Thunderbolt
#1
Thunderbolt - Demons and Diamonds (2002)

[Obrazek: R-5390328-1392185081-5764.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Palantir 02:55
2. Lidless Eye 04:01
3. Demons & Diamonds 04:55
4. The Great Walls Of Stone 04:32
5. Days Of Confusion 03:30
6. Enforcer 05:36
7. Heartrazor 06:00
8. The Murderer's Dream (of Purgatory) 04:24
9. Haunted By Shadows 07:07
10. Baptized By Fire 04:11
11. Crucified 05:03

Rok wydania: 2002
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Norwegia

Skład zespołu:
Tony Johannessen - śpiew, instrumenty klawiszowe
Frank Johannessen - gitara
Cato Syversrud - gitara
Morten Eriksen - bas
Vegard Waske - perkusja


Norwegia bogata w zespoły, grające klasyczny heavy metal nie jest. Zdominowana przez black i inne, bardziej ekstremalne odmiany, zawsze pozostawała w cieniu i może słusznie, bo w tym cieniu nić szczególnie wybitnego się nie wykluło.
Niemniej jednak, jeden zespół zasługuje na uwagę i jest to pochodzący z miasta Molde THUNDERBOLT. Nazwa jak najbardziej true, a zawodnicy, którzy go sformowali, znudzili się hardcore'owymi rykami w kapeli Lash Out i spojrzeli w stronę zasnutego mgłami Albionu, gdzie jaśniejszym blaskiem świecił pomnik IRON MAIDEN. Grupa sformowała się na przestrzeni 2000-2001 i postanowiła lekko pogrzać się w słoneczku sławy sąsiadów przez Morze Północne. Po nagraniu kilku utworów promo, w 2002 przedstawiła swój pierwszy album "Demons and Diamonds".

Czym ten zespół się wyróżnia?
Ano, jednocześnie niczym i wszystkim.
Niczym, bo po prostu grają heavy metal, a wszystkim, bo grają jak IRON MAIDEN z Dickinsonem, czego w zasadzie nikt inny, nie popadając w parodię, na całym LP nie osiągnął.
Czy wokalista Johannessen jest klonem Bruce'a... i tak, i nie. O lie w niższych partiach jest niemal jego dokładną kopią, to już w wyższych prezentuje styl nieco inny. Górki wychodzą mu świetnie, czysto, bez wysiłku i gdzieś się tam się kołacze po głowie skojarzenie z Tate. Na ile zespół wykorzystuje to podobieństwo na tym LP? Bardzo, bo mamy utwory maidenowskie ze średniego okresu, może nieco wolniejsze w większości, ale pęd jest zastąpiony znacznie bardziej zmasowanym atakiem gitar, momentami we wstępach wręcz thrashowymi. Także bas raczej jest bardziej przestrzenny, nie punktuje jak IM, a raczej tworzy tło. Gitarzyści nie pretendują na klony gitarzystów IM, nie prowadzą dialogów i pojedynków w solówkach, ale kwestię motoryki i splatania riffów opanowali perfekcyjnie.
Album jest nieco trudny w pierwszym momencie. Oczekujący prostackich zrzynek od ekipy brytyjskiej zawiodą się i mogą płytę uznać za monotonną. Generalnie nie wchodzi ona od razu. Może dlatego, że jest cięższa od tego, co zazwyczaj proponuje IM oraz mniej chwytliwa, ale kompozycje mają sporo ukrytego w sobie...

Mój pierwszy onegdaj odsłuch i wrażenie, to było "fajne granie heavy pod majdenów". Potem przysiadłem do tego mocniej i moja ocena niespodziewanie wzrosła. To coś do siebie mają i inne zespoły norweskie, przede wszystkim GUARDIANS OF TIME. Tu panowie z THUNDERBOLT bardzo pozytywnie zaskoczyli w ostatecznym rozrachunku.
Wyrównana płyta, bardzo wyrównana, i w zależności od nastroju to jedne, to inne kawałki wysuwają się na czoło. Oczywiście żadnego hard rocka i ballad. Tylko heavy metal.


Ocena: 9/10

14.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Thunderbolt - Love & Destruction (2006)

[Obrazek: R-5791910-1402780842-3751.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Heavy Metal Thunder 04:43
2. Bad Boys 04:52
3. Love & Destruction 05:19
4. Hi-Fidelity Heartbreak 05:01
5. Metallic Depression 04:58
6. It's a Hard Life (But...) 04:14
7. Call Out to the Lions 04:39
8. We Will Survive 04:13
9. Sin, Sex & Spandex 04:14

Rok wydania: 2006
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Norwegia

Skład zespołu:
Tony Johannessen - śpiew
Frank Johannessen - gitara
Geir Halleland - gitara
Morten Eriksen - gitara basowa
Ole Kristian Løvberg - perkusja


To drugi i, jak na razie, ostatni album tego zespołu, który uznawany jest za norweskiego naśladowcę IRON MAIDEN. Płyta ukazała się nakładem Massacre Records w czerwcu 2006.

Jest to w dużej mierze kontynuacja ironowego grania. Nawet można powiedzieć, że jest go więcej, bo pojawiają się sola, charakterystyczne dla IM i bas grający swoje, czyli harrisowski. Pojawia się jednak problem, jak daleko można się posunąć w kopiowaniu. "Heavy Metal Thunder" oraz "Bad Boys" to kopie bardzo dalece posunięte w kierunku średniego okresu twórczości IM i trzeba przyznać udane. "Love & Destruction" już mniej i sprawdza się zasada - coś od siebie więcej, please.
Z tym jest tu znacznie gorzej. "Hi-Fidelity Heartbreak" to już bardziej uniwersalny utwór metalowy z wokalem Dickinsona, podobnie zresztą jak "Metallic Depression", gdzie jednak charakterystyczne gitarowe galopady IM są wciąż słyszalne. Takie nieco melodic metalowe próby w "It's a Hard Life" czy "We Will Survive" tylko poprawne, a tradycyjny metal "Call Out to the Lions" i "Sin, Sex & Spandex" do zaakceptowania.

Wszystko jest tu do zaakceptowania, ale to za mało. Nawet bardzo dobre brzmienie i staranna produkcja nie zastąpią dobrych, interesujących i chwytliwych kompozycji. Tu tego nie ma. Jest ogólna, profesjonalna poprawność w europejskiej tradycji grania tradycyjnego heavy metalu. Niestety tylko tyle, mimo że wokalista śpiewa bardzo dobrze, a gitarzyści rozumieją się wzajemnie i opierają o kompetentną sekcję rytmiczną.
Tym razem też heavy metal, ale niestety tym razem tylko poprawny.


Ocena: 6.5/10

14.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Thunderbolt - Dung Idols (2011)

[Obrazek: R-7998276-1453190846-2721.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Dung Idols 05:36
2. Metal Tide 04:12
3. Special 05:17
4. Land Of The Living 04:16
5. Majestic Travesty 04:40
6. Fight 04:43
7. The Moderators 04:46
8. Heel Run 04:38
9. Black Horde 04:21
10. Crime Of The Sentry 05:21

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Norwegia

Skład zespołu:
Tony Johannessen - śpiew
Per Erik Holt - gitara
Geir Marius Halleland - gitara
Morten Andreas Eriksen - bas
Stig R. Moe - perkusja


Zespołów grających tradycyjny heavy metal w Norwegii zdominowanej przez bardziej ekstremalne gatunku jest niewiele. THUNDERBOLT też na kilka lat zniknął z horyzontu i dopiero w tym roku powrócił z nową, trzecią płytą, wydaną w marcu przez niemiecką wytwórnię Rock It Up Records.
Zespół znany jest z dwóch albumów z muzyką, będącą pod silnym wpływem IRON MAIDEN i to z muzyką więcej niż bardzo dobrą. Zapowiedź ponownego, większego nawiązania do stylu słynnych Brytyjczyków dawała nadzieję na kolejny LP wysokiej klasy i ta płyta, która zapowiadana była już w roku ubiegłym, na pewno była oczekiwana z zainteresowaniem.
Niestety album kompletnie zawodzi i to pod wszystkimi względami.

Norwegowie z THUNDERBOLT przyzwyczaili już do udanych, atrakcyjnych melodii, niezbyt skomplikowanych, czytelnych, pełnych chwytliwych refrenów i bardzo dobrych solówek. Przyzwyczaili do riffów IRON MAIDEN, których tamta grupa nie wymyśliła. Tym razem kompozycje całkowicie zawiodły i jest to tylko zbiór nieczytelnych i zupełnie pozbawionych pomysłu nagrań z jakimiś tam echami IRON MAIDEN w topornym, pozbawionym klarowności i muzycznego sensu stylu. Utwory te zlewają się na tej płycie w jeden wielki potok amatorskiego heavy metalu i jedyne, co można tu zapamiętać, to refren z prezentowanego już wcześniej "Black Horde". Pozostałe kompozycje to tylko prymitywny, tradycyjny heavy metal z nikłymi śladami dawnego eleganckiego stylu tego zespołu. Skład tego zespołu zmienił się, a z czasów znakomitego maidenowskiego debiutu pozostał tylko wokalista i basista. Obecni gitarzyści chyba nie bardzo wiedzą, o co chodzi w takim heavy metalu, chociaż przecież Halleland wypadł na "Love & Destruction" bardzo dobrze. Ogólnie forma członków zespołu jest fatalna. Nie wiem, gdzie się podział ten Tony "Thunder" Johannessen, który na debiucie śpiewał w manierze Dickinsona lepiej od samego Bruce. Ten wokalista, który tu śpiewa, to chyba nie ten sam człowiek...
Ostatecznym gwoździem do trumny jest produkcja tej płyty. Zespół już wcześniej ogłaszał, że opóźnienie wydania tego LP związane było z problemami w studio przy masteringu tego LP.
Zająć się tym miał Andy La Roque, ale czy zajął się osobiście? Brzmienie jest koszmarne poza ustawieniem głosu wokalisty, co jeszcze bardziej pogłębia dysonans. Gitary mają obrzydliwe, charczące, miękko rozmyte brzmienie, bas burczy, a perkusji nawet trudno w tej papce dźwiękowej ocenić. Jeśli miał to być sound nowoczesny, to absolutnie nie tędy droga. Co innego brzmienie surowe, co innego sterylne i wymodelowane, a co innego takie jak tu. Obu płyt poprzednich słuchało się bardzo dobrze w tym pozbawionym udziwnień i tradycyjnym brzmieniu. Tym razem tak nie jest.

Ta płyta to niestety kompromitacja. Gdyby było to dzieło jakichś zupełnych nowicjuszy z piwnic Oslo czy Stavanger można by powiedzieć - tak to zazwyczaj bywa z amatorskimi nowicjuszami. THUNDERBOLT nowicjuszem nie jest, to zespół zasłużony i markowy. Tylko do wydania tego albumu jednak. Ta płyta, w takiej formie i z taką treścią, nie powinna się ukazać. Minął czas, gdy wszystko, co miało etykietę "traditional heavy metal" było bezkrytycznie przyjmowane jako wzmocnienie Metalowej Fortecy.
THUNDERBOLT miał szansę ponownie wypromować i przypomnieć norweską heavy metalową scenę w świecie.
Nie tym albumem jednak.



Ocena: 3/10

27.03.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości