Lords of the Trident
#1
Lords of the Trident - Chains on Fire (2011)

[Obrazek: R-6138986-1412031425-4298.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Skyforce 04:54
2. Face of the Enemy 04:20
3. Chains on Fire 04:49
4. Fighting for Love 05:09
5. Legions of Hypocrisy 05:22
6. The Metal Sea 06:08
7. Foggy Harbor Town 05:16
8. Stranded 05:28
9. Beauty of the Blade 05:37
10. The Enforcer 05:21
11. Followers of Set 05:03
12. Wicked Touch 05:14
13. Man/Machine 05:27

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Fang VonKillenstein - śpiew
Asian Metal - gitara
Killius Maximus - gitara
Pontifex Mortis - bas
Korgoth - perkusja
Sergei Mikhaylovich - instrumenty klawiszowe

Pochodzą z USA. To ich druga płyta, wydana przez włąsną wytwórnię Junko Johnson Records w styczniu. Mają dziwaczny, tandetny image, Grają znakomity tradycyjny heavy metal.
To LORDS OF THE TRIDENT.
Jest to heavy metal jak najbardziej amerykański i zdecydowanie osadzony w latach 80-tych. Prosty, szczery i prawdziwy heavy metal, ekscytujący i melodyjny. Mieszają kompozycje w stylu rycerskim i bardziej "glam" metalowe w stylu stadionowego heavy i po kolei wyciągają asy z rękawa.

Pierwszym asem jest już true kompozycja "Skyforce" w klasycznym stylu true z USA, zagrana w średnim tempie, pełna dostojnych, gitarowych szarż i wysokich zaśpiewów.
Drugim jest "Face of the Enemy" i tak mógłby zagrać SKID ROW, gdyby był bardziej jeszcze heavy metalowy. Znakomita melodyjna kompozycja, ukazująca nieco lżejsze oblicze zespołu.
As trzeci to "Chains on Fire" i jest to znów bojowy, tradycyjny heavy metal w średnim tempie. No te melodie są po prostu porywające, a przecież w zasadzie wszystko to już było, tyle że w ostatnich latach prawie wcale niestety. Czwarty as to "młodzieżowy" "Fighting for Love" i tak grali najlepsi z gatunku w swoich najlepszych latach - MOTLEY CRUE, RATT, POISON, SKID ROW i wszyscy ci inni, który czarowali na stadionach, wypełnionych dziesiątkami tysięcy fanów i wyciskali łzy z oczu nastolatek, które dziś może są babciami nawet... No wspaniały glamowy melodic metalowy hicior. As piąty to "Legions of Hypocrisy" i tu znów dostojniej i bardziej true przy zachowaniu ogromnej chwytliwości i przebojowości rock metalowych szlagierów z przeszłości. No i ten MANOWAR w tle gdzieś na horyzoncie. As szósty to piracko-folkowy "The Metal Sea" z chóralnym, tawernowym zaśpiewem, gdy pojawia się kolejna beczka rumu na umrzyka skrzyni. ALESTORM z USA jak nic.
Trzeba zauważyć, że ten zespół gra przeważnie w tempie średnim. Nie ma tu speedmanii lat 80-tych, często ukrywającej braki techniczne czy chęci zdewastowania samą mocą. Tu ekipa rozgrywa wszystko bardzo spokojnie i rozważnie, zespołowo, bo wirtuozów tu nie ma. Nie czarują niczym poza tym, że grają swoje, po prostu porywające i kapitalne pod względem melodii utwory. As siódmy to "Foggy Harbor Town", jak najbardziej nadający się i na stadiony, bo melodia zabija w refrenie i jest powalająca po prostu, ale i tu zostały wplecione w niesamowity sposób elementy epicko-rycerskie. As ósmy to morderczy "Stranded" w najlepszych tradycjach true heavy z wykorzystaniem chórków i niezastąpionego "ooo ooo".
As dziewiąty... Ileż tych asów można wyciągnąć z rękawa. Pół ballada rycerska "Beauty of the Blade" jak najbardziej zasługuje na dołożenie jej do talii asów. Akustyczny wstęp i pojawia się as dziesiąty - "The Enforcer". Taki melancholijny, epicki heavy metal gra się tylko w USA i w Europie Południowej. Jak zgrabnie tu wpleciona jest na drugim planie ta gitara akustyczna, to po prostu trzeba usłyszeć. "Followers of Set" oparty jest na motywie starożytnym, który zawsze jest trudny i tu do asa nieco zabrakło, jest to jednak utwór bardzo dobry, z ciekawie opowiedzianą historią w części instrumentalnej. Bardzo dobry jest także "Wicked Touch", gdzie w zasadzie mieszają się wszystkie style tradycyjnego heavy z lat 80-tych w melodyjnym kotle.
W ostatnim "Man/Machine"odrobina nowoczesności w postaci dołożenia growla i ten numer zawiera elementy tego grania, które teraz można określić jako modern melodic metal, z tym że słychać wyraźne nawiązania do lat 80-tych i nawet gdzieś w oddali pojawia się maidenowski motyw gitarowy.

Dziesięć Asów i nieco "słabsza" końcówka, która na innym albumie byłaby czołówką.
Bardzo dobry wokal, kompetentni gitarzyści, bardzo fajna robota perkusisty i tylko o basie można mniej powiedzieć, bo ma swoje chwile sławy tylko w "The Metal Sea".
Produkcja zdecydowanie nastawiona na przypomnienie lat 80-tych - głośna perkusja z fantastycznymi blachami, żadnej elektroniki, samplerów i podrasowania soundu.
Ta muzyka nie jest ani barbarzyńska, ani surowa, ani monumentalna. Nie ma tu nic złożonego ani żadnych podtekstów. To prawdziwy heavy metal, na jakim wychowało się pokolenie ich ojców i matek.
Kapitalna płyta zespołu, który nie może pozostać niezauważony w powodzi metalowego scrapu, udającego przywiązanie do tradycji.


Ocena: 9.6/10

2.02.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Lords of the Trident - Shadows From The Past (2018)

[Obrazek: R-12569443-1537798997-7821.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Death Dealer 04:21
2.Zero Hour 04:10
3.Tormentor 04:27
4.Burn It Down (With Fire) 03:22
5.Figaro 07:43
6.The Party Has Arrived 00:48
7.Brothers of Cain 04:03
8.Reaper's Hourglass 04:30
9.Chasing Shadows 04:40
10.The Nameless Tomb 04:36
11.The Gatekeeper 05:30

rok wydania: 2018
gatunek: heavy metal
kraj: USA

Skład zespołu:
Fang VonKillenstein - śpiew
Asian Metal - gitara
Baron Taurean Helleshaar - gitara
Pontifex Mortis - gitara basowa
Master Hercule Schlagzeuger - perkusja

Z nowym perkusistą Brettem Walterem (Master Hercule Schlagzeuger) pozyskanym w roku 2017 LORDS OF THE TRIDENT nagrał swój czwarty album "Shadows From The Past", który ukazał się 24 sierpnia 2018 nakładem Junko Johnson Records.

LORDS OF THE TRIDENT pozostaje wierny zarówno swojemu image jak i muzyce, jaką grają. Amerykanie nadal grają doskonały tradycyjny heavy metal i po raz kolejny urządzają święto muzyczne.
Wyborny początek w postaci Death Dealer niby dosyć prostego, ale okraszonego kilkoma wybornymi solami gitarowymi obu axemanów oraz kontynuacja w Zero Hour i jest ten heavy metal malowany emocjami, wniosły, dumny łagodny lecz bezkompromisowy w rytmicznym ataku. Pięknie, płynnie, bujająco grają!  Tormentor jest surowszy, niepokojący i ponury z aktorskim wokalem Tylera Christiana (Fang VonKillenstein), wspartym przez chórki, z psychodelicznymi solówkami wzmacniającymi klimat...
W szybkim rytmicznym, opartym na rokendrolowej rytmice Burn It Down (With Fire) Christian zaśpiewał rewelacyjnie w duecie z Brittney Slayes z kanadyjskiego power/death melodic UNLEASH THE ARCHERS, ale już w Figaro następuje zmiana klimatu i LORDS OF THE TRIDENT jest rozmarzony, jasny, słoneczny i nostalgiczny... i trochę może za bardzo piosenkowo-festiwalowy, ale tylko trochę. Tyrada  w Brothers of Cain jest miażdżąca, a klasyczne heavy riffy z lat 80tych mieszają się rewelacyjnie z teatralnym użyciem neoklasycznych ozdobników. Kapitalnie połączenie i rozmach znakomitej kompozycji. W tym utworze Tyler zaśpiewał wraz innym wokalistą ( Psychostick). Na tym tle Reaper's Hourglass nie prezentuje się aż tak okazale, choć to bardzo dobra kompozycja, gdzie łagodny melodyjny heavy metal zagrany z powerową energią łączy się z trudniejszą, poniekąd progresywną partią instrumentalną z kapitalnym shredem w duecie obu gitarzystów.To, że potrafią malować pastelowe emocje na heavy metalowej płótnie słychać w spokojnym Chasing Shadows oraz w The Nameless Tomb. Epicko brzmi dumnie opowiedziany The Gatekeeper na zakończenie i ma on ten refren, jakim grupa czarowała już na wcześniejszych albumach.
Klasa gitarzystów nie podlega tu dyskusji, ale tym razem i kilka razy naprawdę wyróżnił się Pontifex Mortis (Brent Clark) i słychać jego kapitalne natarcia chociażby w Brothers of Cain. Bardzo dobrze w zespołowe granie ekipy wpisał się także nowy perkusista. Wokalnie Fang VonKillenstein wypadł znakomicie i jeszcze nigdy dotąd nie pokazał takiego aktorskiego, przepełnionego emocjami śpiewu.

Produkcyjnie Tyler Christian postawił na miękkie gitary, niezbyt głośną perkusję i wyrazisty bas i odpowiedzialny za mastering Kanadyjczyk Dan Harjung wywiązał się z tego zadania jak należy.
LORDS OF THE TRIDENT pozostaje nadal zespołem niesłusznie niedocenionym w USA, jednak bardzo cenionym chociażby w Japonii i przygotowana została także wersja japońska tego albumu z dwoma dodatkowymi utworami.

ocena: 9,5/10

new 2.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Lords of the Trident - Death Or Sandwich (2009)

[Obrazek: R-6125559-1411690109-6577.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Robot's Revenge 05:09
2. The Virgin Vault 04:55
3. Heart in the Fire 04:31
4. Cliffs of Desolation 05:08
5. Alone in Cole Hall 04:49
6. The Road 05:05
7. The Barbarian Horde 05:56
8. Terminated 04:57
9. Rapeshore 04:04
10. Evil Heights 05:17
11. Heart of the Lion 05:37
12. Street Lights 06:03

Rok wydania: 2009
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Fang VonKillenstein - śpiew
Asian Metal - gitara
Socrates of Shred - gitara
Capt. Bluddbeard - gitara basowa
Korgoth - perkusja


LORDS OF THE TRIDENT pochodzi z Madison w Wisconsin.  Dziwaczne pseudonimy, dziwaczne eklektyczne  stroje...
Amerykanie lubią takie rzeczy, taki image przyciąga, ale w przypadku tej grupy jest ostatnią rzeczą, jaka ma znaczenie.
LORDS OF THE TRIDENT już w rok po powstaniu zaprezentował album, który jasno pokazuje, że tradycyjny heavy metal amerykański zbudowany na klasyce lat 80tych, może nawet na korzennym US Metalu, jest wciąż żywy i ma się znakomicie.
Niezależny, niepoddający się komercyjnym naciskom band z Madison gra kapitalne rzeczy.

Prosty, a jakże porażający melodią i pełnym patosu klimatem jest rozpoczynający ten LP The Robot's Revenge.
Wolniejsze, rytmiczne numery takie jak The Virgin Vault to skrzyżowanie epickiej mocy wczesnego MANOWAR i THOR, a równocześnie jest w tym tak klasyczny rockowy feeling!  Fantastyczny dramatyzm lekkiego epickiego grania osiągają w Cliffs of Desolation oraz w Evil Heights, także dzięki tym pełnym żaru i patosu chórkom. Porywa dumny The Barbarian Horde, choć przecież to jest zagrane bardzo delikatnie. Fenomenalnie poruszają się w rytmice umiarkowanych temp z krążącym powtarzalnym motywem gitarowym (Rapeshore).
Od czasu do czasu grają słoneczny rock/metal, prosty i nieco naiwny, ale jakże urokliwy w Heart in the Fire i w Alone in Cole Hall. Przypominają się najlepsze czasy amerykańskiego stadionowego grania SKID ROW, rokendrolowa przygoda lat 80 tych. Te nagrania po prostu wzruszają starych rockfanów. Ten szczery, prosty heavy metal Drogi w The Road...
Dewastują wykorzystaniem doświadczeń czterech dekad metalu we wspaniałym Heart of the Lion i są tu i buntem i nadzieją. Uniwersalne wartości muzyczne łączą tu wszystkie pokolenia rocka i metalu. Słabszy od innych jest raczej jednak prymitywny heavy metal w Terminated. Nieco zbyt bezrefleksyjnie bezpośrednio do tego podeszli. Nie mogło zabraknąć ryku motocyklowego silnika. Street Lights jednak oferuje rajd dosyć spokojny, odmierzany rytmicznymi gitarami i lekko hipnotyzującym powtarzalnym motywem głównym i pełnym prawdziwej refleksji refrenem, gdy Droga dobiega końca.

Połowa sukcesu to Fang VonKillenstein czyli Tyler Christian. Jego po prostu trzeba posłuchać w tych zaśpiewach wysokich i przy tym kryształowo czystych, w atakach naturalnym true metalowym głosem, oraz gdy jest gniewny i drapieżny. No i cały czas jest aktorem, gra wyśmienicie wszystkie role, jakie musi tu odegrać. A jest ich wiele, bo style i epoki zmieniają się jak w kalejdoskopie. Fantastyczni gitarzyści Akira Shimada (Asian Metal) i Brian Cole (Socrates of Shred), maskują się. Oni są wybornymi technikami i tylko udają, że najlepiej czują się w prościutkich akordach. Łatwo to wykryć, gdy się dokładniej posłucha ich gry... Sekcja rytmiczna gra rzeczy nieskomplikowane. Gdyby grała inaczej, nie byłoby tego efektu jaki tu uzyskano. Oszczędność wygrywa dla muzyki. Najlepiej rozumie to Korgoth (Corey Larson).
Surowa, niemal garażowa produkcja w niczym nie przeszkadza. To część konwencji, część image. Gdyby to było wsparte najnowocześniejszą techniką nagraniową, brzmiałoby fajnie, ale może ten klimat jaki tu stworzyli, by wyparował? LORDS OF THE TRIDENT po wydaniu tego albumu pozostał nadal zespołem prawie nieznanym. Kto jednak się z nim zetknął, nie może pozostać obojętnym wobec ich muzyki, jeśli kocha korzenny heavy metal.


ocena: 9,6/10

new 4.05.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Lords of the Trident - Plan of Attack (2013)

[Obrazek: R-7697115-1446937132-7392.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Complete Control 03:25
2. Plan of Attack 05:30
3. Song of the Wind and Sea 05:50
4. The Joust 07:02

Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Fang VonWrathenstein - śpiew
Asian Metal - gitara
Killius Maximus - gitara
Pontifex Mortis - bas
Sledge Garrotte - perkusja


W 2011 znakomity Korgoth opuszcza LOTT i jego miejsce zajmuje Sledge Garrotte. W okresie 2011- 2014 ekipa tworzy niewiele i w zasadzie godny uwagi jest tu jedynie EP (czwórka) "Plan of Attack" wydana w lipcu 2013.

Tak czy inaczej, to nieco ponad 20 minut nowej muzyki LORDS OF THE TRIDENT. Tym razem to heroiczny tradycyjny heavy metal, choć rytmiczny Plan of Attack jest nieco podszyty hard rockiem w konstrukcji. Po raz kolejny wspaniałe sola grają obaj gitarzyści, a prosta moc heavy ataku w Complete Control jest realnie heavy/power metalowa. Och, po raz kolejny te rewelacyjne wokale Fanga VonKillensteina w potoczystym refrenie. Zaraz... Tyler Christian to teraz Fang VonWrathenstein. Te krzyczane chórki są też jak zwykle wspaniałe.
Song of the Wind and Sea zaczyna się powolnie i niemal doomowo, choć potem nagle wkracza gitara akustyczna i piękny mocny śpiew Tylera, taki zdecydowany jak Chrisa Cornella po prostu. Znakomity utwór, gdzie gitary chodzą jak w SOUNDGARDEN, ale z pełni heavy metalową świadomością. No i ta mordercza część druga, gdy się tak rozpędzają!
Ileż dostojnej rockowej elegancji jest w tej epickiej opowieści The Joust. To jest takie brytyjskie, to jest takie w stylu SARACEN. Doprawdy, wyborny numer także w tym łagodnym, pełnym melancholii klimacie i pełnymi dramatyzmu wstawkami gitarowymi.

Bardzo dobra, przejrzysta i wieloplanowa realizacja zachwyca jednoczesnym zachowaniem tradycji i wykorzystania możliwości współczesnej techniki nagraniowej.
Tyler morduje, gitarzyści mordują LOTT w fenomenalnej formie!


ocena: 9,9/10

new 15.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Lords of the Trident - Frostburn (2015)

[Obrazek: R-7575380-1538117054-9731.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Knights of Dragon's Deep 04:40
2. The Longest Journey 05:16
3. Winds of the Storm 04:28
4. Manly Witness 06:29
5. Haze of the Battlefield 05:09
6. Kill to Die 04:15
7. Den of the Wolf 05:35
8. Light This City 06:13
9. The Cloud Kingdom 00:57
10.Shattered Skies 05:21

Rok wydania: 2015
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Fang VonWrathenstein - śpiew
Asian Metal - gitara
Killius Maximus - gitara
Pontifex Mortis - gitara basowa
Dr. Vitus - perkusja

Na mini albumie "Plan of Attack" LOTT przygotował tylko wstępny Plan Ataku, zaprezentowany na LP "Frostburn" wydanym w lutym 2015, przy czym nagranym już z nowym perkusistą Dr. Vitus (Joe Scarpelli III).

Tradycyjny heavy metal tej ekipy po raz kolejny jest zniewalający melodiami i klimatem oraz wybornym wykonaniem.
Zniewalają już od pierwszej chwili pełnym heavyrockowej elegancji epickim Knights of Dragon's Deep, a następnie niesamowitym lekko zagranym numerem The Longest Journey, który swoją heroiczną mocą dorównuje killerom OLD SEASON i ciekawe jak by to zabrzmiało, gdyby zaśpiewał Frank Brennan... Fang VonWrathenstein jest na tej płycie w wyśmienitej formie wokalnej i chyba jeszcze nigdy nie śpiewał z taką swobodą w nieco wyższych partiach.
Kapitalnie brzmi rycerski Winds of the Storm, markujący mocą gitar USPM, a jednocześnie takie to zwiewne i pozbawione brutalności. Piękne solo Asian Metal i w ogóle solowe zagrywki gitarzystów na tym albumie zasługują na ogromne brawa.Kreatywni pełni elegancji i ultra rockowe feelingu gitarzyści, od zawsze. Malowany po części barwami rocka lat 70 i 80 tych Manly Witness rozkwita przede wszystkim w refrenie i odczuwa się tu dążenie do gitarowego spełnienia w części instrumentalnej, nadspodziewanie mocnej w gitarze rytmicznej i lekko jazz/rockowej  w solówce. Oczywiście tylko w pierwszej, bo na końcu słychać niemal neoklasyczny shred. Gdy pojawia się w LOTT gitara akustyczna to zawsze jest ciekawie. Coś z southern na wstępie do Haze of the Battlefield, a potem kroczący miarowy epicki dramatyczny heavy metal. Jak łagodnie ten dramatyzm jest wyrażony, jak fenomenalnie i niemal niezauważalnie przyspieszają w pewnym momencie. Mistrzowski numer, mistrzowski!A w ramach zdecydowanie wyrażonej stylistyki USPM fenomenalny szybki Kill to Die, z dwoma rodzajami wokalu, z których jeden jest oczywiście wysoki, gęstym basem oraz kolejną rycerską melodią o najwyższym poziomie heroizmu. No i ta akustyczna niespodzianka, taka zresztą krótka... Ten pełen wdzięku i wystudiowanej łagodności heavy metal kontynuowany jest z kolei w  Den of the Wolf i tu po raz kolejny przepiękne sola gitarowe w końcowej części. Przepiękne sola! Ryk ruszających w drogę motocykli i grają szybki power metalowy w zasadzie Light This City i może jest to jedyna kompozycja na tym LP, która nie ma w sobie tej magicznej heroicznej rycerskiej aury, choć to także bardzo dobry kawałek. A na zakończenie eksplozja epickiej mocy heavy metalu w monumentalnym i patetycznym Shattered Skies.

Brzmienie może nie zachwyca kogoś przyzwyczajonego do nowoczesnego "sharp & clear", ale tutaj ta prosta stylizacja na średniej klasy produkcje lat 80 tych jest jak najbardziej na miejscu. Zresztą czy te lekko rozmyte surowe, ale głębokie gitary nie mają swojego uroku?!
Piękna okładka, piękny śpiew Tylera Christiana, piękna gra gitarzystów, piękne heavy metalowe kompozycje.


ocena: 9,6/10

new 24.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Lords of the Trident - The Offering (2022)

[Obrazek: 1014013.jpg?0935]

tracklista:
1.Legend 06:21
2.Acolyte 04:29
3.Charlatan 04:08
4.Feed the Wolves 03:30
5.Carry the Weight 04:01
6.Offering to the Void 04:32
7.Champion 05:12
8.The Invitation 00:43
9.Dance of Control 04:17
10.These Tower Walls 04:45
11.Power of Evil 05:41
12.The Blade 05:25
13.Heart of Ashes 07:12

rok wydania: 2022
gatunek: power metal
kraj: USA

Skład zespołu:
Fang VonKillenstein (Tyler Christian) - śpiew
Asian Metal (Akira Shimada) - gitara
Baron Taurean Helleshaar (Brian Koenig) - gitara
Pontifex Mortis (Brent Clark) - gitara basowa
Master Hercule Schlagzeuger (Brett Walter)- perkusja


Wśród kwietniowych premier, ta należy niewątpliwie do najważniejszych. 1 kwietnia i nowa płyta LORDS OF THE TRIDENT "The Offering", następca "Shadows of the Past" z 2018.

Poprzednia płyta była próbą połączenia klasycznego heavy metalu z elementami progresywnymi i vintage rocka, tym razem po raz pierwszy tak zdecydowanie Amerykanie z Madison odnoszą się do stylistyki i estetyki power metal. Choć są z USA, to nie jest to USPM i proponowany jest power metal heroiczny, ale uniwersalny geograficznie, z dużymi odniesieniami do tradycji europejskiej. To koncept rycerski, osadzony w Średniowieczu, gdzie losy jednostki, tragiczne, są ważniejsze niż bitwy i podboje.
LORDS OF THE TRIDENT to wyborny technicznie zespół, niesamowicie zgrany, ale Tyler Christian to jest po prostu Arcymistrz. To połowa siły uderzeniowej grupy, a w repertuarze power metalowym miażdży i to po występie w RAPTOR COMMAND już po raz drugi. Dostojny, epicki Legend prowadzi niezachwianie, snują tę opowieść w średnim tempie i potężne zwaliste akordy o posępnym charakterze stanowią kontrast z przepięknymi arturiańskimi refrenami. I to fenomenalne ultra epickie zakończenie w stylu MANOWAR, moc!  LOTT to zespół magiczny także gdy grają pozornie typowy melodyjny power metal szkoły europejskiej. Po prostu dewastują refrenami w Acolyte, do których dążą konsekwentnie i Tyler zachwyca, po prostu  zachwyca. Stylowo podobny Charlatan jest bardzo dobry, ale już takiej mocy rażenia nie posiada. Feed the Wolves to ukłon w stronę klasyki łagodniejszego heavy/power z USA z lat 80tych i tu akurat zwrotki prezentują się bardziej okazale niż refreny. Jest to także kompozycja z jednym z najbardziej wysuniętych na plan pierwszy wokali Tylera na tym albumie. Carry the Weight wprowadza nastrój nostalgiczny, romantyczny, gitary krążą, Tyler rockowo hipnotyzuje głosem. Piękne. Neoklasyczne ozdobniki i epicki heavy/power metal to dumny i dramatyczny Offering to the Voidi i gdy ten zespół dyskretnie korzysta z motywów neoklasycznych, jest zawsze przekonujący. Korzystając z tej broni absolutnie dewastują w These Tower Walls. Jaka rycerskość, jak to polatuje ku niebu w finezyjnych, szybkich solach gitarowych! I chóry, chóry, aż szkoda, że tak mało. Ten łagodny heroizm Champion i finezyjna partia instrumentalna... W Dance of Control przypominają ten styl, który wyróżnia ostatnio ANCIENT EMPIRE w stonowanym dawkowaniu epickiej dostojności. Ta dostojność jest porażająca i poruszająca w wolnym, majestatycznym w części wstępnej Power of Evili i znowu na myśl przychodzi ANCIENT EMPIRE i SHADOWKILLER. W The Blade Tyler to smutny i momentami gwałtowny bard oprawiony w mocne power metalowe riffy, ale przecież jest tu jakże urokliwa partia nader łagodna, z wykorzystaniem gitary akustycznej. I na koniec epicka epopeja Heart of Ashes, pełna poetyckiej zadumy i po raz kolejny Tyler to Arcymistrz. Tak subtelnie kończą tę historię opowiedzianą w ciągu godziny.

Po raz pierwszy mix i mastering dla LOTT wykonał Mistrz Jacob Hansen. Idealne power metalowe ustawienie soundu, soczyste gitary, wyrazisty bas, selektywna perkusja. Nieco skandynawskiego stylu realizacji, coś jednak i z mocy power metalu amerykańskiego się tu słyszy.

LORDS OF THE TRIDENT gra klimatyczny, rycerski power metal. Pięknie gra!


ocena: 9,5/10

new 24.03.2022

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Tylera Christiana i LORDS OF THE TRIDENT
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Lords of the Trident - V.G.E.P. (2024)

[Obrazek: 1264175.jpg?5809]

Tracklista:
1. To Kill A God 04:03          
2. Master Of Speed 03:52          
3. Jet Set City 03:39          
4. Valerie (Steve Winwood cover) 03:52          
5. The Ballad Of Jon Milwaukee 06:06

Rok wydania: 2024
Gatunek: Power Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Fang VonKillenstein (Tyler Christian) - śpiew
Asian Metal (Akira Shimada) - gitara
Baron Taurean Helleshaar (Brian Koenig) - gitara
Pontifex Mortis (Brent Clark) - gitara basowa
Master Hercule Schlagzeuger (Brett Walter)- perkusja


Trudno powiedzieć, ile lat będziemy czekać na następcę znakomitego The Offering z 2022 roku, ale LORDS OF THE TRIDENT wyda nakładem własnym EP 1 października 2024 roku.

Pięć kompozycji, z czego jedna to cover i podobnie jak w przypadku Plan of Attack, czas trwania to zaledwie 20 minut. Główną tematyką tego EP są gry wideo, jednak to mało istotne, czy śpiewają o Final Fantasy, Road Rash czy Jet Set Radio. LORDS OF THE TRIDENT wielokrotnie już udowodniło wszystkimi swoimi albumami, że mogą śpiewać i grać o czymkolwiek, a i tak to będzie muzyka interesująca i porywająca tłumy.
Od strony technicznej nie ma jak zwykle nic do zarzucenia, gitarzyści grają jak zwykle znakomicie, sola są melodyjne, bogate w melodie i techniczne, a jak na tematykę, to praca sekcji rytmicznej dewastuje tutaj większość zespołów, które grają infantylny heavy czy power metal, który trąca tandetą. Tutaj tego nie ma i to jest LORDS OF THE TRIDENT jaki się uwielbia albo nienawidzi. Tyler Christian jest jak zwykle czarujący i magiczny, on mógłby recytować książkę telefoniczną i by dewastował równie mocno. To Kill a God oraz Master of Speed to hiciory w stylu ostatnich LP LORDS OF THE TRIDENT. No, może Jet Set City bardziej nawiązuje do Chains of Fire, ale ten heavy metalowy żar nadal czaruje i pociąga w tym zespole. Valerie również ma w sobie heavy metalowy, rockowy żar MOTLEY CRUE i RATT, chociaż szczerze powiedziawszy ten cover to przecież nic specjalnego.
Czego zabrakło na tym EP? Ewidentnie ballady na miarę The Joust i tytuł The Ballad Of Jon Milwaukee jest delikatnie mówiąc mylący. To typowy, koncertowy wymiatacz w wolniejszych tempach. Było? Typowe? Tak, zagrane z przekonaniem? Jak najbardziej i do tego EP pasuje idealnie, chociaż lepiej, aby przy EP takie pomysły pozostały.

Mocna i solidna produkcja z miażdżącymi, rozdzierającymi na strzępy gitarami i grzmiącą sekcją rytmiczną ze znakomicie punktującym basem. MADE IN USA pełną gębą, chociaż osobiście preferuję to, co zrobił Jacob Hansen na The Offering w 2022 roku.
Może nie jest to tak wysoki poziom, do jakiego przez te wszystkie lata LORDS OF THE TRIDENT przyzwyczaiło, ale to i tak poziom nieosiągalny dla wielu grup heavy czy power metalowych z USA, którzy już w połowie by zaliczyli game over.
Niech żyje LORDS OF THE TRIDENT! Do kolejnego albumu!


Ocena: 8.8/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości zespołu LORDS OF THE TRIDENT oraz agencji CMM Marketing.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości