Whiplash
#1
Whiplash - Power and Pain (1985)

[Obrazek: R-534549-1364058519-5889.gif.jpg]

Tracklista:
1. Stage Dive 03:09
2. Red Bomb 05:18
3. Last Man Alive 03:31
4. Message in Blood 04:04
5. War Monger 03:18
6. Power Thrashing Death 04:13
7. Stirring the Cauldron 04:18
8. Spit on Your Grave 02:49
9. Nailed to the Cross 04:05

Rok wydania: 1985
Gatunek: Speed/Power/Thrash Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Tony Portaro - śpiew, gitara
Tony Bono - bas
Tony Scaglione - perkusja

WHIPLASH zdecydowanie należy do najważniejszych zespołów amerykańskiej sceny thrashmetalowej i na pewno do najwartościowszych grup spoza Kalifornii.
Zanim jednak stał się zespołem czysto thrashowym, tworzył podobnie jak i inne znane grupy muzykę mocno osadzoną w speed i power metalu w tej pierwotnej formie, pełnej chuligańskiej agresji, pozornego prymitywizmu i wulgarnego podejścia do wypracowanej wcześniej heavy metalowej tradycji. Duszą zespołu był i jest do dziś Tony Portaro, wokalista i gitarzysta, który już na wstępie kariery z tego trio zrobił piekielną machinę metalowej agresji.
Ta pierwotna agresja znalazła ujście na nieco ponad pół godzinnym albumie debiutanckim "Power And Pain" wydanym w lutym 1986 przez Roadrunner Records, przy którym power thrashowe debiuty METALLICA, MEGADETH, ANTHRAX czy SLAYER wydają się muzyką dla grzecznych dzieci.

Równocześnie jednak agresja i brutalność WHIPLASH ma tu formę bardzo melodyjną i zachowane zostały wszelkie kanony grania speed power typowego dla połowy lat 80-tych w USA. Poza nieco dłuższym i jakby odrobinę mniej nokautującym "Red Bomb" zespół atakuje kompozycjami krótkimi w granicach od trzech do czterech minut, wypełnionych zgiełkiem, drapieżnym i rozkrzyczanym śpiewem Portaro, lawiną riffów, częściowo tylko odnoszących się do estetyki thrash metalu i demolującymi natarciami sekcji rytmicznej. Jej rola jest tu bardzo duża, bo WHIPLASH to tylko trio z jedną gitarą i wsparcie jej w bezlitosnych natarciach jest niezbędne.
Te kompozycje wydają się do siebie bardzo podobne, schematyczne i prymitywne w tej niemal zwierzęcej brutalności drapieżnika, który błyskawicznie rzuca się na swoją ofiarę i rozszarpuje ją bez litości. Jest to jednak tak atrakcyjne, że wręcz hipnotyzuje, zmusza, aby słuchać dalej, a potem jeszcze raz. Nie można się dać zwieść spokojnemu wstępowi do "Stage Dive". Po kolei wszystkie kawałki rozwiercają ogromne dziury w betonie wysokoobrotową wiertarką gitary Portaro. Sola są superszybkie, na granicy czytelności nieraz, ale z momentami bardzo koronkowymi, a to wszystko z basowym podkładem Bono na tym samym planie i perkusją Scaglione, dla której warto posłuchać tego LP specjalnie. Szkoda, że po nagraniu tego albumu Scaglione na 25 lat ten zespół opuścił... No mordercze są te kawałki w rodzaju "Last Man Alive" czy "Message In Blood", rozdziera "War Monger", zapewne najbardziej tu brutalny i bezwzględnie zagrany. Młócka, po prostu młócka, ale jednak nie thrash, jeszcze nie tym razem. Tempo, w jakim ten zespół tu gra przy zachowaniu precyzji jest zawstydzające dla wszystkich grup, parających się w latach 80-tych speed metalem. Ilość drobnych wartości jest ogromna i ta płyta pod tym względem to swoisty ewenement w tym czasie. Apokaliptyczna gitara i ponury wokal w "Power Thrashing Mad"... Ten tytuł wyjaśnia wszystko i oddaje sens, chyba też i całej płyty w kwestiach muzycznych. Dewastują, dewastują już do końca w okrutnym riffowo "Stirring The Cauldron", w najkrótszym wyładowanym energią i złem "Spit On Your Grave" i tłumią resztki oporu w "Nailed To The Cross".

Koniec. Zmęczenie? W żadnym wypadku. To chyba jeden z bardzo nielicznych zespołów z tamtej epoki, potrafiących nagrać płytę, którą można było od razu włączyć powtórnie, wybaczając równocześnie słabiutką produkcję, ale to już taki urok tych początków wysokoenergetycznego grania młodych amerykańskich bandów z lat 80-tych. Zapewne remaster tych kawałków i wykorzystanie najnowszej techniki nagraniowej wyostrzyłyby tę brzytwę podwójnie, ale to chyba zabieg zbędny.
Dużo zespołów w USA grało wtedy US power metal i speed power z elementami thrashu. Wymieniać można rzeczywiście wiele, ale żaden się nie zbliżył do połączenia agresji, precyzji i nasycenia melodiami do debiutu WHIPLASH.
Megaklasyka. W tym czasie tylko jedno, inne trio w dalekich Niemczech stworzyło podobne arcydzieło jaskiniowego pierwotnego metalu. To KREATOR i jego "Endless Pain".
Dwa razy "Pain"!


Ocena: 9.9/10

30.08.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości