Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Astral Doors - Of The Son And The Father (2003)
Tracklista:
1. Cloudbreaker 03:31
2. Of the Son and the Father 04:56
3. Hungry People 03:40
4. Slay the Dragon 03:39
5. Ocean of Sand 03:52
6. In Prison For Life 04:13
7. The Trojan Horse 04:36
8. Burn Down the Wheel 03:33
9. Night of the Witch 03:45
10. Rainbow in Your Mind 03:50
11. Man on the Rock 03:03
Rok wydania: 2003
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Patrik Johansson - śpiew
Joachim Nordlund - gitara
Martin Haglund - gitara
Mika Itäranta - bas
Johan Lindstedt - perkusja
Joakim Roberg - instrumenty klawiszowe
Kto tęskni za R. J. Dio i za BLACK SABBATH Martin Era, ten powinien obowiązkowo zapoznać się ze szwedzkim ASTRAL DOORS. Grupa postawiła sobie za cel odtworzenie klimatu i stylu grania wyżej wymienionych, tworząc logiczną kontynuację czy, jak kto woli, kalkę. Ogromnym atutem jest w tym zespole kapitalny wokalista, Nils Patrik Johansson, obdarzony głosem R. J. Dio, znany także z innych zespołów, cieszących się sporym uznaniem. Grupa została założona w Borlänge w roku 200,2 a debiut wydała hiszpańska wytwórnia Locomotive Records w październiku 2003 roku.
O tym albumie ciężko pisać w kategoriach numery lepsze czy gorsze.
Debiut fenomenalny, absolutnie wtórny, absolutnie oparty na klasyce gatunku i wykonany z absolutną pewnością siebie. Zwarte, skomasowane heavy metalowe kompozycje bez zbędnego pieprzenia, dłużyzn, wygibasów i silenia się na oryginalność. Proste sola gitarowe, schowany na ogół (poza wstępem do "The Trojan Horse") podkład klawiszowy w klasycznym brzmieniu lat 80 tych. Przeważnie wszystko zrobione pod DIO z lat wczesnych i pod BLACK SABBATH z Dio. Samego RAINBOW niewiele, poza refrenem w "Ocean of Sand" i częściowo w "Burn Down the Wheel". Niezwykle sprawne i trafne otwarcie w postaci szybszego i przebojowego "Cloudbreaker". Super zaraźliwych refrenów nie ma, co zresztą jest zrozumiałe, patrząc na inspiracje, ale refren "Slay the Dragon" totalnie odlotowy i uwolnić się od niego nie sposób. W większości utworów dominują tempa średnie, riffy mocne, nieskomplikowane, a gitarzyści Nordlund i Haglund znakomicie się uzupełniają. "Rainbow in Your Mind" już samym tytułem, jakże przewrotnym, daje do myślenia. Wokal pana Dio (ups... Johanssona) wysunięty i kruszący mocą żelazobeton, a do tego wcale nie taki jednostajny, jak to u R. J. czasem bywało. Album monolit z malutką rysą w postaci refrenu do dosyć lajtowego "Man on the Rock". Można był poprzeczkę ustawić nieco wyżej.
Przednia zabawa jest przy tym LP i do tego jeszcze moment zastanowienia - czemu ten, na którym się tu wzorowali, nie wymyślił podobnych rzeczy. W końcu to nieskomplikowane kompozycje.
Solidne, mocne brzmienie całości, stylizowane na lata 80-te, dopełnia obrazu nostalgicznej wycieczki w "złote lata" klasycznego, tradycyjnego metalu.
Płyta ukazała się także w Japonii, ale pod tytułem "Cloudbreaker" i z dwoma dodatkowymi utworami.
Ocena: 10/10
7.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Astral Doors - Evil Is Forever (2005)
Tracklista:
1. Bride of Christ 03:41
2. Time to Rock 04:05
3. Evil is Forever 05:25
4. Lionheart 05:09
5. Praise the Bones 03:34
6. Pull the Break 03:42
7. Fear in Their Eyes 04:54
8. Stalingrad 04:23
9. From the Cradle to the Grave 03:56
10. The Flame 03:38
11. Path to Delirium 06:55
Rok wydania: 2005
Gatunek: Heavy metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Patrik Johansson - śpiew
Joachim Nordlund - gitara
Martin Haglund - gitara
Mika Itäranta - bas
Johan Lindstedt - perkusja
Joakim Roberg - instrumenty klawiszowe
Gdy się ma wokalistę z głosem jak Dio i potrafi komponować utwory żywcem wyjęte z heavy metalowego świata DIO lat 80tych, to trzeba z tego korzystać.
ASTRAL DOORS ma te atuty i ponownie wykorzystał je w podobny sposób jak na debiucie także i na tej swojej drugiej płycie, która najpierw ukazała się w Japonii (Nexus), a w lutym w Europie nakładem hiszpańskiej Locomotive Records.
Tu nie ma udawania, że gra się "w nurcie", że wykorzystuje się pomysły. Jest to prosta i jasna kontynuacja muzyki DIO z lat 80tych, pokazanie kolejnych utworów, które ekipa Dio mogła nagrać dwadzieścia lat wcześniej. Jest tu jednak pewna przewaga nad tamtym zespołem. To dwadzieścia lat doświadczeń rozwoju tradycyjnego heavy metalu, które jasno pokazują, że płyta wybitna w gatunku heavy metal tradycyjny musi być równa, utrzymana w jednolitej konwencji, a jednocześnie różnorodna w obrębie przyjętego stylu. Taki album nagrał po raz drugi ASTRAL DOORS. Ciężki bas, dwie gitary wygrywające klasyczne riffy DIO i panujący nad wszystkim Johansson. Tak jest w dosyć szybkim Bride of Christ, gdzie dodatkową atrakcją są krótkie sola gitarowe. Tak jest też w wolniejszym i trochę monumentalnie podniosłym Time to Rock.
Trzeba też powiedzieć, że ASTRAL DOORS to także muzyka BLACK SABBATH z czasów gdy śpiewał tam Dio, a także BLACK SABBATH z Martinem, tego jednak mniej, ale w pewnych rozwiązaniach melodii i budowaniu klimatu jest to wyczuwalne.
Jest tu też nieco więcej klawiszy niż w DIO i takie klawiszowe otwarcie jak w Evil is Forever tam się nie zdarzało. Ale dalej to klasyka zbudowana niemal z cytatów w tym pełnym dumy i pewnego zła graniu. Inny głos Johanssona, akustyczne gitary, klawiszowe tło to znów początek Lionheart. To jednak także w rozwinięciu potężny dio metal i tylko to nieco bogatsze wykorzystanie instrumentów klawiszowych - hammondów w tle daje sygnał, że to nie DIO. Zaginione tracki DIO to esencja tego albumu. Taka jest cała płyta. Te same podziały rytmiczne, te same rozpoznawalne z największego dystansu tempa, ten sam zbudowany na rockowej podstawie feeling. Dwie gitary są tu jednak i tę dodatkową moc słychać w prostszym Praise the Bones oraz w Pull the Break. Granie równe i zwarte jak prekursorów i te trwające zazwyczaj około czterech minut kompozycje są pod względem rozciągnięcia w czasie zbudowane idealnie. Do tego miażdżąca jest siła refrenu w takim właśnie nieskomplikowanym szybkim Pull the Break. Fear in Their Eyes zawiera z kolei ciekawe rozwiązania w miejscach, gdzie Johansson śpiewa w zasadzie tylko z akompaniamentem basu i odległych klawiszy. Tak czy inaczej, to prawdziwy lider tego zespołu we wszystkich utworach. Daleki jestem od twierdzenia, że reszta mu tylko podgrywa, bo także i ta kompozycja, zaaranżowana bogato temu przeczy, ale ten wokalista to dominator i przykuwa uwagę w zniewalający sposób. W Stalingrad po prostu czeka się, aż wejdzie i epicko zniszczy, co też czyni w zdumiewającym stylu po akustycznym intro, niezapowiadającym takiej ciężkiej kompozycji, a jednocześnie tak przepełnionej emocjami wynikającej z trudnej bolesnej tematyki. From the Cradle to the Grave to kwintesencja grania DIO z lat 80tych i wzorowe oddanie stylu tego zespołu z tamtego okresu. Trzeba bardzo pochwalić drugi plan i sposób, w jaki tu zmienia się tempo - płynny i bez szarpania. W The Flame konkretne podkręcenie tempa i ponownie te umiejętnie zrobione zwolnienia. Sola gitarowe, klawisze, energia gitar - to cały ASTRAL DOORS. Na koniec jednak coś niepokojącego, ponurego, co bardziej przypomina BALCK SABBATH z czasów Tyr i także w tym utworze udowadniają jaka siła jest skupiona w tym zespole ze Szwecji. Ze Szwecji - otóż to, bo teraz Brytyjczycy nie są w zasadzie nagrać takiej płyty.
Stworzenie takiego stalowego klimatu, posępnej dostojności dostępne jest tylko najlepszym.
Dodatkowym atutem tego albumu jest ciężkie ostre brzmienie gitar, jakiego w latach 80tych DIO czy BLACK SABBATH uzyskać nie mogły oraz selektywność i przejrzystość jakże ważnego tu drugiego planu. ASTRAL DOORS jest tu znakomity w tym, co robi. Daje popis grania absolutnie tradycyjnego i w stu procentach wtórnego, ale o magicznej sile oddziaływania.
Na fanów DIO i BLACK SABBATH z lat 80 tych w szczególności.
Majstersztyk.
Ocena: 10/10
7.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Astral Doors - Astralism (2006)
Tracklista:
1. EVP 03:25
2. Black Rain 04:27
3. London Caves 03:31
4. From Satan With Love 03:31
5. Fire in Our House 03:30
6. Israel 05:01
7. Raiders of the Ark 03:20
8. Tears From a Titan 04:48
9. Oliver Twist 03:48
10. Vendetta 03:37
11. The Green Mile 04:16
12. In Rock We Trust 03:58
13. Apocalypse Revealed 07:40
Rok wydania: 2006
Gatunek: Heavy metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Patrik Johansson - śpiew
Joachim Nordlund - gitara
Martin Haglund - gitara
Mika Itäranta - bas
Johan Lindstedt - perkusja
Joakim Roberg - instrumenty klawiszowe
Trzeci album ASTRAL DOORS i zespół nadal dumnie kroczy drogą muzycznej spuścizny DIO i BLACK SABBATH z Dio z lat 80tych. Johansson nadal nadaje ton, rozdaje karty, niszczy i demoluje głosem Wielkiego Małego Człowieka do muzyki, której inaczej jak zaginionymi trackami autorstwa Dio nazwać nie można.
Istotne jest jednak to, ze ASTRAL DOORS nadal ma pomysły na te kompozycje, pomysły na motywy przewodnie, na refreny i ciekawe użycie instrumentów klawiszowych, których rola jest istotniejsza, niż w zespołach gdzie występował Dio.
Jak zwykle otwarcie szybkie, w postaci EVP, potem dynamiczny i ostro wykonany Black Rain z masą ciętych riffów, potem London Caves. I po raz pierwszy coś lekko zgrzyta w tej kompozycji. Jest w dużej mierze rockowa, co słychać w refrenie, a zagrana jakoś siłowo. Można odnieść wrażenie, że ma charakter hard rockowego radiowego przeboju wciśniętego tu na siłę i zbyt dociążonego gitarowym mięsem i nadmiernie mocnym wokalem. From Satan With Love znacznie lepszy, chórkami i gęstym klawiszowym tłem, nieprzebijającym się jednak przez ścianę gitar. Taki typowy nieco posępny numer ASTRAL DOORS. Za to w Fire in Our House znów nieco RAINBOW z czasów Dio i takich kawałków na płycie poprzedniej nie było, więcej hard rockowej stylistyki, sporo przestrzeni i luzu. Przy okazji bardzo fajne proste solo i nawet na upartego by w rytmice i riffach odnalazł Stand Up And Shout DIO. No ale to przecież całkowicie zrozumiałe. Israel to znów epika w stylu BLACK SABBATH z Tyr i tych okolic, granie powolne i pełne dostojeństwa gdzie pięknie się prezentuje ta część instrumentalna z klawiszami.
Raiders of the Ark szybszy i z taką astralową melodią, jakich stworzyli wiele, ale za każdym razem są to numery podnoszące ciśnienie. Ten utwór został zaprezentowany zresztą już wcześniej, na EP pod tym tytułem, pilotującej album "Astralizm". Tears From a Titan to na początku trochę muzyki organowej, a potem jeden z najbardziej udanych kawałków zespołu, przy czym wcale nie chce powiedzieć, że dlatego bo jest pewnym odstępstwem od konwencji kopiowania DIO w warstwie muzycznej. Są tu jednak cechy heavy metalu nieco bardziej epickiego niż w DIO i niesamowite partie klawiszowe grane w powiązaniu z atakami dwóch gitar. W zdumienie wprawia też bojowo - epicko wykonany Oliver Twist - i znów te hammondy i Johansson śpiewający tym razem jednak trochę inaczej niż Mistrz. Vendetta gwałtowna, rozkrzyczana, pełna mieszających się brzmień instrumentów klawiszowych i gitar oraz rozbieganego basu i perkusji i jakże wielki kontrast stanowi z wyważonym, smutnym, ale dającym skazańcowi nadzieję The Green Mile. In Rock We Trust znów bardziej rockowy kawałek z turbodoładowaniem i refrenem o charakterze przeboju, ale tym razem przy słuchaniu tego utworu pojawia się lekkie zmęczenie. Może znów to wynik nadmiernej napuszenia się w wykonaniu prostego w sumie utworu do posłuchania także w radio i samochodzie. Apocalypse Revealed zamyka ten LP w sposób nietypowy. Prawie osiem minut grania w średnim tempie, w epickiej konwencji z masą klawiszy, chórami w tle ciężkimi riffami w stylu BLACK SABBATH z lat 80tych i niepokojem, łagodzonym w momentach takich jak instrumentalny fragment z gitarą akustyczną. No mocne to zakończenie, kruszące i niepozostawiające wątpliwości, kto tu teraz rządzi na takim obszarze heavy metalu.
Wykonanie wszystkiego znakomite, choć może niektórzy mogliby mieć lekko pretensje do Johanssona, że dokłada trochę więcej od siebie i z siebie w sferze wokalnej.
Jedno ale...
Produkcja tego albumu jest po prostu koszmarna. Tak koszmarna, że niweczy wysiłki muzyków, powodując stan podwyższonej nerwowości także u słuchacza.
Wszystko jest nie tak. Od źle ustawionych gitar, poprzez paskudny bas i pukająca perkusję, aż do klawiszy plastykowych i nieprawdziwych i wbitego w to wszystko Johanssona.
Tak to wygląda na pierwszej edycji tego albumu z marca. Na szczęście ktoś potrafił się przyznać do błędu i album zmiksowany na nowo kompletnie zremasterowany ukazał się ponownie w sierpniu tegoż roku też nakładem Locomotive Records, z dodatkowym utworem 21st Century Medieval. Tu już wszystko był na swoim miejscu, a udany bonus nieco wynagrodził psikusa, jaki sprawiło wydanie pierwsze.
Ten album zawiera już trochę więcej muzyki, jaką członkowie ASTRAL DOORS dają od siebie. Także znakomitej w przeważającej większości. Jednak doładowywanie mocy do utworów hard rockowych było pomysłem taki sobie.
Ocena: 9.5/10
7.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Astral Doors - New Revelation (2007)
Tracklista:
1. New Revelation 04:27
2. Freedom War 04:15
3. Pentecostal Bound 03:13
4. Bastard Son 05:04
5. Waiting For The Master 05:03
6. Planet Earth 03:56
7. Quisling 04:00
8. Cold War Survivor 03:43
9. The Gates Of Light 03:55
10. Shores Of Solitude 03:28
11. Mercenary Man 06:32
Rok wydania: 2007
Gatunek: Heavy metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Patrik Johansson - śpiew
Joachim Nordlund - gitara
Martin Haglund - gitara
Mika Itäranta - bas
Johan Lindstedt - perkusja
Joakim Roberg - instrumenty klawiszowe
ASTRAL DOORS zdobył sobie w ciągu kilku zaledwie lat miano zespołu skutecznie kontynuującego tradycje heavy metalowej spuścizny R.J.Dio w zespole DIO i BLACK SABBATH, tworząc muzykę będącą niemal wierną kopią nagrań tych grup, co więcej, na godnym szacunku poziomie, nie tylko za sprawą niesamowitego wokalisty Patrika Johanssona, którego głos inaczej jak głosem Dio nazwać nie można. Album został zaprezentowany przez hiszpańską wytwórnię Locomotive Records we wrześniu.
Zapewne jednak każdy zespół chciałby w pewnym momencie stać się rozpoznawalnym także przez własny styl i taki moment przyszedł na czwartym studyjnym LP ASTRAL DOORS.
Oczywiście nie ma tu mowy o diametralnej zmianie stylu, to w tym przypadku jest niemożliwe, patrząc nawet na sam głos Johanssona. Warto jednak przypomnieć, że występował on również i w innych zespołach, jak WUTHERING HEIGHTS czy SPACE ODYSSEY, gdzie prezentował również inny styl śpiewania. W pewnym niewielkim stopniu przemycił on ten styl i na ten album ASTRAL DOORS, natomiast od strony muzycznej twórcy repertuaru spróbowali dać nieco od siebie, a takie próby czynione były już i na "Astralism". Melodyjny heavy metal inspirowany graniem lat 80tych i Dio. Tak najkrócej można określić ten album, który, choć wcale nie był odległy od poprzednich, wywołał pewne kontrowersje i pytania o kierunek, jaki ta grupa zamierza obrać w dalszej przyszłości.
New Revelation na początek to już nie jest granie pod DIO. Zwrotki to bojowy mocny heavy nieco przypominający granie SABATON, a refren hard rockowy z innym niż typowy Dio wokalem. Także i solo bardziej w tradycji melodyjnego hard rocka. Klawisze na tym albumie również pozbawione są tej patyny lat 70tych i słychać, że mają bardziej robić rockowe, a nawet parasymfoniczne tło, niż stanowić wzmocnienie dla obu gitar. W Freedom War też epicki metal, ale taki bardziej heavy rockowy niż metalowy, z echami BLACK SABATH Martin Era w tych spokojnych partiach. Ostrzejszy Pentecostal Bound wypada tu lepiej i wokal w tej kompozycji masakrujący razem z dynamitem gitar. Trzy minuty zniszczenia, które potem ulegają wyciszeniu gdy rozpoczyna się mocna metalowa ballada - song Bastard Son. Tu ta wojenna maszyna ASTRAL DOORS nieco zwalnia, podobnie jak w Waiting For The Master i te dwa utwory to epika o nastrojowym charakterze, trochę smutna i wysublimowana w klimacie, z nutką zmęczenia walką. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to taki SABATON, ale muzycznie widziany oczami żołnierza, który widział już za wiele i zaczyna wątpić w sens tego, co zrobił na polu bitwy. Takie skojarzenia budzi również Quisling, oparty na historii i problemie kolaboracji z okupantem. Planet Earth bardziej zdecydowany w swej wymowie, rozkwita w refrenie i tu ta stalowa ponurość nie jest już dominująca. Cold War Survivor utrzymuje poziom i styl kompozycji z tego albumu, wciąż ta melodyjność i potoczystość ze stalowym odcieniem dominuje, ale już w The Gates Of Light gdzieś się lekko pogubili w tej mieszance dziwnych riffów, refrenu rockowego i niby progresywnego zmieniania tempa. Melodia nieciekawa, a i Johansson jakoś nie potrafi zebrać wszystkiego głosem do kupy. Najsłabszy numer na tym LP. Shores Of Solitude to też dużo hard rocka w cięższej oprawie i bardzo dobre sola gitarowe. Niezbyt w tym wszystkim komponują się natomiast chórki. Jeden jedyny raz, w ostatnim na płycie Mercenary Man instrumenty klawiszowe grają pierwszoplanową rolę w długim wstępie, który jest jednak tylko przygrywką do mocnego heavy metalowego grania ogólnie całkowicie oddającego ten filozoficzny, niewesoły epicki metal, jaki tu ASTRAL DOORS zaproponował.
Jest tu DIO i BLACK SABBATH, ale zarazem go i nie ma. Szwedzi nasycili riffy i motywy znane z tamtych zespołów swoim klimatem i teraz już to granie fanów płyt poprzednich niekoniecznie musi zadowolić. Nie jest to też bitewny heavy metal SABATON, po którym chęć ataku z bagnetem na czołg nagle ogromnie wzrasta. Ta płyta i warstwie muzycznej i tekstowej jest zdystansowana, krytyczna wobec rzeczywistości, jaka tu jest opisywana. Specyficzna płyta, może nawet i dla kogoś, kto liczył na kolejny Dio tribute nużąca.
Jest to jednak kawał mocnego, klimatycznego heavy metalu, monolityczny zwarty i skupiający to co w ASTRAL DOORS najważniejsze - doskonały wokal i zgranie całości.
Tym razem produkcja jest bez zarzutu, choć może jakby były trochę cięższe gitary jeszcze...
Inny ASTRAL DOORS, ale nie znaczy, że gorszy.
Ocena: 9.5/10
17.09.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Astral Doors - Requiem of Time (2010)
Tracklista:
1. Testament Of Rock 05:30
2. Power And The Glory 04:10
3. Rainbow Warrior 03:43
4. Call Of The Wild 03:22
5. St. Peter's Cross 05:01
6. So Many Days So Many Nights 03:49
7. Blood River 04:30
8. Anthem Of The Dark 04:05
9. Metal DJ 03:43
10. Fire And Flame 04:20
11. Greenfield Of Life 03:35
12. The Healer 03:56
13. Evil Spirits Fly 04:12
14. When Darkness Comes 05:04
Rok wydania: 2010
Gatunek: Heavy metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Nils Patrik Johansson - śpiew
Joachim Nordlund - gitara
Martin Haglund - gitara
Ulf Lagerström - bas
Johan Lindstedt - perkusja
Jocke Roberg - instrumenty klawiszowe
W trzy lata po albumie "Revelation" ASTRAL DOORS powraca z nowym basistą i nową płytą tym razem wydaną w styczniu przez Metalville, która w znacznym stopniu jest kontynuacją poprzedniej, drogą odstępowania od prostego kopiowania stylu DIO na rzecz szukania swojej własnej tożsamości. Jest to jednak nadal znany już z dawnych czasów ASTRAL DOORS i muzyka nadal kierowana jest do tej samej grupy odbiorców.
Co więcej, Testament Of Rock umieszczony na początku płyty daje do zrozumienia, że Szwedzi nie zapominają o tym, co zapewniło im popularność na początku kariery. Piękne spokojne otwarcie jakie tworzył tylko Dio i utwór ten jest zdecydowanie w stylu nagrań tego wokalisty, który w tym samym roku zmarł i kompozycja ta uzyskuje przez to niezamierzony, ale dodatkowy wymiar. Tym razem zespół przygotował płytę znacznie dłuższą niż poprzednia, w wersji podstawowej to godzina muzyki, a w japońskiej z dwoma dodatkowymi utworami Stockholm Bloodbath i King Of The Highway prawie 70 minut. Grając w ściśle określonych ramach trudno utrzymać nieustanną uwagę słuchacza heavy metalu, ale ASTRAL DOORS stara się jak najbardziej urozmaicić ten album. Power And The Glory jest wolniejszy, bardziej epicki i nastawiony na wyeksponowanie Johannsona w czytelnym, hymnowym refrenie. Gdzieś tu i nieśmiało przebijają się hammondy Roberga, które potem pojawiają się częściej, ale chyba jednak za rzadko, bo ten element do grania zespołu bardzo pasuje. Rainbow Warrior znacznie szybszy z kapitalnym refrenem, dziwnym trafem łączy granie RAINBOW, który to zespół stanowi ważną inspirację ASTRAL DOORS z bojowym stylem SABATON. Taki ASTRAL DOORS zawsze porywa. Także taki z Call Of The Wild, bardziej rockowy, ale z ciężkimi gitarami i klawiszowym tłem i tu RAINBOW jest muzycznie przedstawiony wprost i bez ogródek, choć solo gitarowe na styl Blackmore 'a oczywiście nie jest stylizowane. Johansson jest na tym LP w wybornej formie nawet lepszej chyba niż na "Revelation" i wkłada w to, co robi mnóstwo emocji i energii. Ładnie wysunięty przed orkiestrę rozdaje karty i chwilami ma się wrażenie, że kruszy nawet mocne brzmienie gitar. Oparty o bas i prowadzony w lekko rwanym tempie
St. Peter's Cross jest mniej przebojowy, więcej tu bojowej epiki rodem z SABATON i ta kompozycja nieco nawiązuje do tego wojennego grania z poprzedniej płyty. Ponury, chłodny utwór pełen dumy stanowi jeden z najbardziej interesujących punktów tej całościowo bardzo interesującej płyty.
So Many Days So Many Nights to także ta ciemniejsza strona ASTRAL DOORS i w pewnym stopniu ta kompozycja stylistycznie stanowi mocniejszą, bardziej dynamiczną kontynuację grania z poprzedniego utworu z ładnie wplecionymi dialogami gitarowymi. Blood River, jest mocnym kawałkiem heavy metalu opatrzonym pięknym delikatniejszym refrenem, ponownie przywodzącym na myśl i DIO i RAINBOW z potężną perkusją i klawiszowym tłem. Ten refren jest jednym z najbardziej udanych na tym albumie i jednocześnie kontrastującym z ciężkim graniem ze zwrotek. W Anthem Of The Dark dużo do powiedzenia mają klawisze, ponownie zastosowano lżejszy, chwytliwy niemal hard rockowy refren dla urozmaicenia całości.
Ze znacznie lżejszego działa strzelają w Metal DJ, który jest zbudowany w dużej mierze z tytułów słynnych metalowych dzieł i pod tym względem przypomina chociażby Metal Crue SABATON. Do tego mamy bardzo udana prostą astralową melodię, nieco gitarowych popisów i hołd dla metal music jest oddany jak należy. Zagrany w bardzo zdecydowany sposób na początku Fire And Flame rozwija się w kolejną bojowa pieśń w klimatach SABATON, trochę tu jednak pewne partie wokalne nie bardzo pasują do tego szturmowania Berlina i ten marszowy klimat trochę się gubi po drodze. Greenfield Of Life to znów próba nieco innego riffowania, chórków zapożyczonych z AOR i metalowego rozegrania utworu o wyraźnie rockowej atmosferze.
Wyszło to ciekawie, ale gdyby cała płyta zawierała taki zmetalizowany melodic rock, nie byłoby to już takie strawne. Znacznie bardziej tradycyjnie heavy metalowy jest The Healer, mimo lekkich klawiszy. Tu zespół gra szybko i wyjątkowo zwiewnie jak na ASTRAL DOORS i taki ożywiający numer został chyba w tym miejscu umieszczony nieprzypadkowo. W tym całym towarzystwie Evil SpiritFly jakoś się niczym szczególnym nie wyróżnia i to taki nieco rzemieślniczy produkt umieszczony dla dopełnienia wszystkiego do tej pełnej godziny. Na szczęście pełen dostojeństwa i mroku When Darkness Comes na koniec to wyśmienity utwór z wokalami w stylu delikatnego Dio, o ogromnej dawce epiki i metalu ubiegłych dekad. Kapitalne zwieńczenie płyty i tu można tylko żałować, że ta kompozycja nie została rozbudowana w megaepickiego kolosa, bo pomysłów do rozwinięcia tu nie brakuje. Takiego utworu w średnim tempie o takim ładunku emocji ASTRAL DOORS wcześniej nie przedstawiał.
Tym razem nie można mieć żadnych zastrzeżeń do brzmienia. Jest i głośna perkusja i bas i klawisze ładnie ustawione, no może jakby czasem głośniej zabrzmiały. Solidna robota gitarzystów, grających stare riffy z wielką pewnością siebie no i Johansson górujący nad wszystkim. Wspaniały głos i godny następca wokalnego stylu R.J.Dio.
ASTRAL DOORS po raz kolejny nie zawodzi, pokazując, że w ramach wąsko pojmowanej metalowej konwencji można nagrać płytę w zasadzie bez słabych punktów, tradycyjną w stylu i brzmieniu i atrakcyjną pod względem melodii i ich aranżacji.
Pod tym względem ten zespół to pewien fenomen i teraz pozostaje pytanie, na ile tak wybornych płyt w dio metalu wystarczy im jeszcze pomysłów?
Ocena: 9.5/10
30.01.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Astral Doors - Jerusalem (2011)
Tracklista:
1. Seventh Crusade 03:32
2. With A Stranger's Eye 03:33
3. Child Of Rock 'N' Roll 03:25
4. Pearl Harbor 04:12
5. Lost Crucifix 06:14
6. Babylon Rise 03:42
7. Suicide Rime 03:25
8. The Battle Of Jacob's Ford 05:40
9. Operation Freedom 03:45
10. The Day After Yesterday 04:19
11. Jerusalem 05:46
Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Nils Patrik Johansson - śpiew
Joachim Nordlund - gitara
Ulf Lagerström - bas
Johan Lindstedt - perkusja
Jocke Roberg - instrumenty klawiszowe
Szósty album szwedzkiego ASTRAL DOORS ukazał się nadspodziewanie szybko po "Requiem Of Time" z roku ubiegłego, w październiku nakładem Metalville. Ten krótki odstęp cieszy, ale z drugiej strony i niepokoi, bo formuła, jaką ta grupa wypracowała, mogłaby się w końcu przekształcić w niskiej jakości taśmowe powielanie wzorów nagrań wcześniejszych, a ilość kombinacji riffów i melodii w jawny sposób inspirowanych muzyką DIO, RAINBOW, BLACK SABBATH z czasów Martina czy też ostatnio także mroczniejszą wersją stylu SABATON może się w końcu wyczerpać. Takie wątpliwości musiały się pojawić, tym bardziej że nagranie szóstego z rzędu znakomitego albumu w ograniczonej muzycznej konwencji byłoby chyba w tradycyjnym metalu rekordem nie do pobicia.
ASTRAL DOORS na tym LP zwrócił się jeszcze bardziej niż poprzednio w kierunku tematyki historyczno wojennej i większość kompozycji obraca się w tych obszarach, album jest jednak mniej refleksyjny i posępny niż poprzedni.
"Seventh Crusade" z rozległymi klawiszami w stylu lat 70tych jest dynamicznym i rockowo rozbujanym numerem, jako otwieracz idealnym dla płyty z mocnym tradycyjnym heavy, ale od razu stwarza wrażenie, że to jest w zamyśle płyta lżejszego kalibru i w jakimś stopniu nawiązuje do nagrań z pierwszych lat działalności, gdy ten rokendrolowy element przebojowości w stylu RAINBOW pełnił w ich muzyce istotną rolę."With A Stranger's Eye" to potwierdza i ten potoczysty mięsisty heavy w stylu wczesnego DIO wypada znakomicie."Child Of Rock'n'Roll" na płycie się znaleźć musiał, bo taki prosty hołd rockowemu stylowi Dio w RAINBOW, chociażby był zawsze stałym punktem ich albumów. Tym razem ten hołd jest co prawda bardzo dobry, ale jednak wykazuje pewne cechy zmęczenia materiału. "Pearl Harbor" wchodzący na "sabatonowe" terytoria wojenne to świetnie rozegrany utwór z echami refleksji dominującej na LP poprzednim, prosty w formie, w średnio szybkim i typowym dla ASTRAL DOORS stylu, a co najbardziej jest dostrzegalne to swoboda i lekkość, z jaką to zostało zrobione.
"Lost Crufix" to po raz pierwszy na tym albumie nawiązanie do czasów "Tyr" BLACK SABBATH i ten monumentalizm oddają zarówno ciężkie stalowe riffy jak i dostojny wokal Johanssona, o którym wypada tu tylko powiedzieć, że jest jak zwykle w kapitalnej formie i ten zespół średniej klasy instrumentalistów ma lidera z najwyższej światowej wokalnej półki. Sola gitarowe są jak to w przypadku tej grupy dosyć skromne, gra sekcji rytmicznej nieskomplikowana a nieraz bardzo masywne klawisze w tle charakterystyczne dla starohardrockowych wzorów. ASTRAL DOORS gra kompozycje krótkie i nie bawi słuchacza wielominutowymi popisami instrumentalnymi. Zwarte, oparte na kilku riffach numery to ich największa broń i takim jest "Babylon Rise", tu jednak nieco zabrakło tego ultra chwytliwego motywu przewodniego, jest za to wyjątkowo fajne solo gitarowe Nordlunda i czasem mi się wydaje, że maskuje on swoje faktyczne umiejętności w tym zakresie. Po odejściu w roku 2010 drugiego z gitarzystów Haglund,a Nordlund zagrał na tym LP sam, ale braku drugiej gitary zbytnio nie słychać.
Fantastycznie prezentuje się w tym rockowo rozbujanym stylu ASTRAL DOORS "Suicide Rime" i tak się wzorcowo gra dio metal bez obciążeń i na luzie."The Battle Of Jacob's Ford" to próba poważniejszego spojrzenia na tematykę wojenną, ale akurat ten utrzymany w wolniejszym tempie utwór ma kilka momentów, które aż się proszą o większe wykorzystanie - chodzi tu zarówno o fragment szybszy pojawiający się w połowie jak i kilkunastosekundowy bojowy kroczący motyw, który mógłby stać się osią tej kompozycji. W "Operation Freedom" wracają do grania szybkiego i to taki mix SABATON i DIO, a dobrze dobrane proporcje stylu tych dwóch grup w tym przypadku to gwarancja sukcesu wsparta kolejnymi co najmniej bardzo dobrymi solami gitarowymi. "The Day After Yesterday" po akustycznym otwarciu na szczęście nie rozwija się jako mdła balladowa kompozycja, jest raczej w pewnym stopniu odniesieniem do mieszania temp i nastrojów charakterystycznych dla WUTHERING HEIGHT i głos Johanssona przybiera czasem barwę, jaką można było uslyszeć gdy śpiewał w tamtym zespole.
Na deser grupa pozostawia tytułowy "Jerusalem" i jest to deser przepyszny - epicki, monumentalny i true metalowy z nadzwyczaj nośnym refrenem pojawiającym się jakby znikąd po zabarwionej "ancient" motywami pierwszej części. Czapki z głów, zostało to rozplanowane i dobrane znakomicie.
Brzmienie LP tym razem nieco ostrzejsze niż na "Requiem Of Time" i nie tak głębokie jak na "New Revelation". Tu nastąpił powrót do pierwszego okresu działalności i ogólnie to jest to album w tym "starszym stylu" ASTRAL DOORS. Można temu zespołowi zarzucić, że nie ma własnych pomysłów i jest semi cover bandem. Owszem. Ale niech ktoś wskaże inną grupę, która nagrała sześć pod rząd płyt wybitnych z muzyką tak rozpoznawalną i zazwyczaj z powodu odniesienia do Klasyków poddawaną surowej ocenie?
Tak, sześć, bo "Jerusalem" kontynuuje tę passę.
Ocena: 9,5/10
21.10.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Astral Doors - Notes From The Shadows (2014)
Tracklista:
1. The Last Temptation of Christ 03:23
2. Disciples of the Dragon Lord 04:48
3. Wailing Wall 05:26
4. Shadowchaser 04:51
5. Die Alone 09:13
6. Hoodoo Ceremony 01:24
7. Southern Conjuration 03:47
8. Walker the Stalker 03:48
9. Desert Nights 03:37
10. In the Name of Rock 04:05
11. Confessions 04:44
Rok wydania: 2014
Gatunek: Heavy Metal
Kraj:Szwecja
Skład zespołu:
Nils Patrik Johansson - śpiew
Joachim Nordlund - gitara
Ulf Lagerström - gitara basowa
Johan Lindstedt - perkusja
Jocke Roberg - instrumenty klawiszowe
"Notes From The Shadows", ukazał się trzy lata po "Jeruzalem", ponownie nakładem Metalville. W składzie nie zaszły żadne zmiany, w stylistyce muzycznej także nie i fani metalu granego przez ASTRAL DOORS nie przeżywają tu żadnych negatywnych zaskoczeń. No, prawie.
No, może akurat tym razem otwierający album The Last Temptation of Christ to bardzo dobry, ale nie powodujący opadu szczęki heavy metal w średnio szybkim tempie. Jakby mniej tej podniosłej monumentalnej epiki niż zazwyczaj. Tej jest jednak tyle, ile należy w Disciples of the Dragon Lord rytmicznym, utrzymanym w typowym dla ASTRAL DOORS tempie. Dużo mocnego tradycyjnego heavy metalu Wailing Wall rozpoczynający się od ażurowych gitar, nagle eksploduje kawalkadą mocnych riffów i zdecydowanych wejść klawiszowych co w sumie daje taki utwór, który DIO mógłby nagrać na jednej ze swoich płyt z późnych lat 90 tych. Znakomicie się to z lekka wyhamowuje w tempie w części drugiej i siła heavy metalu ustępuje miejsca majestatowi. Shadowchaser we wstępie niemal jest muzyką Jorna Lande i ten wstęp jest wyborny, potem jednak ta zabawa rock/metalem lat 80tych trochę się rozmywa z braku realnego punktu oparcia w melodii, która przykuwałaby uwagę... Taki w sumie słabszy i jeden ze słabszych od lat utworów ASTRAL DOORS. Potem kolos epicki i centralny punkt albumu - Die Alone. Gitara akustyczna płacze od początku, wokal Nilsa Patrika Johanssona podniosły, a klawisze wyjęte żywcem z XX wieku tworzą interesujący plan dalszy. Kruszące dostojne riffy Nordlunda przywodzą na myśl oczywiście mocarne i posępne zagrywki BLACK SABBATH Dio i Martin Era. Świetny utwór, absolutnie w najlepszej tradycji ASTRAL DOORS, do tego z niespodziewanym chóralnym wsparciem Nilsa w drugiej części Southern Conjuration nie wyróżnia się niczym jako dosyć prosty heavy metal, z zupełnie niedopasowanym niemal hard rockowym refrenem i zbyt już napuszoną partią epicką w pewnym momencie, a do tego po prostu słabymi solami gitarowymi - co się tu zdarzyło na tym LP tylko raz i nie zdarzało się prawie wcale wcześniej.
Coś się stało z jasnym wyrażeniem epickości. To słychać w Walker the Stalker, gdzie w miarę późny DIO bierze górę nad ASTRAL DOORS, do tego zupełnie nie rozumiem po co tu doklejono w pewnym miejscu te wcale nie interesujące wokale dodatkowe. Tak, ASTRAL DOORS w znacznej mierze wraca do do swoich najwcześniejszych inspiracji - to najbardziej jest uwypuklone w rock/metalowym Desert Nights. Słabym - trzeba powiedzieć to wprost. W tych kompozycjach, gdzie ASTRAL DOORS nawiązuje do stylu z "Of the Son and the Father" nie jest dobrze... A nie jest dobrze, bo nie ma pomysłu na coś atrakcyjnego w melodiach. Tego pomysłu na rock/ metal z Dio w tle z porywającymi melodiami z lat 80 tych starczyło na płytę, dwie, potem przyszedł czas na epickość, a teraz i tutaj brak dewastującej epickości także... Nie ma nic w tuzinkowym In the Name of Rock, ani w Confessions z marnym refrenem i tymi gitarami akustycznym i aranżacjami wokalnymi pod ogniskowe utworki BLIND GUARDIAN.
Druga część tego albumu jest po prostu bardzo przeciętna i zawiera ograne patenty muzyczne.
Obok Nilsa oraz grającego tu liczne udane sola Joachima Nordlunda, który ponownie poradził sobie bez drugiego gitarzysty w wypełnieniu przestrzeni potężnymi riffami, na wyróżnienie zasługuje również Jocke Roberg. Masywne oldschoolowe klawisze znakomicie to wszystko zagęszczają, no i przypominają o najgłębiej sięgających korzeniach muzycznych ASTRAL DOORS. Potężne, ostre brzmienie, klarowne rzuca na kolana. Co z tego jednak, skoro ASTRAL DOORS nie ma tu wiele do powiedzenia, poza podbijaniem już zgranego bębenka rock/metalowego. Jeśli ASTRAL DOORS się tu samo powiela jak zwykle zresztą, to tym razem kalka jest raczej niskiej jakości. Coś wyszło niby jak zwykle, opakowanie podobne, ale zawartość rozczarowuje zarówno w odniesieniu do roku 2003 jak i 2011.
ocena: 7/10
new 15.12.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Astral Doors - Black Eyed Children (2017)
Tracklista:
1. We Cry Out 04:36
2. Walls 04:12
3. God Is the Devil 04:56
4. Die on Stage 05:06
5. Tomorrow's Dead 04:58
6. Good vs. Bad 04:29
7. Suburban Song 05:06
8. Lost Boy 04:47
9. Slaves to Ourselves 04:21
10. Black Eyed Children 08:45
Rok wydania: 2017
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Nils Patrik Johansson - śpiew
Joachim Nordlund - gitara
Mats Gesar - gitara
Ulf Lagerström - gitara basowa
Johan Lindstedt - perkusja
Jocke Roberg - instrumenty klawiszowe
Trzy lata minęły od wydania "Notes From The Shadows" i ASTRAL DOORS przedstawił w marcu 2017 kolejny album.
Tym razem nagrany w składzie rozszerzonym o drugiego gitarzystę, Matsa Gesara. Druga gitara zawsze coś wnosi, rozbudowuje, wzmacnia. Tu jakoś tego nie słychać. Nie słychać także, by grupa wyciągnęła wnioski z płyty poprzedniej w kwestii samych kompozycji. Można odnieść wrażenie, że ASTRAL DOORS sądzi, że wystarczy, by Nils śpiewał jak Dio, styl kompozycji był umiejscowiony gdzieś w roku 1987 DIO, a klawisze miały brzmienie z XX wieku, by zachwycić słuchaczy.
Owszem zachwycali takim graniem, ale 15 lat wcześniej, mając doskonałe pomysły na melodie, których tu zabrakło.
Szybkie, mocne i dynamiczne We Cry Out, Tomorrow's Dead, Good vs. Bad są dobre, ale tylko dobre gdy akurat brzmią, bo nic z tego konkretnego zapamiętać się nie da.
Wolniejszy, dostojny i mający cechy songu epickiego Walls, gdzieś w pewnym momencie traci klimat, bo środkowa część jest grana w nieokreślonym stylu, a dzwoneczki pod koniec niczego nie ratują. Ta nieokreśloność, która być może grupa uznaje za urozmaicenie, występuje także w God Is the Devil, gdzie raz jest to melodyjny heavy metal z klawiszami z lat 80 tych, to znowu mocne, twarde ataki wokalisty i gitar wskazują na heroiczny styl ASTRAL DOORS. To samo jest w Suburban Song i w Lost Boy. To niespójna mieszanka heavy rocka z debiutu RAINBOW i stylizowanego na bojowy heavy metalu i ten element jest znacznie bardziej do przyjęcia. Slaves to Ourselves jest nudny w tym napuszeniu i tworzeniu wrażenia energii metalowej, jaką się tu próbuje wygenerować. Słabe solo, słabe klawisze.
Klawisze stylizowane na lata 80 muszą być dobrze zrobione, muszą tworzyć realny klimat tamtych czasów. Takie robił i robi ROYAL HUNT. Tu są po prostu marne i wstęp do Die on Stage Jocke Roberga mógłby z powodzeniem nie istnieć. Kto wie, może ta kompozycja jest najbardziej nieudana w całej karierze zespołu. Kompromitujące refreny z anemicznymi chórkami, fatalna rock/metalowa melodia... Ten numer to pokłosie flirtu z rockiem poprzedniego stulecia z płyty poprzedniej, ale tam nie było tak beznadziejnych utworów w tym stylu.
Album kończy ponad ośmiominutowy Black Eyed Children, toczący się w niezbyt szybkim tempie i już po minucie wiadomo, że to nie będzie nic specjalnego, no chyba że ktoś za szczyt osiągnięć DIO uważa wydłużane na siłę melancholijne kompozycje z "Magica" czy "Master Of The Moon".
Album został w sferze brzmienia przygotowany przez zdolnego i uznanego inżyniera dźwięku i gitarzystę rockowego Erika Mårtenssona. Wyrazy uznania dla niego, bo zachowując określoną rozpoznawalność soundu, ASTRAL DOORS nadał mu jeszcze sporo dodatkowej głębi i ten LP brzmi bardzo rasowo, wcale nie gorzej niż jego poprzednik.
Nils Patrik Johansson śpiewa znakomicie, nawet lepiej niż płycie poprzedniej zbliżając się do swoich najlepszych dokonań, ale cała reszta zespołu po prostu odtwarza styl ASTRAL DOORS, powiela to, co grali zawsze wyraźnie bez serca i zaangażowania.
Ten zespół wypalił się w konwencji, którą poniekąd sam stworzył w roku 2003, zatoczył koło i wrócił do punktu wyjścia jako nieinteresujący i wtórny do kwadratu.
Jakaś niemoc twórcza dopadła ten zasłużony zespół. Dobrze, że w 2018 Nils Patrik Johansson nagrał z innymi muzykami album "Evil Deluxe" i udowodnił, że "jednak można".
ocena 6,9/10
new 17.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Astral Doors - Worship or Die (2019)
Tracklista:
1. Night of the Hunter 04:42
2. This Must Be Paradise 04:04
3. Worship or Die 03:18
4. Concrete Heart 03:57
5. Marathon 06:39
6. Desperado 04:45
7. Ride the Clouds 04:00
8. Light at the End of the Tunnel 05:53
9. St Petersburg 04:56
10.Triumph & Superiority 04:10
11.Let the Fire Burn 03:57
12.Forgive Me Father 05:00
Rok wydania: 2019
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Nils Patrik Johansson - śpiew
Joachim Nordlund - gitara
Mats Gesar - gitara
Ulf Lagerström - gitara basowa
Johan Lindstedt - perkusja
Jocke Roberg - instrumenty klawiszowe
Od czasu "Jerusalem" ASTRAL DOORS powoli stacza się po równi pochyłej. Powoli, bez bólu katastrofalnego upadku, ale to już nie jest to samo co kiedyś. Może właśnie z tego powodu premiera kwietniowa nowej płyty "Worship or Die" wydanej przez Metalville nie jest tak wielkim wydarzeniem, jak premiery albumów tej grupy dziesięć lat wcześniej.
Czy ta formuła z DIO w tle i na planie pierwszym się wyczerpała?
Dobry jest otwieracz Night of the Hunter w tym dokładnie stylu, takim trochę mrocznawym i heroicznym, ale to doprawdy już grali nie raz i to auto kopiowanie zaczyna być męczące. Dobre i zarazem bezbarwne autokopiowanie to także This Must Be Paradise i Ride the Clouds. Klasyczne średnio szybkie tempo, mocne akcentowanie basu i mocne gitary, w miarę chwytliwe refreny. Gdy ASTRAL DOORS zwalnia i gra jeszcze bardziej dostojnie i monumentalnie, to się broni bezproblemowo i broni się w Worship or Die, potężnym bezkompromisowym heavy metalu. Dziwi tylko to, że ten temat nie został wykorzystany w kompozycji dłuższej i bardziej rozbudowanej. Zadumana bojowa epickość stanowiła zawsze mocną broń zespołu i tu wtoczyli ciężką artylerię w Marathon. Mocarne riffy, dewastujące epickie wokale Nilsa Patrika Johanssona! Dawno nic tak porywającego w tym gatunku nie nagrali. Moc! Po raz drugi w podobny sposób miażdżą (a Nils szczególnie) w znakomitym St Petersburg. Tu jakby gitary lekko ustępują pierwszeństwa klawiszom i w efekcie kompozycja ta przypomina numery SABATON, także w konstrukcji refrenu. Jeśli coś więcej z SABATON i może z CIVIL WAR to także bardzo dobry, wolniejszy i twardy Let the Fire Burn. Solidna, przemyślana kompozycja w klasycznym bojowym stylu ASTRAL DOORS.
Trochę tego rock metalowego grania z dwóch poprzednich płyt proponują w melodyjnym i gustownym Concrete Heart ze zmasowanymi klawiszami i czytelnym solo gitarowym i tym razem w tej manierze grają ciekawiej niż w latach 2014 i 2017.
Trochę gorzej to wypada w Desperado i to znów kopiowanie samych siebie i bardziej przyjaznych radio nagrań DIO z lat 80tych.
Light at the End of the Tunnel to taki kawałek, w którym ASTRAL DOORS udowadnia, że można zrobić dosyć dobry heavy metal, opierając się tylko na charyzmie wokalisty i kilku rozpoznawalnych sztandarowych riffach. Tak naprawdę to nic nie ma, ale jednak niby coś jest... No, jest Dio, więc jednak coś jest. Ostro i zdecydowanie pociągnęli w potężnym heavy/power metalowym Triumph & Superiority z potoczystym refrenem i to jest stary, dobry ASTRAL DOORS. Fantastyczne boje toczą tu Nordlund i Gesar i jest to prawdziwa ekstraklasa gatunku! Rewelacyjna rycerska energia! Płyta kończy się przepięknym, mocnym songiem Forgive Me Father, gdzie dramatyzm łączy się z epicką mocą i takiego ASTRAL DOORS słucha się z niekłamaną przyjemnością.
Jeśli na dwóch poprzednich płytach gitarzyści trochę zamulali, byli niezbyt przejrzyści i niespecjalnie energetyczni, to tutaj spisują się świetnie, grając przy okazji sporo wybornych, dobrze dobranych solówek. Zdecydowana sekcja rytmiczna nabija rytm, a i klawiszy miło posłuchać w planie drugim, bez nachalnego epatowania latami 80tymi w brzmieniu i stylu.
Niezniszczalny Nils Patrik Johansson rozdziera głosem nieboskłon, a ekipa odpowiedzialna za produkcję opakowała wszystko w ciężkie, selektywne brzmienie, groźnie brzmiące gitary i bojowe litaury perkusji. Bardzo dobrze to zostało zrobione i tak powinien ASTRAL DOORS brzmieć zawsze.
Jest tu pewna doza wtórności, autoplagiatu, lecz trudno tego uniknąć po tylu latach grania w jednym stylu. Na pewno nie ma na tej płycie utworów słabych, za które zespół mógłby się wstydzić, jest natomiast kilka killerów, jakiś grupa dawno nie stworzyła. Poniekąd nastąpił powrót do stylu z roku 2011 i wcześniej, nie w pełni, ale nastąpił. Nie jest to klasa pierwszych płyt, ale jest to coś, wobec czego fan tradycyjnego heavy metalu nie może przejść obojętnie.
ASTRAL DOORS na straty spisywać nie można, a formuła Dio Metal się nie wyczerpała.
Na szczęście.
ocena: 8,2/10
new 26.04.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:989
Astral Doors - The End of it All (2024)
Tracklista:
1. Temple of Lies 04:07
2. Iron Dome 05:40
3. Vikings Rise 05:32
4. Heaven's Gate 04:31
5. Masters of the Sky 03:52
6. The End of It All 04:47
7. Father Evil 04:55
8. When the Clock Strikes Midnight 04:25
9. A Night in Berlin 04:03
10. A Game of Terror 07:15
Rok wydania: 2024
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Nils Patrik Johansson - śpiew
Joachim Nordlund - gitara
Mats Gesar - gitara
Ulf Lagerström - bas
Johan Lindstedt - perkusja
Jocke Roberg - instrumenty klawiszowe
W ASTRAL DOORS znów nastała długa, pięcioletnia przerwa, ale w niezmienionym składzie, 18 października 2024 roku, nakładem MetalVille zostaje wydany dziesiąty już album.
Zaczyna się dobrze, nawet bardzo dobrze i Temple of Lies to typowy ASTRAL DOORS z silnymi wpływami DIO z klasycznie masywnymi gitarami i wyrazistym refrenem. Sola gitarowe Nordlunda i Gesara są bardzo dobre, pełne wyczucia i melodii, to słychać w każdej kompozycji i nawet rockowe ciągoty w tylko dobrym Iron Dome nie są w stanie zniweczyć energii Jerusalem, jaka tutaj drzemie. Vikings Rise ma w sobie coś z solowej twórczości Nilsa Patrika Johanssona i to bardziej z drugiej płyty, gdzie jest tworzony delikatniejszy, ale jednocześnie bardziej posępny klimat. Heave's Gate ma w sobie coś z LION'S SHARE i to taki delikatnie mówiąc heavy metal bez treści z rockowym, miałkim zakończeniem i coś złego dzieje się w ASTRAL DOORS, kiedy kompozycje są tak mało wyraziste. Masters of the Sky we wstępie próbuje nakreślać wojenny klimat i jest to nawet niezłe w stylu klasycznego ASTRAL DOORS, czego nie można powiedzieć o dłużącym się tytułowym The End of it All, gdzie mocny śpiew Johanssona jest kontrastowany z niezwykle miękkim planem klawiszowym i skromnym gitarowym. Klawisze tutaj są na planie pierwszym i to błąd. W końcu jednak nadchodzi bezkompromisowy DIO w Father Evil i to takiego ASTRAL DOORS chce się słuchać.
Końcówka albumu jest na zdecydowanie wyższym poziomie i Father Evil jak i When the Clock Strikes Midnight powalają swoim mrocznym, posępnym klimatem. A Night in Berlin to znów DIO i coś z drugiej solowej płyty Johanssona. A Game of Terror to CIVIL WAR i jest to świetne. Bardzo dobry refren, może nie na poziomie najlepszych z CIVIL WAR czy nawet Evil Deluxe i dobrze spożytkowane siedem minut z delikatnie malowanym, epickim klimatem.
Brzmienie jest bardzo dobre i takie, jakie należy od ASTRAL DOORS oczekiwać, bębny są równie mocne jak na Jerusalem, chociaż niepokojąca jest tutaj czasami dominacja klawiszy nad wszystkimi instrumentami.
Forma Nilsa jest taka jak zwykle, czyli mistrzowska i bezbłędna, pozostali również zagrali tak, jak należało tego oczekiwać. Szkoda, że kompozycyjnie to już nie jest tak dobre, jak albumy wcześniejsze i standard zaczyna iść w dół.
Wyszedł album nierówny, gdzie rockowe wstawki są niepotrzebne, a całość zdecydowanie ratuje bardziej epicka i klasyczna dla ASTRAL DOORS końcówka albumu.
Może nie jest to ASTRAL DOORS lat 2003-2011, ale nieśmiało próbują wracać na właściwe tory i tak jak Worship or Die, nie jest to powrót pełny, ale jakiś jest, chociaż bez poprawnego rocka by się tutaj obeszło.
Dewastacji czy sensacji nie ma, jest solidna dawka tradycyjnego heavy metalu, obok którego nie można przejść obojętnie.
Ocena: 8/10
SteelHammer
|