Arctic Flame
#1
Arctic Flame - Guardian At The Gate (2011)

[Obrazek: R-9325816-1478627095-1423.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. My little slice of Hell 06:17
2. Guardian at the Gate 06:36
3. Raise your Glasses 05:43
4. Bloodmotor 03:57
5. Falkenfels 03:16
6. The Creeper 04:27
7. A Wailing at Glen Corr 05:00
8. Burning their Throne 03:34
9. The Eternal 10:43

Rok wydania: 2011
Gatunek: Power Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Michael Clayton Moore - śpiew
Sebastian Garcia - gitara
Jeff Scott -bas
Mike Paradine - perkusja

Istniejący od 2001 ARCTIC FLAME trapiony nieustannymi zmianami składu wydał w końcu swój trzeci album, następcę "Declaration" z 2008 roku. LP został zaprezentowany w końcu lipca przez Pure Steel Records.

Nowy wokalista i nowe dla zespołu, choć tradycyjne podejście do power metalu w odmianie amerykańskiej ze wzorami i inspiracjami czerpanymi z lat 80-tych. Gdzieś nasuwa się skojarzenie z OMEN, może dlatego, że głos Moore'a przypomina głos Kimballa, a może dlatego, że same riffy i układ kompozycji umiejscowione są w muzycznych ramach, jakie OMEN zakreślał.
Pochodzący z New Jersey zespół w odnowionym składzie stał się bardziej amerykański niż poprzednio. Dosyć ciężka, mroczna gitara, mocna sekcja rytmiczna i ogólnie niestety nuda. Monotonnie śpiewa wokalista i tak na dobrą sprawę już pierwszy utwór daje obraz całości. Rycersko epickie wątki, jakże ważne w przypadku amerykańskiego power metalu z ubiegłego stulecia tu są słabo wyeksponowane i prezentowane są z wyraźnym wysiłkiem. Coś ciekawego pojawia się w melodii tytułowego "Guardian at the Gate" jest tu również niezłe solo, ale brak w tym wszystkim pasji i energii wykonania. Ospałość i brak zdecydowania to największe minusy tej płyty. W typowo power metalowym "Bloodmotor" gubią się zupełnie, pozbawiony treści instrumentalny "Falkenfels" to zbędny wypełniacz i tak po kolei te utwory przepływają jeden po drugim, cierpiąc na brak iskry i ikry i wykorzystywanie tych samych riffów w kółko. W "A Wailing at Glen Corr" czy też w "Burning their Throne"wydaje się, że próbują się rozpędzić, ożywić, to jednak próby nieudane i jakby z rozmysłem porzucane po kilkunastu sekundach.
Power metal bez wiary we własne siły i możliwości. Usypiające to granie również w podanym na deser ponad 10-minutowym "The Eternal" po części w stylistyce heavy/epic/doom z motywami orientalnymi. Czeka się tu na rozwinięcie, na kulminację, ta jednak nie nadchodzi i dużo solowej gitary, tu bez pomysłu dopełnia obraz nudy.

Nawet lider Mike Paradine dostosował się do bezbarwnego stylu wykonania zamieszczonych na płycie kompozycji. Produkcja przeciętna, brzmienie jednowymiarowe, płaskie.
"Declaration" był dobrym, żywym albumem power metalowym zaś "Guardian At The Gate" to LP wymęczony i męczący. Nie tego oczekuje się po zespołach próbujących podtrzymać tradycje power metalu z USA z lat 80-tych.


Ocena 5,2/10

1.08.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości