Infinita Symphonia
#1
Infinita Symphonia - A Mind's Chronicle (2011)

[Obrazek: R-4180332-1369931300-5895.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Intro(verted) 01:38
2.Lost in My Own Brain 04:26
3.Mighty Storm 05:15
4.The Illusion 05:31
5.Planet Universe 05:22
6.Here There's No Why 05:19
7.Only One Reason 06:16
8.Lost and Found 05:05
9.From Earth to Heaven 05:37
10.The Equation of the End 05:52
11.I Believe in You 07:14

rok wydania: 2011
gatunek: progressive/power metal
kraj: Włochy

skład zespołu:
Luca Micioni - śpiew
Gianmarco Ricasoli - gitara, śpiew
Alberto De Felice - gitara basowa
Luca Ciccotti - perkusja


Jest debiut grupy z Rzymu istniejącej od roku 2008. Album został wydany przez Scarlet Records w lipcu 2011.

Jeśli szukać porównań, to chyba w pewnych fragmentach blisko jest tu do ADAGIO z albumu "Archangels In BlacK". Może mniej jest tego anielskiego-demonicznego pierwiastka, wykonanie jest na nieco niższym poziomie, ale takie utwory jak Lost in My Own Brain czy  Planet Universe charakteryzują się podobnym tłem klawiszowym i zbliżoną narracją ubarwioną elementami neoklasycznymi. W podobnej stylistyce osadzony jest Only One Reason, gdzie gościnnie i ponuro zaśpiewał sam Tim "Ripper" Owens. Jest też i nieco ciężej zagranego metalu progresywnego, na granicy heavy/power o epickim rysie (okrzyki, wzniosły pompatyczny wokal) jak w Mighty Storm. Skręcają także na obszary łagodnie zaaranżowanych songów LABYRINTH  w The Illusion oraz zrobionym z pewnym rozmachem From Earth to Heaven. Oczywiście nie mogło zabraknąć tradycyjnego gościnnego udziału Fabio Leone i zaśpiewał on wraz z Luca Micioni w utworze Here There's No Why, będącym co ciekawe wypadkową muzyki LABYRINTH i RHAPSODY OF FIRE, w sumie na średnim poziomie. Na koniec trochę dramatyzmu, melodyjnego i okraszonego dodatkowymi żeńskimi wokalami (Valentina Volpini i Daniela Gualano) w I Believe in You. Byłaby to całkiem przebojowa kompozycja, gdyby nie nazbyt progresywna część instrumentalna.

Wokalista Luca Micioni prezentuje się nadzwyczaj dobrze. Zarówno gdy śpiewa przy gitarze akustycznej w From Earth to Heaven, jak gdy pokonuje ciężkie heavy/power metalowe riffy. Przyjemny ciepły głos, nienaganne niezbyt wysokie "górki". W tym aspekcie ten zespół ma sporą przewagę nad innymi podobnymi z Włoch. Natomiast instrumentaliści solidni, ale niczym się nie wyróżniają. Gianmarco Ricasoli dzielnie wspiera wokal główny, ale jako gitarzysta pokazuje mało i w sposób nieśmiały, poza kilkoma karkołomnymi solówkami. No, może poza powermetalowymi atakami w zimnym i wykalkulowanym w zwrotkach The Equation of the End.
Produkcja bardzo dobra, wyrazista, selektywna, z odważnie ustawioną jak na ten gatunek gitarą, umiejętnie wysuniętymi klawiszami gdy to nieodzowne i dosyć głośną perkusją.
Ogólnie mówiąc, nie mam tu żadnej rewelacji, ale jak na początek zupełnie przyzwoita płyta z muzyką z pogranicza melodic power i progressive, skłaniającą się ku progressive.

Ocena: 6,9/10


new 22.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Infinita Symphonia - Liberation  (2018)

[Obrazek: R-12614980-1538646409-3921.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Hope 02:13
2.The Time Has Come 04:57
3.Never Forget 05:04
4.How Do You Feel? 04:51
5.Coma 04:45
6.A Silent Hero 04:16
7.Be Wise or Be Fool 05:09
8.A New One 05:30
9.Don't Fall Asleep Again 04:21
10.Liberation 07:12
11.Q & A 11:11

rok wydania: 2018
gatunek: progressive/power metal
kraj: Włochy

skład zespołu:
Luca Micioni - śpiew
Gianmarco Ricasoli - gitara
Alberto De Felice - gitara basowa
Ivan Daniele - perkusja

oraz:
Daniela Gualano - śpiew
Julia Elenoir - śpiew
Blaze Bayley - śpiew
Gaetano Amodio - gitara basowa


Pięć lat grupa INFINITA SYMFONIA  nie dawała znaku życia, by 7 grudnia w końcu przedstawić swój trzeci album nakładem My Kingdom Music. Pojawiło się na nim kilka znanych postaci, w tym Blaze Bayley oraz basista Gaetano Amodio z DRAGONHAMMER. Pojawiły się także dwa głosy żeńskie, ale jak wiadomo INFINITA SYMPHONIA lubi zaskakiwać, zresztą nie zawsze na plus.
Tym razem zaskoczenie jest duże, bo otrzymujemy coś na kształt koncept albumu o wolności, ale realnie panuje tu ogromne zamieszanie i niespójność stylistyczna.

Wstęp w postaci Hope, to po prostu nowocześnie zaaranżowane ambientowe intro, a The Time Has Come typowy dla zespołu progresywny, melodyjny power metalowy numer, ale już Never Forget, to melodyjny power metal zagrany znacznie ostrzej, jak na ten zespół bardzo nośny, szczególnie w rozległym refrenie. Oczywiście Ricasoli w solo nie zapomina utwierdzić wszystkich, że to nadal progressive granie. Niestety, takie bezbarwne jak w How Do You Feel? Tak naprawdę nie bardzo wiadomo, co w tej kompozycji jest najważniejsze - próba tworzenia ciepłego klimatu czy ekspozycja bardzo kiepskiego refrenu. Zagrywki progresywne także bardzo prymitywne tym razem. Coma jest wyjątkowo mocna i rytmiczna, z akcentami groove i tym razem ta melodia jest udana i zapadająca w pamięć. Ogólnie brzmi to bardzo nowocześnie jak na INFINITY SYMPHONIA. Potem jednak następuje beznadziejny ospały song balladowy A Silent Hero, a po nim wałkowanie modern metalowych patentów w sumie bardzo ubogim w pomysły Be Wise or Be Fool. Te zmiany stylów i klimatów są tu po prostu biegunowe. W A New One duety wokalne męsko- żeńskie i festiwal piosenki estradowej miesza się z AOR i progresywnym rockiem w jeden, nie bardzo strawny koktail. W Don't Fall Asleep Again grają tak fatalny melodyjny progressive power metal, jak grają go zazwyczaj tylko Włosi... No przykro tego słuchać po prostu. Tytułowy Liberation został zbudowany na mieszance modern alternative rocka, jakichś motywów przypominających orientalne oraz beznadziejnej partii onirycznej, z paskudnymi płaskimi wokalami. Na koniec oczywiście standardowy kolos Q & A, w pierwszej fazie przypominający strojenie gitar, potem wielkie muzyczne nic z ambientowymi akcentami. Instrumentalne nic.

Była mowa o Blaze. Może i jest, ja nie bardzo wiem gdzie. Zapewne gdzieś zaginął w otchłani mętnej produkcji...
Produkcja jest zła. Perkusja kartonowa, gitary (poza fragmentami z groove) płaskie i bezbarwne. Luca Micioni gdzieś tam wciśnięty w plan dalszy, tak jakby gitara była tu ważniejsza, a przecież Ricasoli nie gra niczego specjalnie ciekawego. Brak klarowności, brak przestrzeni, brak tego, co niezbędne, by progresywny melodyjny power błyszczał.
INFINITA SYMFONIA nigdy nie był zespołem z czołówki włoskiego progresywnego grania. Tu jednak zaskoczył absolutną nieporadnością kompozycyjną, po części wykonawczą i na pewno produkcyjną.
Jest to kompromitujący powrót.

ocena: 2,7/10

new 8.12.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości