Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - Battle Hymns (1982)
Tracklista:
1. Death Tone 04:51
2. Metal Daze 04:20
3. Fast Taker 03:57
4. Shell Shock 04:07
5. Manowar 03:38
6. Dark Avenger 06:24
7. William's Tale 01:54
8. Battle Hymn 06:57
Rok: 1982
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Ross 'the Boss' Friedman - gitara
Joey DeMaio - bas
Donnie Hamzik - perkusja
Gościnnie:
Orson Wells - narrator w "Dark Avenger"
Rok 1981.USA.
W czasie tournee BLACK SABBATH po Stanach Zjednoczonych pracownik techniczny zajmujący się basem, Joey DeMaio, spotyka gitarzystę Rossa 'the Bossa' Friedmana. Powstaje zespół MANOWAR. Świat jeszcze nie wie, że nadeszła Nowa Epoka.
Rok 1982. Sierpień. USA.
Wytwórnia Liberty Records wydaje pierwszy album Królów Metalu. Od tego momentu świat nie jest już taki sam.
Death Tone to po prostu dobry, prosty hard rockowy kawałek zagrany z energią charakterystyczną dla rodzącego się wówczas i krzepnącego US Metalu. Słychać kompetencję basisty, gitarzysty i perkusisty. Słychać, że Eric Adams to nie jest glamowy śpiewak ze stadionów w Nowym Jorku czy Los Angeles.
Potem Królowie rozpoczynają dzieło naprawy metalowego świata. To Metal Daze! Adams rozdziera przestwory przy akompaniamencie potężnych riffów gitarowych i chórków całego zespołu w kroczącym twardo metalowym numerze.
I hear the sound in a metal way
I feel the power rolling on the stage
'Cause only one thing really sets me free
Heavy metal, loud as it can be
Pierwsze solo na płycie, które wywołuje zachwyt nad techniczną stroną gry Rossa The Bossa i jego inwencją.
Zaledwie pierwsze.
Fast Taker. Szybki, rytmiczny, nacechowany zmetalizowanym maksymalnie rokendrolem i epickością w podejściach do refrenu.
Shell Shock. To hipnotyczny riff główny, surowa prostota i niezapomniane zróżnicowane wokale Adamsa. Zdecydowanie wyznacznik tego, co było najlepsze w US Metalu, ale przecież tak naprawdę MANOWAR nie grał US Metalu.
Now I'm a ranger, not a stranger
And I live in Saigon
We've got a team of special forces
And we deliver napalm
Drugie genialne solo Bossa z gęstym basem DeMaio na planie niemal pierwszym.
Manowar to jednoznaczne muzyczne credo zespołu, pierwszy hymn dla Braci Metalu, pierwszy manifest Królów, etalon szybszych rytmicznych true numerów MANOWAR.
Oooh, Manowar
Born to live forever more
The right to conquer every shore
Hold your ground and give no more
Dark Avenger to pierwszy epicki hymn MANOWAR. Wolny, w pierwszej części, ponury w klimacie dostojny i spowity w mrok, prawdziwy mrok. W pewnej chwili słyszymy głos samego Orsona Wellesa. Kapitalna poruszająca melorecytacja wielkiej postaci kultury XX wieku.
A po niej metalowa apokalipsa. Po prostu szybka część Dark Avenger. Totalne zniszczenie i genialna, jedna z najbardziej porywających solówek Rossa The Bossa ever.
I w końcu pierwszy prowadzony w manowarowym tempie epic battle potwór Battle Hymn.
By moonlight we ride ten thousands side by side
With swords drawn held high our whips and armour shine
Hail to thee our infantry still brave beyond the grave
All sworn the eternal vow the time to strike is now
Zaskakująca łagodna część zaśpiewana wspaniale przez Erica, a potem to wzniosłe rozwinięcie po raz kolejny barbarzyńskim okrzykiem bojowym i solem Friedmana. Kwintesencja epickiej dostojności battle metalu. Kapitalne zwieńczenie, które stało się wzorcem dla setek innych grup grających true metal.
Nie wspomniałem o William's Tale? Jest oczywiste, że DeMiao to wyborny basista.
Na kolana przed Królami. Jest to kamień milowy w historii heavy metalu światowego, a Adams siadł oddzielnie na specjalnym tronie Metalowych Gardeł. Brutalna, barbarzyńska siła wprost bije z tego albumu. Można też pochwalić produkcję, jak na ten czas i te możliwości finansowe, choć oczywiście remaster ukazuje więcej.
Prasa muzyczna zniszczyła ten LP. Głównie ci krytycy, dla których najlepszym zespołem był KISS.
Wytwórnia uznała album za nieudany i zerwała kontrakt z MANOWAR.
Ciekawe, co teraz myślą sobie ówcześni decydenci Liberty Records na temat MANOWAR.
Dziś za winyl z pierwszego wydania "Battle Hyms" można kupić porządny samochód.
Ocena: 9,8/10
new 2.07. 2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - Into Glory Ride (1983)
Tracklista:
1. Warlord 04:15
2. Secret of Steel 05:50
3. Gloves of Metal 05:25
4. Gates of Valhalla 07:12
5. Hatred 07:42
6. Revelation (Death's Angel) 06:31
7. March for Revenge (By the Soldiers of Death) 08:31
Rok:1983
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Ross "The Boss" Friedman - gitara
Joey DeMaio - bas
Scott Columbus - perkusja
Po nieudanym w sensie komercyjnym debiucie z MANOWAR odszedł zniechęcony Donnie Hamzik. Jego miejsce zajął perkusista, który potem stał się żywą legendą światowego heavy metalu - Scott Columbus. Przytaczanie wszystkich mniej lub bardziej prawdziwych anegdot z nim związanych nie ma sensu, ale informacja dotycząca całego zespołu jest prawdziwa.
Tak, członkowie MANOWAR naprawdę podpisali kontrakt z wytwórnią Megaforce własną krwią! No, ale w przypadku Megaforce wszystko było oczywiście możliwe...
Tym razem, mimo że album otwiera niezły Warlord w stylistyce hard rockowych/US Metalowych z pierwszej płyty, to grupa poszła bardziej zdecydowanie w epickie klimaty heavy metalowe. Wolniejsze tempa, monumentalizm, podniosły wokal Adamsa, jednym słowem kumulacja stylu kompozycji "Battle Hymn". Taki jest posępny i wyładowany potężnymi wokalami Erica Secret of Steel, gęsto akcentowany basem DeMaio i z długim solem Rossa The Bossa. Niesamowite połączenie patetycznej melodii z chłodną oszczędną strukturą gitarowych riffów.
Gloves of Metal jest hymnem sławiącym metal w stylu "Manowar" jednak wolniejszym i z poruszającymi chóralnymi zaśpiewami. Apokaliptyczne solo jest jednym z najlepszych na tym albumie.
Największą siłą tego LP to długie epickie kompozycje, które MANOWAR unieśmiertelniły ostatecznie - Gates of Valhalla, podręcznikowy przykład stylu zespołu. Rozgrywane w umiarkowanych tempach, surowe, oparte, na powtarzalnych riffach, z częściami wolniejszymi łagodnie patetycznymi i wybuchami metalowej siły i rozbudowanymi solówkami "Rossa The Bossa".
Efekt, jaki osiągnięto w ponurym, zimnym Hatred, poprzez zestawienie kilku różnych melodii i stopniowa ich brutalizację w połączeniu z ekspresyjnymi wokalizami jest doprawdy wielkim osiągnięciem kompozytorskim DeMaio I Freidmana.
Torment and Pain i apokaliptyczne zwieńczenie!
Revelation (Death's Angel) w jakiś muzyczny sposób nawiązuje do Dark Avenger, rozpędzając się powoli do true metalowego epickiego zniszczenia. Jest to jeden z pierwszych przykładów dostojnej heavy metalowej gitarowej "galopady".
Niemniej wpływową i istotną dla epic metalowej stylistyki jest kompozycja zamykająca ten album - March for Revenge (By the Soldiers of Death). Potężne bębny, plan drugi, teatralny sposób przekazu, tworzenie wrażenia pełnego uczestnictwa słuchacza w opowiadanej historii, rozbudowane partie instrumentalne, majestatyczność tempa - to wszystko stało się wzorem dla podobnych utworów granych przez wiele innych zespołów, w tym włoskich i greckich, potrafiących jeszcze bardziej udoskonalić ten sposób metalowego wyrazu.
Wokale Erica są na tym albumie wspaniałe. Górne partie to już tylko ekstatyczny barbarzyński krzyk, ale po prostu godne szacunku i budzące zdumienie ataki stali bez najmniejszych błędów technicznych. Bas DeMiao niszczy metalicznym brzmieniem, a Columbus gra tu niby proste rzeczy, ale...
Album brzmi niezbyt dobrze. Surowość surowością, ale skromny budżet na produkcję jednak słychać. Gitara jest dosyć sucha, może zbyt cicha, perkusja za to wyjątkowo głośna i wyrazista. Udane jest ustawienie głosu Adamsa ponad tym wszystkim.
Megaforce, zainteresowane raczej promowaniem nowych zespołów grających embrioniczny thrash metal, nie przyczyniło się do należytej promocji tego albumu. Płyta w USA sprzedawała się słabo i Megaforce kontrakt z MANOWAR rozwiązał.
Za to w Europie, zwłaszcza w Niemczech, zespół zyskał duża popularność, podobnie jak w Japonii, gdzie ukazało się specjalne wydanie tego LP.
Pierwsza zremasterowana wersja "Into Glory Ride" pojawiła się dopiero w roku 1993 nakładem Geffen Records.
Album kultowy.
Sztandarowe wyrażenie tego, co stało się potem podgatunkiem - epic heavy i wraz z albumem "Crystal Logic" MANILLA ROAD z tego samego roku stanowi fundament stylistyczny epic heavy metal.
Ocena: 9,7/10
new 25.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - Hail to England (1984)
Tracklista:
1. Blood of My Enemies 04:13
2. Each Dawn I Die 04:16
3. Kill With Power 03:55
4. Hail to England 04:24
5. Army of Immortals 04:24
6. Black Arrows 03:03
7. Bridge of Death 08:58
Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Ross "The Boss" Friedman - gitara
Joey DeMaio - bas
Scott Columbus - perkusja
Odrzucony przez Amerykę MANOWAR związał się z brytyjską wytwórnią Music For Nations i nagrał zdumiewający, pomnikowy album "Hail To England".
Brytyjscy fani metalu byli świeżo po eksplozji NWOBHM, byli mniej uzależnieni od opinii "prasy fachowej", glamowe granie metalu nie było w UK uznawane za jedyny słuszny kierunek muzyczny w ciężkim brzmieniu i w Europie ta płyta zyskała ogromne uznanie. Trudno się jednak temu dziwić, skoro DeMaio, bo to on był tym razem głównym twórcą materiału i przygotował tak znakomity zestaw kompozycji.
Tym razem na tej niedługiej płycie znalazł się tylko jeden epicki kolos Bridge of Death, zapewne jedna z najbardziej monumentalnych i zapadających w pamięć kompozycji tego rodzaju w dorobku grupy. Delikatny gitarowy wstęp, delikatny śpiew Erica Adamsa, zaduma, smutek, nostalgia... A potem, to co następuje, to może zagrać tylko MANOWAR!
Niesamowite przeżycie, nie do opowiedzenia słowami. Tylko Eric i "Ross The Boss" mogą to opowiedzieć.
Jeśli Black Arrows to metalowa kakofonia - wyrażenie frustracji MANOWAR niezrozumieniem ich przez mainstream, to pozostałe, zwarte pełne metalowej dumy kompozycje utrzymane w średnich i średnio szybkich tempach to arcydzieła gatunku.
Blood of My Enemies, opatrzony łagodniejszym refrenem z chórkami w tle - wejście gitary Friedmana w solo to jedno z najwspanialszych wejść gitarowych w historii heavy metalu. Each Dawn I Die, mroczny i posępny rozkwita w niesamowicie nośnym surowym refrenie, Kill With Power ma niemal power metalowy styl riffów gitarowych i nad wyraz epicki ekspresywny wokal Adamsa. To jednoznacznie true metalowa eksplozja z kapitalnym solem Friedmana.
Hail to England to genialny song metalowy pełen patosu, z bardzo umiejętnym doborem zmiennych temp, w tym ciężkich przejść gitarowych "Rossa The Bossa".
Hail hail to England
Hail hail hail
No i to zakończenie - jak to Adams zrobił, coś pięknego!
Wreszcie to, co stało się nieśmiertelnym hymnem fanów MANOWAR - song dla wszystkich fanów, dla wszystkich Braci Metalu i o nich, Army of Immortals.
Metal makes us strong
Together we belong
Forever here's your song
Tak, heavy metal to nie muzyka, to filozofia życia.
Precyzja i maestria wykonania na tym albumie jest godna najwyższego szacunku i uznania. Wokale Erica jeszcze zostały udoskonalone, bas DeMaio wyczynia cuda na pierwszym i drugim planie bez nadmiernych udziwnień, a "Ross The Boss" wygrywa natchnione sola. Mocarna perkusja Columbusa nadaje temu wszystkiemu dodatkowego wrażenia nieokiełznanej barbarzyńskiej mocy.
Tym razem bardzo dobra produkcja, idealnie dobrana do stylu kompozycji, nieco głębsza, mniej surowa niż na płycie poprzedniej, z dbałością o ekspozycję każdego instrumentu na własnym planie...
Opus Magnum heavy metalu w epickiej odmianie z barbarzyńskimi wojownika w tle.
Absolutny Kult!
I powtórzę - heavy metal to nie muzyka, to filozofia życia.
ocena: 10/10
new 25.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - Sign of the Hammer (1984)
Tracklista:
1. All Men Play on Ten 04:01
2. Animals 03:34
3. Thor (The Powerhead) 05:24
4. Mountains 07:39
5. Sign of the Hammer 04:19
6. The Oath 04:54
7. Thunderpick 03:32
8. Guyana (Cult of the Damned) 07:10
Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Ross "The Boss" Friedman - gitara
Joey DeMaio - bas
Scott Columbus - perkusja
Być może muzyka MANOWAR wydała się wytwórni Music For Nations za mało radiowa (vide np SAXON) i kontrakt z nią nie został przedłużony. Jednak jeszcze w tym samym roku maleńka wytwórnia Tod wydała kolejny album MANOWAR - "Sign Of The Hammer".
Album ten był w pewnym stopniu kompromisem pomiędzy dążeniami grupy do wypracowania i ugruntowania własnego"barbarzyńskiego" stylu epic heavy metalu a trendami ogólnymi w heavy metalu tego okresu. W jakiś sposób ten LP stał się próbą podbicia rynku amerykańskiego, gdzie za sprawą takich zespołów jak OMEN czy EXXPLORER ten nowy"rycerski" heavy metal zaczął zdobywać coraz większą popularność. Z drugiej strony MANOWAR próbował zdyskontować sukcesy JUDAS PRIEST w Europie i z lekka skłonił się ku bardziej stadionowemu i radiowemu heavy metalowi głównego nurtu post NWOBHM. Nawet okładka tym razem bardzo neutralna, oszczędna i całkowicie niekontrowersyjna.
W rezultacie wyszła płyta nieco inna niż poprzednie, bardziej wypośrodkowana, z jak zwykle wybornym wokalem Adamsa, choć tym razem mniej barbarzyńskim i ekstatycznym, z doskonałą grą "Rossa The Bossa", bez metalowej apokalipsy,z wyborną sekcją rytmiczną, jednak...
No właśnie. Dosyć trywialny numer All Men Play on Ten, taki do wspólnego zaśpiewania na stadionie bardzo słaby, a Thor czy Sign Of The Hammer to typowe dla płyt tego okresu dosyć szybkie numery heavy metalowe, z masywnym natarciem gitarowym i o prostej konstrukcji. Owszem bardzo dobre, ale bez mocy numerów z poprzedniego albumu.
Gdy dokładają nieco więcej energii to niby przebojowy, przystępny Animals staje się killerem, także przez ten szeroko zaśpiewany prosty refren z chórkami. Wśród tych szybszych, typowych numerów na pewno za znakomity można uznać jedyny przygotowany wspólnie przez DeMaio i Friedmana The Oath nawiązujący w stylu do utworów z "HaiL To England", z morderczymi solami gitarowym.
Instrumentalny Thunderpick, jest może bardziej pokazem umiejętności "Rossa The Bossa" oraz niestety, wypełniaczem, bo tym razem zespół dążył do nagrania pełnych 40 minut na winylowy LP.
Tak naprawdę ten album zapisał się w historii dwoma niesamowitymi, rozbudowanymi, dramatycznymi utworami epickimi.
To nostalgiczny i przeszywający melancholią Mountain z cudownymi partiami gitarowymi Friedmana, wysublimowanym planem drugim i delikatnym śpiewem Erica Adamsa. Tu duet Adams i w niezwykły sposób zrealizowana gitara Friedmana to jedno z największych osiągnięć MANOWAR w sferze produkcji. Gitarzysta na pewno łatwo zorientuje, w jaki sposób i w jakim miejscu na gryfie zagrał to "Ross The Boss". Maestria!
Drugi to opisujący prawdziwe wydarzenia związane z tragedią sekty Jima Jonesa Świątynia Ludu z Jonestown w Gujanie - Guyana (Cult of the Damned). Wspaniały jest ten gitarowo-basowy wstęp, ten żałobny epicki nastrój w monumentalnej melodii i budowanie nastroju. Niesamowity hołd ofiarom zbiorowego samobójstwa, a eksplozja rozpaczy, gdy Eric śpiewa po raz pierwszy:
Guyana in the cult of the damned
Give us your word for the grand final stand
to coś, czego się nie zapomina. Nigdy.
Produkcja jest tym razem dosyć typowa dla classic heavy z tego okresu. Ciężka, ostra gitara, głośna perkusja, metaliczny bas i bardzo klarowny wokal, przy lekkim spłaszczeniu wszystkiego w planach ogólnych. Solidny standard.
To nadal MANOWAR, jednak jakby trochę niebędący do końca sobą, jakby kreowany nieco sztucznie, upodabniamy do czegoś, czym tak naprawdę nie jest. Grupa spędziła prawie dwa lata na trasach promocyjnych tego LP, ale fani na koncertach domagali się jednak głównie tego, co było grane wcześniej. To dosyć symptomatyczne.
Ocena: 8,6/10
new 25.07. 2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - Fighting the World (1987)
Tracklista:
1. Fighting the World 03:53
2. Blow Your Speakers 03:43
3. Carry On 04:19
4. Violence and Bloodshed 04:01
5. Defender 06:05
6. Drums of Doom 01:16
7. Holy War 04:44
8. Master of Revenge 01:34
9. Black Wind, Fire and Steel 05:17
Rok wydania: 1987
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Ross "The Boss " Friedman - gitara
Joey DeMaio - bas
Scott Columbus - perkusja
Powrót ze światowego tournee i praca nad kolejną płytą. Album ten został nagrany latach 1986-1987 w Chicago, wydała go wytwórnia Atco Records i jest chyba najbardziej kontrowersyjnym dziełem MANOWAR i to pod każdym względem.
Ponownie powrót do true okładki, ale zawartość, ale produkcja... no właśnie.
Czasem trzeba jednak spojrzeć na pewne rzeczy szerzej. Owszem, Drums of Doom, czy Master Of Revenge na tym krótkim albumie to lekka przesada. Instrumentalne wypełniacze i bez nich 30 minut byłoby w sam raz, bez utraty jakości płyty jako całości. Jakieś rockmetalowe niegodne MANOWAR granie w Carry On czy Blow Your Speakers ... hańba!
No przypadku Carry On fakt, hańba, ale przecież Blow Your Speakers to powodująca opad szczęki wariacja na temat AC/DC i pomińmy już mierność oryginalnej kapeli źródeł. To jest przecież "explosive". Tylko głuchy może tego nie zauważyć! To kapitalny żart MANOWAR, także w sferze lirycznej. Ten wspólny refren ekipy, no przecież to jest Wielkie! Ludzie,
We all like it - Rock and roll
We all want it - On your show
Play it loud, don't play it low
Blow your speakers with rock and roll
to dla was i o was!
A reszta? No przecież Violence and Bloodshed jest kapitalnym metalowym tornado zaaranżowanym nowocześnie, z efektami, z tłem, z mocarnym wokalem Erica i niebanalnym, naprawę niebanalnym zestawem riffów "Rossa The Bossa". Ten numer wyprzedza pewne rzeczy w metalu o 20 lat.
No przecież Black Wind, Fire and Steel to epic rycerski numer godny "Hail To England". Zestawienie ostrych zwrotek z nośnym refrenem jest kapitalne. Czy ktoś zauważył, że refren jest podręcznikowym przykładem melodic power metalowego rycerskiego refrenu. A do melodic power metal to jeszcze w rozwiniętej postaci z 10 lat brakuje. Popisy "Rossa The Bossa" w tym numerze i nie tylko tym oszałamiające, a Eric Adams kiedy ostatnio był taki barbarzyński? A zniszczenie w kulminacji tego utworu? Właśnie.
Może i prosty i rytmiczny Fighting the World to nie jest jakieś wybitne osiągnięcie amerykańskiego tradycyjnego heavy metalu, ale ileż to grup chciałoby mieć taki"średni" numer" na swojej własnej płycie.
Jeśli Holy War jest czymś w rodzaju Thor (The Powerhead) to naprawdę mamy tu 1:0 dla Holy War. Za sam refren, chociażby.
No i wreszcie Defender.
Defender z narracją nieżyjącego już wówczas Orsona Wellesa (zmarł w roku 1985) jest tym, czym jest Dark Avenger.
Nawet jeśli liczne zespoły, także amerykańskie zrobiły potem podobne i nieraz równie wspaniałe kompozycje to nigdy, powtarzam nigdy, nie stworzyły tak poruszającego klimatu. Pewne numery metalowe z czasem się zapomina. Tego nigdy.
Jest w tym coś ponadczasowego, ponad komercją, ponad zwykłą percepcją. Jest tu prawdziwa magia.
Perfekcyjnie wykonany heavy metal z odrobiną autoironii, z potknięciami, bo kto ich nie robi i niesamowitą produkcją, której opisywać nie będę, bo to coś zupełnie wyjątkowego dla MANOWAR.
Inny niby MANOWAR, ale tak naprawdę bliższy temu Kultowi Stali, na jaki oczekiwano niż na "Sign Of The Hammer".
ocena: 9/10
new 25.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - Kings of Metal (1988)
Tracklista:
1. Wheels of Fire 04:10
2. Kings of Metal 03:45
3. Heart of Steel 05:11
4. Sting of the Bumblebee 02:50
5. The Crown and the Ring (Lament of the Kings) 04:50
6. Kingdom Come 03:56
7. Pleasure Slave 5:38
8. Hail and Kill 05:59
9. The Warrior's Prayer 04:20
10. Blood of the Kings 07:30
Rok wydania: 1988
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Ross "The Boss " Friedman - gitara
Joey DeMaio - bas, pianino, instrumenty klawiszowe
Scott Columbus - perkusja
Atlantic Records. Wielka wytwórnia z Nowego Jorku i MANOWAR.
Dla niej w roku 1988 w Chicago MANOWAR nagrał kolejny album pod dumnym tytułem "Kings of Metal".
Wybujałe ego? Przerost ambicji?
A może po prostu poczucie własnej wartości niezszargane przez mainstreamowych "speców" od metalowej muzyki?
Otwarcie tego albumu nie jest klasyczne dla MANOWAR. To potężne porywające rozpoczęcie tym razem stalowymi silnikami, a nie okutymi w stal końmi. Wheels of Fire. To moc i potęga w kategorii amerykańskiego sławienia Koni Mechanicznych. Wielu próbowało, ale tak pompatycznie to chyba nikomu się nie udało tego zrobić. Nieprawdopodobna, nieprawdopodobna energia i melodia w typowo manowarowym stylu.
Na tym tle zagrany w średnim tempie typowy, bardzo dobry Kings of Metal jest po prostu bardzo dobry i tyle.
To, że są Królami Metalu, udowodnili na tym albumie parokrotnie. Udowodnili to w Heart of Steel, przecudownym songu metalowym z Adamsem śpiewającym przy pianinie DeMaio i to jak się ta przepiękna dumna, monumentalna melodia rozwija, to jest arcymistrzostwo i tyle. Te chóry, te wybuchy w tle, te dzwony, ta dostojna perkusja. To jest niepojęte, jak oni to zrobili. I jak Adams zaśpiewał linijkę "Born with a heart of steel".
Czego nie było na Heart of Steel, jest na The Crown and the Ring (Lament of the Kings).
Stuosobowy chór męski towarzyszy Ericowi w tej epickiej, smutnej opowieści. Ja nie jestem w stanie opisać swoich uczuć przy tym utworze. Jeśli najpiękniejsze na świecie są oczy psa, to ten utwór jest zaraz na drugim miejscu. Po prostu usłyszeć i zapamiętać na zawsze.
High and mighty alone we are kings
Whirlwinds of fire we ride
Providence brought us the crown and the ring
Covered with blood and our pride
Jaka jasna metalowa moc bije z Kingdom Come! Tu są jedne z najwspanialszych okrzyków Adamsa ever i kapitalne przejście do sola Rossa The Bossa, który na tym albumie gra po prostu rzeczy wymagające wyłącznie odsłuchu z pozycji kolan.
Niezwykły epicki ładunek niesie także Hail and Kill, patetyczny w części wstępnej i dewastujący true graniem w części drugiej.
Pleasure Slave wywołał oburzenie pewnych środowisk feministycznych i konserwatywnych. Nie znalazł się także wersji winylowej, choć początkowo miał tam być zamiast The Warrior's Prayer.
Ciężki, dostojny powolny i z klasycznym tekstem, nieśmiertelnym tekstem MANOWAR.
Woman be my slave
That's your reason to live
Woman be my slave
The greatest gift I can give
Woman be my slave
Co ciekawe, niektórym moim koleżankom, niesłuchającym na co dzień metalu ten kawałek bardzo się podobał. Twierdziły, że ocieka testosteronem.
Zniszczenie!
Kropka na "i" to mega epicki, kolejny hymn-song dedykowany fanom, genialny i przepotężny Blood of the Kings, gdzie wykorzystano tytuły kompozycji MANOWAR, a Eric rozdziera nieboskłon dewastującym wokalem barbarzyńskim.
Brothers, the battle is raging
Choose your side
Sing with us the Battle Hymns
Into Glory Ride
Hail To England
The Sign Of The Hammer's our guide
Forever we're Fighting The World
Side by side
"Lot trzmiela" Rymskiego-Korsakowa. Ktoś tam próbował imputować, że DeMaio to taki plumkający basista pod perkusję.
DeMaio zagrał ten klasyczny kawałek praktycznie sam na basie i co? Wstyd wam gadać bzdury?
Metalowa bajka opowiedziana przez dziadka wnuczkowi w The Warrior's Prayer. Czy to wszystko nie jest po prostu bajką?
Wykonanie wszystkiego na tej płycie jest dewastujące. Tu nie ma ani chwili zachwiania, ani jednego błędu, jest taka moc, że wszelkiej maści pozerzy zostają natychmiast zmasakrowani i wracają do DREAM THEATER albo DEPECHE MODE.
Jest też wyborna realizacja, twarda, przejrzysta, z ogromną selektywnością wszystkich instrumentów (te blachy!). Imponująca produkcja prawdziwie metalowej muzyki.
Death To False Metal!
Magnum Opus heavy metalu i Królowie na Tronie!
ocena: 10/10
new 25.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - The Triumph of Steel (1992)
Tracklista:
1. Achilles, Agony and Ecstasy in Eight Parts 28:37
Prelude
I. Hector Storms the Wall
II. The Death of Patroclus
III. Funeral March
IV. Armor of the Gods
V. Hector's Final Hour
VI. Death Hector's Reward
VII. The Desecration of Hector's Body (Parts 1 & 2)
VIII. The Glory of Achilles
2. Metal Warriors 03:59
3. Ride the Dragon 04:30
4. Spirit Horse of the Cherokee 06:00
5. Burning 05:08
6. The Power of Thy Sword 07:49
7. The Demon's Whip 07:44
8. Master of the Wind 05:27
Rok wydania: 1992
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
David Shankle - gitara
Joey DeMaio - bas
Kenny Earl "Rhino" Edwards - perkusja
Album "Kings of Metal" ugruntował jednoznacznie sławę i pozycję na metalowym rynku muzycznym. Był najlepiej sprzedającym się LP zespołu i pozostał pod tym względem na pierwszym miejscu do dzisiaj. Grupa ruszyła na prawie trzyletnie tournee po świecie, gromadząc na koncertach tłumy, których nie mogły pomieścić wynajęte hale koncertowe i stadiony. Niestety, pojawiły się poważne rozdźwięki w grupie i w roku 1989 DeMaio usunął "Rossa The Bossa" ze składu. Miał ponoć przy tym powiedzieć, że "MANOWAR będzie bez Friedmana lepszym zespołem". DeMaio przesłuchał ponad 150 kandydatów na jego miejsce, głównie drogą analizy nadesłanych próbek gry poszczególnych gitarzystów. Dosyć niespodziewanie zwrócił uwagę na młodego David Shankle z... Chicago i to jego przyjął na miejsce sławnego poprzednika.
W roku 1991 odszedł także z powodów rodzinnych Columbus i jego miejsce zajął, jak to wtedy mówiono "człowiek znikąd" zwany Rhino, który podobno wcześniej ćwiczył na kartonach i samodzielnie zrobionych blachach, bo nie stać go było na zakup własnego instrumentu. DeMaio mógł wybierać spośród mnóstwa utytułowanych perkusistów, bo tacy się zgłosili, wybrał jednak Rhino. Wybrał go, ponieważ Kenny Earl Edwards, bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko, był i jest fantastycznym perkusistą.
Sprawdzianem zgrania i umiejętności nowego zespołu miał być album "The Triumph of Steel", wydany we wrześniu 1992 przez wytwórnię Atlantis. Album nagrany został w prywatnym studio DeMaio Haus Wanfried w Nowym Jorku, a obróbka materiału miała miejsce w Chicago i ponownie w Nowym Jorku.
Wydanie albumu poprzedziła potężna kampania medialna i fani nie mogli się po prostu doczekać.
Wielu zawczasu skreśliło zespół, twierdząc, że bez Friedmana i Columbusa to "już nie to", jednak jak się okazało, przedwcześnie.
Album otwiera zadziwiający hołd dla Ryszarda Wagnera, którego DeMaio uważał za swojego mistrza i duchowego muzycznego przewodnika. Jest to oparta o "Iliadę" Homera trwająca ponad 28 minut wieloczęściowa suita Achilles, Agony and Ecstasy in Eight Parts, gdzie oprócz partii metalowych (I, VI.VII) znalazły się monumentalne pieśni z udziałem chórów (II i V) oraz popis perkusyjny Rhino w Armor of the Gods. Całość scalały łączniki o symfonicznym charakterze.
Jest to niewątpliwe jeden z pierwszych tego typu tak zwartych utworów epickich, aczkolwiek MANOWAR nie był pierwszym, który zabrał się za podobną formę. Mimo pewnego nadmiernego zadęcia i pompatyczności ten rozbudowany utwór można uznać za bardzo dobry, głównie z powodu kapitalnego wykonania całości (genialne partie Rhino i niesamowite zagrywki Shankle!).
Oprócz tego MANOWAR przedstawił dosyć typowy dla swojego stylu zestaw krótszych kompozycji, w przygotowaniu których uczestniczył także po części młody David. Chyba najmniej udanym utworem jest na tym LP Burning, bardziej typowy dla tego, co potem Shankle prezentował w swoim zespole DSG. Solidną, choć nie zbudzającą szalonego entuzjazmu kompozycją jest Spirit Horse of the Cherokee w stylistyce amerykańskiego classic heavy.
Są tu jednak i klasyczne true heavy killery nawiązujące do albumu "Kings of Metal" jak bardzo reprezentatywny dla MANOWAR otwieracz po suicie - Metal Warriors sławiący metal i Braci Metalu, mocny, surowy i dumny w swojej posępności, z rytmicznym refrenem do wspólnego śpiewania z publicznością. Wokale Erica rozdzierają tu stalowe płyty pancerne. Rycerski epicki heavy metal to dosyć szybki he Power of Thy Sword, rozbudowany i opatrzony niesamowitymi, niby prostymi powerowymi riffami Shankle oraz rozległym charakterystycznym refrenem i odgłosami mieczy w walce. Moc, zwłaszcza gdy do głosu dochodzi młody David. Dynamit w palcach i Guitar Hero z najwyższej półki. Utwór ten zawiera także jedną z najdelikatniejszych partii wokalnych Adamsa na tle symfonicznym. No i te brutalne dialogi wokalne Erica samego ze sobą. Mistrzostwo!
Mistrzostwo to także słuchowiskowo rozpoczęty The Demon's Whip. Partie gitary Shankle w swej surowości mocy przekraczają nawet to, co robił Ross The Boss , a Adams z takim tłem robi dewastujące barbarzyńską mocą rzeczy. Końcowa speedowa część osusza oceany i równa góry z poziomem morza.
Shankle rządzi, Shankle niszczy i dewastuje swoją gitarą, Shankle fascynuje. Shankle zrobił gitarą takiego smoka w kapitalnym wysokoenergetycznym Ride the Dragon, że po prostu nie bardzo wiadomo jak go pochwalić. Co za inwencja!
Synchroniczne i naprzemienne wokale Adamsa z dwóch kanałów są tu po prostu zabójcze.
Po raz pierwszy też chyba MANOWAR zaprezentował przepiękną metalową epicką balladę, gdzieś tam z echami Mountain, czyli przecudownej urody Master of the Wind. To jest taki numer, który jednocześnie smuci i daje nadzieję, taka metalowa Magia Łagodności, która na zawsze pozostaje w pamięci...
Najbardziej zaawansowany technicznie album MANOWAR, pełen smaczków, których na próżno szukać na wcześniejszych albumach zespołu i na późniejszych też. Produkcja dopieszczona, genialna, niesamowita i klarowna w każdej sekundzie.
Ponoć DeMaio większość czasu spędził właśnie na dopieszczaniu i cyzelowaniu szczegółów brzmienia poszczególnych instrumentów i to się jak najbardziej udało i opłaciło.
Monument dojrzałego zespołu. Mistrzowie po raz kolejny. Królowie po raz kolejny.
Fly away to a rainbow in the sky
gold is at the end for each of us to find
There the road begins where another one will end
Here the four winds know who will break and who will bend
All to be the master of the wind
Ocena: 9,5/10
new 25.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - Louder Than Hell (1996)
Tracklista:
1. Return of the Warlord 05:19
2. Brothers of Metal, Part 1 03:55
3. The Gods Made Heavy Metal 06:04
4. Courage 03:49
5. Number 1 05:12
6. Outlaw 03:22
7. King 06:25
8. Today Is a Good Day to Die 09:43
9. My Spirit Lives On 02:10
10. The Power 04:09
Rok wydania: 1996
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Karl Logan - gitara
Joey DeMaio - gitara basowa, pianino
Scott Columbus - perkusja
Połowa lat 90tych to był dla MANOWAR trudny okres. Tradycyjny heavy metal był w odwrocie, a w 1994 odeszli Shankle i Rhino szukając własnej muzycznej drogi. Na szczęście do składu powrócił Metal Brother Scott Columbus, któremu udało się nieco ustabilizować swoją sytuację rodzinną oraz zupełnie nieznany gitarzysta Karl Logan, którego prawdziwe nazwisko brzmi Karl Mojaleski. W tym składzie i przy kompozytorskim udziale Logana MANOWAR nagrał dla wytwórni Geffen Records album "Louder Than Hell", gdzie ani na krok nie odstąpił od dumnej tradycji true metalu, czego w owym czasie nie można powiedzieć o wielu innych zespołach.
Return of the Warlord to klasyczny dla MANOWAR otwieracz w umiarkowanym tempie z hymnowym refrenem, przy czym lepszy nawet niż Kings Of Metal otwierający "Kings OF Metal". Barbarzyński surowy śpiew Adamsa, litaury i ryczące motory!
Po tym wstępnym wskazaniu pozerom ich właściwego miejsca daleko stąd, MANOWAR sławi metal w potężnym, monumentalnym Brothers Of Metal i czasy Army Of Immortals powracają:
Brothers Of Metal
We Are Fighting With Power And Steel
Fighting For Metal Metal That's Real
Brothers Of Metal Will Always Be There
Standing Together With Hands In The Air
Potem MANOWAR dewastuje w The Gods Made Heavy Metal, objawiając proste prawdy w prostym melodyjnym heavy metalu w klasycznej manowarowej rytmice. Jeden z najbardziej wpadających w ucho, wręcz przebojowych refrenów grupy ze słynnym:
The Gods Made Heavy Metal And They Saw That It Was Good
They Said To Play It Louder Than Hell We Promised That We Would
When Losers Say Its Over With You Know That It’s A Lie
The Gods Made Heavy Metal And It’s Never Gonna Die
i apokaliptycznym zakończeniem.
Courage to song przy pianinie z łagodnie śpiewającym Adamsem, który stopniowo nabiera mocy pompatycznego heavy metalu z elementami symfonicznymi, jednak nie osiąga poziomu Master Of the Wind. Myślę, że ten poziom osiąga natomiast wstęp do King, podręcznikowego numeru MANOWAR w średnim tempie, silnie akcentowanego basem i chórkami w refrenach.
W Number 1 wraca klasyczny heavy metal z kolejnym niszczącym refrenem, w Outlaw pojawia się ta szybka furia i moc z Wheels of Fire i wcale nie jest to numer gorszy od tamtego.
Na koniec MANOWAR serwuje dynamiczny i najszybszy na tym albumie The Power z dewastującym wokalem Erica.
No tak, ale to jeszcze przecież nie wszystko. Dwanaście minut instrumentalnego epickiego heavy metalu w Today Is a Good Day to Die i powiązanego z nim My Spirit Lives On... Klimat tej ascetycznej smutnej opowieści bez słów jest fantastyczny. Jest tu niesamowite zestawienie potężnej, ale niemal domowej perkusji z łagodną gitarą i planem symfonicznym, mocno rozwiniętym w dalszej części. Jest rozpacz, jest pogodzenie się z losem. Jest też jednak pewien niedosyt w ostatecznej kulminacji My Spirit Lives On i nie należało tu zostawiać Logana samego z gitarą.
Wspaniałe, dumne wykonanie to istota całej tej płyty. Pewny siebie Eric, Columbus okładający bębny jak bojowe litaury, gęsty bas De Maio. No i Logan. Nie, Logan moim zdaniem nie jest gitarzystą klasy Rossa The Bossa ani Shankle. Dopóki gra podstawowe riffy wszystko jest w porządku, jest rozpoznawalny jako Ross The Boss, lecz gdy zaczyna grać sola, to słychać, że te piskliwe i po części bezładne zagrywki to nie jest artyzm, do jakiego przyzwyczaił MANOWAR.
Gdy do grupy dołączył Shanke, musiał stoczyć bój z ogromną liczbą kontrkandydatów. Czym kierował się DeMaio, przyjmując Logana?
W kwestii brzmienia ten LP przypomina "Kings Of Metal" choć w nieco uboższej wersji, z ograniczonymi dalszymi planami, bardzo mocnym dominującym basem DeMaio, i lekko schowanymi solami Logana.
Pewna grupa fanów i część krytyki zarzuciła, że ten album jest monotonny, oparty o kilka riffów i stanowi marną kalkę epickości "Kings Of Metal" oraz, że jest pozbawiony tego nowoczesnego pierwiastka, jaki poniekąd stanowił o wartości LP poprzedniego. Moim zdaniem właśnie to, że grupa nie ugięła się pod żadnymi naciskami, by stać się innym MANOWAR, jest największą siłą tej płyty, poza rzecz jasna doskonałymi melodiami w rozpoznawalnym stylu. Warto też pamiętać, Courage, Brothers Of Metal i Number One były numerami znanymi już publiczności od roku 1986, bowiem mniej więcej w tym czasie przygotował je DeMaio i dosyć często grane były na koncertach, więc materiał z tej płyty nie jest całkowicie nowy.
Różne przyczyny spowodowały, że grupa zawiesiła działalność nagraniową na całe sześć lat. Z nowym albumem powróciła dopiero w następnym stuleciu.
ocena: 9/10
new 19.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - Warriors of the World (2002) (2CD edition / Nuclear Blast 04.07.2002)
Tracklista:
1. Call to Arms 05:31
2. The Fight for Freedom 04:31
3. Nessun Dorma (Giacomo Puccini) 03:29
4. Valhalla 00:36
5. Swords in the Wind 05:20
6. An American Trilogy (Mickey Newbury cover) 04:20
7. The March 04:02
8. Warriors of the World United 05:51
9. Hand of Doom 05:50
10. House of Death 04:25
11. Fight Until We Die 04:03
tracklista:
1.Call to Arms 05:30
2.The Dawn of Battle 06:48
3.I Believe 04:06
Rok wydania: 2002
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Karl Logan - gitara, instrumenty klawiszowe
Joey DeMaio - bas
Scott Columbus - perkusja
Mijały lata, a nowa płyta MANOWAR była tylko zapowiadana. W końcu jednak grupa przystąpiła do nagrań, a pewnym bodźcem do tego były tragiczne wydarzenia z 11 Września, co w jakiś sposób odzwierciedla umieszczenie na tym albumie covera An American Trilogy. Tym razem DeMaio zdecydował się na nieco bardziej eklektyczny zestaw kompozycji, bowiem poza złożeniem hołdu swojemu mistrzowi Wagnerowi we własnej instrumentalnej wersji The March, przedstawił także swoją wizję Nessun DormaGiacomo Puccini. Wszystkie kompozycje zostały nagrane podczas tej samej sesji w Galaxy Studios w Mol w Belgii. Najpełniejszy zestaw ukazał się w ramach dwupłytowego zestawu CD, gdzie dodany został singiel "The Dawn of Battle" wydany potem samodzielnie 18 listopada 2002.
Ogólnie liczba wydań tego albumu była imponująca i był to jeden z najlepiej sprzedających się LP MANOWAR.
Trzeba powiedzieć, że wynikało to nie tylko z "głodu" fanów na nowy MANOWAR, ale i z wyjątkowo wysokiej jakości samych kompozycji.
Znalazły się tu bogato zaaranżowane klasyczne numery w średnich manowarowych tempach, bojowe i surowe, o morderczych pompatycznych refrenach jak Call to Arms czy Hand of Doom z długą solową partią gitarową Logana.
Mocarny drapieżny jest niezwykle energetyczny House of Death z nieoczekiwaną mroczną częścią środkową i nagłym wybuchem speed/heavy w końcówce.
Przy pianinie i werblach zaśpiewał Adams The Fight for Freedom, który rozwija się w hymnowo - marszowym refrenie. Tak po raz kolejny łagodniejszy MANOWAR wzrusza i porusza. Wzrusza także w stanowiącym niejako kontynuację Master Of The Wind, czyli w Swords in the Wind. Choć specjalnie nie cenię gry Logana, to muszę przyznać, że zagrał tu rewelacyjne klimatyczne solo. Epicka moc tego numeru jest powalająca.
Numer tytułowy Warriors of the World United jest totalnie niszczący i to najlepszy song dla Brothers of Metal od wielu, wielu lat. To mega klasyk i tyle.
Gdy Eric śpiewa refren:
Brothers Everywhere
Raise you hands into the air
We're warriors
Warriors of The World
Like thunder from the sky
Sworn to fight and die
We're warriors
Warriors of The World
podnoszą się wszystkie ręce! Wszystkie miecze i wszystkie topory! Przeogromna moc!
Zasadniczą część albumu kończy bojowy i szybki Fight Until We Die, a uzupełniające wszystko The Dawn of Battle i I Believe to wspaniałe true numery MANOWAR pełne barbarzyńskiej mocy, oraz epickiego klimatu w łagodnych partiach.
Wszystko zostało odśpiewane przez Erica z barbarzyńską mocą i dumą z towarzyszeniem potężnej sekcji rytmicznej, gdzie bas DeMaio idzie jak równy z równym z bębnami i blachami Columbusa. Logan gra lepiej, niż na poprzednim albumie, jakby w końcu zrozumiał, jak należy grać w MANOWAR i jest to taka wypadkowo jego stylu i dwóch poprzednich gitarzystów -Rossa The Bossa i Davida Shankle.
Brzmieniowo jeden z najlepiej wyprodukowanych do tego czasu albumów MANOWAR. Potężna głęboka sekcja rytmiczna, udane plany dalsze i mocarna, ale niezbyt ciężko ustawiona gitara. Nad tym wszystkim góruje Eric Adams wysunięty do przodu.
Po raz kolejny MANOWAR udowodnił, kto jest Królem Metalu.
ocena: 9,8/10
new 22.08.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - Gods of War (2007)
Tracklista:
1. Overture to the Hymn of the Immortal Warriors 06:19
2. The Ascension 02:30
3. King of Kings 04:18
4. Army of the Dead, Part 1 01:58
5. Sleipnir 05:13
6. Loki God of Fire 03:50
7. Blood Brothers 04:54
8. Overture to Odin 03:41
9. The Blood of Odin 03:57
10. The Sons of Odin 06:23
11. Glory Majesty Unity 04:41
12. Gods of War 07:26
13. Army of the Dead, Part 2 02:20
14. Odin 05:27
15. Hymn of the Immortal Warriors 05:29
16. Die for Metal (bonus track) 05:16
Rok wydania: 2007
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Karl Logan - gitara, instrumenty klawiszowe
Joey DeMaio - bas, instrumenty klawiszowe, narracja
Scott Columbus - perkusja
oraz
Joe Rozler - aranżacje symfoniczne
Prawie pięć lat trwały przymiarki i prace nad kolejnym albumem MANOWAR, gdzie tym razem DeMaio zdecydował się stworzyć heroiczny true concept, rozwijając ideę wagnerowskiego podejścia do heavy metalu.
Gdy ten album ukazał się 23 lutego 2007 nakładem Magic Circle Music z USA, z miejsca podzielił fanów grupy i dał asumpt do nieraz niewybrednych drwin ze strony jego przeciwników. Z miejsca zarzucono nadmiar orkiestracji, narracji, niemetalowych aranżacji, niespójność, nudę tam, gdzie metalu nie ma i wiele innych rzeczy.
Być może jakieś ziarno prawdy w tym jest, lecz jak duże?
Eksperyment z większą, bardziej złożoną formą muzyczną MANOWAR przeprowadził już przecież na płycie "The Triumph of Steel" w suicie Achilles, Agony and Ecstasy in Eight Parts i wówczas aż tak wielkiego oburzenia i poruszenia nie było. Tu, w ramach konceptu o wojownikach i bogach nordyckich takie tworzenie atmosfery też miało swoje uzasadnienie, rozwinięcie planów dalszych i interludiów było niezbędne dla stworzenia spójnej historii, a czy zostało to przesadnie rozwinięte?
Fakt, Overture to the Hymn of the Immortal Warriors jako instrumentalne intro nie musiało trawać aż sześć minut, a narracje DeMaio (Glory Majesty Unity) można było także trochę ograniczyć. W sumie jednak inne krótkie instrumentalne kompozycje stanowią tylko małą część ogólnego czasu trwania płyty wypełnionej true heavy metalem epickim najwyższej próby.
To, co jest związane z orkiestracjami i elementami symfonicznymi oraz chóry to dzieło Joe Rozlera, który podobne rzeczy robił dla MANOWAR już w roku 2002 przy okazji realizacji poprzedniego LP. Tu spisał się bardzo dobrze i choć może nie jest to poziom RHAPSODY czy innych doświadczonych grup grających metal symfoniczny, to generalnie mamy tu przykład bardzo dobrego wyczucia konwencji metalowej legendy, baśni czy jak tam kto woli to sobie nazwać.
Klasyczne tempa i wspaniałe monumentalne i nośne refreny to King of Kings i Sleipnir, a przy tym jak umiejętnie wprowadzono tu te łagodne epickie i jakże pompatyczne fragmenty,
Rytmiczny i prosty Loki God of Fire jest bardziej drapieżny, mniej melodyjny, tego jednak wymaga ogólna koncepcja, podobnie jak uzasadniona jest pewna egzaltowana łagodność i elegijność spokojnegosonguBrothers.
Overture To Odin, The Blood of Odin i The Sons of Odin trzeba traktować jako jedną patetyczną wagnerowską całość i przecież Overture brzmi świetnie i jest doprawdy poruszająca, a The Sons of Odin to fantastyczny bojowy klasyk MANOWAR nasycony prawdziwą epiką z niesamowitym zakończeniem.
Gods of War - utwór tytułowy jest absolutnym majstersztykiem epic heavy nie tylko jeśli chodzi o MANOWAR. Odgłosy marszu, poruszające tło symfoniczne i wokal Erica niemal a capella są niezapomnianym przeżyciem. Ten refren to chyba jeden z najwspanialszych refrenów true heavy, jaki kiedykolwiek powstał.
Odin także jest wyborny. Spokojny song o monumentalnym barbarzyńskim wydźwięku doskonale podtrzymuje nastrój, jaki panuje, gdy kończy się Gods of War. Stanowi także pomost do zakończenia konceptu w Hymn of the Immortal Warriors, totalnie niszczącym zwieńczeniu całości. Smutek, zaduma, refleksja i moc, moc metalu w końcówce!
Na zakończenie dodany został pozostający poza konceptem Die For Metal, klasyczny numer ku pokrzepieniu Metal Brothers, zresztą bardzo dobry.
Wokale Erica kapitalne, zarówno tedy gdy jest majestatyczny jak i gdy śpiewa jak barbarzyński wojownik. Logan gra dobrze, choć czasem te jego sola nie do końca przystają do ogólnej koncepcji i rzadko dopowiadają dalszą część historii. Mocarna sekcja rytmiczna z gęstym basem i potężnymi bębnami Columbusa, absolutnie doskonała i to jest MANOWAR bez skazy.
Produkcja jest bardzo dobra poza jednym elementem. Sola Logana są realnie zbyt ciche. Ogólnie jego gitara jest dosyć miękka i mało surowa, na pewno mniej agresywna niż na albumie poprzednim.MANOWAR nie gra tym albumie metalu symfonicznego i nie można oceniać go w tej kategorii. Jest to nadal true heavy metal, tyle formalnie bogatszy, i co najważniejsze w oddzielnych kompozycjach. Należy się tu cieszyć z ogólnego klimatu, dobywać miecza gdy trzeba i jeśli komuś te wszystkie monumentalne wydają się zbyt mało true, to może je po prostu przewinąć i opuścić, ale czy wtedy idea ukaże się w pełnej krasie i wszystkich barwach?
Nikt jednak nie zaprzeczy, że w kompozycji Gods Of War MANOWAR osiągnął Bramy Valhalli!
ocena: 9,5/10
new 27.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - Thunder in the Sky (2009)
Tracklista:
1. Thunder in the Sky 04:26
2. Let the Gods Decide 03:37
3. Father 03:52
4. Die with Honor 04:19
5. The Crown and the Ring (Lament of the Kings) (metal version) 04:57
6. God or Man 04:52
Rok wydania: 2009
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Karl Logan - gitara, instrumenty klawiszowe
Joey DeMaio - bas, instrumenty klawiszowe
Donnie Hamzik - perkusja
W kwietniu 2008 z zespołu odszedł Scott Columbus. Było to w trakcie trwania trasy koncertowej zespołu i z pomocą pospieszył Rhino, dzięki czemu MANOWAR wywiązał się ze zobowiązań wobec organizatorów.
Sam Columbus podał jako przyczynę "tragedię osobistą" jednak nigdy do końca nie wyjaśniło się, o co mu chodziło.
Być może o rozwód z trzecią żoną Kathy Recupito, choć najprawdopodobniej już wtedy był związany z Nancy Baker z Syracuse. W wywiadzie z roku 2010 Columbus stwierdził natomiast, ze przyczyną odejścia było inne spojrzenie jego i Joeya DeMaio na pewne sprawy, pogłębiająca się różnica interesów. Życie osobiste Columbusa było burzliwe. Gdy odchodził z MANOWAR po raz pierwszy, jako przyczynę podał chorobę syna, tymczasem w roku 2008 wyznał dziennikarzowi - "Mój syn nigdy nie był chory. I co teraz z tym zrobisz?"
Columbus miał pewne własne plany muzyczne, jednak nie zostały one nigdy zrealizowane. Scott Columbus zmarł 4 kwietnia 2011 w wieku 54 lat, o czym świat poinformowali niezależnie Nancy i Ross The Boss Friedman.
Rhino, który miał inne zobowiązania, nie pozostał w MANOWAR, do składu wrócił jednak w 2008 pierwszy perkusista grupy - Donnie Hamzik. Przez te wszystkie lata nie udzielał się na poważnie w muzyce metalowej, choć wziął udział jako sesyjny perkusista w przekrojowym video MANOWAR "Absolute Power" w roku 2006. Jako ciekawostkę można wymienić fakt, że Hamzik pracował jako asystent operatora przy kręceniu sławnego filmu "Transporter 2" ze Stathamem w roli głównej.
Z nim przygotowane zostało dosyć nietypowe wydawnictwo złożone z dwóch CD pod tytułem "Thunder In The Sky".
Pierwsza płyta stanowiła zestaw kilku nowych kompozycji, singla Die With Honor i nowej bardziej "metalowej" wersji The Crown and the Ring (Lament of the Kings) , notabene jednak o mniejszej mocy oddziaływania niż oryginał. Szybki i surowy Thunder in the Sky złagodzony został w drugiej części o wolniejszą klimatyczną epicką partię, podobnie skonstruowany został także God or Man, który można jednak uznać za tylko dobry. Mimo że znany z rozdawanego za darmo na koncertach singla Die with Honor w roku 2008, miał być nagrany na nowo, to znalazł się na płycie w niezmienionej wersji. Tu MANOWAR gra wolniej, dostojniej, rytmicznie i z dominacją basu DeMaio oraz wokalem Adamsa zbliżonym do recytacji, oraz chórami bojowymi w refrenach.
Najlepszy na tym wydawnictwie jest potoczysty, true metalowy Let the Gods Decide, pełen wewnętrznej siły i z nośnym refrenem, ale całość skupia się chyba na łagodnym songu Father przy gitarze akustycznej, który został nagrany także w językach: bułgarskim, chorwackim, fińskim, francuskim, niemieckim, greckim, węgierskim, włoskim, japońskim, norweskim, portugalskim, rumuńskim, hiszpańskim, tureckim no i po polsku.
W wersji digital istnieje również wersja po szwedzku i po rosyjsku. Pozostałe znalazły się na drugim CD.
Song jak song, metalu w tym mało, jednak nagranie to narobiło sporo szumu w krajach, gdzie te języki są ojczyste i zresztą nie tylko w nich. Eric Adams poradził sobie z naszym trudnym polskim językiem zupełnie nieźle, wiadomości ze świata głosiły także, że również i inne narody były zadowolone.
Generalnie wydawnictwo dosyć nietypowe, może z lekka komercyjne, jednak bardzo dobrze zrealizowane, no może poza słabymi solami Logana i raczej mało finezyjną grą Hamzika.
Wiadome było, że jest to rozgrzewka przed kolejnym pełnym albumem, który MANOWAR praktycznie od razu zapowiedział.
ocena: 8/10
new 27.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Manowar - The Lord of Steel (2012) /wersja CD Magic Circle Music 19.10.2012 "Steel Limited Edition"/
Tracklista:
1. The Lord of Steel 04:07
2. Manowarriors 04:32
3. Born in a Grave 05:03
4. Righteous Glory 05:47
5. Touch the Sky 03:48
6. Black List 06:44
7. Expendable 03:11
8. El Gringo 06:55
9. Annihilation 03:58
10. Hail, Kill and Die 03:57
11. The Kingdom of Steel 07:20
Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Eric Adams - śpiew
Karl Logan - gitara, instrumenty klawiszowe
Joey DeMaio - gitara basowa
Donnie Hamzik - perkusja
oraz
Joe Rozler - instrumenty klawiszowe
Po raz kolejny MANOWAR zaskoczył w roku 2012.
16 czerwca ukazuje się wersja digital albumu "The Lord of Steel", którą można było też kupić w wersji CD z 233 numerem "Metal Hammer", słuchacze narzekają na brzmienie ogólne i... okazuje się, ze finalna wersja na CD nakładem Magic Circle Music ukazuje się z dodatkowym utworem The Kingdom of Steel dnia 19 października tegoż roku.
Zremasterowana, przerobiona, dopracowana. DeMaio tłumaczy to po swojemu, pojęciem filmu w dwóch wersjach z alternatywnym zakończeniem, ale jako to tam było naprawdę, kto wie.
MANOWAR nie zapomniał o swoim przyjacielu Columbusie i ten LP rozpoczyna się od poświęconemu mu The Lord of Steel. I co? To nie jest dobry hołd w trywialnym heavy metalowym numerze bez duszy, z marnym solem Logana i mechaniczną perkusją Hamzika... Momenty, chwile, fragmenty i tylko. Naprawdę można było uczcić zmarłego przyjaciela
w bardziej monumentalny sposób.
Ta płyta to album prostego grania. Tak prostego, jak na "Sign of The Hammer", a może nawet jeszcze bardziej.
Chwilami zawstydzającego jak nagrania THOR, jeśli posłuchać Manowarriors. To mam być hymn dla Metal Brothers? Z takim refrenem i z taką grą Logana? Touch the Sky nie wnosi nic poza kolejny skojarzeniem z mechanicznym graniem true w stylu Thora. To doprawdy fatalne zestawienie skojarzeń, dla MANOWAR rzecz jasna. Klasyczne, typowe dla MANOWAR utwory epickie w średnim tempie jak Born in a Grave bardzo dobre, ale tylko jeśli się MANOWAR ceni ogólnie za taki styl grania. Realna moc barbarzyńska wznosząca ten zespół na wyżyny gdzieś wyparowała. Naprawdę wyparowała w songu Righteous Glory. To MANOWAR czy kołysanka?
W Black List dużo basu i niewiele ponadto, bo jeśli miał być mrok, to go nie ma, co najwyżej zmierzch zapada, także nad bezsensowną grą Logana w tym kawałku.
Expendable miał się znaleźć na ścieżce dźwiękowej filmu "The Expendables 2", lecz ostatecznie został odrzucony. Dlaczego? Wystarczy tego posłuchać. Ten film nie potrzebował tak prymitywnej muzyki. Inaczej było z kompozycją El Gringo, która została użyta jako motyw przewodni w filmie pod tym samym tytułem z roku 2012 w reżyserii Eduardo Rodriguez. Dobry film, wcale nie z powodu tej kompozycji zresztą. Ten numer nie jest zły, ale to klisza tego co już MANOWAR zagrał kiedyś. Wystarczy się dobrze wsłuchać.
Bezradność tworzenia równoległych planów to gitary w Annihilation, ale to można jeszcze znieść, natomiast ogólnie nie pamiętam równie beznadziejnego utworu MANOWAR w warstwie muzycznej i samej melodii. Takie rzeczy to domena amatorskich bandów "true" metalowych, których członkowie na co dzień zajmują się pożyteczną pracą w zakładach mięsnych lub przy wyrębie lasu.
Hail, Kill and Die to stary chwyt MANOWAR ze zbudowaniem tekstu z tytułów własnych kompozycji, ale muzycznie to jest marne i szkoda tu słuchać tego jeśli przypominają się dni chwały przy okazji tych właśnie kawałków.
Kompozycje realnie bez prawdziwego manowarowego polotu. Bardzo to smutne.
Bohaterowie są zmęczeni? Eric śpiewa przeciętnie, jakby bez wiary, Logan gra fatalnie, tak źle, jak nie grał jeszcze nigdy, wciskając najgorsze z możliwych, nic niewarte solówki, Hamzik po prostu opukuje zestaw perkusyjny, a natarć DeMaio nie zostało więcej niż pukanie.
Produkcja jest fatalna. Płaska, miękka, ugładzona, praktycznie bez głębszych planów, stłumiona. Adams jakoś tam wciśnięty pomiędzy bas i gitarę, klawisze jeśli już są, to anemiczne, beż życia. Jakiś plastik, jakaś studnia, jakiś wytłumiający wszystko styropian. Można wielbić MANOWAR, można uważać ten zespół za Królów Metalu, ale istnieje pojęcie obiektywnie dobrej metalowej muzyki. Te ramy obiektywizmu dodatkowo stają się jeszcze bardziej obiektywne, gdy istnieje materiał porównawczy.
Wniosek jest jeden. To nie jest dobra płyta MANOWAR.
The Kingdom of Steel nie brzmi jak song triumfu. Brzmi jak epitafium dla czegoś, co przeminęło.
Czy bezpowrotnie?
Jest to ostatnia jak na razie płyta MANOWAR. Hamzik odszedł w roku 2017 i oficjalnie grupa nie ma nowego perkusisty.
Prawdziwi Wojownicy jednak nigdy się nie poddają i pozostaje Nadzieja.
ocena: 6/10
new 27.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Manowar - The Final Battle I (EP) (2019)
Tracklista:
1. March of the Heroes into Valhalla 02:39
2. Blood and Steel 04:42
3. Sword of the Highlands 05:59
4. You Shall Die Before I Die 06:08
Gatunek: Heavy False Metal
Rok: 2019
Kraj: USA
Skład:
Eric Adams - śpiew
E. V. Martel - gitara
Joey DeMaio - bas, śpiew
Anders Johansson - perkusja
Mistrzowie mają czasami to do siebie, że potrafią wiele, ale starają się nie pokazywać wszystkiego i wolą być w cieniu, pokazując kierunek. Kiedy uczniom się wydaje, że prześcignęli mistrza, wtedy mistrz wstaje i pokazuje, jak wiele tajemnic jeszcze skrywa i jak wiele muszą się jeszcze uczniowie nauczyć.
Taki typowy obraz filmowego czy książkowego mentora i w true metalu kiedyś spokojnie można było uznać Manowar.
Siedem lat minęło od The Lord of Steel, płyty w głównej mierze przeciętnej, ale z drobnymi przebłyskami, które mogły dawać pewne nadzieje.
I wtedy nadeszło The Final Battle I, który ponoć ma mieć jeszcze 2 części, które pewnie się pojawią. Chociażby dlatego, że to Establishment.
Mentor powrócił, ale z nowymi adeptami, mistrzem perkusji Andersem Johanssonem, którego przedstawiać nie trzeba, ale jest i świeża krew sceny metalowej, E.V. Martel z cover bandu Manowar, Kings of Steel.
Wydawałoby się, że to spełnienie marzeń, grać w zespole, z wielkimi sławami, których kawałki się ogrywało i prawdopodobnie marzyło, aby do nich dołączyć. Jak kopnięcie losu.
Wydawałoby się, że E.V Martel będzie grać z pasją, zaangażowaniem, skoro amerykański sen się spełnił.
Tymczasem nie gra on nawet tak, jakby ktoś patrzył mu na ręce czy czuł stres, został przytłoczony rolą. On gra po prostu słabo i trudno tu zrzucić winę na nieciekawy repertuar, bo ile razy już się słyszało nieciekawe rzeczy, a ratowały to sola?
Byli przeciwnicy Rossa the Bossa, talentu Shankle nie negował nikt, tymczasem Martel robi z Logana mistrza gitary. Więcej dodawać poza tym, że to źle, nie trzeba.
Szkoda tu Johanssona, to bardzo utalentowany i wszechstronny perkusista, tymczasem nie dostał do roboty nic poza pukaniem w zestaw. Trudno mu się dziwić, że brak zaangażowania i to nie jego wina.
Adamsowi zarzucić nie można nic, bo to Głos i zawsze śpiewa dobrze. Szkoda, że na tak mierny repertuar.
20 minut, odjąć prawie 3 i mamy tylko ograny do bólu już nie tylko przez heavy metalowe zespoły, ale nawet Manowar Blood and Steel, po nim równie ograny do bólu i bezpieczny Sword of the Highlands.
Daniem głównym jest You Shall Die Before I Die, którego sam już tytuł brzmi jak parodia, a sama kompozycja wznosi Nanowar na wyżyny.
To druga część kompozycyjnego geniuszu, jakim bez wątpienia było Black Arrows. Tym razem dłuższe, bo przez sześć minut, chyba po to, aby ułatwić znalezienie sensu i zamiaru tego jakże kultowego utworu.
15-20 lat temu może bym i uronił trüe łzę, bo słuchałem tylko kilku zespołów na krzyż i Manowar był jednym z nich, jednak obecnie to jeszcze bardziej mi się dłuży czekanie na kolejny album Legacy, który nigdy nie nadejdzie, albo wypełniam tę pustkę innymi, którzy niszę wypełnili już dawno albo czekają na danie im szansy.
Manowar można było uznać za muzykę, która łączyła pokolenia.
Mentor powrócił, ale pokazał, że na The Lord of Steel dobre rzeczy były raczej przypadkiem niż działaniem zamierzonym.
Królowie Metalu. Prężą mięśnie i grają nadal, mając się za królów świata.
Tymczasem już nawet dzieci krzyczą "Król jest nagi".
Ocena: 3/10
SteelHammer
|