Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch - Walpurgis Night (1984)
Tracklista:
1. Cave of Steenfoll 04:20
2. Priest of Evil 04:55
3. Skull and Crossbones 05:43
4. Werewolves on the Hunt 04:40
5. Walpurgis Night 03:00
6. Flour in the Wind 04:45
7. Warlord 04:27
8. Excalibur 03:45
9. Thunderland 04:30
Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andy Aldrian (Andy Mück) - śpiew
Steve Merchant (Stefan Kauffman) - gitara
Lee Tarot (Harald Spengler) - gitara
Ronny Pearson (Ronny Gleisberg) - bas
Pete Lancer (Peter Langer) - perkusja
Gdy w początkach lat 80-tych XX wieku, w Niemczech zapanowała moda na heavy metal, a NWOBHM w Anglii udowodnił, że muzyka metalowa może być drogą do sławy i pieniędzy, w ówczesnym jeszcze RFN, jak grzyby po deszczu pojawiać się zaczęły nowe zespoły.
Muzycy przybierali często brytyjsko brzmiące pseudonimy, aby sprzedawać się i prezentować lepiej.
Tak też pojawił się i STORMWITCH. Debiut grupy przypadł na rok 1984, ten sam, gdy świat muzyczny usłyszał o RUNNING WILD, a tytuł pierwszej płyty brzmiał tak, jak i jednej z kompozycji ekipy Kasparka.
O ile jednak RUNNING WILD oparł się początkowo o wątki satanistyczne i fantastyczne, kładąc podwaliny w Niemczech pod coś w rodzaju "black metalu", to STORMWITCH wystąpił jako zespół bardziej rycerski, choć czerpiący sporo z dokonań muzycznych sceny brytyjskiej.
Należy przyznać, że na tle większości ruszających wówczas do boju bandów z Niemiec, wyróżnia się zdecydowanie na plus.
To nic, że czerpią w riffach z IRON MAIDEN w "Cave of Steenfoll", stanowiącym kopię nagrań z głównego nurtu NWOBHM czy BLACK SABBATH w początkowej części "Priest of Evil". Robią z tego wszystkiego muzykę swoją... o ile toporną wersję IRON MAIDEN można uznać za oryginalną. Czasem zawstydzają refrenem jak w "Skull and Crossbones", niezłej riffowej kompozycji.
"Werewolves on the Hunt" z powodzeniem mógłby się znaleźć na którymś z dwóch pierwszych LP IRON MAIDEN i nawet wokalnie mamy tu zrobione pod Paula DiAnno. Jest to oczywiście numer najlepszy na płycie, a słabiutkie solo można wybaczyć. W "Walpurgis Night" jest dużo lepsze, myślę jednak, że lepiej mogli ten numer rozwiązać pod względem wykorzystania riffów i pomysłów, rozbudować, uczynić centralnym punktem płyty. Wchodząc w "Warlord" dodatkowo na poletko amerykańskie nieco przegięli. Z tym poziomem ciężaru gitarowego, jaki tu jest, wyszło to letnio. Tymczasem "Thunderland" pokazuje, że w toporniejszym niemiecki heavy-power są znakomici.
Tu jest to, co stało się niebawem wizytówką grania niemieckiego. Mocno do przodu, ostre gitary, melodyjnie, kwadratowo, ale rzeczywiście czadowo i metalowo.
Andy Mück jawi się jako taki sobie wokalista, trochę w stylu Paula DiAnno, trochę podobny do szerokiej masy przeciętnych śpiewaków z Wysp, niemniej z całą pewnością słucha się go bez irytacji. Wystarczająco zadziorny, dostatecznie energiczny i gdzie należy krzykliwy. Wielkiej wirtuozerii tu nie ma - sekcja rytmiczna bardzo solidna, gitarzyści na swoich miejscach i wiedzą, o co chodzi w heavy metalu.
Brzmienie zawsze wydawało mi się słabe, ale to chyba wynik winylowego podejścia.
Na CD jest znośne, chociaż w roku 1984 można było to wyprodukować nieco lepiej... No ale rozumiem, debiut itd.
Jako niemiecki zespół nowej fali heavy i power metalu, sprawdzili się i szybko awansowali do czołówki.
Ocena: 7.9/10
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch - Tales of Terror (1985)
Tracklista:
1. Point of No Return 05:02
2. Hell's Still Alive 04:27
3. Masque of the Red Death 04:55
4. Arabian Nights 04:57
5. Sword of Sagon 05:26
6. Trust in the Fire 03:53
7. Night Stalker 03:42
8. Lost Legions 03:43
9. When the Bat Bites 04:03
Rok wydania: 1985
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andy Aldrian (Andy Mück) - śpiew
Steve Merchant (Stefan Kauffman) - gitara
Lee Tarot (Harald Spengler) - gitara
Ronny Pearson (Ronny Gleisberg) - bas
Pete Lancer (Peter Langer) - perkusja
Ponieważ debiut "Walpurgis Night" cieszył się w Niemczech i Europie zachodniej sporym powodzeniem, STORMWITCH, jeden z prekursorów nowej fali heavy metalu w RFN, poszedł za ciosem i w tym samym składzie szybko nagrało kolejny album.
Mocarny bas, potężna, głośna perkusja i lekko pierdzące gitary to oczywiście drugi LP, "Tales of Terror".
Z tym tytułem to nieco przesadzili, bo opowieści specjalnie nie terroryzują, tym bardziej, że wokal, szczególnie w wyższych partiach, brzmi nieco zabawnie. Pozory dostojności w epickich opowieściach jednak zachowane i albumu można spokojnie wysłuchać ze sporą satysfakcją z różnych motywów i zagrywek.
"Point of No Return" to szybki, prosty heavy metal, rozgrzewa, rozkręca i nieco ma w sobie z grania RUNNING WILD, choć angielskiego podejścia jest tu znacznie więcej.
Jako że z tego punktu powrotu już nie ma, więc spokojnie można zostać pogniecionym przez bas w "Hell's Still Alive". Oczywiście wolniejszy "Masque of the Red Death" to czołówka tego LP, i tu klimat uchwycony i utrwalony przez akustyczną gitarę mocno zapada w pamięć. "Arabian Nights" jako hołd IRON MAIDEN zdecydowanie bardzo dobry, ma i melodię, i niezbędną zadziorność. Niedobre są tylko te zbędne i hamujące kompozycję zwolnienia. Brak zdecydowania na tym LP po raz kolejny i nie po raz ostatni jest mocno słyszalny.
"Sword of Sagon" oczywiście także fajna sprawa, zwłaszcza ten motyw gitarowy, powtarzany wielokrotnie. Pomysłów na cały album jednak zabrakło i już "Trust in the Fire" oraz zrobiony pod NWOBHM "Night Stalker" co najwyżej dobre. "Lost Legions" to trochę niezamierzona parodia amerykańskich true heavy mocarzy, jednak solo jest tu niezmiernie udane.
Album zamyka drażniąco niesłuchalny "When the Bat Bites" i zaskakujące jest, że wśród rasowego, metalowego grania znalazł się taki numer. Nie powinien się pojawić, a album, nawet krótszy, tylko by na tym zyskał.
Ogólnie jednak to kolejna solidna propozycja STORMWITCH z dobrymi solami i, poza nieciekawym brzmieniem gitar, niezłą produkcją. Ten album ugruntował popularność zespołu na równi z RUNNING WILD, zaczęli się również pojawiać pierwsi naśladowcy.
Ocena: 7.8/10
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch - Stronger Than Heaven (1986)
Tracklista:
1. Rats In The Attic 03:38
2. Eternia 03:58
3. Jonathan's Diary 07:21
4. Slave To Moonlight 04:01
5. Stronger Than Heaven 04:38
6. Ravenlord 03:38
7. Allies Of The Dark 04:15
8. Dorian Gray 05:34
Rok wydania: 1986
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andy Aldrian (Andy Mück) - śpiew
Steve Merchant (Stefan Kauffman) - gitara
Lee Tarot (Harald Spengler) - gitara
Ronny Pearson (Ronny Gleisberg) - bas
Pete Lancer (Peter Langer) - perkusja
W 1986 roku, STORMWITCH, jako przedstawiciel nowej fali niemieckiego heavy metalu, miał już ugruntowana pozycję, spore grono fanów w Europie i także ten rok przyniósł nową, trzecią już płytę.
Skład stabilny, umiejętności instrumentalistów doszlifowane, środki na realizację albumu dostateczne, aby uniknąć posądzeń o garażowość brzmienia, choć rewelacji pod tym względem nie ma. Stylistycznie jest to nadal melodyjny klasyczny heavy metal z elementami speed typowego dla lat 80-tych. Poziom kompozycji bardzo zróżnicowany i tu zdecydowanie słyszalny jest spadek formy.
Rozpoczęcie w postaci szybkiego i łatwego w odbiorze "Rats In The Attic" takie sobie, dalej zupełnie bezjajeczne granie, w niby balladzie czy rockowym kawałku "Eternia". Do tego jakieś wtręty dziwne tam słychać , niby dla podkreślenia atmosfery, której tu wcale nie ma.
Maidenowskie riffy w "Jonathan's Diary" łączą się z bardziej epickim stylem i tu mamy ciekawy przykład, że można coś tu jeszcze z takiego połączenia wykrzesać. W "Slave To Moonlight" jakby więcej energii w riffach, ale te wysokie wokale zupełnie psują dobre wrażenie. Manieryczność Andy'ego Mücka, jaka się ujawniła na tym albumie, jest chwilami nie do zniesienia, tym bardziej, iż trudno te jego piszczenie w wysokich rejestrach uznać za udane. Nie zawsze też ma to uzasadnienie w doborze wokalu do samych riffów, miejscami mocnych i ostrych. Fajnie za to chodzi bas, nieco maidenowski, ale Gleisberg wkłada tu sporo od siebie. "Stronger Than Heaven" się nie wyróżnia niczym poza interesującym riffem gitarowym, przewijającym się w tle. Za to refren po prostu jest fatalny.
"Ravenlord" to znów jakby przykład pewnej bezradności kompozycyjnej. Jest tu niby i element epicko-rycerski, ale rozmywa się to wszystko w rockowym podejściu i słabym refrenie. Natomiast "Allies Of The Dark" ma cechy melodic power i to dobra kompozycja, dosyć wesoła i przebojowa.
Jest tu nawet chyba jedno z pierwszych w niemieckim metalu odniesień do neoklasyki w solówce gitarowej. "Dorian Gray" jako ogniskowo-leśny numer instrumentalny zadanie spełnia, tyle że jest nieco za długi.
Ogólnie nie jest źle, o ile wysokie piski wokalisty Mücka nie odsiewają słuchacza.
Nadal bardzo dobra sekcja rytmiczna napędza całość, zaś poziom tego, co grają gitarzyści momentami wyższy niż na poprzednich albumach. Płyta jest jednak bardzo nierówna i obok utworów bardzo dobrych pojawiają i takie, które zwiastują wyczerpanie się pomysłów na heavy metal w wydaniu STORMWITCH.
Ocena: 7.1/10
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch - War of the Wizards (1992)
Tracklista:
1. Listen To The Stories 03:58
2. Theja 04:27
3. Magic Mirror 05:01
4. Wooden Drum 04:06
5. War Of The Wizards 05:14
6. Dragon's Day 03:55
7. Time 04:31
8. Fate's On The Rise 04:21
9. A Promise Of Old 04:37
10. The Way To Go 03:50
11. Wanderer 03:16
Rok wydania: 1992
Gatunek: heavy metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andy Muck - śpiew
Damir Uzunovic - gitara
Joe Gassmann - gitara
Martin Albrecht - bas
Peter Langer - perkusja
Ten szósty album popularny w latach 80tych STORMWITCH nagrał w mocno zreformowanym składzie, w którym znalazł się też znany z THE ARMADA gitarzysta Damir Uzunovic oraz basista Martin Albrecht (VALLEYS EVE i MYSTIC PROPHECY). Ze składu jaki zaczynał pozostał naturalnie Muck i perkusista Langer.
Na tym LP raczej trudno doszukać się wpływów zespołów, w jakich później grali wymienieni tu nowi członkowie grupy. Mamy granie lekkie, melodyjne i w zasadzie hard rockowe z elementami power metalu. Proste melodie, chórki w refrenach i dosyć chwytliwe refreny.
Nic specjalnego i jedynie finezyjne sola Uzunovica są warte uwagi. Dosyć ciężki bas, może nawet nieco za głośna perkusja. Taki numer jak w zamyśle prawie epic heavy metalowy "Magic Mirror" totalnie zniszczony infantylnym rockowym refrenem a szkoda. "War Of The Wizards" też nie bardzo wiadomo w jakim celu tak został udziwniony.
Płyta ogólnie denerwuje i zawsze miałem problem ją dosłuchać do końca. Niby istnieje nadzieja, że coś się sensownego będzie tu dziać, ale niestety... do końca to samo - albo słabo brzmiący power metal, albo rockowo/hard rockowe zagrywki i zaśpiewy.
Dobijająca ballada pół akustyczna "Fate's On The Rise" jeszcze pogłębia frustrację, a "Wanderer" poza obiecującym dynamicznym początkiem, nic nie oferuje.
Mucke śpiewa różnie, raz lepiej raz gorzej i nieco miota się pomiędzy dopasowaniem do komercyjnych wzorców radiowych a heavy metalem.
Ta płyta oferuje bardzo niewiele. Jest to jedna ze słabszych pozycji w niemieckim graniu z tego obszaru muzycznego, gdzie niewątpliwy potencjał muzyków w to zaangażowanych jest trwoniony niedopracowanym i rozchwianym stylistycznie repertuarze.
W tym zestawieniu zespół kontynuował jednak działalność przez kilka następnych lat.
Ocena: 3,7/10
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch - Bound to the Witch (2018)
tracklista:
1.Songs of Steel 04:18
2.Odin's Ravens 04:46
3.The Choir of the Dead 04:41
4.Bound to the Witch 03:51
5.Arya 04:40
6.Stormwitch 04:25
7.Life is Not a Dream 04:47
8.King George 06:03
9.Ancient Times 03:56
10.The Ghost of Mansfield Park 05:34
11.Nightingale 05:10
rok wydania: 2018
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy
skład zespołu:
Andy Mück - śpiew
Tobi Kipp - gitara
Volker Schmietow - gitara
Jürgen Wannenwetsch - gitara basowa
Marc Oppold - perkusja
Ledwie Andy Mück jakoś z pomocą Wannenwetsch skompletował nowy skład i nagrał "Season of the Witch" w 2015 roku, a już mu się ta ekipa rozpadła i trzeba było montować zespół na nowo. Wrócił Marc Oppold, wrócił jednak ostatecznie Volker Schmietow i dokooptowany został drugi gitarzysta, dotąd bliżej nieznany Tobi Kipp.
Bound to the Witch to druga próba odzyskania dawnej chwały, bo nie sławy - STORMWITCH jest dostatecznie kultowy i sławny, by o to nie zabiegać.
Massacre Records wypuściło ten album 29 czerwca bieżącego roku.
Od czegoś trzeba zacząć i chyba od najgorszej strony. Ancient Times to nudny, ociężały heavy metal bez polotu. Tytułowy Bound to the Witch, zamiast być mroczną opowieścią jest banalnym utworem hard rockowym z dociążonymi gitarami. Nie wszystkie sola grane naprzemiennie przez obu gitarzystów są w pełni udane. Kilka razy wyraźnie słychać fałsze i kiksy, które nie powinny się znaleźć na finalnej wersji tego albumu. Arya aspiruje w swej pozornej złożoności na coś więcej, a ostatecznie pozostawia STORMWITCH na rozdrożu pomiędzy klimatem budowanym riffami, a dosyć banalną melodią główną.
I to było na tyle. Negatywnych rzeczy, oczywiście.
Andy Mück śpiewa wspaniale, doskonale i stanowi 75% wartości tego zespołu na tym albumie.
Oczywiście nigdy nie negowałem jego umiejętności, ale tutaj jest w wybornej po prostu dyspozycji. Wystarczy posłuchać jak wykonuje przecudownej urody song barda Stormwitch oraz jak śpiewa momentami niemal a capella we wspaniałym epickim classic metalowym King George, zwiewnym a jednocześnie melancholijnie dumnym.
No i w jak przejmujący sposób wykonał akustyczną balladę Nightingale!
To są wszystko bardzo mocne atutowe numery z tej płyty, ale na tym nie koniec.
Bardzo interesująco zespół opowiedział historię The Ghost of Mansfield Park, gdzie sugestywny głos Mücka wspierają mocne rytmiczne gitary. Wreszcie te ich granie w średnich tempach potoczystych heavy metalowych kawałków opartych na schematach brytyjskich z lat 80 tych i z bujającym, wysokoenergetycznymi refrenami - Songs of Steel i Odin's Ravens. I jeśli te można uznać za bardzo dobre, to zagrane z gracją i pewnością siebie The Choir of the Dead oraz Life is Not a Dream są po prostu znakomite i takie rzeczy nagrywał chyba tylko DREAM EVIL w swoim czasie.
Także produkcyjnie ten album przypomina płyty DREAM EVIL. "Rozjaśnione", miękkie gitary, wyrazisty bas i nie za głośna perkusja. Nad tym wszystkim panuje wysunięty do przodu Andy Mück. Dobra gra sekcji rytmicznej, która tu skromnie wspiera gitarzystów.
Najbardziej tradycyjna z możliwych wersji tradycyjnego heavy metalu, ale z tym elementem nowoczesności, który przyciągnął takie rzesze nowych fanów do takich gigantów jak FIREWIND czy DREAM EVIL oraz potężnych neotradycyjnych bandów szwedzkich klasy ENFORCER.
Jak się okazuje w Niemczech też można. Oczywiście to nie jest STORMWITCH z 1984 roku, ale świat się przecież nieustannie zmienia.
Ocena: 8,2/10
new 13.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch - The Beauty and the Beast (1987)
Tracklista:
1. Call of the Wicked 02:56
2. The Beauty and the Beast 04:21
3. Just for One Night 03:25
4. Emerald Eye 03:41
5. Tears by the Firelight 04:01
6. Tigers of the Sea 04:06
7. Russia's on Fire 06:04
8. Cheyenne (Where the Eagles Retreat) 05:01
9.Welcome to Bedlam 03:18
Rok wydania: 1987
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andy Aldrian (Andy Mück) - śpiew
Steve Merchant (Stefan Kauffman) - gitara
Lee Tarot (Harald Spengler) - gitara
Ronny Pearson (Ronny Gleisberg) - bas
Pete Lancer (Peter Langer) - perkusja
Na swoje czwartej płycie STORMWITCH postawił na prosty, bardzo prosty heavy metal z elementami hard rocka, pełen chwytliwych refrenów, rokendrolowych riffów i nieskomplikowanych linii melodycznych, ale całość jest jednak odległą od wysublimowanych i wymuskanych produkcji SCORPIONS czy BONFIRE.
Album ten wydała malutka wytwórnia GAMA International, ta sama, która kilka lat wcześniej odważyła się przedstawić światu debiut tej zupełnie wtedy nieznanej formacji.
Nieskrępowana rock/metalowa zabawa zaczyna się już na samym początku znakomitym prościutkim Call of the Wicked z nieprawdopodobnie chwytliwym refrenem, który potem tygodniami się kołacze po głowie. Czasem takie najprostsze rzeczy świadczą o przebłyskach muzycznego geniuszu.
Jest tego oczywiście więcej i rockowy lżejszy song The Beauty and the Beast też jest bardzo udany, aczkolwiek to muzyka naiwna, przy czym na pewno zabieg świadomy. Nieźle wyszedł także bardziej hard rockowy Emerald Eye i tu echa BONFIRE są słyszalne i pewnie głównie z powodu na modę na tego typu muzykę w tym czasie. Oczywiście na pewno w przypadku BONFIRE nie można by usłyszeć takiego solo z elementami neoklasycznymi... A gdy się słucha tej pieśni barda Tears by the Firelight, to na pewno nie można powiedzieć, że jest w stylu BLIND GUARDIAN, bo jednak STORMWITCH był pierwszy. W duecie z Andym zaśpiewała tu Lisa Wheeler.
Co ciekawe, STORMWITCH sięga także po wzorce brytyjskie i Just for One Night to riffowo i w melodii odbicie NWOBHM w tej bardziej rockowej odmianie i do tego całkowicie jest pozbawione niemieckiej toporności. Lekko zwiewnie, z rockowym feelingiem i zadziornym solem gitarowym. Na typowy heavy metal na tej płycie zabrakło pomysłu i słabo brzmi nijaki w melodii i z mdłymi chórkami Tigers of the Sea oraz teoretycznie epicki Russia's on Fire, a raczej systematycznie usypiający. Najbardziej rozczarowująca na tej płycie kompozycja, choć część z narracją po rosyjsku jest zrobiona bardzo gustownie.
Do tego odrobina motywów "indiańskich" w prostym riffowo Cheyenne, który jest nieco za długi oraz na koniec Welcome to Bedlam, gdzie jest coś z ACCEPT i grania brytyjskiego tego okresu, takiego post NWOBHM.
Jeśli chodzi o produkcję, to bas brzmi znakomicie, perkusja także, ale gitary już nie bardzo, bo są i za suche i za lekkie.
Dobre wykonanie, dobry głos Mücka, który jest tu na pewno znacznie bardziej plastyczny i elastyczny, niż większość głosów niemieckiego tradycyjnego metalu tego okresu.
To jest dobra płyta, ale już w tym momencie STORMWITCH zaczyna rozpływać się w tłumie podobnie grających bandów niemieckich, których nieustannie przybywało.
ocena: 7,2/10
new 29.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch -Eye of the Storm (1989)
Tracklista:
1. Paradise 03:43
2. Heart of Ice 03:59
3. I Want You Around 04:22
4. King in the Ring 05:09
5. Tarred and Feathered 03:43
6. Eye of the Storm 03:46
7. Another World Apart 03:43
8. Steel in the Red Light 04:09
9.Rondo a la Turca 03:10
10.Take Me Home 03:59
Rok wydania: 1989
Gatunek: melodic heavy metal/ hard rock
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andy Aldrian (Andy Mück) - śpiew
Steve Merchant (Stefan Kauffman) - gitara
Lee Tarot (Harald Spengler) - gitara
Andy Hunter (Andy Jäger) - gitara basowa
Pete Lancer (Peter Langer) - perkusja
Piąty album STORMWITCH wydany przez kilka niedużych wytwórni w roku 1989 trudno uznać za szczególnie ambitny. W składzie znalazł się nowy basista Andy Jäger i zespół zagrał tu melodyjny łagodny heavy metal, o po części radiowym, naznaczonym rockiem charakterze.
Utwory te są bardzo proste, z delikatnym wokalem Mücka, takie których się dobrze słucha szykując obiad, a w pamięci specjalnie nie pozostają, poza ogólnym wrażeniem miłego dla ucha grania, odpowiadającego także słuchaczom rocka i stadionowego rock/ metalu w USA. Zresztą jedna z wytwórni, Apocalypse, malutka firma z USA właśnie rozpoczynając swoją karierę wydawcy potknęła się na tej płycie i niebawem upadła.
Ugrzecznione i wypolerowane kompozycje Paradise, Heart of Ice są jeszcze jakiś sposób dynamiczne i gitarowo miejscami interesujące, ale gdy już to schodzi na typowo hard rockowe tory, zahaczające o granie z lat 70tych, to niby rokendrolowy Tarred and Featheredjest po prostu słaby, żenująco słaby. Z niemieckiej ekspresji nie zostało tu wiele i nie bardzo wiadomo, czy szybki Eye of the Storm jest jakimś lajtowym odpowiednikiem BLIND GUARDIAN czy czegoś innego. Fatalny refren, trochę próbujący naśladować refreny HELLOWEEN czy HEAVENS GATE. Cóż, być może jedyne warte uwagi sola gitarowe na tej płycie, bo "Marsz Turecki" Mozarta został po po prostu odegrany bez wyrazu.
Brak zaangażowania i mocy zupełnie kładzie marny także w melodii radiowy Another World Apart oraz teoretycznie bardziej heroiczny Steel in the Red Light, który jednak jest raczej parodią melodyjnego heroicznego power metalu, niż realnym przedstawicielem tego gatunki. Znalazła się tu także ballada rock/metalowa I Want You Around stanowiąca skrzyżowanie stylu SCORPIONS i grup amerykańskich z kręgu SKID ROW, ale refren jest zbyt słaby by móc konkurować najlepszymi, zresztą podobnie jak i blada kompozycja w podobnym stylu King in the Ring. W takich utworach słychać jak bardzo z tego zespołu uszło tu powietrze i wyparowała energia.
A na koniec akustyczna ballada Take Me Home o wartości samej kompozycji i jej wykonania podobnej do wartości popisów studentów przy ogniskach na letnich obozach, gdzie liczy się nie muzyka,a ile piwa jeszcze zostało do rana.
Sama produkcja przeciętna, miękka i bez wyrazu jak wszystko inne tutaj.
Tym razem zasłużonej ekipie zdecydowanie powinęła się noga, co miało także określone konsekwencje finansowe i w konsekwencji zdemolowało skład zespołu.
ocena: 4,6/10
new 12.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch - Shogun (1994)
Tracklista:
1. Stranded 07:10
2. Liar 06:20
3. Garden of Pain 05:54
4. Seven Faces (and Two Hearts) 06:44
5. Forbidden 04:14
6. Victory Is Mine 04:39
7. Let Lessons Begin 06:26
8. The King of Winds 04:34
9. She's the Sun 05:04
10. Good Times-Bad Times 09:35
11. I'll Never Forgive 08:02
12.Somewhere 05:10
Rok wydania: 1994
Gatunek: heavy metal/ melodic power metal/ progressive
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andy Muck - śpiew
Damir Uzunovic - gitara
Martin Albrecht -bas
Peter Langer - perkusja
W 1992 grupę opuścił Joe Gassmann, prasa była nie najlepsza. W czterech ekipa STORMWITCH przygotowała album "Shogun", który został wydany w roku 1994 przez Steamhammer.
Tym razem STORMWITCH zaskoczył zupełnie nietypowym podejściem do metalu jako takiego i kompozycjami dłuższymi, gdzie Damir Uzunovic miał więcej okazji do zaprezentowania swoich niewątpliwie wysokich umiejętności.
Otwierający ten LP Stranded to dobry utwór, zgrabnie zaaranżowany w power metalowej manierze, nie sprawiający wrażenia przedłużanego na siłę. Słychać, że Niemcy tym razem chcą czego więcej niż tylko umiejscowienia się na miernych rock/metalowych listach przebojów. Trochę to może surowe i beznamiętne, ale dobre.
Jednak już Liar jest kontrowersyjny. To trochę jakby się słuchało melodyjnego progresywnego rocka z power metalowymi ornamentacjami gitarowymi i już powstaje pytanie, czy to może zainteresować fanów german metalu. No, niekoniecznie...
Ambicje to jedno, a jakieś metalowe ramy to już zupełnie coś innego. Garden of Pain to być może jeden z najbardziej niedocenianych hitów STORMWITCH. To, że teatralność tej kompozycji jest podstawą jej atrakcyjności to jedno, ale melodia i klimat tego spokojnego prowadzenia narracji pełnej dramatyzmu jest wyśmienity. Tu Muck jest równie interesujący jak robota gitarzysty. Tak delikatnie, a równocześnie jaka w tym drzemie siła! Wspaniały numer i wspaniałe partie gitarowe Uzunovica. To jest jednak wirtuoz... Gitary akustyczne to także istota She's the Sun, ale ta kompozycja jest blada i nie wciąga.
To słychać także w zagranym na gitarach akustycznych w gorących latynoskich rytmach Seven Faces (and Two Hearts). Metal? Nie, ale jakże to zostało pięknie zrobione. Tak samo przepiękny jest w tych ażurowych partiach song Let Lessons Begin i tylko niepotrzebnie zostało to potem wzmocnione i stwarza wrażenie nadmiernie ugrzecznionego melodic heavy metal. Radosny w refrenie power metal w The King of Winds przypomina stare czasy HELLOWEEN, ale w połączeniu neoklasycznym fundamentem i z tego kręgu gitarowymi ornamentacjami otrzymujemy kompozycję nietypową. Shred Damira jest tu fenomenalny!
Pewne kompozycje, mające teoretycznie łączyć melodię i pewne rozwiązania progresywne w nietypową całość są słabe. Tak to jest z przekombinowanymi zdecydowanie Forbidden, Victory Is Mine oraz trwającym prawie dziesięć minut, z częściowo rapowymi wokalami i jednak ogólną pustką poza kilkoma krótkimi fragmentami o mocniej wyrażonych partiach gitarowych. To samo dotyczy I'll Never Forgive zupełnie miejscami niezrozumiałej kompozycji, gdzie rock progresywny jest na siłę łączony z rycerskimi atakami gitary w dziwnych miejscach i solach neoklasycznych bez żadnego uzasadnienia.
Faktem jest jednak, że łagodna partia z wokalem pod koniec jest wyśmienita i to jeden z najlepszych momentów tej płyty.
Numer jeden na tym LP to oczywiście fantastyczny Damir Uzunovic. Po prostu dwa poziomy wyżej od pozostałych, choć łagodny wysoki Mucka jest bezbłędny.
Gdyby fani progresywnego melodyjnego rocka i być może AOR posłuchali ostatniej kompozycji Somewhere, to być może STORMWITCH zyskałby zwolenników w innym muzycznym środowisku. Dotyczy to także samego brzmienia, może trochę jak na classic heavy i power zbyt pastelowego i lekkiego. Chyba jednak nie posłuchali i płyta odbiła się bez echa. Zniechęceni członkowie STORMWITCH rozwiązali zespół jeszcze w tym samym roku. Muck powoła ponownie STORMWITCH do życia niemal dekadę później i w zupełnie innym składzie. Damir Uzunovic występował od 1999 w THE ARMADA.
ocena: 6,9/10
new 16.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch - Dance with the Witches (2002)
Tracklista:
1. Intro - The Man of Miracles (Styx cover) 04:55
2. Dance with the Witches 03:39
3. Jeanne d'Arc 04:14
4. The Knights of Light 03:31
5. The Devil's Bride 02:59
6. Nothing More 05:35
7. The House of Usher 05:28
8. The King of Terrors 04:38
9. Proud and Honest 03:09
10. My World 05:26
11.The Altar of Love 06:19
12.Together 04:25
Rok wydania: 2002
Gatunek: power metal/heavy metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andy Muck - śpiew
Martin Winkler - gitara
Fabian Schwarz - gitara
Dominik Schwarz - bas
Marc Oppold - perkusja
Alex Schmidt - instrumenty klawiszowe
STORMWITCH reaktywował się w nowym składzie w roku 2002 i wydał album "Dance With The Witches" w sierpniu 2002 (Silverdust Records). Andy Muck za prosił zupełnie nowych muzyków, niezbyt znanych choć Fabian Schwarz i
Alex Schmidt zagrali w 1998 na albumie "Take A Seat In The High Row" w TYRAN' PACE.
Tym razem nie ma tu ciągot rockowo progresywnych i STORMWITCH gra melodyjny, rytmiczny power, choć początek w postaci covera STYX jest dosyć zaskakujący.
Kompozycje, utrzymane w umiarkowanych tempach, są średnio interesujące. Jakieś proste neoklasyczne ozdobniki w Dance with the Witches, bardzo kontrowersyjne epickie granie w Jeanne d'Arc z przeciętnymi dodatkowymi wokalami żeńskimi i mocniejsze szybsze granie w The Knights of Light, ale tu Muck jakoś śpiewa zupełnie bez wiary i efektu nie ma.
STORMWITCH z różnych stron próbuje podejść do trendów power metalowych jakie się pojawiły w czasie ich prawie 10 letniej nieobecności, ale jest to dla grupy wyraźnie trudne. Coś bardzo trywialnego z elementami folk w The Devil's Bride, bardzo bezbarwna balladowa kompozycja Nothing More z symfonicznym łagodnym tłem i gitarą akustyczną.
The House of Usher zgodnie z tytułem jest czym w rodzaju horror metalu, ale tak miękko i bez przekonania to zostało zaaranżowane i zagrane, że przestraszyć tu nikogo nie zdołają i jedynie lekki łagodny refren o rockowym charakterze zwraca na siebie uwagę. Tytuły są owszem, pompatyczne i true, jak The King of Terrors, ale za tym tytułem kryje się blady power metal z elementami hard rocka, a tam gdzie faktycznie jest melodic metal o radiowym przebojowym nastawieniu (Proud and Honest) ta chwytliwość jest bardzo ograniczona.
My World ma ogromne zapożyczenia w riffie głównym z BLACK SABBATH i ogólnie brzmi ta kompozycja jak coś z BLACK SABBATH Martin Era i realnej heavy metalowej oryginalności brak. Co ciekawe The Altar of Love to nie romantyczna ckliwa kompozycja radiowa, a coś w rodzaju progresywnego power metalu w umiarkowanym tempie. Czeka się tu na jakieś nieoczekiwanie rozwinięcie, ale niestety nic takiego nie następuje. Pewnym smaczkiem są klawisze w tle o charakterze po części orientalnym. Sentymentalny i rockowo ckliwy song Together kończy to wszystko nie wywołując emocji...
Gra gitarzystów, może i dosyć biegłych jest mało ciekawa ogólnie, klawisze po prostu coś podgrywają i takim jedynym jaśniejszym punktem jest perkusista Marc Oppold, który tu gra kreatywnie tworząc podkład rytmiczny do riffów, które za kreatywne uznać trudno. Muck śpiewa poprawnie, ale tak poprawnie i zachowawczo, że aż wywołuje to zniecierpliwienie...
Zachowawcze jest także brzmienie i przypomina ono typowy sound AOR grup niemieckich i skandynawskich, ugładzony i wydelikacony w gitarach.
Z różnych kierunków tu STORMWITCH próbuje zainteresować słuchacza, ale te kompozycje są po prostu wyjątkowo przeciętne i nie ma ani jednego wartego uwagi killera.
ocena: 5,8/10
new 17.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch - Witchcraft (2004)
Tracklista:
1. The Sinister Child 04:17
2. At the Break of This Day 04:02
3. Fallen from God 06:02
4. Frankenstein's Brothers 04:17
5. Until the War Will End 03:26
6. Witchcraft 05:30
7. Sleeping Beauty 03:41
8. Puppet in a Play 06:05
9. The Kiss of Death 03:40
10. Moonfleet 04:24
11.Salome 04:04
12.The Drinking Song 03:15
13.Blood Lies in My Hand 05:02
Rok wydania: 2004
Gatunek: power metal/heavy metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andy Muck - śpiew
Martin Winkler - gitara
Fabian Schwarz - gitara
Dominik Schwarz - bas
Marc Oppold - perkusja
Alex Schmidt - instrumenty klawiszowe
W listopadzie 2004 roku Nuclear Blast prezentuje drugi album tego składu STORMWITCH, który pojawił się w roku 2002 po reaktywacji.
Grupa nadal prezentuje melodyjny power metal w umiarkowanych tempach, w stylu podobnym do tego z 2002 roku, tym razem jednak Muck bardziej postarał się w kwestii samych kompozycji i na tym LP znalazł się kilka utworów bardzo udanych, z wyrazistymi refrenami i delikatnymi, wysublimowanymi melodiami i naprawdę się to znakomicie zaczyna od The Sinister Child. Lekko podkręcają tempo w At the Break of This Day, Muck śpiewa miejscami wysoko i niespodziewanie pojawia się niby z niczego kolejna zwiewna i bardzo atrakcyjna kompozycja z dodatkowym drugim planem klawiszowym Schmidta. Potem znowu wolniej i coś pomiędzy epiką a romantyzmem powoduje, że i rytmiczny Fallen from God prezentuje się bardzo dobrze, także z udziałem chórku dziecięcego (Anja i Tammy) w finale. Swobodnie z wykorzystaniem elementów gothic rock/metalu poczynają sobie w Frankenstein's Brothers i bardzo wysmakowanym Puppet in a Play, gdzie nagle wszystko zdecydowanie przyspiesza i słychać zarówno echa starego STORMWITCH jak i IRON MAIDEN i różnych czołowych zespołów speed power metalowych z Niemiec z lat 90-tych.
STORMWITCH zaczyna się na tej płycie plasować w okolicach MOB RULES, ale z pewnością Muck jest lepszym wokalistą i szkoda, że nie starczyło inwencji twórczej na całą płytę i jest ona nierówna. Jest tu także sporo tuzinkowego melodic power metalu o małej sile oddziaływania, zagranego, owszem, z gracją, ale to melodie interesujące w niewielkim lub umiarkowanym stopniu (Until the War Will End, The Kiss of Death, The Drinking Song), pretensjonalna jest także akustyczna pieśń barda Sleeping Beauty, choć Muck śpiewa tu urzekająco.
Ostrzej, choć nie za szybko i w niemieckim stylu, i z melodic metalowym refleksyjnym refrenem brzmią Witchcraft i Moonfleet, i w tych kompozycjach słychać w jak znakomitej dyspozycji głosowej jest Muck. W Moonfleet ponownie pojawiają się Anja i Tammy, a w Salome akcenty orientalne i bardzo dobry refren, przy czym ta kompozycja oferuje ponadto znacznie więcej i jest jedną z najbardziej tu starannie zaaranżowanych.
Obok znakomitego wokalnego występu Mucka, godna wyróżnienia jest produkcja tego albumu. To lepsza wersja soundu z 2002 roku i nawet trudno znaleźć odpowiednik w niemieckim melodyjnym power metalu na ten lekki, zwiewny i wręcz krystaliczny sound całości. Album wyprodukował, jak i poprzedni, Martin Winkler, on także zaśpiewał w balladowym melancholijny songu Blood Lies in My Hand. Ten muzyk i inżynier dźwięku zmarł niestety w styczniu 2019 roku.
Z całą pewnością jest to album znacznie bardziej interesujący całościowo niż ten z 2002. STORMWITCH powrócił do gry. W latach 2004 i 2005 Muck zakończył współpracę z muzykami z tego składu i ich miejsce zajęli inni, którzy się zmieniali bardzo często, a nowej płyty nie było przez ponad 10 lat, aż do roku 2015.
ocena: 7,8/10
new 7.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Stormwitch - Season of the Witch (2015)
tracklista:
1.Evil Spirit 04:52
2.Taliesin 04:10
3.Last Warrior 04:13
4.True Until the End 03:41
5.Season of the Witch 03:41
6.Runescape 03:41
7.At the End of the World 03:10
8.Trail of Tears 03:15
9.The Harper in the Wind 04:39
10.Singers Curse 08:39
11.Different Eyes 04:11
rok wydania: 2015
gatunek: heavy metal/melodic power metal
kraj: Niemcy
skład zespołu:
Andy Mück - śpiew
Ralf Rieth - gitara
Volker Schmietow - gitara
Jürgen Wannenwetsch - gitara basowa
Micha Kasper - perkusja
Wydawało się po roku 2004, że STORMWITCH się już nigdy nie pozbiera w kołowrocie zmian osobowych i okresów kompletnego milczenia, jednak przyszedł rok 2015 i po 11 latach Andy Mück z nową ekipą wydał w końcu kolejny album.
Płyta ukazała się nakładem Massacre Records w kilku wersjach, z których najobszerniejszą jest ta z dwoma bonusowymi kompozycjami w formie digipacka.
Z pewnością pozytywne wrażenie robi forma wokalna lidera i śpiewa on głosem 20 latka z trzydziestoletnim doświadczeniem. Pod tym względem jest to bez zarzutu. Trochę to gorzej wygląda w przypadku kompozycji, mających swoje inspiracje i korzenie w stylu wypracowanym w latach 2002-2004, ale jednak ze znacznie ograniczonym zasobem pomysłów, które mogłyby bardziej przykuć uwagę. Trochę heavy metalowego teatru z czarownicami w tle w Evil Spirit i trochę melodic heavy z ich udziałem w miałkim Season of the Witch. Pewne zdziwienie budzi tu umieszczenie heroicznego true songu epickiego Trail of Tears, który nie mógł zabrzmieć dobrze w takim ustawieniu soundu jaki tu został na tym albumie zastosowany. Potencjał riffowy jest, ale mocy w gitarach suchych i niezbyt ciężkich po prostu brak.
Jest też trochę lżejszego lekko melancholijnego rock/metalu w Taliesin, trochę melodic power w przeciętnych Last Warrior i At the End of the World, trochę grania pod bardziej heroiczny MOB RULES w True Until the End. Jest to wszystko umiarkowanie zróżnicowane, przy równoczesnym zachowaniu pewnej jednolitej formy przekazu, ale po prostu to nie są kompozycje interesujące. Tak jak i bardzo pretensjonalny balladowy utwór Runescape, czy bezradne budowanie klimatu w monotonnym The Harper in the Wind. Dwie ostatnie bonusowe kompozycje wnoszą niewiele, bo treści muzycznej na ponad osiem minut nie ma w trudnym do zdefiniowania gatunkowo heavy metalu w Singers Curse, a wykonany przy pianinie z tłem symfonicznym i gitarą akustyczną romantyczny Different Eyes zupełnie bezbarwny.
Bardzo mało ciekawej muzyki, bardzo mało.
Może także dlatego, że i wykonanie instrumentalne jest po prostu przeciętne, to granie odtwórcze, pozbawione charyzmy i jakby w bojaźliwy sposób nakierowane na akompaniowanie liderowi. Zawiódł zwłaszcza kompetentny i doświadczony gitarzysta Ralf Rieth (Ralf Stoney), który gra przecież od 30 lat metal w Niemczech, pokazał się kilka razy z bardzo dobrej strony, a tu jest zupełnie bezbarwny. Jako twórca soundu Ralf Stoney postawił na brzmienie mocno zbliżone do stylu z lat 2002-2004, rewolucji ani rewelacji nie ma, choć warta odnotowania jest bardzo dobra realizacji perkusji.
STORMWITCH powrócił z płytą wyjątkowo przeciętną, która w jakimś zakresie może zadowolić co najwyżej hard fanów wokalnego talentu Andy Mücka.
ocena: 5,9/10
new 9.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
|