Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Adagio - Sanctus Ignís (2001)
Tracklista:
1. Second Sight 06:07
2. The Inner Road 05:44
3. In Nomine... 05:03
4. The Stringless Violin 07:00
5. Seven Lands of Sin 11:40
6. Order of Enlil 04:19
7. Sanctus Ignis 04:07
8. Panem et Circences 05:21
9. Immigrant Song (Led Zeppelin cover) 04:54
Rok wydania: 2001
Gatunek: Progressive Neoclassical Symphonic Metal
Kraj: Francja
Skład zespołu:
David Readman - śpiew
Stéphan Forté - gitara
Franck Hermany - bas
Dirk Bruinenberg - perkusja
Richard Andersson - instrumenty klawiszowe
Międzynarodowa ekipa wirtuozów pod francuską flagą. ADAGIO. Grupa zadebiutowała w maju 2001 dzięki niemieckiej wytwórni Limb Music.
Progresywny, melodyjny, neoklasyczny, symfoniczny, elegancki. Wszystkie te przymiotniki muszą być użyte na raz, aby oddać styl muzyki ADAGIO. To granie wystudiowane, wysmakowane i akademickie równocześnie gdzie całość jest tak bardzo zależna od poszczególnych elementów.
Stéphan Forté poza ADAGIO nie udzielał się w zasadzie w bardziej znaczący sposób, j jest on jednym z najbardziej zaawansowanych europejskich neoklasycznych wirtuozów gitary, co więcej obok kilku ze Szwecji (ale bez wliczania Malmsteena) najbardziej oddającym ducha klasycznej muzyki przy pomocy gitary elektrycznej. To słychać we wszystkich kompozycjach na tym albumie, bardzo chłodnym, także dlatego, że instrumenty klawiszowe to Richard Andersson, finezyjny, niesamowity w najdrobniejszych ornamentacjach i przez to jest natym LP jeszcze więcej zimnego wystudiowanego szwedzkiego metalu. Bardziej neoklasycznego niż progresywnego w typowym pojmowaniu i jest to progresywność taka, jaką po drugiej stronie Atlantyku prezentował ARTENSION ("Second Sight", "Sanctus Ignis"). Bogato brzmią te utwory, szczególnie w detalach prowadzenia niezbyt złożonych melodii, jak w "The Inner Road".
Granie ADAGIO jest przystępne, ale jednak hermetyczne i jego docenienie i zrozumienie w pełni wymaga od słuchacza głębokiej sympatii do składników klasycznych w metalowej muzyce. Bardzo interesująco radzi sobie z tym wszystkim wokalista David Readman malując neoklasyczne pejzaże z pewną dawką rockowego feelingu, który był tak dobrze słyszalny gdy śpiewał w hard rockowych i melodic metalowych zespołach (PINK CREAM 69).
"Sanctus Ignís" to bardzo wyrównana płyta bez słabych punktów , choć z pewnością pewne fragmenty zasługują na szczególne wyróżnienie, jak wstęp symfoniczny do cieplejszego "In Nomine..." czy też wyważona refleksyjna otoczka "The Stringless Violin".
Punktem centralnym albumu jest kolos symfoniczno-progresywny "Seven Lands of Sin" z kapitalnie stopniowanym napięciem i budowaniem niepokojącego epickiego klimatu przez klawisze oraz wyjątkowo mocny i pewny wokal Readmana. W instrumentalnym "Order of Enlil" grupa proponuje zadziwiająca mieszankę motywów orientalnych w stylu "ancient" i neoklasyki, przy czym żaden z tych elementów nie jest ani dominujący ani też jasno wyrażony.
Przy okazji muzyki ADAGIO często kładzie bardzo mocny akcent na słowo "symfoniczny". To nieco mylące, bo nie jest to symfoniczność w stylu RHAPSODY, nie jest to symfoniczność muzycznego teatru ani grup symphonic/gothic. To raczej bogate aranżacje klawiszowe bez pogłębionej treści, jeden ze składników tylko, istotny we wstępach i zazwyczaj skromny w tłach, jak to przy okazji solo gitarowego z "Panem et Circences".
Sekcja rytmiczna jest bardzo dobra i dobrze słyszalna, zresztą i bas Francka Hermanny i perkusja weterana holenderskiego, także progresywnego metalu Dirka Bruinenberga ma tu swoje własne, nieraz niezależne od głównych funkcji zadania do spełnienia.
Nie jest to album z neoklasycznymi kilerami /hitami jak te Malmsteena. Nie jest to również album, gdzie kompozycje stanowią tylko pretekst do zaprezentowania wirtuozerskich umiejętności poszczególnych muzyków. Wszystkie instrumenty tworzą jedność powiązaną subtelnymi jedwabnymi więzami i w rezultacie dominuje wyniosła dumna elegancja.
I to jest właśnie cecha metalu francuskiego, który pod tym z względem nie sposób pomylić ani z niemieckim, ani ze skandynawskim, ani z amerykańskim.
Francuski szlachetny metal w międzynarodowej obsadzie.
Ocena: 9/10
27.09.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Adagio - Archangels in Black (2009)
Tracklista:
1. Vamphyri 04:27
2. The Astral Pathway 05:04
3. Fear Circus 03:59
4. Undead 04:41
5. Archangels In Black 05:37
6. The Fifth Ankh 04:43
7. Codex Oscura 09:08
8. Twilight At Dawn 06:24
9. Getsu Senshi 03:42
Rok: 2009
Gatunek: Progressive Symphonic Metal
Kraj: Francja
Skład:
Chris Palin - śpiew
Stéphan Forté - gitara
Franck Hermanny - bas
Eric Lebailly - perkusja
Kevin Codfert - instrumenty klawiszowe, pianino
Po "Dominate" ciężkim jak na ADAGIO albumem z pogranicza power metalu i progresywnego heavy Francuzi postanowili wrócić do swoich korzeni, przynajmniej częściowo. Pojawił się w składzie nowy wokalista, wówczas jeszcze bliżej nieznany Chris Palin, oraz niepozbawiona ciężaru, ale jednak bardziej typowa dla ADAGIO muzyka. Płytę wydała w lutym 2009 francuska wytwórnia Listenable Records.
Vamphyri jest pomostem pomiędzy dwoma albumami, ale melodyjny, elegancki neoklasycznie już nie. Gitara współgra z pianinem, współzawodniczy z nim, prowadzi dialogi. Tego oczywiście jest tu znacznie więcej i w pozostałych kompozycjach. Fear Circus ma być może najbardziej przebojowy refren, jednak jest również najbardziej melodyjnie posępny i niepokojący. Perłą jest bez wątpienia Undead z klasycznym wstępem na pianinie, mocnym gitarowym riffem przewodnim, modern metalowym refrenem i kapitalną częścią instrumentalną. Solo Forte najlepsze na całej płycie. Archangels In Black ma ekspresję progresywnego pędu w połączeniu z neoklasyką i ornamentacjami zahaczającymi o symfoniczny black metal jednak gdzieś sama melodia się lekko zaciera i rozmywa. Skoro mowa o wpływach black metalowych i gotyckich to najwięcej tego jest w niezwykle ponurym i klimatycznym The Fifth Ankh. Słabiej na tym tle wypada Twilight At Dawn, gdzie drapieżność jest nieco przesadna. Getsu Senshi to jakby bardziej power neoklasyczne wcielenie ADAGIO, jednak tu zawodzi sama melodia, choć zapewne w zamyśle ten utwór miał trochę rozpraszać mroki muzyczne całości. Na pewno najbardziej skomplikowaną i wymagająca szczególnej uwagi jest najdłuższa Codex Oscura, w której każdy z muzyków zaznacza coś po swojemu, jakoś odmiennie, coś dokłada do tego posępnego chłodu pomieszanego z ciepłym śpiewem Palina przy pianinie.Palin doskonale wywiązał się ze swojego zadania Jest dramatyczny, jest agresywny i jedynie może przy najcięższych riffach lekko Forté go przytłumia. Forte wygrywa na tym albumie cudeńka, i tu każdy utwór zawiera znakomite solo.
Ponury, mroczny album ADAGIO, bogaty w pomysły, wybornie zagrany. Ciemna strona symfonicznego progresywnego grania, choć zawsze należy pamiętać, że ADAGIO to bardziej specyficznie podana neoklasyka niż symfoniczność typu włoskiego. Doskonała produkcja, brzmienie instrumentów wyborne, a wieloplanowość dopracowana w najdrobniejszych detalach.
Po nagraniu tego albumu zespół zamilkł na wiele lat, a Palin odszedł już w roku 2010.
W zmienionym składzie ADAGIO zaprezentował kolejny LP dopiero w roku 2017.
ocena: 8/10
new 13.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Adagio - Underworld (2003)
Tracklista:
1. Next Profundis 07:39
2. Introïtus / Solvet Saeclum in Favilla 08:14
3. Chosen 07:52
4. From My Sleep... to Someone Else 06:37
5. Underworld 13:25
6. Promises 05:03
7. The Mirror Stage 06:31
8. Niflheim 08:09
Rok wydania: 2003
Gatunek: Progressive Neoclassical Symphonic Metal
Kraj: Francja
Skład zespołu:
David Readman - śpiew
Stéphan Forté - gitara
Franck Hermany - bas
Dirk Bruinenberg - perkusja
Kévin Codfert - instrumenty klawiszowe, pianino
oraz
Hreidmarr (Nicolas Saint-Morand) - śpiew ("From My Sleep... to Someone Else" i "The Mirror Stage")
Pewne albumy trudno omówić, trudno ocenić. Zwłaszcza takie, gdzie geniusz kompozycyjny i wykonawczy zamyka usta wszelkiej krytyce. Ta płyta bez wątpienia do takich należy, choć zabrakło tu już Czarodzieja Richarda Anderssona. ADAGIO startował z pułapu ogromnych oczekiwań, wyśrubowanych wymagań i niejeden zespół po prostu by nie podołał temu psychicznie. Tymczasem ADAGIO postawił tę poprzeczkę jeszcze wyżej i zaprezentował "Underworld", który przez wielu uważany jest za Magnum Opus europejskiego progresywnego symfonicznego/neoklasycznego metalu. Album ten został wydany przez francuską wytwórnię NTS.
Już sama konstrukcja tej płyty, układ kompozycji jest wyborny w narastaniu dramatyzmu, zwiększaniu monumentalności, a następnie powolnemu zmienianiu klimatu. Next Profundis jest zdominowany przez pianino i przez głos Readmana, wspaniałego wokalisty, być może jednego z najlepszych w XXI wiecznej historii metalu. Potem potężna symfonika, rewelacyjne chóry, wzrastający dramatyzm i posępność Introïtus / Solvet Saeclum in Favilla i drapieżność, a jednocześnie patetyczność części drugiej, gdzie ciężar spoczywa na wokalu, trudnym wykonawczo i gdzie instrumenty, poza neoklasycznym refrenem, punktują i pulsują w różnym rytmie. Z kolei Chosen jest bardziej romantyczny, łagodniejszy i malowany emocjami, jakby bardziej przystępny w opcji progressive power, bo tu gitary z kolei są najważniejsze i nerwowy szybki rytm perkusji. Jednak części instrumentalne niepokoją, tworzą odrębny klimat i trzeba powiedzieć, że Codfert to wyborny klawiszowiec. W każdej z tych kompozycji nie zagrał gorzej, niż by to zrobił Andersson. Ogromny zasób pomysłów tu wykorzystał. No właśnie, tak jak w ponurym, psychodelicznym niemal From My Sleep... to Someone Else. Co za moc przekazu niby mało słyszalnych gitar...
Tu dochodzimy do centralnego, zasadniczego punktu tego albumu, czyli Underworld. ADAGIO dąży do tej kompozycji bardzo konsekwentnie, oswajając słuchacza, a jednocześnie próbując uśpić jego czujność. Ta kompozycja w swym ponurym majestacie i wysmakowanych partiach symfonicznych jest doskonała, a opowiedziana historia przerażająca. Kilkanaście minut niesamowitego spektaklu symfonicznego, potężnych gitarowych akordów, zmieniającej się muzycznej stylistyki i eksplozji wirtuozerskich popisów. I ten ciężki klimat zakończenia...
Potem musiało nastąpić złagodzenie i wyciszenie. Promise jest doskonały, Readman wykonał tu genialne melancholijne partie wokalne z symfoniką i pianinem w tle, a potem resztę dopowiedziała gitara. Rozładowanie napięcia, ocieplenie w ramach epatowania smutkiem, który w jakiś sposób pogłębia patetyczny i momentami gwałtowny zdecydowanie progresywny The Mirror Stage. Cudowna melodia, cudowna po prostu... A potem już Readman milknie i wszystko stopniowo wyciszają tylko instrumentaliści w Niflheim...
Kapitalne wykonanie, nawet w takich detalach jak wokale słynnego francuskiego black metalowego twórcy Hreidmarra, znanego chociażby z ANOREXIA NERVOSA. Album ten zrealizowali dwaj Mistrzowie - Dennis Ward i Jürgen Lusky i ta amerykańsko - niemiecka współpraca przy obróbce francuskiego materiału zaowocowała soundem chłodnym, głębokim, poniekąd surowym w niektórych aspektach, a jednocześnie wycyzelowanym w każdej sekundzie.
Z pewnością "Underworld" to nie jest album łatwy. Wymaga pewnego doświadczenia i osłuchania w takim rodzaju metalu, ale wielu pochwycił od razu i bez wstępnych przygotowań.
ocena: 10/10
new 11.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Adagio - Dominate (2006)
Tracklista:
1. Arcanas Tenebrae / Dominate 05:59
2. Fire Forever 04:11
3. Terror Jungle 05:15
4. Children of the Dead Lake 06:04
5. R'lyeh the Dead 08:25
6. The Darkitecht 06:18
7. Kissing the Crow 02:28
8. Fame (Irene Cara cover) 04:02
Rok wydania: 2006 (2005 Japonia)
Gatunek: progressive melodic power metal
Kraj: Francja
Skład zespołu:
Gus Monsanto - śpiew
Stéphan Forté - gitara, pianino
Franck Hermany - bas
Eric Lebailly - perkusja
Kévin Codfert - instrumenty klawiszowe
Są takie momenty w historii pewnych zespołów, że wszystko się zmienia i nic potem nie jest już takie jak kiedyś.
W roku 2004 odchodzi David Readman i tworzy się nieco inny skład, z pochodzącym z Brazylii wokalistą Gusem Monsanto, dla którego światowa kariera dopiero się zaczynała. Trudno powiedzieć, czym kierował się Stéphan Forté zmieniając jednocześnie styl muzyczny ADAGIO na albumie "Dominate". Z pewnością nie była to niewiara w możliwości wokalne Monsanto, bo ten pokazał że umie zaśpiewać wszystko i chyba przyczyn należy szukać w elitarności i hermetyczności tego co ADAGIO grał wcześniej. Wąski krąg słuchaczy zachwycający się wysublimowaną muzyką to jednak mniej niż metalowy melodic mainstream szukający muzyki z dozą brutalności.
Płytę tę wydało wiele wytwórni, przy czym najpierw ukazała się w grudniu 2005 w Japonii (Avalon) i w Azji miała liczne reedycje (Chiny, Korea Południowa, Tajwan).
Melodic power metal, jaki został zagrany jest może nie tyle typowo progresywny ile kunsztowny oraz agresywny. Tę agresję już słychać w Dominate, po symfonicznym wstępie, gdzie jest dynamicznie, są dodatkowe wokale growlowe i jest chyba najwięcej z tej elegancji VISION DIVINE oraz partie typowe dla melodic black i w zasadzie nic z atmosfery albumu poprzedniego. Kunszt jest potwierdzony w w znakomitej partii instrumentalnej, która jest równie znakomita w klawiszach i solo gitarowym Forté w Fire Power. Ta kompozycja jest zdecydowanie mixem stylu francuskiego i włoskiego (tak VISION DIVINE) i jest to taki power metal nastawiony na atrakcyjny refren, o prostszej aranżacji planów dalszych. Chwytliwe w ramach tej dużej szybkości, fakt.
Jest też pewnego rodzaju nastawienie na nowocześniejszy przekaz w ponurym i chłodnym Terror Jungle oraz w lekko drapieżnym Children of the Dead Lake, gdzie nakładane są dodatkowe partie wokalne, a elementy o pochodzeniu neoklasycznym łamane są przez nowoczesne klawisze, psychodeliczne pianino i lekkie partie melodic power. Chyba najbardziej zróżnicowany pod tym względem utwór na całej płycie. Nawet bardziej od długiego R'lyeh the Dead, który jakoś nie zapada w pamięć,z powodu niezbyt atrakcyjnego podstawowego wątku muzycznego. Progresywnie, ofensywnie, ale mało z tego pozostaje w pamięci. Tu także, zresztą jak i na całym albumie dużo growla, black metalowych skrzeków i tego typu udziwnień. Cóż, Francuzi zawsze w metalu próbują być oryginalni. Trochę to zamieszanie zostaje uporządkowane w spokojniejszym i delikatniejszym, poza fragmentem instrumentalnym, The Darkitecht, gdzie jest dobry klimat bez uciekania się do ekstremalności i włoskiej melodycznej łatwizny. Krótkie podsumowanie i zakończenie to Kissing the Crow, z pianiem, z planem symfonicznym i wielką dawką łagodności, niezbyt pasująca do ostrego i drapieżnego stylu większości kompozycji. Cover Fame stanowi tu pewnego rodzaju zachętę dla tych, który szukają czegoś lżejszego jest też chyba tęsknotą zespołu za umiejętnością stworzenia własnych kompozycji tego rodzaju.
Wokalnych umiejętności Gusowi Monsanto odmówić nie można, nie na darmo niebawem będzie można go usłyszeć w REVOLUTION RENAISSANCE i HUMAN FORTRESS, po tym jak w roku 2008 zrezygnował z pozycji frontmana ADAGIO.
Instrumentalnego kunsztu muzykom odmówić także nie można, choć ta energia została skierowana w stronę prowadzącą donikąd i chyba sam Forte to zrozumiał tworząc inny już album "Archangels In Black".
Brzmienie może się wydawać nieco kontrowersyjne, z jednej strony dosyć nowoczesne, z drugiej jednak w takich elementach jak perkusja czy gitara poniżej oczekiwań i poniżej możliwości Mistrza Dennisa Warda, który to realizował.
Generalnie to wszystko jest nieco przekombinowane, zbyt przeładowane pomysłami z próbą wzbogacenia stylu VISION DIVINE, ale ostatecznie jest to czytelne w umiarkowany sposób i nielogiczne drapieżne.
Pewnym przykładem na to, że historia sie powtarza jest płyta "Life" z roku 2017, nagrała po wielu latach przerwy, ale nawiązująca do "Dominate" nowoczesnym i trudno przyswajalnym style progresywności, który w zasadzie klasyfikuje ten LP w kategorii typowego metalu progresywnego. Historia zatoczyła tu ciekawe koło, bo wokalistą jest tu Kelly Carpenter (DARKOLOGY, a ostatnio takze CIVIL WAR), który zastępował Gusa Monsanto na tournee promującym "Dominate" w Japonii, gdy Gus Monsanto nie otrzymał wizy do tego kraju.
Od 2018 ADAGIO należy już do metalowej historii, chyba także dlatego, że Stéphan Forté poczuł się w jakimś stopniu nie niezrozumiany w roku 2017. Od uwielbienia do niezrozumienia kroczył ADAGIO od roku 2001 do 2017, będąc cały czas wiodącym zespołem progresywnej sceny power i neoclassical, wiodącym w znaczeniu światowym.
ocena: 6,9/10
new 22.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Adagio - Life (2017)
Tracklista:
1. Life 09:22
2. The Ladder 06:39
3. Subrahmanya 06:55
4. The Grand Spirit Voyage 06:10
5. Darkness Machine05:42
6. I'll Possess You 05:47
7. Secluded Within Myself 05:52
8. Trippin' Away 06:06
9. Torn 04:37
Rok wydania: 2017
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Francja
Skład:
Kelly Sundown Carpenter - śpiew
Stéphan Forté - gitara
Franck Hermanny - bas
Jelly Cardarelli - perkusja
Kévin Codfert - instrumenty klawiszowe
Mayline - skrzypce
W końcu, po niemal 9 latach oczekiwania, obsuw, braku wytwórni, perkusisty, zmian wokalistów, doczekaliśmy się wydanego własnym nakładem przy pomocy zebranych funduszy na indiegogo, powstało Życie.
Na początku za mikrofonem miał być Palin, potem wielka osobistość Mats Leven, później krążyły różne plotki, zespół pojawiał się i znikał, aż w końcu pojawił się znany z Outworld Kelly Sundown Carpenter i po odsłuchaniu tego albumu trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałaby ta płyta bez niego.
To płyta bardzo frapująca, kładąca ogromny nacisk na wspaniały głos Carpentera, który brzmi bezbłędnie i wspaniale we wszystkich rejestrach, jakich tu występuje. Można odnieść wrażenie, że on tutaj bohaterem i prowadzi całą historię, a Forté z Codfertem z chirurgiczną decyzją dopowiadają i dopełniają dzieła. Sola są bardzo dobre i odważę się stwierdzić, że są to najlepsze, jakie Forté z siebie wykrzesał - jest coś hipnotyzującego w tym minimalizmie i to, jak się uzupełniają z Codfertem jest bardzo frapujące i hipnotyczne.
Ciekawe jest to, że mimo że pod względem technicznym i popisów Forté płyta wcale nie rozczarowuje, co jest ciekawe to fakt, że wcale się aż tak jego obecności nie czuje jak na przykład na Archangels in Black, gdzie solówkami atakował jak czarodziej królikami z kapelusza. Kojarzy mi się to z tym, jak Grapow podszedł do tego w Masterplan - jest, wszystko jest mistrzowskie, a jednocześnie w ogóle się nie odczuwa, że to miał być solowy popis, a bardziej uzupełnienie treści.
Najłatwiej opisać tę płytę stwierdzeniem, że jest to apogeum i zwieńczenie twórczości Stéphan Forté, bo mimo, że płyta ma swoją tożsamość, to jednocześnie brzmi to jak mieszanina wszystkich poprzednich i już w tytułowym Life czuć trochę ducha Underworld, przemieszanego nieco z Archangels in Black, chociaż bez dynamiki tej drugiej płyty.
To samo w "The Ladder", te klawisze ciągle gdzieś są, grając własną melodię. Refreny w obu tych utworach są świetne, tak jak melodie, bardzo hipnotyzujące i transowe, a pasaże wokalne są po prostu mistrzowskie.
Subrahmanya to moc i agresja rodem z Dominate i Archangels in Black, polane progresywnym sosem z Underworld, z kolei w The Grand Spirit Voyage Forte usuwa się w cień przy zwrotkach, dając pole popisu basowi, który brzmi świetnie, a eksplodując w przejściach do refrenu i swoim solowym popisie. Darkness Machine to agresja, growl, kontrast, chóry rodem z Dominate, dobry, ale najbardziej odstaje na całej płycie. I'll Posses You to znów minimalizm, tym razem znów na froncie Franck Hermanny ze swoim bassem oraz Codfert. Pięknie to się wszystko rozwija w refrenie i uwydatnia jeszcze bardziej przestrzeń i głębię refrenów na całym albumie, tak jak transowość. Secluded Within Myself to kontrast minimalizmu z eksplozją gitary i coś znowu jest w tym z Archangels of Black i Underworld. Trippin' Away to cudowna ballada, pokazująca Carpentera z zupełnie innej, łagodniejszej strony i jego głos kruszy mury. Piękna ballada z cudownym, poruszającym solem.
Na koniec petarda Torn, mieszająca style wszystkich albumów. Zniszczenie wokalne i instrumentalne.
Można odnieść wrażenie, że to płyta Carpentera i to on tutaj gra główną rolę, ale im bardziej się w to wsłuchać, to słychać, że cały zespół działa jak dobrze naoliwiona maszyna, bardzo dobrze się rozumieją i uzupełniają.
Kelly Sundown Carpenter dał wspaniały występ i to chyba jak na razie najlepszy w jego karierze, to samo można powiedzieć o Stéphanie Forté i Kévinie Codfertcie. Świetne sola i melodie razem wygrywają.
Sekcja rytmiczna bardzo dobra, świetne talerze, metaliczny bas, nic nie brzmi płasko i jest bardzo głęboko.
Album pełen hipnotyzujących i mocnych melodii, który może nie wejść za pierwszym razem, ale z każdym kolejnym odsłuchem zyskuje i uzależnia coraz bardziej.
Adagio w pigułce.
Wielka szkoda, że po tej płycie zespół dokonał żywota i został rozwiązany, bo chciałoby się jeszcze kiedyś usłyszeć ich w tym składzie. Z drugiej strony, lepiej odejść z honorem, w wielkim stylu i zostawić po sobie dobre wspomnienie, niż się skompromitować.
Ocena: 9.8/10
SteelHammer
|