce Dvoraka i Camille Saint-Saëns instrumentalny Samson and Delilah. Bardzo głęboka ingerencja w oryginał, śmiała, trzeba to przyznać.

Dużo gitarzystów, dużo solówek, koronkowe duety i pojedynki, i tu się idea trzech Axemanów sprawdza, w przeciwieństwie do trzech plumkających panów z IRON MAIDEN. Tornillo jako krzykacz jest wiarygodny, choć mało tu tego pełnego ciepła rockowe śpiewu, którym tak potrafił czarować, poza fenomenalnym śpiewem w No Ones Master i The Best Is Yet to Come. Sekcja rytmiczna zgrana i jak zawsze kompetentna, tyle że trzy gitary spychają na plan dalszy to, co gra tu Motnik.
Sama produkcja zachowawcza i przewidywalna dla ACCEPT i Andy Sneap na eksperymenty się tu nie zdecydował, bo ACCEPT musi brzmieć jak ACCEPT, gdy się tworzy pewną reminiscencję z przeszłości własnej. Ciekawe jednak, że "Objection Overruled" brzmiał jednak lepiej.

Są momenty urzekające, są mniej interesujące. Jest jednak ogólnie bardzo dobra muzyka zespołu uznanego, który wciąż stanowi czołówkę niemieckiego klasycznego heavy metalu, czego należy życzyć sobie i grupie w dalszej przyszłości.


ocena: 8/10

new 1.02.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości