Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Procession - The Cult of Disease (2009)
Tracklista:
1. Raven of Disease 06:46
2. Like a Plague upon the Earth 05:32
3. The Funeral of an Age 11:19
4. Down the River of Corpses 06:40
5. The Road to the Gravegarden 09:11
6. Incinerate 07:23
Rok wydania: 2009
Gatunek: Doom Metal
Kraj: Chile
Skład:
Felipe Plaza Kutzbach - śpiew, gitara
Daniel Pérez - bas
Francisco Vera - perkusja
Chilijska grupa z Valparaiso debiutuje w lutym w barwach wytwórni Iron Kodex Records z Norymbergi.
Mamy tutaj wszystkie elementy niezbędne do tego, aby zostać zdemolowanym.
Otwieracz "Raven of Disease" idealnie wyważony w tempie, walcujący, wystarczająco ciężki, aby rozbić mur i z dramatycznym, zawodzącym solem gitarowym przywodzi na myśl najlepsze numery CANDLEMASS. Ten CANDLEMASS z czasów Marcolina jest wszechobecny, a co najważniejsze wokalista i gitarzysta Kutzbach radzi sobie wokalnie znakomicie. "Like a Plague Upon the Earth" bliższy jest wczesnemu SOLITUDE AETURNUS, ponieważ jednak zagrany jest ciężej, nie robi wrażenia skopiowanego.
Tu nasuwa się uwaga o brzmieniu. Często tak bywa, że na albumach nowych zespołów doomowych jest ono ubogie lub niedopracowane. Tu mamy rasowe, krystaliczne brzmienie z fenomenalnie ustawioną gitarą z tym ostrym pogłosem, jaki lubię od czasu debiutu COUNT RAVEN. Zazwyczaj próbą ognia jest najdłuższy utwór na płycie. Doom nie może nudzić. Przynajmniej nie powinien i ekipa z Chile jest zapewne tego samego zdania. "The Funeral of an Age" to wolny, dostojny utwór skrojony na miarę tytułu. Główny riff powtarzany nieustannie jest niby prosty, ale występując w kilku wariantach, niezmiernie wciąga. Cały czas ma się wrażenie uczestnictwa w doniosłym wydarzeniu i mimo pewnego minimalizmu czuć epickość.
Druga część płyty zawiera nagrania z demo z roku 2008. Tu już jest różnie. "Down the River of Corpses" nastawiony jest bardziej na klimat, niż na ciężar, ale próba uzyskania tego klimatu poprzez złożone partie solowe gitary nie do końca udana. Czuć niedopracowanie... "The Road to Gravegarden" najwolniejszy na płycie, ma fajny epicki klimat, zdominowany jest jednak przez bas, a nie przez gitarę i wydaje się za lekki. Ogólnie te ostatnie trzy nagrania bliższe temu co prezentowały zespoły amerykańskie z Hellhound, a co najbardziej słyszalne w st.vitusowym "Incinerate". Ten utwór najsłabszy według mnie, ale ponieważ za ST.VITUS nie przepadam, więc mogę się mylić w tym względzie.
Dwa spojrzenia na klasyczny doom na jednej EP czy LP jak kto woli, bo mamy tu ponad 45 minut muzyki. Gdyby wszystko zagrane było z taką miażdżącą siłą jak pierwsze cztery, byłoby rewelacyjnie, a tak "tylko" bardzo dobrze.
Debiut bardzo udany, muzycy "czują" autentycznie doom i to słychać. Zdecydowanie warta polecenia płyta. Na tym nie poprzestaną, bo kolejny album „Destroyers of the Faith“ przygotowywany jest na rok 2010. Jeśli zdecydują się kontynuować styl z pierwszej części albumu to mamy poważnego konkurenta do medali w tej powerdoomowej odmianie gatunku.
Ocena: 8/10
4.02.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Procession - Destroyers of the Faith (2010)
Tracklista:
1. Hyperion 01:54
2. Destroyers of the Faith 07:52
3. The Road to the Gravegarden 10:49
4. Chants of the Nameless 09:45
5. Tomb of Doom 08:27
6. White Coffin 07:25
Rok wydania: 2010
Gatunek: Epic Heavy/Doom Metal
Kraj: Chile
Skład zespołu:
Felipe Plaza Kutzbach - śpiew, gitara
Claudio Botarro Neira - bas
Francisco Aguirre - perkusja
Zgodnie z zapowiedzią PROCESSION w 2010 przedstawia swój drugi album. Tym razem został wydany w grudniu przez czeską wytwórnię Doomentia Records i High Roller Records z niemieckiego miasta Zwickau.
Nie waham się napisać, że PROCESSION to w kategorii epic heavy/doom największa sensacja ostatnich lat. Nie trzeba pochodzić z USA, Szwecji czy Malty, aby grać taką muzykę w sposób magiczny. Tak, odniesienia do SOLITUDE AETURNUS z pierwszych płyt, do CANDLEMASS z Marcolinem i do FORSAKEN są jak najbardziej na miejscu. Rzecz jasna grać podobną muzykę, a grać na poziomie tych zespołów to dwie różne rzeczy. PROCESSION gra na poziomie tych zespołów, gra kapitalnie, co udowodnił na swojej EP o długości LP (46 minut) "The Cult of Disease' z 2009 roku. Kto zna to wydawnictwo, wie, czego można się po tym zespole było spodziewać. Grupa do swojego "prawdziwego" debiutu podeszła bardzo ambitnie, umieściła na nim tylko jeden utwór prezentowany wcześniej, "The Road to the Gravegarden", zresztą wcale nie najlepszy z tego, co do tej pory nagrali, choć więcej niż bardzo dobry.
Reszta to premiery z niesamowitym "Chants of the Nameless" w roli głównej. Jest to najlepsza kompozycja w gatunku na przestrzeni kilku ostatnich lat z miażdżącymi riffami, walcująca, dostojna i pełna średniowiecznej melancholii i mroku. Zawodzący wokalista, płacząca gitara i monumentalizm, jakiego ze świecą szukać. Zrobione perfekcyjnie i niesamowicie, a solo jest po prostu wstrząsające. Niewiele odstaje "Tomb of Doom", gdzie jest dużo CANDLEMASS z lat 80-tych przy większej dawce tradycyjnego doom niż w innych kompozycjach, wiele powtarzania jednego motywu i wiele mroku. O nastrój i atmosferę dbają bardzo i to słychać w intrygującym wstępie do "White Coffin" z odgłosami burzy, gdzie, choć melodia jest wzniosła i delikatna, to grobowy klimat jest obecny cały czas. Wokalu tu w dalszej części niewiele, za to piękne chóry w końcowej części podsumowują średniowieczny klimat tego albumu.
Tytułowy "Destroyers of the Faith" jest trochę szybszy od pozostałych utworów, a przynajmniej takie wrażenie się odnosi, ponieważ główny motyw gitarowy jest pełen ekspresji, jak na ten rodzaj muzyki i napędza całość.
Wokal jest lekko schowany za granitową gitarową ścianą, dobiega jakby z innego nieco miejsca i jest to efekt ciekawy. Ogólnie dominuje gitara, masakrująco potężna, surowa i może nawet zbyt ostra i surowa, ale taki mix został tu dobrany. Bas głęboki, w pewnych partiach nawet dominuje, głośna jest też perkusja. Demolujący, niemal barbarzyński, sound, odległy od znacznie bardziej stonowanych brzmień innych Wielkich tego gatunku.
Innych Wielkich, bo PROCESSION też jest wielki. W obecnej chwili, patrząc na to, co aktualnie grają inni w tym gatunku, są najlepsi obok innych debiutantów ATLANTEAN KODEX z Niemiec.
Mam nadzieję, że te dwa zespoły podtrzymają w latach następnych najlepsze tradycje Starych Mistrzów.
Ocena: 9.3/10
8.12.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Procession - To Reap Heavens Apart (2013)
Tracklista:
1. Damnatio Memorae 02:20
2. Conjurer 06:23
3. Death & Judgement 08:18
4. To Reap Heavens Apart 09:22
5. The Death Minstrel 06:36
6. Far from Light 10:59
Rok wydania: 2013
Gatunek: Doom Metal
Kraj: Chile/Szwecja
Skład zespołu:
Felipe Plaza Kutzbach - śpiew, gitara
Jonas Pedersen - gitara
Claudio Botarro Neira - bas
Uno Bruniusson - perkusja
W dosyć mocno przebudowanym składzie nagrany został ten trzeci album PROCESSION, bo pojawił się nie tylko drugi gitarzysta Jonas Pedersen, ale i nowy perkusista Uno Bruniusson, obaj ze Szwecji. Uno znany fanom z heavy metalowego IN SOLITUDE, a obaj poznali Kutzbacha w czasie, gdy zaprosił ich do współpracy w ramach power/doom metalowego VEIN, który jednak zbyt wiele poza nagraniem jednej EP nie zdziałał. Związki Kutzbacha ze Szwecją stają się oczywiste, skoro od wielu lat mieszka na stałe w tym kraju. High Roller Records zaprezentował go w maju 2013.
Ta płyta ma dobre power/doomowe melodyjne otwarcie w postaci instrumentalnego Damnatio Memorae, ale Conjurer już nieco rozczarowuje brakiem klimatu i dosyć schematycznym potraktowaniem klasycznego epic/ heavy/ doom, który nie jest tu wyrazisty w żadnym z tych gatunków. Poprawny śpiew Felipe Plaza, poprawne ostrożne opowiadanie niezbyt ekscytującej historii. W Death & Judgement pojawia się bardzo skoncentrowany na stylu CANDLEMASS epicki doom metal, zaskakujący niemal a capella fragmentem z bardzo mocno wysuniętym posępnym wokalem i jedynie skromnie zaakcentowanym basem w dalekim tle. Potem oczywiście PROCESSION bombarduje dostojnie ciężkimi riffami w stylu CANDLEMASS, a motyw przewodni przypomina zdecydowanie te ekipy Messiaha Marcolina. Mrocznie, surowo i nadziei na światło tu brak. Tylko ciemność i śmierć... Przyspieszenia w części drugiej dodają tylko dodatkowego smaku i jest to zrobione wybornie. A potem z ciszy wychodzi stopniowo fantastyczny i pełen dramatyzmu To Reap Heavens Apart, który jest nawiązaniem do tych patetycznych epickich opowieści z pierwszych płyt i nie odpuszczają tu ani przez chwilę przez prawie dziesięć minut. Motoryka jest wspaniała i dzieje się tu bardzo dużo do samego końca.
The Death Minstrel jest autentycznie melodyjnie funeralny i rozpoczyna się bardzo długo, może nawet nieco za długo, ale warto poczekać na tę narrację (tak, nie śpiew!) Kulzbacha. Ogromny smutek i bezsilność się tu wylewa, ogromny i jakże prawdziwy... No i na koniec surowy gitarowo kolos Far from Light, zbudowany na długich wybrzmiewaniach i niesamowitym wbudowaniu drugiej gitary idącej za pierwszą w stylu melodic doom/death z własną opowieścią, i tu wcale nie czuje się braku wokalu w tej długiej instrumentalnej części pierwszej. Potem wokal jest bardzo wyeksponowany, wręcz te gitary na moment cichną, by wznowić potem swoją pełną rozpaczy i cierpienia drogę. Coś z SATURNUS, a może nawet bardzo dużo. Majstersztyk po prostu. Solo rozdziera serce, po prostu rozdziera na strzępy!
W kwestii wykonania bezapelacyjnie zrobione jest to perfekcyjnie. Felipe Plaza Kutzbach śpiewa bardzo czysto, mocnym głosem i gdy milkną inne instrumenty, wypełnia bez problemu całą przestrzeń, jaką mu pozostawiono. Te dwie gitary wyczyniają cuda w powolnym uzupełnianiu się i zamianie ról, no i idealnie dopasowana perkusja bez zbędnych tu burzliwych przejść. Świetna, krusząca, jest także produkcja, idealnie klarowna, bez tych nadużywanych jakże często zabrudzeń dźwiękowych, ale to przecież robił w opcji masteringu Mistrz Patrick W. Engel.
Choć początek jest niezbyt obiecujący to potem, w tych najważniejszych epic doom metalowych mastodontach wszystko jest na najwyższym poziomie PROCESSION. Ta międzynarodowa teraz grupa ugruntowuje swoją pozycję na światowej scenie gatunku, potwierdzając przede wszystkim talent Felipe Plaza Kutzbach do komponowania i realizacji tego rodzaju metalu.
ocena: 9,7/10
new 13.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Procession - Doom Decimation (2017)
Tracklista:
1. The Warning 02:27
2. When Doomsday Has Come 03:38
3. Lonely Are the Ways of the Stranger 06:32
4. Amidst the Bowels of Earth 05:44
5. Democide 04:19
6. All Descending Suns 05:52
7.As They Reached the Womb 07:07
8.One by One They Died 08:57
Rok wydania: 2017
Gatunek: doom metal/heavy metal
Kraj: Chile/Szwecja
Skład zespołu:
Felipe Plaza Kutzbach - śpiew, gitara
Jonas Pedersen - gitara
Claudio Botarro Neira - bas
Uno Bruniusson - perkusja
PROCESSION zaistniał ponownie nowym albumem w roku 2017, po czterech latach milczenia. Wydała go niemiecka High Roller Records w końcu października.
Zaistniał w tym samym składzie, ale jakaś ewolucja jest tu słyszalna, bo grupa gra tu i doom metal i heavy metal, ale nie gra doom/heavy metalu. Tym bardziej w wersji epic. Fakt, When Doomsday Has Come to znakomity w szybszych, bardziej melodyjnych partiach wręcz porywający classic heavy metal, ale All Descending Suns, gdzie może i jest próba epic grania, jest tylko przeciętny, jeśli to porównać z tym jak PROCESSION budował podobne kompozycje przed laty.
Generalnie jedne partie tych dłuższych kompozycji są doomowe, inne heavy metalowe, i to nie za bardzo się ze sobą łączy, nie za bardzo do siebie przystaje. To jest dobre, tego się dobrze słucha, ale nie wywołuje to ani głębszych emocji, ani głębszych refleksji... Tak, jak w klasycznie doomowym Amidst the Bowels of Earth, gdzieś tam w pewnej dynamice riffowej udającym melancholijny heavy metal. Tym razem czysty doom jest po prostu dobry. Nic ponad dobry technicznie melodyjny doom nie ma w Lonely Are the Ways of the Stranger i As They Reached the Womb oraz w One by One They Died, a to, co tu jest z tradycyjnego heavy, jest bardzo wtórne.
Ta płyta jak na standardy gatunkowe nie jest długa i chyba poprzez niezbyt wiele wnoszące instrumentalne The Warning i Democide dodatkowo wydłużona nieco na siłę. Jest to nadal granie na bardzo wysokim poziomie wykonania, jednak magia PROCESSION gdzieś wyparowała i ten LP jawi się jako nagrany jakby na siłę, z konieczności przypomnienia o swoim istnieniu tego zespołu, a nie z prawdziwej potrzeby wyrażenia swoich wezbranych artystycznych emocji.
Doom bez prawdziwej duszy jest tylko zbiorem dosyć wolno zagranych riffów w pewnej manierze wykonawczej. Tu można odnieść właśnie wrażenie sprawnego rzemiosła, ale nie artyzmu. Co może się podobać to na pewno doskonałe dramatyczne sola w praktycznie wszystkich kompozycjach oraz bardzo dobra gra perkusisty. Felipe śpiewa dobrze, tak w manierze tradycyjnego heavy, ale tu wypływa na powierzchnię pewien problem produkcyjny. Te wokal jest za głośny po prostu, zbyt natarczywy, zbyt nachalnie wysunięty do przodu. Chwilami to przeszkadza w odbiorze instrumentalnego składnika tych wszystkich kompozycji. Jednak jeśli ogólnie ocenić sound poszczególnych instrumentów, to jest on zdecydowanie bardzo dobry, mocny i klarowny.
PROCESSION jest tu jakby zawieszony pomiędzy gatunkami. Felipe Plaza Kutzbach realizuje równolegle i inne muzyczne projekty i nie chciałbym wysnuć wniosku, że nie ma czasu na stworzenie kompozycji na miarę niesamowitego PROCESSION z dawnych lat. Tak to jednak trochę wygląda.
ocena: 7,5/10
new 1.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
|