Paradise Lost
#1
Paradise Lost - Shades of God (1992)

[Obrazek: R-367870-1495208666-3842.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Mortals Watch the Day 05:12
2. Crying for Eternity 07:05
3. Embraced 04:29
4. Daylight Torn 07:53
5. Pity the Sadness 05:05
6. No Forgiveness 07:37
7. Your Hand in Mine 07:08
8. The Word Made Flesh 04:41
9. As I Die 03:46

Rok wydania: 1992
Gatunek: heavy /gothic metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Nick Holmes - śpiew
Gregor Mackintosh - gitara
Aaron Aedy - gitara, gitara akustyczna
Stephen Edmondson - bas
Matthew Archer - perkusja

Taka płyta jak ta, wisiała w 1992 roku w powietrzu.
Po prostu musiała powstać gdzieś i kiedyś i przyznam, że nieśmiało stawiałem na PARADISE LOST właśnie. Płyta "Gothic" jednoznacznie wskazywała na to, że pogodzenie klimatu, melodii i ciężaru jest możliwe, i że najbardziej prawdopodobne w Wielkiej Brytanii.Album ukazał się nakładem Music for Nations i Metal Blade Records  14 lipca.

W tym czasie narastała tendencja do scalania melodyjnej melancholii z mocą death metalowych riffów i ciężkim, także growlowym wokalem formował się jeszcze nieco w ukryciu trzon w postaci MY DYING BRIDE czy ANATHEMA.PARADISE LOST poszedł jednak inną drogą, inną także od tej, jaką ruszył TIAMAT na "Clouds".
Jeśli to, co zawiera album "Shades Of God" jest gothic metalem, to jest to gothic metal zimny, brutalny i surowy przesycony klasycznym heavy metalem. Kruszący, miażdżący heavy gothic o atmosferze dusznej i posępnej, jaka stała się domeną grup określanych potem jako dark metalowe. Wokal Holmesa jest ciężki, ale absolutnie czytelny i klarowny, nie wynika z tradycji death metalowej, a raczej tworzy nową i to dodatkowy atut tej płyty. Te sola, które tak przykuwały uwagę na "Gothic" i stały się wizytówką zespołu na lata, tu właśnie osiągnęły swoje apogeum. Ogólnie te gitary są zimne,s ą przerażające i gdy czasem odzywa się tylko bas, odczuwa się ulgę z chwilowego zdjęcia z pleców wielotonowej pancernej płyty.
Wiele razy PARADISE LOST zwalnia, bardzo zwalnia i może dlatego czasem mylnie mówi się o tym albumie jako o doom metalowym, przynajmniej po części. To nie jest doom metal, bo sensem jest zmiana tempa, a nie jego utrzymanie i te wolniejsze fragmenty to tylko dodatkowe budowanie klimatu.

"Shades Of God" ma wielką zaletę w stosunku do wszystkich innych płyt PARADISE LOST.
Jest zwarty, a zarazem wewnętrznie bardzo zróżnicowany. Układ riffów i budowanie z nich melodii na "Icon" i potem były jasne i przewidywalne. Tu tego nie ma, a wielowątkowość utworów jest ogromna. Bas jest zupełnie autonomicznym instrumentem, perkusja odzywa się tylko i wyłącznie w momencie, gdy tego wymaga sytuacja, a równocześnie jest stale obecna. Powala surowość i ascetyczność brzmienia, które uwypukla jeszcze bardziej atonalne fragmenty solówek gitarowych. Można odnieść wrażenie, że i Holmes jest jednym z instrumentów. On jest wtopiony, idealnie słyszalny, ale wtopiony i to momentami jedność z gitarami. Jeśli ten album miał być inspiracją, to nie był inspiracją dla melodic gothic/doom z growlem. Ten styl jałowej kamienistej ziemi do skrajności doprowadziły zespoły doom/death już wkrótce i czynią to do dnia dzisiejszego na wszystkich kontynentach.

Mimo tego przygniatającego, brutalnego ciężaru, to album niesamowicie melodyjny i chyba przez to niemożliwy do słuchania po kawałku, z przerwami. PARADISE LOST hipnotyzuje, wymusza koncentrację, skupienie i pochłanianie każdego dźwięku. Tak, po prostu hipnotyzuje. Gdy trzeba, przerywa hipnotyczny stan dewastując, jak w "Pity the Sadness". Czy wypada tu pisać więcej, bawiąc się w wymienianie tytułów i tego, co się za nimi kryje w sferze muzycznej? Nie bardzo, bo pewnych wrażeń z tego albumu się po prostu nie da opisać słowami.
Taka płyta powstaje raz. Gdy powstaje jej ciąg dalszy, nie może być lepszy, bo do takiej rzeki dwa razy się nie wchodzi, by po raz drugi nie utonąć. "No Forgiveness" mógł powstać tylko raz.
Każda płyta PARADISE LOST była trochę inna. Żadna nie była jednak tak inna od pozostałych jak "Shades Of God". Ten cień Boga się tu po prostu czuje.


Ocena: 10/10


26.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Paradise Lost - Icon (1993)

[Obrazek: R-785934-1324069934.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Embers Fire 04:44
2. Remembrance 03:26
3. Forging Sympathy 04:44
4. Joys of the Emptiness 03:29
5. Dying Freedom 03:44
6. Widow 03:04
7. Colossal Rains 04:36
8. Weeping Words 03:51
9. Poison 03:00
10. True Belief 04:30
11. Shallow Seasons 04:55
12. Christendom 04:31
13. Deus Misereatur 01:58

Rok wydania: 1993
Gatunek: heavy/gothic metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Nick Holmes: śpiew
Gregor Mackintosh: gitara
Aaron Aedy: gitara
Stephen Edmondson: bas
Matthew Archer: perkusja
oraz
Andrew Holdsworth: instrumenty klawiszowe

"Shades Of God" wyznaczył nowe granice, będąc jednocześnie rewolucją i ewolucją od brutalności samej w sobie do brutalnej melodyjności, jaką przeszedł PARADISE LOST w ciągu praktycznie trzech lat. Zjawiskowość tej płyty nie spowodowała jednak zaprzestania nowych dróg i obszarów i na LP "Icon" z września 1993 (music For Nations i Metal Blade Records) Brytyjczycy przeszli kolejną metamorfozę, zaskakującą i jak do tej pory największą.

Ta płyta uderza natychmiast chropawym, ale czystym wokalem Holmesa, uderza transowością i klimatem klasycznego gothic rocka, którego muzyczne motywy zostały obudowane heavy metalowymi riffami o mniejszym ciężarze niż do tego zespół zdążył przyzwyczaić.
Budowanie nastroju osiągają tym razem prostymi środkami w kompozycjach jednowymiarowych, zwartych, masywnych, nadal pełnych długich wybrzmiewań i charakterystycznych solówek Mackintosha. Hipnotycznie powtarzane motywy i pełne dostojeństwa melodie znad wyraz czytelnymi i zapadającymi w pamięć refrenami, wszystko w umiarkowanych tempach z kapitalnie rozgrywaną drugą gitarą Aedy i oszczędną grą sekcji rytmicznej. Kto pokochał od pierwszego wejrzenia "Embers Fire" i "Rememberance", ten pokocha cały album. Jednocześnie to mocny metal, mocny heavy/gothic i gitarowo z pewnością mocniejszy od tego, co potem w tym gatunku robili chociażby Finowie. Nie ma tym razem miejsca dla długich utworów z cechami melodic doom/death. Niedługie numery z wyrazistą prostą rytmiką jak w stosunkowo surowym"Forging Sympathy". Transowe granie i gdy tej autentycznej, niewymuszonej transowości trochę brakuje, otrzymujemy tylko dobre "Widow" i "Christendoom". PARADISE LOST jest równocześnie majestatyczny i w muzycznie najbliższym nagraniom z "Shades Of God" "Joys Of The Emptiness" nadają temu majestatowi innego jeszcze, niż poprzednio wymiaru, którego apogeum zespół osiąga w "Colossal Rains". Wspaniale prowadzony w wolnym tempie utwór, jeden z chyba najbardziej poruszających w historii zespołu, o wielowarstwowej strukturze.
Oszczędnie użyte instrumenty klawiszowe gdzieś w otwarciach i dalekich tłach jak w "Dying Freedom" z niezapomnianymi dwoma riffami gitarowymi, które przeszły do kanonu heavy/gothic. Nieco szybsze tempa i prostsze melodie w "Weeping Words" i "Poison" z lekka rozjaśniają duszę i melancholijnie posępny, ogólny nastrój płyty, jednak zespół i tu unika jednoznacznej, prostej przebojowości. Podobnie zresztą sprawa wygląda z "True Belief" pełnym zmian i niuansów oraz z interesującym wykorzystaniem pomysłów przeniesionych z głównego nurtu rocka.
Czasem niedocenianym na tym LP niesamowitym killerem jest "Shallow Seasons", kto wie, czy z nie z najlepszymi partiami gitarowymi, zresztą te gitary tu są ogólnie znakomite mimo pewnego w pierwszym momencie trudnego do zaakceptowania specyficznego brzmienia o ograniczonej głębi i mocy. To brzmienie jest pewnym problemem, zwłaszcza jeśli porównać je z granitowym soundem płyty poprzedniej. Może to nie ascetyzm, niemniej ten mix Colemana nie trafia w każdy gust i dziś wydaje się odrobinę ubogi i archaiczny. Na kolejnym LP "Draconian Times" wyglądało to już trochę inaczej...

Po raz kolejny przełom i kamień milowy, jeszcze jeden wkopany przez PARADISE LOST na metalowej drodze.


Ocena: 9,5/10

26.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Paradise Lost - Draconian Times (1995)

[Obrazek: R-786348-1286657873.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Enchantment 06:04
2. Hallowed Land 05:03
3. The Last Time 03:27
4. Forever Failure 04:18
5. Once Solemn 03:04
6. Shadowkings 04:42
7. Elusive Cure 03:21
8. Yearn for Change 04:19
9. Shades of God 03:55
10. Hands of Reason 03:58
11. I See Your Face 03:17
12. Jaded 03:27

Rok wydania: 1995
Gatunek: Heavy/Gothic Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Nick Holmes - śpiew
Gregor Mackintosh - gitara
Aaron Aedy - gitara, gitara akustyczna
Stephen Edmondson - bas
Lee Morris - perkusja
Andrew Holdsworth - instrumenty klawiszowe

Music for Nations wydała tę płytę w czerwcu 19995 roku.

"Draconian Times" to album mistrzowski. Trudno taki nagrać po "Icon", ale udało się i tak naprawdę po raz pierwszy PARADISE LOST ulepszył coś w swoim stylu nie zmieniając go nagle.
Melancholijny, refleksyjny, ale jakże jednocześnie przebojowy, to album wypełniony bez wyjątku metalowymi odpowiednikami gothic rocka, przy czym Siostrzyczki Miłosierdzia przychodzą na myśl jako pierwsze. W porównaniu do "Icon", to album bardziej wygładzony, także w sferze wokalnej i okazuje się, że Holmes ma bardzo dobry głos także gdy nie ryczy.
Wielkim atutem tego albumu jest praktycznie absolutnie wyrównany poziom wszystkich utworów, co jest tym bardziej godne uwagi z powodu utrzymania wszystkiego w jednej ściśle określonej konwencji. Melodyjny heavy/gothic metal, bardzo melodyjny i na podbudowie gothic rocka klasycznego, bez odstępstw w inne gatunki... no, może gdzieś tam echa doomowego minimalizmu w po raz kolejny, transowy sposób podawanych, powtarzalnych sekwencjach riffów. Wiele z nich bazuje na tych, które wykorzystano na "Icon", użyto ich jednak w kombinacjach z zupełnie nowymi. Współpraca obu gitarzystów jak zwykle układa się fantastycznie, tyle że tym razem pewne rzeczy grają w prostszy sposób i kompozycje są jeszcze bardziej zwarte i monolityczne niż na "Icon".
Jest to album z pewnością jeszcze bardziej przebojowy niż poprzedni, wyładowany wspaniałymi melodiami i idealnie dopasowanymi refrenami, przebojowymi tą specyficzną chwytliwością, która czyni gothic rock i gothic metal atrakcyjnymi. Odejście od brutalności i surowości nie spowodowało tu jednak odejścia w stronę radiowo pojmowanej komercji, ten czas jeszcze nie nadszedł. "Draconian Times" to nadal metal, potężnie brzmiący, z ledwie zarysowaną linią pianina i instrumentów klawiszowych z minimum elektroniki. Tej ciepłej melancholii jest na tym LP więcej niż na "Icon" i otwarcie w postaci "Enchantment" zostało wybrane bardzo trafnie, bo ta kompozycja ogniskuje w sobie wszystkie najważniejsze cechy muzyczne tego LP.
W niesamowitym "Hallowed Land" PARADISE LOST rozkwita i chyba w żadnym z numerów umieszczonych na tym albumie metal tak swobodnie nie przeplata się z gothic rockiem.
Te melodie, te melodie... W moim całkowicie osobistym rankingu odrobinę mniej atrakcyjne są w "The Last Time" i "Forever Failure" tyle, że mają one swoje uzasadnione miejsce. Z pewnością otwarta przebojowość i łatwa przyswajalność pierwszego z wymienionych ma swoje uzasadnienie dla ogólnego kształtu tego dzieła. Zresztą, wykonanie jest wyborne, szczególnie wokal Holmesa w "Forever Faillure". "Once Solemn" demoluje mocą w średnio szybkim tempie i to jest pokłosie gitarowych doświadczeń z "Shades Of God". Gitary kruszą także dlatego, że tym razem ustawione są inaczej. Głębsze, masywniejsze, ostrzejsze bardziej mięsiste niż na "Icon" i produkcyjnie trafili idealnie, również z dostosowaniem wyraźnie brzmiącej perkusji, która nie ginie, podobnie jak bas pod ciosami gitar. Czystej melancholii podano wystarczającą dozę i na to nastawiony jest mocniej zagrany gothic rockowy "Shadowkings" czy z pełen przestrzeni melodyjny i łagodny "Elusive Cure". Jeśli komuś wydaje się on mimo wszystko zbyt szorstki, to rockowy feeling w "Yearn For Change" w czasem niedocenianym refrenie powala w kombinacji z tą typową dla Mackintosha solówką.
"Shades Of God" warto posłuchać szczególnie uważnie, bo tu poza najpiękniejszym na płycie wstępem, ukryto wiele z muzycznej przeszłości zespołu. Jak mocny jest metaliczny bas na tym LP, można się dodatkowo przekonać w "Hands Of Reason", gdzie nie brak i gothic rocka, i miarowego riffowania, i długich wybrzmiewań, i fantazyjnej gry Lee Morrisa. Ten perkusista gra nieco inaczej Archer, jest bardziej aktywny, odważniejszy w tworzeniu swoich konstrukcji wychodzących poza prostą rytmikę. Wprowadził się do zespołu bez obciążeń i tremy i jego występ jest tu godny wyróżnienia. Spokojnie buja melodyjny, przecinany mniej napakowanymi gitarowymi fragmentami "I See Your Face" i na koniec "Jaded", pełen smutnego dostojeństwa i gitary akustycznej w tle.

Album można by określić jako absolutnie perfekcyjny i w zasadzie taki jest, choć malutką rysą na tym pomniku są minimalnie gorsze sola Mackintosha niż na "Icon", czy może raczej częściowe odejście od tego stylu grania solówek, jaki ukształtował się na "Gothic".
Połowa lat 90-tych to czasy dla metalu trudne. Jednak nie dla PARADISE LOST. Mistrzowie i wizjonerzy i ten rok 1995 dla wielu kojarzy się właśnie z "Draconian Times".
Mnie również.


Ocena: 9,9/10

27.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Paradise Lost - One Second (1997)

[Obrazek: R-771025-1205101122.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. One Second 03:32
2. Say Just Words 04:03
3. Lydia 03:32
4. Mercy 04:25
5. Soul Courageous 03:01
6. Another Day 04:44
7. The Sufferer 04:30
8. This Cold Life 04:21
9. Blood of Another 04:01
10. Disappear 04:29
11. Sane 04:01
12. Take Me Down 06:25
13. I Despair 03:54

Rok wydania: 1997
Gatunek: Gothic Rock/Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Nick Holmes - śpiew
Gregor Mackintosh - gitara, instrumenty klawiszowe, programming
Aaron Aedy - gitara
Stephen Edmondson - bas
Lee Morris - perkusja

Czego można było oczekiwać od PARADISE LOST po albumach "Icon" i "Draconian Times"? Zmiany, kontynuacji, rozwoju, nowych rozwiązań. Odpowiedź przyniósł rlipiec 1997 i płyta "One Second", wydana ponownie przez Music for Nations. Ta jedna sekunda to prawie godzina grania, na jakie wierny fan Paradajsów chyba nie był przygotowany.

Zespół zmieniał się cały czas, ewoluując od klasycznego death metalu, poprzez brutalne formy dwóch płyt następnych do stylu ugruntowanego na "Draconian Times" i pewna zmiana była logicznie zasadna i możliwa do przewidzenia, tyle że jednak kierunek, jaki został obrany, budzi kontrowersje. Druga połowa lat 90-tych w gothic metalu i szerzej rozumianym klimatycznym graniu, to okres nowych trendów. Zwiększenie ilości elektroniki, dołożenie prostej chwytliwości, ocierającej się o niemetalowe style muzyki rozrywkowej, poświęcenie ciężaru kosztem rozbudowy formy, to główne symptomy zmian, które i PARADISE LOST wprowadził na płycie "One Second". Nie można jednak powiedzieć, że całkowicie zerwane zostały więzi z graniem z lat poprzednich. Płyta jest stylistycznie niejednorodna i może to jest i jej atut, bo pozostałości dawnego grania wciąż są atrakcyjne dla ortodoksyjnych fanów, a nowinki mogą przyciągnąć innych, także tych, którzy swoje muzyczne zainteresowania wiążą z gothic rockiem w bardziej tradycyjnej odmianie.
PARADISE LOST gra lżej, skoczniej, weselej bardziej rockowo i bardziej przebojowo, Holmes śpiewa jak typowy gothic rock/metalowy wokalista i gdy do tego dochodzą atrakcyjne melodie, oparte o doświadczenia dwóch poprzednich albumów, jest to granie doprawdy ekscytujące. Taki jest początek płyty w postaci "One Second", kompozycji z bogatym, klawiszowym tłem i zdecydowanie nastawionej na melodię, melancholijną, paradajsową, ale jednak już ukierunkowaną na szerszą publiczność. Elektronika nie razi, Mackintosh dobrał na tym albumie wszystko bardzo starannie i ten element wypada nadzwyczaj dobrze, tym bardziej, że przeładowania tym nie ma, jak w kapitalnym, pełnym wyraźnego rytmu "Say Just Words" z chyba najbardziej rozpoznawalnym refrenem na całej płycie. Dużą rolę odgrywa gitara basowa, będąca tym razem czymś więcej niż tylko składnikiem sekcji rytmicznej. Gra tu swoje, jak w lekko gitarowo zakręconym w paradajsowym stylu "Soul Courageous". Wykorzystanie tego charakterystycznego, gitarowego kręcenia Paradajsów w nowoczesnej oprawie jest zrobione w sposób mistrzowski. Przebój, jak najbardziej gothic rock/metalowy przebój. Ogólnie tam, gdzie grają szybciej, jak w "Blood Of Another", energiczniej lub stosują zabiegi, takie jak w chłodnym i tajemniczym "This Cold Life" z niespodziewanym podkręceniem mocy potrafią niemal hipnotyzować i zmuszają do modernistycznego, futurystycznego tańca. Gothic metal/modern rock to treść tego albumu i jak wymieszać odpowiednio proporcje pokazują w "Disappear", pełnym dostojeństwa i sennego rozleniwienia czy w nieco mniej udanym "I Despair".
Część kompozycji jednak nie zachwyca. Tam, gdzie mierzą się tylko z próbą epatowania klimatem i delikatnie podanymi emocjami wypadają co najwyżej dobrze, jak w "Sane" czy "Another Day" lub nawet zaczynają przynudzać, jak w zbyt długim "Take Me Down". W nowej konwencji niespecjalnie też prezentują się "Lydia" z echami riffów z "Gothic" czy "Mercy", aż nazbyt klasycznie gothic rockowy.

W efekcie Brytyjczycy serwują płytę spójną stylistycznie, ale pod względem atrakcyjności kompozycji nierówną. Nadal jednak czarują wybornym wykonaniem, co więcej swoboda, z jaką dokonali transformacji od grania gitarowego do wspieranego przez gitary jest godna podziwu. Płyta ma wyśmienite brzmienie, które fanom wczesnych albumów może się wydać zbyt sterylne i cyfrowo cyzelowane, ale tu inne ustawienie wszystkiego zepsuło by końcowy efekt. Z całą pewnością to jedna z najlepiej wyprodukowanych płyt z taką muzyką w tamtym okresie.
Nowy PARADISE LOST. Znów poszukujący i chyba w owym czasie zadowolony z tego kierunku, skoro niebawem pojawił się LP "Host", gdzie styl zaprezentowany na "One Second" został jeszcze bardziej dostosowany do mody na gotycki rock metal, oparty o elektronikę.


Ocena: 7.5/10

28.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Paradise Lost - Tragic Idol (2012)

[Obrazek: R-3574659-1504795811-3736.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Solitary One 04:08
2. Crucify 04:08
3. Fear of Impending Hell 05:25
4. Honesty in Death 04:08
5. Theories from Another World 05:02
6. In This We Dwell 03:55
7. To the Darkness 05:09
8. Tragic Idol 04:35
9. Worth Fighting For 04:12
10. The Glorious End 05:23

Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy/Dark/Gothic Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Nick Holmes - śpiew
Gregor Mackintosh - gitara
Aaron Aedy - gitara
Stephen Edmondson - bas
Adrian Erlandsson - perkusja

I jeszcze raz Raj Utracony. Century Media Records 20 kwietnia prezentuje "Tragic Idol".

Mroczny Raj Utracony. Mroczny i smutny. Kto kojarzy PARADISE LOST z elektroniczną transowością "Host" i ta muzyka go radowała, niechaj się oddali czym prędzej.
Cień Boga okrywa ciemnością ten album.
Nie jest może tak ciężko, ale jest przytłaczająco w ponurych gitarowych akordach doskonale współbrzmiących z powolną, nieraz wręcz funeralną perkusją Erlandssona. Posępny wokal Holmesa i te lekkie zaśpiewy pojawiające się w refrenach od czasu do czasu stanowią wyborny kontrast. Genialność "Crucify" w wykorzystaniu podstawowych paradajsowych chwytów aranżacyjnych jest niezaprzeczalna. Klimat. Chłód granitu w "Solitary One" i ta dostojność... Każdy utwór tu oferuje inny odcień ciemności i piękna, łagodna rezygnacja dominuje w "Fear of Impending Hell" z refrenem godnym najlepszych Ikon. Istnieje niewątpliwie pojęcie tempa PARADISE LOST, którego nikt nie jest wstanie odtworzyć i to tempo to istota wspaniałego "Honesty in Death". Rajskie sola gitarowe są na tym albumie niesamowite. To przecież jest stały element ich muzyki i w zasadzie trudno stworzyć w tym obszarze coś oryginalnego, ale tym razem przykuwa uwagę jak już od dawna nie przykuwał. A ozdobniki są po prostu mistrzowskie. Pulsacje, masywność i niepokój z "Theories from Another World" stawiają pod znakiem zapytania sens istnienia podgatunku horror metal. Rozdzierający heavy metalowy riff "In This We Dwell" dodaje surowości z początku lat 90-tych, a solo wycyzelowane w najdrobniejszych szczegółach jest najlepsze być może na całym albumie. "To the Darkness". Tylko z PARADISE LOST! Po prostu hipnotycznie wciągają w Mrok w tym melodyjnym utworze, w średnim tempie, z nagłym zwolnieniem do temp niemal doom funeralnych. Bardzo ciekawie i nieco przewrotnie pomyślany został tytułowy "Tragic Idol", trochę lżejszy niż to, co oferuje płyta ogólnie i jest to kombinacja stylu "Icon/Draconian Times" z mocno podaną dawką gothic rocka. "Worth Fighting For" jeśli chodzi o melodię, jest może mniej uderzający niż pozostałe kompozycje, ale perkusja i jej rola w zagospodarowaniu przestrzeni jest tu po prostu genialna.
Brawo Erlandsson! Brawa na stojąco dla wszystkich zresztą, jak zwykle po raz kolejny za wykonanie tego wszystkiego. Tak jak w popisowym "The Glorious End" na zakończenie.

Majestatyczny, dostojny, pełen melodyjnej elegancji album Mistrzów, którym już u progu ich wielkiej kariery ekskluzywny polski telewizyjny magazyn "Pegaz" poświęcił cały program.
Raj Odzyskany.



Ocena: 9.9/10

20.04.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Paradise Lost - The Plague Within (2015)

[Obrazek: R-7075982-1439031391-8932.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. No Hope in Sight 04:50
2. Terminal 04:27
3. An Eternity of Lies 05:56
4. Punishment Through Time 05:12
5. Beneath Broken Earth 06:08
6. Sacrifice the Flame 04:40
7. Victim of the Past 04:27
8. Flesh from Bone 04:18
9. Cry Out 04:29
10. Return to the Sun 05:43

Rok wydania: 2015
Gatunek: doom/death/dark/gothic metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Nick Holmes - śpiew
Gregor Mackintosh - gitara, instrumenty klawiszowe
Aaron Aedy - gitara
Stephen Edmondson - gitara basowa
Adrian Erlandsson - perkusja

Kolejne Święto i kolejne Misterium PARADISE LOST. Rok 2015 i Century Media wydaje "The Plague Within".
Jak to dobrze, że nie jest to powrót do "Host"...

Melancholijny, głęboki mrok i bezdenny smutek... Holmes jest zarówno brutalny wraz gitarami jak w Terminal, jak i pełen rozpaczliwej zadumy we wspaniałym No Hope in Sight w najlepszej heavy/gothic tradycji. Te gitary krążące jak cienie w ciemności, to niemal funeralne tempo... Coś pięknego. Kwintesencja PARADISE LOST.
Dobrze, że to bezpośrednia kontynuacja myśli muzycznej A.D. 2012, bo taki PARADISE LOST jest najprawdziwszy, jest porażający i taki PARADISE LOST wkrada się w duszę bezbrzeżną melancholią i rozpaczą, od której nie ma ucieczki...
Także wtedy gdy tak łagodnie wypełnia otoczenie jak w An Eternity of Lies. Pianino, jakieś przemykające smyczki, wokalizy w tle, i coraz okrutniejszy Holmes. Nie ma ucieczki... Cudowne łagodne fragmenty onirycznego śpiewu na chwilę przywracają nadzieję. Płaczą, rozpaczają gitary, przeszywane niezmiernym bólem...Punishment Through Time to mistrzowska posępność i mistrzowskie zmiany tempa do umiarkowanie szybkich. Potęga gitar przygniata, zamyka przestrzeń. Dalekie echa stonera, doom i groove, i ta narastająca psychodelia. Moc!
Jak smutny doom/death metalowy walec przetaczają się w monumentalnym Beneath Broken Earth. Wydobywają niewyobrażalne pokłady gotyckiego klimatu w opartym na łagodnych cichych wokalach i długich wybrzmiewaniach Sacrifice the Flame. Jakie wspaniałe oszczędne partie perkusji i basu tu można usłyszeć... Victim of the Past jest najbardziej kontrastowy we fragmentach onirycznych z brutalnymi i te biją wściekle w łagodną ścianę pastelowej melancholii. Eksplozja bezwzględnego ponurego i drapieżnego grania to Flesh from Bone. Dawno tak brutalnie nie grali, tak bardzo uporczywie i z taką determinacją, by przygnieść słuchacza do ziemi. W Cry Out odchodza w nieco inne klimaty i PARADISE LOST spotyka innych Gigantów - CATHEDRAL. Podobne tempa. Podobne ultra ciężkie rockowe riffy. Ale jest tu przede wszystkim PARADISE LOST, bo ta gitara Mackintosha...
Return to the Sun. Nie, nie ma powrotu do Jasności. Gotyckie chóry wieszczą nadejście Końca i ta niepewności przeraża. Kruszące, przygniatające kroczące gitary przynoszą wyzwolenie. Growl Holmesa nie pozostawia żadnej nadziei na ocalenie.

Bardzo ciężko, bardzo przygnębiająco, bardzo funeralnie. Bez przebojowości, bez jasnych barw. Tylko Czerń i Mrok.
Wspaniały, posępny i niepokojący PARADISE LOST. Magia Mroku. Teatr Nieopisanego Smutku.


ocena: 9,3/10

new 30.04.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Paradise Lost - Faith Divides Us - Death Unites Us (2009)

[Obrazek: R-5281967-1389519355-4281.jpeg.jpg]
 
Tracklista:
1. As Horizons End 05:21  
2. I Remain 04:09  
3. First Light 05:00  
4. Frailty 04:25  
5. Faith Divides Us - Death Unites Us 04:21  
6. The Rise of Denial 04:47  
7. Living With Scars 04:24  
8. Last Regret 04:24  
9. Universal Dream 04:17  
10. In Truth 04:50
 
Rok wydania: 2009
Gatunek: Gothic Metal
Kraj: Wielka Brytania
 
Skład zespołu:
Nick Holmes - śpiew
Gregor Mackintosh - gitara prowadząca, instrumenty klawiszowe
Aaron Aedy - gitara rytmiczna
Stephen Edmondson - bas
Peter Damin - perkusja
 
Kapela niemal nieśmiertelna, skład niemal niezniszczalny. Od 22 lat gitarzyści bez zmian, wokalista również... tylko do perkusistów szczęścia nie mieli.
Czy ktoś w ogóle pamięta album poprzedni, In Requiem? Zapewne jak przez mgłę, bo poza bardzo dobrze zrealizowanym brzmieniem nie było tam zbyt wiele ponad przeciętnego czy tego, czego nie zagrali inni.
Jednią mogą być zaskoczeni, że nagrali coś po "Draconian Times", inni czekali z nadzieją, że może w końcu będzie to płyta godna tego zespołu. Odpowiedź wydaje się być aż nazbyt oczywista.
 
Transowy "As Horizon Ends" to otwieracz i już przy nim zaczyna się pewien problem, którego rozwinę dalej. Jednak to, co można powiedzieć już teraz - to odcinanie kuponów od przeszłości i ukłon w stronę lat 1993-95 zespołu, czyli "Icon" i "Draconian Times", ale w tym przypadku, odcinanie kuponów to jednak rzecz dobra, bo kawałek udany. "I Remain" zaczyna się dość ostro, gitara wypłakuje ładną melodię, ale dalej jest już okropnie. Brak porozumienia gitar z perkusją, a Holmes do tego jeszcze śpiewa swoje, co daje ostatecznie potwornie rozlazły gothic metal z przeciętnym gothic rockowym refrenem. "First Light" to znów gothic rock/metal, oszczędny, płaczliwy i momentami nudny. "Fratality" zaczyna się fajną patatajką i mimo że trącą "In Requiem" dość mocno, to jest to utwór, który ujdzie przy nowej twórczości, ale nie umywa się do poprzednich czy późniejszych.
"Faith Divides Us - Death Unites Us" w sumie przyjemny, dużo tu daje tło klawiszowe, ale ponownie wokalnie jakieś to zbyt płaczliwe momentami. "The Rise of Denial" ma zaskakująco ostre i zimne riffy. Dobry kawałek, ale on burzy spójność tej płyty i lekką lipą wydaje się być potwornie oszczędna i leniwa partia środkowa. "Leaving With Scars" jest przyjemny, gitara jest autentyczna i JEST, tutaj czuje się obecność zespołu, ciekawe sola i niestety mija jak burza. "Last Regret" to dosyć mętny gothic metal, który służy tu za rozmycie wszystkiego. "Universal Dream" ma w sobie nutkę życia, rwane tempo i służące za przejścia gitary niby słabe, ale dużo tu ratuje perkusja i samo w sobie średnie tempo i ograny przez wszystkie zespoły gothic refren. "In Truth" zaczyna się wjazdem brytyjskiego pancernika, jest to całkiem frapujące, ale pomysł jest zupełnie spalony przez bezcelowo oszczędne i puste zwrotki.
"Cardinal Zero" ostry, inspirowany Black Sabbath jako zakończenie był kiepskim pomysłem, bo zupełnie burzy przesłanie tej płyty. A raczej udowadnia, że nie ma tu przesłania czy spójności jakiejkolwiek, czy gdziekolwiek.
 
Poprzednio, produkcja była dość przestrzenna, a gitary miały w sobie pewną moc, tutaj wydają się być tylko fizycznie, zupełnie bez duszy. Chcieli się zbliżyć do czasów swojej świetności, jednocześnie pozostając z tym, co nagrali na kilku ostatnich płytach, a tak się nie da. Największym problem i moim zarzutem dla tego albumu jest niemal zupełny brak autentyczności. Już otwieracz brzmi jak oszustwo, zasłona dymna, siłowo i tym brzmieniem i riffami starają się to zakryć, ale to nie działa. Nie ma tu autentyczności, klimatu też niewiele, a kiedy pojawia się jakiś dobry pomysł, to jest on brutalnie zabijany przez gothic rockowe wjazdy, które wyskakują ni z tego, ni z owego. Brak tu spójności, nie tylko na płycie, ale i w obrębie samych kompozycji, tu nic z siebie nie wynika, tylko płyną na oślep jakieś motywy, czy to dobre, czy to złe, zlewają się ze sobą z nadzieją, że coś może z tego wyjdzie. No i czasami wychodzi, a czasami też nie.
Problemem jest to, jak rozpatrywać ten album - jako gothic rock jest to po prostu słabe, bo nie ma przebojów, jako gothic metal to nie ma tu i przebojów i lekko smutnego klimatu, a przecież ten zespół z klimatu raczej słynie, a doom metalu nawet nie będę w to angażował, bo nie ma sensu.
Dobrze, że się obudzili i kilka lat później zaczęli znowu nagrywać wspaniałe albumy, godne nazwy Paradise Lost.
Tutaj jest nudno, leniwie i nie ma tu choćby cienia oryginalności. Jedynie cień samych siebie.
 

Ocena: 6.8/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#8
Paradise Lost – Medusa (2017)

[Obrazek: R-10773986-1505565598-9340.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Fearless Sky 08:30        
2. Gods of Ancient 05:50               
3. From the Gallows 03:42            
4. The Longest Winter 04:31      
5. Medusa 06:20                
6. No Passage for the Dead 04:16             
7. Blood and Chaos 03:51              
8. Until the Grave 05:41
 
Rok: 2017
Gatunek: Doom/Death/Gothic Metal
Kraj: Wielka Brytania
 
Skład:
Nick Holmes - śpiew
Gregor Mackintosh - gitara, instrumenty klawiszowe
Aaron Aedy - gitara
Stephen Edmondson - gitara basowa
Waltteri Väyrynen - perkusja

 
The Plague Within to była bardzo mocna kontynuacja stylu Tragic Idol, który był powrotem do formy dla zespołu. Zaszła zmiana w składzie, nie ma już perkusisty Adriana Erlandssona i zastąpił go Waltteri Väyrynen, który obracał się w kręgach brutalnego grania, ale raczej niewielu zbyt refleksyjnych.
 
Osiem kompozycji, 42 minuty i zmiany słychać już na wejściu.
Na poprzedniej płycie było ciężej, tutaj jest ciężko i moc gniecie momentami może za mocno. Fearless Sky to już na otwarcie zapuszczanie się w niebezpieczne pancernego i ciężkiego doom/death. Może nie jest to tak ciężkie jak wczesne płyty Novembers Doom czy Process of Guilt, ale to głównie zasługa brzmienia i Holmesa, który głosowo nie schodzi aż tak nisko.
Chociaż, może i mocniej zagrany Cathedral z debiutu tu jest? Albo po prostu brytyjska szkoła.
To samo można by powiedzieć o Gods of the Ancient, bo wejście brzmi jak typowe Novembers Doom, ale dalej to już jest rdzenne Paradise Lost w najlepszym wydaniu i te riffy to prawdziwa magia!
From the Gallows to już późne Novembers Doom i niemalże podjazdy pod death metal, z jakich ekipa Khura już słynie i ciekawie brzmi ta pancerna mieszanina z jakże charakterystycznymi gitarami i solami.
Utworem lżejszym i „pradajsowym” jest bez wątpienia Medusa i jest to idealnie umiejscowiona przerwa od ciągłego walcowania z wybornym solem. Melodia główna bardzo dobra i wokalnie jest to wyborne.
No Passage for the Dead to już powrót do miażdżenia i kontrasty w nakładających się wokalach są podobne do tego, co można było usłyszeć na pierwszych płytach Mourning Beloveth, szczególnie pod względem przestrzeni, a przebijający się bas nadaje niesamowitego ciężaru.
Blood and Chaos to najbardziej wybijający się utwór na tej płycie pod względem tego, jak bardzo odmienny jest klimatem. Zamiast bezlitosnej jazdy walcem jest bardzo nośnie, można by się odważyć o stwierdzenie przebojowo i trudno stwierdzić, czy to bardziej przypomina późniejsze dokonania Cathedral, czy może coś z fińskiej strony przedstawicieli suomi metalu jak Sentenced czy Poisonblack. Brzmi to rockowo i podniośle, może dlatego właśnie ta kompozycja została wybrana na teledysk jako przekaźnik dla mas.
Cały album wieńczy za to miażdżący Until the Grave i jest to solidne zakończenie z ciężką gitarą i jeszcze bardziej masakrującym Holmesem.
 
Brzmienie jest solidne, talerze i bębny grzmią, gitary brzmią dobrze i typowo dla tego zespołu, ale te długie wybrzmiewania miażdżą. Czasami też gubi się gdzieś w tym bas i czasami przebija się przez tę ścianę, aby dodać jeszcze więcej mocy temu wszystkiemu.
Nie jest to wystarczająco ciężkie, aby miażdżyć jak francuski czy niemiecki doom death, ale nie jest też lżejsze jak na Tragic Idol. Pod tym względem jest to coś jak Heavenwood, gdzie próbują pogodzić gothic z doom death, ale czasami kompozycyjnie zapędzają się w stronę grania nieco bardziej ekstremalnego.
Holmes śpiewa bardzo dobrze i trudno powiedzieć, czy czasem nie przeniósł tu swoich doświadczeń z Bloodbath aż za bardzo, bo ciągoty do takiego grania zdradzają.
Technicznie tutaj nie da się kompletnie nic zarzucić, Mackintosh i Aedy grają wspaniale, tak samo Edmonson, który jednak przez brzmienie nieco czasami ginie, a nowy perkusista zespołu również nie zawodzi i wykazał się dużym wyczuciem.
Niby ciężej i inaczej, bo brzmi jak hołd dla całego gatunku, a po części brzmi to jak logiczna kontynuacja. Do tego cięższy klimat znacznie bardziej uwydatnia typowe "paradajsowe" gitary i są one jak promienie słońca i nadziei, które przebijają się przez brudną szybę.
Próbowali zadowolić wszystkich, ale w tej muzyce tak się nie da i rzadko kiedy udaje się osiągnąć złoty podział. Tutaj trochę nie wyszło, ale to wcale nie znaczy, że jest to płyta nieudana.
Jest udana. I to bardzo. Tylko inna i wymierzona w fanów trochę cięższego grania.
 

Ocena: 8.4/10

SteelHammer
Odpowiedz
#9
Paradise Lost – Obsidian (2020)

[Obrazek: R-15324727-1592404252-7328.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Darker Thoughts 05:46       
2. Fall from Grace 05:42               
3. Ghosts 04:35
4. The Devil Embraced 06:08     
5. Forsaken 04:30   
6. Serenity 04:46      
7. Ending Days 04:36            
8. Hope Dies Young 04:02              
9. Ravenghast 05:30
10.Hear the Night 05:34
11.Defiler 04:45
 
Rok wydania: 2020
Gatunek: heavy/gothic/doom metal
Kraj: Wielka Brytania
 
Skład zespołu:
Nick Holmes - śpiew
Gregor Mackintosh - gitara, instrumenty klawiszowe
Aaron Aedy - gitara
Stephen Edmondson - gitara basowa
Waltteri Väyrynen - perkusja


PARADISE LOST zmiennym jest od zawsze...
Nowa płyta Brytyjczyków ukazała się w maju 2020 nakładem Nuclear Blast i tym razem nie ma brutalnego ataku Meduzy.
Jest ten melancholijny heavy/gothic z potężnym wokalem Nicka Holmesa, są te fenomenalne pasaże klawiszowe Gregora Mackintosha i te najbardziej klasyczne sola gitarowe, jakie można usłyszeć tylko w Raju Utraconym.

Przecudowny, rozwijający się w melodyjny walec jest pierwszy Darker Thoughts. Poruszająca  kwintesencja stylu PARADISE LOST, gdy są smutni i zadumani, ze smyczkami Alicii Nurho. I jest ta moc z czasów "Shades of God" w Fall from Grace, tak pięknie tonowana czystymi wokalami.
Forma Nicka Holmesa jest wyborna i to jak operuje głosem w tych ciężkich partiach, jest godne podziwu. Gitary, te gitary... Te płaczące głosem aniołów gitary w solach i te mocarne kruszące riffy z długimi wybrzmiewaniami... Mistrzostwo, mistrzostwo! Tak jak w wolniejszym The Devil Embraced, pełnym zadumy i akcentowanym doom/death krążącymi motywami gitarowymi. Mieszane wokale, narastający dramatyzm. Hipnotyczna część instrumentalna jest jedną z najlepszych pod tym względem od lat. Łagodne chóry otwierają Forsaken i nagle ta gotyckość staje się wszechobecna, z dalekimi planami gitary i ornamentacjami w wolnych tempach, jakie tworzy tylko i wyłącznie ten zespół. Monumentalny i melodyjny dramatyzm w nieco szybszym tempie to Serenity i jest tu specyficzna epickość, jaką generują od czasu do czasu, zazwyczaj ze znakomitym skutkiem. A potem znowu przeszywający smutek w łagodnym Ending Days i jeszcze raz płacze instrument Alicii Nurho... Potrafią być także bardzo classic gothic w Hope Dies Young i może akurat ta kompozycja jest nieco słabsza, mimo dodatkowych pobocznych wokaliz po raz kolejny Heather Mackintosh. Jeśli Hope Dies Young wydaje się nieco powszedni, to posępny Ravenghast wgniata w ziemię spokojem rozgrywania funeralnych motywów. Moc i najwyższa klasa w kategorii zwanej "PARADISE LOST z Halifax".
Końcowa część albumu jest znakomita. Hear the Night to wysublimowany mix łagodności i wyważonej doom/death brutalności obudowany świetnym klasycznym dla grupy planem rozpaczającej gitary, natomiast Defiler jest wzniosły, niesamowicie melodyjny i potężnie akcentowany ultra ciężkimi gitarowymi akordami. Tu pojawia się jeden z najbardziej rozpoznawalnych gitarowych ornamentów z całego tego albumu oraz fantastyczne solo gitarowe, stonowane i oszczędne, a przecież niesamowicie poruszające... Dalekie echa "Host" w pewnych momentach może i słychać w Ghost, ale przecież dominują rytmy i linie melodyczne z lat 1993-1997. Bardzo dobry utwór, bardzo dobry.

Brzmienie jest głębokie, z dosyć specyficznie ustawionym mruczącym basem i nie nadmiernie ciężkie, jak w stylistyce doom/death/gothic z albumu poprzedniego. Tym razem pracujący w Londynie Kolumbijczyk Jaime Gómez Arellano zrobił to nieco inaczej niż na "Medusa". To brzmienie, leciutko miejscami rozmyte, może się podobać!
Podsumowując najkrócej jak można - znakomita nowa płyta Starych Mistrzów.



ocena: 9,3/10

new 15.05.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości